„Nasza gosposia zamiast pucować dom, podrywała ojca. Cwaniara chciała za wszelką cenę zająć miejsce mamy”

smutna kobieta fot. Adobe Stock, VICHIZH
„– Zaczęła się stroić, malować i udawać damę. Zauważyłam, że nadskakuje ojcu. A to mu kawę do gabinetu niesie, a to ciasteczka, które ponoć sama upiekła, a może herbatkę pan mecenas wypije itd. Wdzięczy się do niego jak jakaś podfruwajka. Wiesz, tak go trochę kokietuje, ale to przecież jest w sumie zabawne. Ba, nawet groteskowe”.
Listy od Czytelniczek / 15.11.2023 07:15
smutna kobieta fot. Adobe Stock, VICHIZH

Odkąd pamiętam, w naszym domu, oprócz mnie, mamy i taty, zawsze mieszkała pani Halina. Kiedy byłam dzieckiem, opiekowała się mną, odprowadzała do szkoły, sprzątała, gotowała posiłki i wypiekała fantastyczne ciasta. Wszyscy w domu, łącznie z dalszymi krewnymi rodziców, traktowali ją jak członka rodziny. Spędzała z nami święta i uczestniczyła we wszystkich rodzinnych uroczystościach.

Pewnego ranka, niedługo przed moją maturą, pani Halina jak zwykle przygotowała nam śniadanie, ale nie usiadła z nami przy stole. Powiedziała tylko, że trochę źle się czuje, i poszła do swojego pokoju. Gdy po godzinie stamtąd nie wyszła, mama zajrzała do niej. Znalazła gosposię leżącą na podłodze. Tamtego dnia nasza pani Halina odeszła na zawsze. Zrobiła to dyskretnie, po cichu, w swoim stylu. W domu zapanował nastrój żałoby.

Trudno było zastąpić najlepszą gosposię

Ale kilka tygodni po pogrzebie, mama zaczęła szukać nowej gosposi.
Od tamtej pory przez nasz dom przewinęło się mnóstwo pań ubiegających się o tę posadę, jednak żadna nie zagrzała miejsca na dłużej niż dwa, trzy miesiące. Jedynym wyjątkiem była pani Wanda, osoba w kwiecie wieku, z którą mama wytrzymała ponad pół roku.
Panią Wandę zgubiła pewna słabość. Bardzo jej odpowiadały kosmetyki należące do mamy, które ku zdumieniu właścicielki, nagle zaczęły się błyskawicznie zużywać. Mama podejrzewała, że to ja pod jej nieobecność zapraszam koleżanki i urządzamy sobie sesje makijażu. Gdy prawda wyszła na jaw, pani Wanda odeszła.

Musze przyznać, że mama nie miała zbyt wygórowanych wymagań. Od idealnej gosposi wymagała jedynie utrzymywania domu w należytym porządku i czystości, gotowania obiadów i prasowania ubrań, ale nawet nie wszystkich. Najważniejsze były bowiem koszule mego taty. Miały być idealnie gładkie, bez fałdek i zmarszczeń.

Nie chciało się im pracować

Rodzice nie chcieli, by następczyni pani Haliny mieszkała w naszym domu. Po prostu wiadomo było z góry, że żadna nie zastąpi ideału. Panie przychodziły więc do nas na 5-7 godzin dziennie, a gdy trzeba było pomóc w przygotowaniu przyjęcia, zostawały na dłużej. Rzecz jasna za dodatkową opłatą.

Niestety, każdej zależało na pracy przez pierwszy miesiąc, a potem zaczynały się konflikty. Najczęściej chodziło o niedokładne sprzątanie czy wręcz niesprzątanie w ogóle. Po kilku tygodniach obopólnego zachwytu, pojawiał się też nowy problem: zaczynały ginąć różne drobiazgi, które może nie były bardzo cenne, lecz jednak potrzebne w gospodarstwie, jak np. posrebrzana taca lub porcelanowe filiżanki.
Poszukiwania idealnej gosposi trwały kilka lat i stały się przedmiotem rodzinnych żartów i anegdot.

Ta wydawała się idealna

– No, chyba tym razem trafiłam – w słuchawce usłyszałam teatralny szept. – Mówię ci, Gabrysiu, znalazłam skarb. Zosia, ta moja psiapsiółka od pilatesu, poleciła mi gosposię, która pracowała u jej brata. On wyjechał z rodziną za granicę i ta Julia została bez roboty. No to wzięłam ją na próbę. Na razie to trzeci dzień, ale wszystko wygląda dobrze. Kobieta się stara. Zresztą sama zobaczysz. Wpadniesz w piątek na obiad? W weekendy ona ma wolne, więc tylko w tygodniu ją można zobaczyć – z tonu głosu mamy zorientowałam się, że jest naprawdę zachwycona.

Ja też się ucieszyłam, bo to oznaczało, że nie będę musiała wpadać do rodziców po to, by pomóc w porządkach czy zakupach. Nie mieszkałam już z rodzicami od dłuższego czasu i siłą rzeczy nie miałam dość czasu, by bywać u nich często. Julia – młodsza od mamy o dobrych kilka lat – była wdową, dobiegała sześćdziesiątki.

Widać było, że ma doświadczenie w prowadzeniu domu, bo dokładnie sprzątała wszystkie zakamarki, umiała gotować, i co ważne – słuchała w tej kwestii wskazówek mamy. Ponadto perfekcyjnie prasowała koszule taty.

– Mieliśmy dużo szczęścia, Gabrysiu – mówiła mama. – Pani Julia to prawdziwy skarb. Na dodatek jest uczciwa i czysta. Wiesz, jak bardzo nie lubię niechlujstwa – mama nie mogła się nachwalić nowej gosposi; nareszcie miała pomoc z prawdziwego zdarzenia.

Zrobiła na mnie dobre wrażenie

Była osobą znającą swoją wartość, a jednocześnie umiała się zachować, nie kręciła się bez potrzeby po domu, kiedy rodzice odpoczywali lub chcieli ze sobą spędzić czas bez świadków. Jak mówią wojskowi, „znała swoje miejsce w szeregu”. Umiała też znakomicie zorganizować pracę. Najlepiej widać to było, gdy sprzątała. Żadnych zbędnych ruchów, niepotrzebnego biegania po mieszkaniu. Wszystko robiła systematycznie, dokładnie i szybko.

Tata miał fioła na punkcie perfekcyjnie wyprasowanych koszul. Twierdził, że adwokat musi wzbudzać zaufanie, a prawnik w pomiętej koszuli nie jest szanowany. Po poprzednich gosposiach mama zawsze poprawiała mankiety i kołnierzyki. Tymczasem Julia sprawdzała się w tej roli bez zarzutu. Mama od razu zwróciła uwagę na tę jej umiejętność, a tata, by jej zrobić przyjemność, powiedział nawet, że prasuje lepiej niż jego żona.

Byłam bardzo zadowolona, że rodzice mają pomoc z prawdziwego zdarzenia, że mama nie musi się martwić drobiazgami i patrzeć gosposi na ręce. Uspokojona i zajęta swoimi sprawami nie odwiedzałam rodziców przez miesiąc. Rozmawiałam z nimi przez telefon, głównie z mamą, ale były to przeważnie rozmowy z cyklu: „co słychać?”, „wszystko w porządku”, „niebawem do was wpadnę, to dłużej pogadamy”. Muszę się przyznać, że wtedy w moim życiu pojawił się Maciek. Wysoki, dobrze zbudowany brunet, przedmiot westchnień wszystkich moich koleżanek.

A potem się zmieniła

Gdy Maciek wyjechał służbowo na kilka dni, ja zyskałam wolne popołudnie i wpadłam do rodziców bez uprzedzenia. Ojciec siedział jak zwykle w swoim gabinecie i przeglądał jakieś papiery, mama robiła coś w kuchni. Zauważyłam, że jest dziwnie przygaszona.

Spostrzegłam także duże zmiany w wyglądzie i zachowaniu pani Julii. Wystrojona w elegancką suknię z wielkim dekoltem wyglądała, jakby przyszła na przyjęcie, a nie do pracy z mopem. Musiała być świeżo po wizycie w salonie fryzjerskim i u kosmetyczki. Nowa fryzura, niezły makijaż stosowny do wieku i elegancki, hybrydowy lakier na wypielęgnowanych paznokciach nie pasowały do kobiety, która zajmowała się prowadzeniem czyjegoś domu. Musiała wydać na te zabiegi całkiem sporo kasy – pomyślałam. – I do tego ta sukienka! Jakim cudem stać ją na to wszystko? U rodziców zarabia nieźle, ale to nie są przecież aż takie kokosy!

Zagadałam do niej zaraz po przyjściu, ale ze zdziwieniem zauważyłam, że Julia stała się nieuprzejma, wręcz opryskliwa. Bardzo mi się to nie spodobało.

Skąd taka gwałtowna zmiana? – zastanawiałam się. – I dlaczego mama znosi jej zachowanie? Dawniej opryskliwe gosposie błyskawicznie znikały z tego domu.

Mama tolerowała jej opryskliwość

Zaciągnęłam mamę do swojego dawnego pokoju. Julia akurat zajęta była czymś w głównym salonie.

– Dlaczego Julia jest taka opryskliwa? Pokłóciłyście się? Co się stało? – zarzuciłam mamę pytaniami.

– Nie, dlaczego, córeczko? – mama wzruszyła ramionami.

Spytałam więc o to ubranie i fryzurę Julii.

– Ach, to – odparła mama. – Mniej więcej miesiąc temu zaczęła się stroić, malować i udawać damę. Sama zresztą widziałaś. Zauważyłam, że nadskakuje ojcu. A to mu kawę do gabinetu niesie, a to ciasteczka, które ponoć sama upiekła, a może herbatkę pan mecenas wypije itd. Wdzięczy się do niego jak jakaś podfruwajka. Wiesz, tak go trochę kokietuje, ale to przecież jest w sumie zabawne. Ba, nawet groteskowe.

– A tata jak reaguje? – spytałam.

– Znasz ojca – uśmiechnęła się mama. – Bardzo lubi być obsługiwany, dlatego przyjmuje to wszystko jak należny mu hołd i z zawodową uprzejmością dziękuje, zupełnie nie zwracając na nią uwagi. Pewnie dlatego Julia stara się jeszcze bardziej. Najgorsze jest to, że już nie jest perfekcyjną gosposią. Robi wszystko po łebkach, przykłada się tylko do prasowania koszul taty. Gdy zwracam jej uwagę, jest niegrzeczna i taka… oficjalna.

– Dlaczego jej nie wymówisz, mamo? – zdziwiłam się. – Tej babce się w głowie przewróciło i nie powinnaś tolerować takiego zachowania. To do ciebie niepodobne…

Musiałam interweniować

Nie usłyszałam odpowiedzi, bo nagle do pokoju weszła Julia, ciągnąc za sobą odkurzacz. Musiałyśmy przerwać rozmowę.

– Niech mi stąd wyjdą! – burknęła.

– A pani starsza… – zwróciła się do mamy – niech no kupi nowy odkurzacz, bo to jest złom i hałas robi okrutny. Ja nie będę tym starociem sprzątać! – powiedziała to tak agresywnym i niegrzecznym tonem, że się wkurzyłam.

– Powinna pani być trochę grzeczniejsza – zwróciłam jej uwagę.

– Ja tu nie od grzeczności jestem! – odparowała, czerwona na twarzy.

– Sprzątać mam, ale warunków nie ma!

– Jeśli nadal będzie pani wobec mamy niegrzeczna, pożegnamy się, pani Julio – mocno wkurzona zagroziłam gosposi.

Powiedziałam to na tyle stanowczo, że spuściła trochę z tonu. Bez słowa włączyła odkurzacz i sprzątała pokój.

– Mamo, nie pozwól, by ta kobieta cię lekceważyła – powiedziałam stanowczo, wychodząc po kolacji. – Po prostu ją wywal! Jeśli nie chcesz tego zrobić sama, daj znać, przyjadę i ją wyrzucę. Za tydzień wpadnę, na pewno – obiecałam.

Niepokoiłam się

Telefonowałam do mamy codziennie. Mówiła, że wszystko jest w porządku, że Julia się uspokoiła, a w domu jest dobra atmosfera. Umówiłyśmy się, że przyjadę w piątek po pracy. W piątek rano telefonowałam do mamy, ale nie odbierała komórki. Ojciec miał wyłączony telefon, co oznaczało, że albo siedział w kancelarii, albo miał sprawę w sądzie. Zaniepokojona pojechałam na Wolińską, gdzie mieszkali rodzice.

Miałam swoje klucze do domu rodziców, więc bez kłopotu weszłam. Usłyszałam silnik starego odkurzacza, co oznaczało, że Julia pracowała. Mamy nie było ani w salonie, ani w sypialni, ani w kuchni.
Podeszłam do gosposi:

– Gdzie jest mama? – spytałam, przekrzykując wycie odkurzacza.

– A bo ja wiem! – wzruszyła ramiona Julia. – Jak przyszłam, to jej nie było! Może jest na górze…

– Wszędzie pani szukała? – dociekałam.

– Ja tam nie jestem od szukania i pilnowania starszej pani! – warknęło wyfiokowane babsko.

Miałam ochotę walnąć ją w nos, ale się powstrzymałam. Pobiegłam na górę i zajrzałam do sypialni rodziców. Mamy tam nie było. Znalazłam ją w łazience… Na podłodze obok wanny leżała w kałuży krwi. Nie zareagowała na mój krzyk przerażenia, ale miałam nadzieję, że żyje. Dotknęłam jej ciała – było ciepłe… Z telefonu w sypialni wezwałam pogotowie. Nawet szybko przyjechali, ale było już za późno. Mama nie żyła!

– Gdybyśmy przyjechali pół godziny wcześniej, pani mama miałaby szanse – stwierdził lekarz.

W jakimś amoku zbiegłam na dół i zaczęłam wrzeszczeć na Julię

– Dlaczego nie zajrzałaś do łazienki? Ty głupia, wredna babo, pozwoliłaś jej umrzeć! Nie daruję ci tego! – zaczęłam szarpać Julię za ramiona, ale odepchnęła mnie jednym ruchem.

Przyjechała policja

Zrobili dziesiątki zdjęć i różnych pomiarów, zebrali nasze odciski palców. Oficer przesłuchiwał Julię, a potem mnie i na końcu tatę. Gosposia powiedziała, że przyszła do pracy około 9.30. Drzwi otworzyła własnym kluczem. Nie zdziwiło jej, że nikogo nie ma, bo czasami tak się zdarzało. Nie zaglądała do łazienki, bo nie słyszała lecącej wody. Nie zauważyła, że paliło się światło. Zabrała się do sprzątania. Nie słyszała, jak weszłam, bo odkurzała.

Opowiedziałam oficerowi zdenerwowana, że mama nie odbierała komórki, dlatego przyjechałam. Znalazłam ją w łazience leżącą przy wannie!

– Wygląda to na wypadek – powiedział z zastanowieniem oficer policji. – Zapewne pani mama poślizgnęła się i uderzyła głową o wannę. Tam znaleźliśmy krew. Może straciła przytomność, a może nie miała siły wołać o pomoc. Zresztą ten stary odkurzacz zagłuszał wszystko. Po sekcji będziemy wiedzieli więcej.

Kilka dni później do taty zatelefonował oficer prowadzący śledztwo.

– Odkryliśmy siniaki na ramionach pana żony – powiedział. – Wygląda na to, że ktoś ją mocno trzymał, a ona próbowała się wyrwać… Będę chciał rozmawiać jeszcze z panią Gabrielą, pańską córką.

Kazał mi przyjść jeszcze tego samego dnia na posterunek.

Nie mogłam w to uwierzyć

Opowiedziałam mu o dziwnym zachowaniu gosposi.

– Myślę, że to ona mogła szarpać mamę – mówiłam, łykając łzy.

– Dlaczego dopiero teraz pani mi to mówi? – zirytował się policjant.

– Nie chciałam jej oskarżać bez dowodów. Do głowy mi nie przyszło, że gosposia może posunąć się do rękoczynów, bywała chamska, ale…

Dwa dni później Julia przyznała się, że gdy sprzątała łazienkę, weszła mama. Miała zastrzeżenia do pracy Julii, zagroziła wypowiedzeniem. Od słowa do słowa, pokłóciły się, Julia popchnęła mamę, a ta upadła i uderzyła głową o wannę, ale w tamtym momencie wciąż żyła. Julia nie zawiadomiła ani pogotowia, ani policji. Jak gdyby nigdy nic, zeszła na parter i zajęła się sprzątaniem. Zrobiła to celowo, chcąc pozbyć się rywalki. Ubzdurała sobie, że jeśli mamy nie będzie, ona zajmie jej miejsce u boku statecznego i bogatego mecenasa.

Julia odpowie za nieumyślne spowodowanie śmierci i nieudzielenie pomocy. Na pewno zostanie skazana. Ale mojej mamie to życia nie przywróci. 

Czytaj także: „Przez 20 lat byłem wierny żonie. Gdy ją zdradziłem, okazało się, że ona wcale nie była lepsza. Miała swój powód”
„Potrzebowałam pieniędzy i ta propozycja spadła mi z nieba. Mało brakowało, a wpadłabym w ręce wyzyskiwacza i oszusta”
„Żona przegrała walkę o dziecko i wpadła w szpony nałogu. Stawałem na głowie, by uratować naszą miłość”

Redakcja poleca

REKLAMA