„Teściowa wychwalała zięcia swojej siostry, a na mnie patrzyła z pogardą. Dostała za swoje, bo laluś okazał się oszustem”

zięć przymila się do teściowej fot. Adobe Stock, Piotr Marcinski
„Przymilał się do wszystkich, a mnie skakała gula. Może i byłem trochę zazdrosny, ale od początku nie podobał mi się ten typek. Już sam fakt, że się tak szybko spoufalał i wszystkim walił na ciociu i wujku, był bardzo podejrzany. A te komplementy jeszcze bardziej”.
/ 05.04.2022 05:12
zięć przymila się do teściowej fot. Adobe Stock, Piotr Marcinski

Moja teściowa to dobra kobieta. Ma wiele zalet. Jest pomocna, troskliwa, kochająca. Ma też wady. Jest drobiazgowa, wiecznie przejęta tym, co pomyślą ludzie, i rozmiłowana w elegancji oraz w porządku. Dlatego właśnie nie byłem jej wymarzonym zięciem. Niespecjalnie dbam o strój i mam w nosie zdanie innych. Teściowa chciałaby, żebym był zawsze elegancki, zawsze szarmancki i żebym starał się zrobić dobre wrażenie na całej rodzinie. A ja, delikatnie mówiąc, mam to wszystko w poważaniu.

– Ola, czy on założy jutro krawat? – dzień przed sześćdziesiątymi urodzinami teścia podpytywała moją żonę teściowa; wcale nie cicho.

– Oj, mamo. Daj już spokój, naprawdę… – odpowiedziała żona zmęczonym głosem.

Nie miała już pewnie siły i do mnie, i do mamy. A teść? Teść to wszystko lekceważył. Taki sobie wypracował mechanizm obronny. Siedział i jakby wokoło nie działo się nic, wpatrywał się w mecz w telewizorze.

– Ale marynarkę chociaż włoży? Przecież idziemy do eleganckiej restauracji – teściowa nie odpuszczała.

– Zapytaj go sama.

– Właśnie, niech mama sama zapyta. Odpowiem – zadeklarowałem się, wchodząc do kuchni.

– No to jak? Włożysz?

– Krawat czy marynarkę?

– Jedno i drugie.

– Nie – odpowiedziałem ze złośliwym uśmiechem.

Co poradzę, że takie coś działało mi na nerwy. Miałem się odstawić dla teścia, który w ogóle nie zwracał na to uwagi? Dobrze wiedziałem, że chodzi o co innego. O to, żebym dobrze wyglądał na zdjęciach, którymi teściowa wypychała albumy. No i żeby rodzina nie gadała.

– Marynarki też nie?

– No nie. W koszuli będę, normalnie. Ale za to chętnie się za zdrowie teścia napiję – żartowałem.

– Dorosły mężczyzna powinien być czasem poważny – fuknęła teściowa, krzywiąc się z dezaprobatą.

– A gdzie to mama wyczytała, jaki powinien być dorosły mężczyzna? – zirytowałem się.

– Marek! – fuknęła na to Olka.

Czasem tylko ona powstrzymywała mnie przed wybuchem.

Jaki facet odstawia takie cyrki?

Na szczęście zaraz siedliśmy do obiadu i temat zniknął. Jadłem i nic nie mówiłem, bo teściowa gotowała wybornie. To musiałem przyznać. I to, że karmiła od serca. Co rusz zachęcała, żebym nałożył sobie jeszcze. Przy stole dochodziło do zawieszenia broni. Ona cieszyła się, że może karmić, a ja uwielbiałem jeść. I tak się nam życie rodzinne toczyło. Raz wojna podjazdowa, raz nerwowy pokój i chwilowe zawieszenie broni. Na przykład chwilę później, gdy chciałem zostawić u niej córkę. Wtedy propozycja rozejmu wyszła ode mnie.

– Mamo, a wzięłabyś pojutrze Małgosię? – pytałem przymilnie.

– Marek, mama będzie zmęczona po imprezie – denerwowała się Ola. 

– E tam, przecież urodziny wyprawiamy w knajpie – machnęła ręką teściowa. – O której przyprowadzicie małą?

– No, jak się wyśpimy po imprezie…

W sumie matka Oli była w porządku, tylko czasem się czepiała. Sprawę ratował fakt, że dobrze wiedziała, jak bardzo kocham żonę i córeczkę, i że się o nie troszczę. A ja zdawałem sobie sprawę, że mimo wszystkich wad jest za nami całym sercem. Trzymałem więc nerwy na wodzy.

Szlag mnie jednak trafiał, jak spotykaliśmy się z siostrą teściowej. I wcale nie chodziło o nią samą, ale o jej przyszłego zięcia. Zięcia z bajki. Moja teściowa często przywoływała go jako wzór, ale jak się z nimi spotykaliśmy, to dostawała wariacji. Przyszły zięć ciotki Marty miał na imię Jerzy, zawsze w garniturze i krawacie, no i był chodzącą galanterią. Pierwszy przyleciał do drzwi, jak weszliśmy do sali, gdzie zorganizowana została teścia sześćdziesiątka.

– Dzień dobry cioci, dzień dobry wujowi – całował teściową po rękach, a ona cała aż pokraśniała. – Ja wiem, że to wujka jubileusz, ale ciocia wygląda, jakby obchodziła swoje trzydzieste – przymilał się ten śliski typek, a mnie skakała gula.

Już sam fakt, że się tak szybko spoufalał i wszystkim walił na ciociu i wujku, był bardzo podejrzany. A te komplementy jeszcze bardziej. I wcale nie przemawiała przeze mnie zazdrość.

Potem poprowadził moją teściową na miejsce, odsunął jej krzesło i zarezerwował sobie pierwszy taniec. Zaraz przyszła siostra teściowej i razem rozpływały się nad jego zaletami. Tak głośno, oczywiście, żebym i ja słyszał.

– Co za koleś! – warczałem nad talerzem, a Ola śmiała się ze mnie.

– Nie bądź zazdrosny, bądź lepszy dla mamy – żartowała.

Potem, oczywiście, były tańce. Ja tańczyć za bardzo nie umiem, więc jak już wstaję do pląsów, to tylko po kielichu, i tańczę sam albo z żoną. Jerzy oblatywał wszystkie ciotki, a potem jeszcze przynosił rzutnik i projektor, na którym wyświetlał slajdy z rodzinnych zdjęć. I to nie swojej rodziny.

– To jest podejrzane… – burknąłem tamtego wieczoru do Olki.

– A ty dalej? – uśmiechnęła się.

Mówię ci, coś tu jest nie tak.

– Mareczku, za dużo wypiłeś i grasz jakiegoś detektywa – kpiła.

– Ola, przecież on nawet nie zdjął marynarki. A my wszyscy w koszulach z popodwijanymi rękawami – zatoczyłem ręką koło, żeby jej uświadomić, że wszyscy faceci są podobni, tylko ten Jerzy odmieniec.

Ale ona tylko się śmiała. A teściowa i reszta pań rozpływały się nad zestawem rodzinnych fotografii przygotowanych przez tego cholernego Jerzego.

Ładnie urządził biedną Anię

Minęło jednak kilkanaście miesięcy i co? Stanęło na moim! Jerzy ożenił się córką ciotki. Wesele było wspaniałe, a on znów doprowadzał mnie do szału, a panie do obłędu. Potem młodzi zaczęli budować dom. Stanął na działce, którą Jerzy dostał od swoich rodziców. Pieniądze na budowę wzięli częściowo z wesela, częściowo dostali od rodziców Anki. No bo przecież tamci dali ziemię.

Dom stanął i wtedy zaczęły się problemy. Jerzy zmienił się nie do poznania. Robił dziewczynie awantury, wyprowadzał się z domu, oskarżał ją o zdrady.

– Matko jedyna, kto by pomyślał. Taki dobry chłopak! – wypaliła teściowa któregoś dnia przy obiedzie. – Dobrze wychowany, elegancki, kulturalny. A teraz takie rzeczy…

– Co z tego, że elegancki? Niejednego złego eleganta ziemia nosiła – wtrącił teść nieoczekiwanie.

– No, wiesz! Teraz wyskakujesz?! Szkoda, że nie byłeś taki mądry wcześniej. Też ci się podobał!

– Nie podobał mi się. Tobie się podobał i od razu założyłaś, że skoro tobie się podoba, to mnie też musi – mruknął teść, a ja zachichotałem.

Teściowa spojrzała na mnie, jakbym to ja zażartował.

– A ty się pewnie cieszysz? – rzuciła.

– Mamo, jesteś niesprawiedliwa! – powstrzymywała ją Ola, a ja pęczniałem z dumy; w końcu byłem górą.

– No co? Przecież widzę, że się cieszy. Kto wie, czy on lepszy?

– Gdybym miał odejść, dawno by mnie do tego mama zmotywowała – zażartowałem bez cienia litości.

– O widzisz! – krzyknęła teściowa.

Tragedia rodzinna toczyła się dalej. Elegancki Jerzy, jak go sobie sam nazwałem, przestał być elegancki w ogóle. Złożył pozew rozwodowy w sądzie. Córka ciotki próbowała na początku go powstrzymać. Zarzekała się, że rozwodu mu nie da, ale on postanowił jej uprzykrzyć życieGnębił ją psychicznie, straszył, czepiał się wszystkiego. Oczywiście w białych rękawiczkach, tak żeby nie można mu było tego wyciągnąć w sądzie.

W końcu się rozeszli i wtedy okazało się, o co Jerzemu chodziło. Otóż ziemia, na której stoi dom, ciągle należała jeszcze do jego rodziców. Oczywiście żonie naopowiadał co innego, podobno pokazał nawet jakieś papiery. Córka ciotki za mądra nie była, we wszystko uwierzyła. Cóż, zwyczajnie dziewczynę oszukał. W każdym razie to, co wybudowane na działce, wedle prawa należy do jej właściciela, więc praktycznie cały wkład rodziny ciotki przepadł. No, dramat.

Anka wpadła w rozpacz. Nie tylko dlatego, że straciła męża, ale też dlatego, że zrujnowała rodzinę. Zachorowała na depresję. Trzeba ją było oddać do szpitala, żeby ją ratowali. Siostra teściowej i jej mąż byli załamani. A ja, wstyd się przyznać, ciągle czułem pewną satysfakcję.

– Widzisz, mamo, jaki amant. Mówiłem, że normalny facet nie odstawia takich teatrzyków – triumfalnie wtykałem teściowej szpile.

Nie odpowiadała na zaczepki. No bo w końcu ja miałem rację. Nie mogła zaprzeczyć.

Któregoś dnia przyszliśmy do teściów, a ciotka zamknęła się z teściową w pokoju. Słyszałem, jak płacze. Nawet teść był poruszony. Pokazał nam tylko, żebyśmy byli cicho i poszli do stołowego. Po jakimś czasie wyszła teściowa, a za nią ciotka. Cała zapłakana. Chciała nam powiedzieć „do widzenia”, ale tak łkała, że nic z tego nie wyszło. Mama odprowadziła ją do drzwi. Wróciła do pokoju i siadła.

A ja, jak to ja. Walnąłem z grubej rury.

– Co? Opłakiwałyście Jureczka? – zapytałem, lecz szybko zdałem sobie sprawę, że przesadziłem.

Olka spojrzała na mnie tak, że aż mnie dreszcze przeszły, teść zakasłał, a teściowa? Teściowej się oczy zaszkliły, wstała i poszła do kuchni.

– Ależ ty durny jesteś! – wycedziła Olka; nawet Małgosia patrzyła na mnie jakoś dziwnie.

– No, przepraszam, przesadziłem… – podkuliłem ogon.

– Pójdę do mamy – powiedziała moja żona, ale złapałem ją za rękę.

– Nie, czekaj, ja pójdę.

Wstałem i poszedłem do kuchni. Teściowa siedziała na taborecie z głową wspartą na ręce. Popatrzyła na mnie, a w oczach miała kapitulację. Pomyślałem, że byłem świnią, kiedy tak okrutnie zażartowałem, i będę jeszcze większą, jeśli wykorzystam tę sytuację. Nie czas i pora na żarty.

– Przepraszam, mamo. Przesadziłem – uśmiechnąłem się lekko.

– Nic nie szkodzi. Mamy za swoje z ciotką. Byłyśmy głupie.

– Przecież to nie wy wzięłyście go sobie za męża, tylko Anka…

– Ale mogłyśmy odradzać, a myśmy ją zachęcały – była zrozpaczona. – Naiwne byłyśmy, i tyle.

– Nie byłyście naiwne, tylko normalne. Kto mógł go podejrzewać?

– Tobie się nie podobał. Ojcu też…

– Oj, tam, nie podobał. Zazdrosny byłem! – przyznałem wreszcie.

– Zazdrosny? O kogo? O Olę? – zdziwiła się teściowa i wyprostowała.

– Nie o Olę. O ciebie – uśmiechnąłem się, żeby zabrzmiało to trochę jak żart; nie chciałem się tu, mimo wszystko, rozpływać.

– O mnie? Aleś to dziwnie okazywał!

– No, nie ułatwiałaś mi sprawy – już miałem zacząć, ale się opamiętałem. – Nie o to chodzi. Przestań się zamartwiać. Co się stało, to się nie odstanie. Młoda z tego wyjdzie, ciotka z wujkiem się odkują, a ty masz dla kogo żyć. Po co się tak denerwować… – dawałem z siebie wszystko i widać, że podziałało.

Jeszcze nie widziałem, żeby mama tak na mnie patrzyła. Dłuższą chwilę siedziała w milczeniu, a potem usłyszałem bardzo niespodziewane słowa:

– A wiesz, co mi ciotka dzisiaj powiedziała? – też się uśmiechnęła.

– Co?

– Że mi zięcia zazdrości!

Roześmialiśmy się oboje.

Zrozumiałem wtedy, że te nasze wojenki nic nie znaczą. Że jesteśmy dla siebie ważni. Nawet jeśli nie dogadujemy się ze sobą do końca, nawet jeśli nadajemy na innych falach, nawet jeśli jedno jest niepodobne w ogóle do drugiego, to i tak łączy nas bardzo, bardzo dużo. Ola i Małgosia. I to wystarczy. To oboje rozumiemy.

Czytaj także:
„Marzyliśmy o ślubie kościelnym, ale ksiądz z nas zakpił. Najedliśmy się wstydu na naukach przedmałżeńskich”
„Miałam dość kpin z mojej samotności, więc na rodzinną imprezę wynajęłam faceta. Popełniłam duży błąd – zakochałam się”
„Przez 15 lat byłem kochankiem Grażyny. Byłem jej planem B, który zawsze czekał na nią, jak potulny piesek”

Redakcja poleca

REKLAMA