Zawsze uważałem, że trzeba pomagać, a już szczególnie słabszym od siebie. Moja żona myśli podobnie. Zatem od momentu, gdy nasza córka Lena rozumiała, co się do niej mówi, uczyliśmy ją, że powinna być czuła na niedolę innych. Dziecko kiwało posłusznie główką i uśmiechało się z aprobatą.
Szybko się okazało, że nasze wskazówki trafiły na podatny grunt. Lena była bowiem dziewczynką bardzo wrażliwą. Któregoś popołudnia wróciłem z pracy i zastałem na progu mieszkania żonę, dającą mi dziwne znaki oraz szepczącą coś bezgłośnie.
– Co się stało? – spytałem zdziwiony.
– Chciałam cię o czymś uprzedzić. Tylko nie krzycz na Lenkę!
– Dlaczego miałbym to robić?
– Chodź do jej pokoju i sam zobacz.
Sześcioletnia wtedy Lena znalazła na ulicy chudego i bardzo głodnego psa. Niewiele myśląc, zabrała go do domu. Wszedłem do pokoju w momencie, gdy moja córka, głaszcząc czule zwierzaka po grzbiecie, podsuwała mu przeznaczoną na obiad pieczeń wieprzową i namawiała go do jedzenia, a ten nie dał się prosić. Na ten widok omal nie parsknąłem śmiechem, ale obok żona gorączkowo szeptała słowa o niebezpieczeństwie i spoważniałem. W rzeczy samej, pies mógł być chory, może nawet na wściekliznę. No, a jakby ugryzł Lenkę… Zadrżałem na tę myśl.
– Tatusiu! Śliczny piesek, prawda? – córka spojrzała na mnie błagalnym wzrokiem. – Zostanie u nas, dobrze?
– Lenusiu, psa powinien obejrzeć weterynarz. Wygląda na rasowego, może się zgubił? Nie chcesz chyba, żeby ktoś za nim tęsknił? – mówiłem widząc, że Lena jest bliska płaczu.
– W takim razie sprawdźmy to – odpowiedziała.
Zawiozłem psisko do weterynarza i rozwiesiłem wszędzie stosowne ogłoszenia. Po kilku dniach znalazł się właściciel Kajtka. Podziękował mi wylewnie, a ja z kolei dodałem od siebie kilka słów o konieczności pilnowania zwierzęcia. Lena wyściskała gorąco psa na pożegnanie. Miała łzy w oczach.
– Córeczko, zrobiłaś dobry uczynek – tłumaczyłem jej. – Dzięki tobie Kajtek wrócił do swojego pana.
Poprosiłem ją także, żeby w przyszłości nie zbliżała się do obcych zwierząt.
– One często są chore – zakończyłem stanowczo, lecz moja córeczka zdawała się nie rozumieć.
– Nie wolno pomagać komuś, kto jest chory? – spytała z niedowierzaniem.
– Wolno, ale trzeba być bardzo ostrożnym. Można się przecież zarazić.
Miałem nadzieję, że Lena z wiekiem nauczy się rozwagi
Wprawdzie później do naszego domu trafiło jeszcze kilka ptaków z przetrąconym skrzydłem i ciężarna kotka, ale to świadczyło o dobrym sercu Leny. Ptaki zostały wyleczone i wypuszczone na wolność, wszystkim kociakom znaleźliśmy dobre domy, a ich mama została u nas.
Córka chodziła już do szkoły i wkrótce zasłynęła z tego, że – proszona czy nie – spieszyła kolegom z pomocą. Wysłuchiwała opowieści o kłopotach, godziła zwaśnione strony, pomagała w nauce, wreszcie podpowiadała na lekcjach. To ostatnie spotkało się jednak z dezaprobatą nauczycieli i Lena z żalem zrezygnowała z tej formy pomocy. Przekonałem ją, iż w ten sposób robi komuś krzywdę.
– Córciu, niesamodzielnemu uczniowi, który korzysta z pracy innych, już nie będzie chciało się potem czegokolwiek nauczyć i nie poradzi sobie w dorosłym życiu.
Lena dorastała i zaczynało do niej docierać, że pomoc na każde zawołanie może wyrządzić nieraz więcej szkody niż pożytku. Oboje z żoną odetchnęliśmy z ulgą. Nasza córka dorastała i niemal z każdym dniem wydawała nam się rozsądniejsza i mądrzejsza. Często zastanawialiśmy się głośno, kim będzie, kiedy dorośnie.
– Chcę pomagać innym – mówiła w takich sytuacjach Lena.
– To zostań prawnikiem, jak mama albo lekarzem, jak ja – radziłem.
– Chyba pójdę na medycynę. Może uda mi się wynaleźć lek na tyle nieuleczalnych schorzeń? Wiele ludzi uniknęłoby niepotrzebnych cierpień – myślała głośno moja córka.
Zbliżało się lato. Córka przeszła do ostatniej klasy liceum, a my zastanawialiśmy się, jak spędzić urlop. Nieoczekiwanie zadzwonił Zbyszek, mój dawny kolega szkolny, którego parę lat temu udało mi się wyleczyć z przewlekłej choroby wrzodowej. Oznajmił wprost, że dzięki moim umiejętnościom zyskał nowe życie. Postanowił spędzić je na malowniczej wsi. Kupił zaniedbany ośrodek wczasowy nad jeziorem w suwalskiem, wyremontował go i obecnie odnosi sukcesy w branży wypoczynkowej.
– Marek, przyjedź do mnie na urlop. Z rodziną, oczywiście – zaproponował. – Jeszcze nie byłeś w tych stronach, prawda? Funduję ci pobyt.
Nie mogłem się na to zgodzić. Po krótkich targach uzgodniliśmy, że dostanę tylko specjalny rabat. I tak oto, w lipcu, razem z żoną i córką, pojechaliśmy na Suwalszczyznę.
Na miejscu Zbyszek zaprowadził nas do uroczego domku, który przez dwa tygodnie miał zostać naszą kwaterą. Oprowadził nas też po ośrodku, a my z podziwem stwierdziliśmy, że wszystko prezentuje się o niebo lepiej niż na zdjęciach i w opowiadaniach.
Kolega puchł z dumy od naszych pochwał
– Wiecie, gdzie jest jezioro i plaża. Teraz pokażę wam siłownię. Tak – dodał, widząc zdziwiony wzrok Leny – każdy gość może odpoczywać, jak lubi. A wieczorami urządzamy potańcówki.
Siłownia okazała się niewielkim, ale solidnym budynkiem, bogato wyposażonym w sprzęt i przyrządy gimnastyczne.
– Jacek wam wszystko pokaże – ciągnął Zbyszek. – A Kamila prowadzi aerobik. No, poznajcie się.
Miałem wrażenie, że nasze wejście przerwało kłótnię tych dwojga młodych ludzi. Nie było nic słychać, bo głośno grała muzyka, ale oboje mieli rumieńce na policzkach i wyglądali na wzburzonych. Nie zrobili na mnie dobrego wrażenia...
Mijały dni, które spędzałem głównie na łowieniu ryb, a żona z Leną na plaży. Wieczorami gawędziłem ze Zbyszkiem, natomiast moje panie pilnie uczęszczały na aerobik. Żona wracała z zajęć po przepisowych czterdziestu pięciu minutach, natomiast Lena przebywała w siłowni prawie do północy.
– Kamila i Jacek są strasznie fajni. Przychodzą do nich znajomi i razem spędzamy czas. Mamy dużo tematów do rozmowy – opowiadała po powrocie.
Nie wzbudziło to mojego entuzjazmu, gdyż z zasady odnosiłem się z rezerwą do osób, których nie znałem. A Jacek i Kamila byli, według mnie, dość narwani i źle wychowani. Nawet prostaccy… Tym bardziej się zdenerwowałem, gdy któregoś popołudnia córka wpadła do domku jak wicher, ciągnąc za rękę płaczącą instruktorkę aerobiku.
– Tata, proszę, zaopiekuj się Kamilą. Wrócę niedługo.
Pomachała mi ręką i już jej nie było. Zrezygnowany, obróciłem się do Kamili.
– Źle się czujesz? – spytałem.
– Trochę – burknęła.
– Ale nie jestem chora. Zdenerwowałam się, to wszystko.
– Co się stało? – spytałem bez większego zainteresowania.
Kamila najpierw wzruszyła ramionami, a potem, jakby pękła w niej jakaś tama, zaczęła mówić.
– Jacek prawdopodobnie ukradł samochód należący do gościa ośrodka. No i rozbił wóz na drzewie. Nie chcę go znać! – zaczęła znowu płakać.
Podałem jej chusteczkę, kręcąc z niesmakiem głową. Przeczucia mnie nie myliły. Moja córka zadawała się z kryminalistą. Ta Kamila, jego dziewczyna, z pewnością nie była lepsza.
– Pan Zbyszek powiedział, że Jacek nie ma tu więcej nic do roboty. Co teraz będzie? Stary Jacka to alkoholik i nic dobrego. Syn wdał się w niego – ciągnęła, ku mojemu przerażeniu, Kamila.
– Co moja córka ma z tym wspólnego?
– Powiedziała, że nie wierzy w winę Jacka i wszystko wyjaśni.
Kiedy Lena wróciła, oznajmiłem krótko, że nie życzę sobie, aby spotykała się z Jackiem i jego towarzystwem.
– Zresztą, on lada moment trafi do aresztu. Skończona patologia! – zakończyłem ze złością.
– Tata, przerażasz mnie – odezwała się Lena. – Jacek pochodzi z prostej i owszem, nieco patologicznej rodziny, ale on chce żyć inaczej. Kochają się z Kamilą i…
– Wciąż się kłócą – wpadłem jej w słowo. Ładny przykład dla ciebie, nie ma co! A teraz jeszcze to ukradzione auto…
– Ależ tatusiu, nie kłócą się. W siłowni zawsze gra muzyka, więc muszą głośno rozmawiać, to wszystko. No i Jacek nie ukradł samochodu.
– Nawet jego dziewczyna uważa, że to zrobił.
Lena spojrzała smutno.
– Łatwo jest rzucać oskarżenia. Tym bardziej Jackowi należy się pomoc.
– I akurat ty musisz się tym zajmować? Powtarzam jeszcze raz, że ci zabraniam!
– Zawsze mnie uczyłeś, że trzeba pomagać innym bez względu na to, kim są. Że nie wolno się do nikogo uprzedzać. Rozczarowałeś mnie, tato.
Wyszła, trzaskając drzwiami. Przez dwa kolejne dni nie zamieniliśmy ze sobą słowa. Było mi przykro, tym bardziej, że w uszach dźwięczały mi ostatnie słowa córki. „A niech to. Przekona się, że życie nie jest takie proste, jak jej się wydaje” – myślałem.
Ciche dni trwały prawie do końca pobytu nad jeziorem. Córka nic więcej nie mówiła na temat Jacka. Wywnioskowałem, że przypisywany mu wyczyn istotnie miał miejsce i Lenie jest teraz głupio. Czułem z tego powodu cichą satysfakcję. „Łatwo mówić, że każdy zasługuje na to, aby mu podać rękę. Smarkata szybko się przekona, że to wcale nie jest tak. Pomagać trzeba tym, którzy dają sobie pomóc, a nie chuliganom w rodzaju Jacka. Całe szczęście, że niedługo wyjeżdżamy. Towarzystwo tych ludzi źle wpływa na Lenę” – myślałem.
Wieczorem, w przeddzień powrotu do domu, Lena i moja żona poszły na spacer, a ja pakowałem sprzęt wędkarski. Ktoś zapukał do drzwi domku, otworzyłem i ujrzałem… Jacka!
– Dobry wieczór – powiedział niezbyt pewnym tonem. – Ja… no… aż mi głupio, ale muszę panu podziękować. Za Lenę. Wspaniale ją pan wychował. Gdyby nie to…
– Co się stało? – spytałem chłodno.
– Wszyscy, łącznie z policją byli przekonani, że zwinąłem ten samochód. Bo mój ojciec nie tylko pił, ale również kradł. Sądzili, że niedaleko pada jabłko od jabłoni. Owszem, nie jestem święty. Nieźle czasem rozrabiałem w okolicy, ale z kradzieżą i rozbiciem wozu nie mam nic wspólnego. Tylko Lena mi uwierzyła. Przekonała policjantów, żeby jeszcze raz dokładnie zbadali sprawę. Znaleźli winnego w sąsiedniej wsi. Potem pańska córka porozmawiała z panem Zbyszkiem i Kamilą. Wie pan, że nawet moja dziewczyna mnie skreśliła… – Jacek zachłysnął się długim przemówieniem i zamilkł.
Przez chwilę zastanawiałem się, jak powinienem się zachować, po czym, podałem chłopakowi rękę. Cóż, jednak myliłem się, co do tego chłopaka i powiedziałem o tym Lenie, która aż zarumieniła się z radości.
Minęło trochę czasu. Wiem, że Jacek ożenił się z Kamilą i tworzą szczęśliwą parę. Nadal pracują w siłowni nad jeziorem, ucząc się jednocześnie. A moja Lena porzuciła zamiar studiowania medycyny. Wybiera się na prawo. Twierdzi, że nie straszne są jej skomplikowane sprawy i że każdą z nich wyjaśni. Wierzę jej.
Czytaj także:
„Zawsze miałam dobry kontakt z synem. Skończył się, gdy poznał tę wredną flądrę i postanowił się z nią ożenić”
„Ilekroć patrzyłam w lustro, widziałam zdeformowanego, obrzydliwego potwora. Nie wiedziałam, że to ciężka choroba…”
„Zostawiłem rodzinę dla mężczyzny, gdy syn miał 5 lat. Chciałbym wrócić do jego życia, ale on ciągle mi nie wybaczył”