„Natalię kochałem od liceum, ale los ciągle nas rozdzielał. Postanowiłem wyznać jej miłość w przeddzień jej ślubu”

Uwodziłem kobiety dla zabawy, aż karma się nie zemściła fot. Adobe Stock, Tiko
„Umówiłem się z nią na następny dzień. Musiałem jej powiedzieć. To, że podoba mi się od liceum. Że chcę z nią być, że pragnę jej do bólu. Że wciąż mi się wymyka, a ja próbuję zastępować ją namiastkami, ale to nie może się udać, bo żadna nie była nią. Wiedziałem, że ją stracę. Skoro bierze ślub, zapewne kocha swojego narzeczonego. Ale musiałem”.
/ 12.12.2022 14:30
Uwodziłem kobiety dla zabawy, aż karma się nie zemściła fot. Adobe Stock, Tiko

Kiedy poznałem Natalię, byliśmy smarkaczami w liceum. Gdy zobaczyłem ją na szkolnym korytarzu, od razu mi się spodobała. Długie, jasne włosy, brązowe oczy. Uśmiechnięta, ale nie rozchichotana w głupkowaty sposób, jak się zdarza nastolatkom. Raczej małomówna, ale umiała poczęstować człowieka taką ironią, że zostawał z szeroko otwartą gębą, nie bardzo wiedząc, co go trafiło.

Bardzo mi się to w niej podobało

Niestety, brakowało mi pewności siebie i śmiałości, by zdobyć się na wyznanie. Zresztą w tym wieku zakochujesz się równie łatwo, jak odkochujesz. Zaczniesz z kimś chodzić, a po miesiącu ci się odwidzi i zamiast koleżanki czy dziewczyny masz wroga. Dlatego Natalia była moją skrytą sympatią. Sympatią, bo słowa „miłość” nie odważyłem się wtedy używać. Nasze drogi wciąż się przecinały, mimo że chodziliśmy do różnych klas. Miałem okazję na nią patrzeć, słuchać jej, ale… bałem się zagadać. Dopiero przed studniówką zebrałem się w sobie i zapytałem, czy pójdzie ze mną. Do dziś nie mam pojęcia, skąd wziąłem tyle śmiałości. Ale niestety nagrody za odwagę nie dostałem.

– Och… – spojrzała na mnie zaskoczona i jakby zawiedziona. – Adam wczoraj mnie zaprosił. Gdyby nie to, że już obiecałam…

– Jasne, nie ma sprawy, po prostu pomyślałem…

– Nic straconego, prawda? Możemy przecież razem zatańczyć. Tylko mnie poproś do tańca… – zanuciła.

Na studniówce zjawiłem się z kuzynką, dzięki której nie wyszedłem na ostatniego lamusa, gdybym stawił się sam. Tańczyłem więc z dwa lata starszą siostrą cioteczną, której musiałam zapłacić, żeby raczyła ze mną przyjść, a w tłumie wypatrywałem Natalii. W zielonej, długiej sukience wyglądała zjawiskowo. Nie było nam jednak dane zatańczyć – kręciliśmy się po parkiecie w różnych grupach, każde ze swoją klasą. Niby mógłbym spróbować „odbijanego”, ale chyba wyczerpałem limit odwagi… Okazja przeszła mi koło nosa, a po maturze straciłem Natalię z oczu. Umawiałam się na randki, czy raczej nie odmawiałam, gdy jakiejś dziewczynie wpadłem w oko, ale nadal myślałem o Natalii, odleglejszej niż kiedykolwiek. Aż w trakcie połowinek zauważyłem ją w kącie sali, wynajętej dla naszego roku, w towarzystwie jednego z kolegów.

– Natalia…? – nie mogłem uwierzyć własnym oczom.

– Marek! – ucieszyła się. – Co ty tu robisz?

– Świętuję połowinki, jako student trzeciego roku archeologii. A ty?

Ja… jestem tu z Arturem. Tak jakby… spotykamy się od miesiąca.

Tak jakby? Chyba nie dla Artura. Był taki zazdrosny i taki zaborczy, że niemal nie wypuszczał Natalii z objęć.

Nie pogadaliśmy wiele

Dowiedziałem się tyle, że studiuje medycynę w stolicy. Zawsze jakiś punkt zaczepienia. A chciałem go mieć, bo jedno spojrzenie na Natalię wystarczyło, bym poczuł motyle w brzuchu. Nie było łatwo utrzymać kontakt, gdy każde z nas studiowało w innym mieście. Teraz są różne portale społecznościowych, ale wtedy… Dobrze, że mieliśmy już telefony komórkowe. Wymieniliśmy się numerami i dzwoniliśmy do sobie albo słaliśmy esemesy. Na szczęście przez telefon moja przeklęta nieśmiałość mniej dawała o sobie znać. Wiedziałem, że Natalia czasem przyjeżdża do Lublina, ale wtedy chyba spotykała się z Arturem. Przecież nie będę się wcinał między wódkę a zakąskę i mieszał im w randkach. Kończyłem więc studia, jeździłem na wykopaliska, pracowałem w muzeum na pół etatu, bawiłem się, prawie się zaręczyłem… Sam nie wiem, co mi odbiło. Spotykałem się z Edytą raptem kilka miesięcy. Powoli przeradzało się to może w coś poważniejszego, ale nadal byliśmy dzieciakami. Podejrzewam, że tak mi się spieszyło, bo Natalia zniknęła z mojego życia.

Ot tak, pewnego dnia przestała odpisywać na esemesy, a kiedy dzwoniłem, włączała się poczta głosowa. Nie wiedziałem, co się stało. Niemal wariowałem przez pierwsze dni, czekając na jakikolwiek sygnał. Z drugiej strony nie mogłem ciągle dzwonić, bo niby co mnie upoważniało do ścigania jej i szukania niczym jakiś desperat? W końcu automat poinformował mnie, że numer nie jest już osiągalny. Wtedy nikt nie przenosił ze sobą numeru z sieci do sieci, często więc zmienialiśmy numery telefonów, kiedy kończyła się ważność karty na doładowania. Mogłem zapytać kogoś z jej bliższych znajomych, ale się bałem. Sam nie wiem czego. Może tego, że miała jakiś wypadek, zachorowała albo… wyszła za mąż. Dlatego ja oświadczyłem się Edycie. Pora skończyć z tym przydługim, jednostronnym zauroczeniem. Bo przecież Natalia nigdy nie dała mi odczuć, że znaczę dla niej coś więcej.

Pora zacząć żyć tu i teraz

Nie myśleliśmy z Edytą o ślubie. Musieliśmy skończyć studia, obronić pracę magisterską, znaleźć pracę… Na razie dojrzewaliśmy do tego, by razem zamieszkać, i szukaliśmy pracy, gdzie się dało. W moim rodzinnym mieście dla archeologa wielu możliwości nie było. Ostatecznie wylądowaliśmy w Krakowie, ja zacząłem pracę w muzeum archeologicznym, a Edyta w szkole, jako nauczycielka matematyki. Zaczynało nam się chyba układać… I wtedy, przechodząc przez Floriańską, spotkałem Natalię. Myślałem, że mi się przywidziało. Miała jaśniejsze włosy, niż pamiętałem. Ubrana też była inaczej – spódnica do kolan, buty na obcasie, elegancki płaszcz. Wahałem się, czy podejść. Bo czy to będzie ona, czy nie ona, odchoruję potem to spotkanie, które tak czy siak skończy się zawodem. Miałem już tego dość. Ile można? Zacząłem się wycofywać, ale wówczas ona nagle się odwróciła i zauważyła mnie. Jakby mnie wyczuła.

Marek? Co ty tu robisz?

Wzruszyłem ramionami.

– Mieszkam, pracuję…

–W Krakowie? Ja też! Przeniosłam się tu na staż do szpitala.

– A Artur? Też tu mieszka?

– Nie. Artur… to już przeszłość – powiedziała. – Od dawna.

– Aha. Dzwoniłem do ciebie, ale numer był niedostępny. Więc…

– Więc odpuściłeś. Widać ci nie zależało – może mi się wydawało, ale w jej głosie zabrzmiał wyrzut.

– Utopiłam telefon razem z kartą SIM. Straciłam wszystkie kontakty. Mam nowy numer, zaraz ci go podyktuję.

I tak Natalia znowu wkroczyła do mojego życia. Znowu pisaliśmy do siebie esemesy, dzwoniliśmy, parę razy wyskoczyliśmy na kawę. Nic zobowiązującego, nic budzącego wielkie nadzieje, ale dość, bym zerwał z Edytą. Wiedziałem, że ją oszukuję. W moim sercu niepodzielnie królowała Natalia, nic tego nie zmieni. To nie była miła rozmowa. Padło dużo przykrych słów, polało się sporo łez, pretensji i żalu, ale zrobiłem to też dla Edyty. Nie zasłużyła sobie, by być zastępstwem albo plastrem na moje zranione serce. Ślub powinno się brać z tą jedną jedyną, a nie dlatego, że już pora, że jakoś to będzie, przecież się lubimy i dogadujemy. Może wystarczyłoby to w innym przypadku, ale nie w sytuacji, gdy ona kochała mnie, a ja wciąż byłem zakochany w innej.

To nie mogło się udać

Bałem się finału w postaci rozwodu i wzajemnej nienawiści z powodu zmarnowanego życia. Rozstanie z Edytą, choć ciężkie, dodało mi wiatru w żagle. Umówiłem się z Natalią, gotów do wyznania. No bo skoro Artur to przeszłość, ja też jestem wolny, to może byśmy spróbowali…

– W liceum mi się podobałeś, ale wstydziłam ci się o tym powiedzieć – uprzedziła mnie. – Wydawałeś się taki niedostępny, chłodny, daleki – zaśmiała się. – Szok, że mówię ci to teraz, kiedy… – urwała i spojrzała na mnie jakoś dziwnie.

– Kiedy co?

Kiedy wychodzę za mąż.

Jakbym dostał obuchem w głowę. Gwar kawiarni gdzieś zniknął. Kolejny raz się spóźniłem. Kolejny raz się minęliśmy.

Musisz koniecznie przyjść na wesele. W końcu obiecałam ci taniec! – mrugnęła do mnie.

– Ja…? No tak. Wypada zatańczyć z panną młodą.

– No właśnie.

Nie wiedziałem, co mam ze sobą zrobić. Kolejny raz Natalia pojawiła się w moim życiu, żeby za chwilę zniknąć. Tym razem ostatecznie. Los grał mi na nosie, pokazując i zaraz zabierając to, czego najbardziej pragnąłem. Dostałem zaproszenie. Śliczne, delikatne, ręcznie robione. Za trzy miesiące kobieta, która wbiła się we mnie jak drzazga, nie do wyjęcia, nie do zignorowania, wyjdzie za mąż… I co? Znowu bez słowa oddam ją innemu? Jak skończony idiota? Umówiłem się z nią na następny dzień. Musiałem jej powiedzieć. To, że podoba mi się od liceum. Że chcę z nią być, że pragnę jej do bólu. Że wciąż wymyka mi się z rąk, a ja próbuję zastępować ją namiastkami, ale to bez sensu, nie może się udać, bo żadna nie była nią. Wiedziałem, że ją stracę. I dobrze. Skoro bierze ślub, zapewne kocha swojego narzeczonego. Ale musiałem to zrobić. Podobno musisz przeżyć odrzucenie, by skończyć z jednostronną miłością. Im boleśniejsze odrzucenie, tym lepiej, przestaniesz się trzymać smyczy nadziei. Wóz albo przewóz. Jeśli Natalia zerwie ze mną kontakt, to już na zawsze, bym wreszcie i ja mógł ułożyć sobie życie. Bez niej.

No i wypaliłem, gdy tylko ją zobaczyłem

Tłumione tyle lat słowa i uczucia wylewały się ze mnie nieskładną falą. Mówiłem, że ją kocham, że chciałbym z nią spędzić więcej czasu, najlepiej całe życie. Plotłem, że ma piękne oczy, że uwielbiam jej kąśliwe poczucie humoru, a podziwiam za to, że ciężko pracowała, by spełnić swoje marzenie i zostać lekarzem. Cały w pąsach wyznawałem, że chciałbym mieć prawo ją całować, dotykać, mówić jej dobranoc jako ostatni i witać co rano jako pierwszy. Kiedy wyczerpały mi się słowa i odwaga, zamilkłem i zamknąłem oczy. Nie chciałem widzieć zmieszania czy wręcz zażenowania na jej twarzy. Nie chciałem widzieć, jak umyka spojrzeniem, mówiąc: „Bardzo cię lubię, ale…”.

Nie zdążyłem zapaść się ze wstydu pod ziemię, bo poczułem na ustach pocałunek. To nie był koleżeński cmok czy słodko-gorzki pocałunek na pożegnanie. Całowała mnie tak, jakby też była spragniona, jakby też na to czekała od dawna. Miałem wrażenie, że cały świat się zatrzymał, liczyło się tylko to, co czułem. Jej smak, jej zapach, miękkość jej włosów, w które wplotłem palce. Gdy się od siebie oderwaliśmy, wydyszała:

– Czy muszę łapać się takich sztuczek, żebyś wreszcie wyszedł z tej swojej bezpiecznej bańki?

– Sztuczek? – nie zrozumiałem i zaraz spanikowałem. – Całowałaś mnie dla kawału?

– Nie, głupku. Nikt tak nie całuje dla żartu. Nie ma żadnego ślubu.

– Jak to? – wciąż nie odzyskałem jasności myślenia. – A zaproszenia?

– Było jedno, specjalnie zrobione dla ciebie. Nie wychodzę za mąż. Nie za tamtego zmyślonego kawalera. Chodziło o ciebie, o mnie, o nas, chciałam jakoś zmusić cię do działania…

– To nie mogłaś po prostu powiedzieć? – spytałem.

– A ty? Nie mogłeś po prostu powiedzieć, co czujesz? Skąd miałam wiedzieć…?

Zamyśliłem się.

Chyba za bardzo bałem się odmowy. Wolałem wciąż się łudzić, być dla ciebie chociaż kumplem z liceum, prawie przyjacielem, z którym nie czujesz się niezręcznie, niż w ogóle cię stracić.

Uśmiechnęła się smutno

– No i masz swoją odpowiedź. Ja też coś tam podejrzewałem, miałam nadzieję, ale nie chciałam się ośmieszyć, wychodząc pierwsza przed szereg. Wolałam najpierw zyskać pewność…

Oboje się nie popisaliśmy. Nieśmiali mają pod górkę. A jak zakocha się w sobie dwoje nieśmiałych introwertyków, to już w ogóle rosną przed nimi Himalaje. Nawet teraz, gdy to powiedziała, gdy już się całowaliśmy i nie było mowy o powrocie do niewinnie przyjacielskiego układu, wciąż bałem się uwierzyć.

– Zatem… podsumujmy. Ja cię kocham od lat, ty od lat czujesz coś do mnie, ale wciąż się mijaliśmy i traciliśmy szanse na coś więcej, bo baliśmy się zachwiać obecnym status quo, więc…

Więc już nic nie mów! – jęknęła ze śmiechem. – Zabierz mnie gdzieś, gdzie bez świadków będziemy mogli kontynuować od miejsca, w którym skończyliśmy… – uroczo i znacząco poruszyła brwiami. 

Czytaj także:
„Gdy zmarł teść, teściowa się zmieniła. Obsesyjnie interesowała się naszym życiem, nieproszona cerowała moje majtki”
„Zostawiłam syna z babcią, żeby zarobić w Stanach na jego przyszłość. Gdy wróciłam, zastałam zepsutego, rozpuszczonego egoistę”
„Mściłam się na byłym mężu dojąc go z kasy. Jego dzieci z drugą żoną nosiły ciuchy po kuzynach, a moje miały najnowsze smartfony”

Redakcja poleca

REKLAMA