„Nasze małżeństwo wytrzymało 8 miesięcy. Teraz eks chce ze mnie zrobić nędzarza i żąda zwrotu za wesele”

facet fot. iStock by Getty Images, Facundo Diaz Montes
„Kompletnie mnie zamurowało. To, co właśnie do mnie dotarło, wydawało się jakimś absurdem. Od naszego rozwodu minęło już ponad sześć miesięcy, a ona teraz wyskakuje z żądaniem zwrotu pieniędzy za imprezę, która w ogóle nie powinna się odbyć?”.
/ 22.11.2024 19:30
facet fot. iStock by Getty Images, Facundo Diaz Montes

Nasz związek małżeński przetrwał zaledwie osiem miesięcy. Na początku myślałem, że poślubiam delikatną i opiekuńczą osobę. Rzeczywistość okazała się zupełnie inna – trafiłem na wiecznie narzekającą jędzę, która żyła kłótniami. Nawet po rozwodzie nie mogę pojąć, dlaczego tak źle oceniłem sytuację. Może to uczucie zaślepiło mnie całkowicie, a może Aneta po prostu świetnie udawała kogoś, kim nie była. Ta zagadka nie daje mi spokoju do dziś.

Nie układało się

Po zaledwie sześciu miesiącach małżeństwa wyniosłem się do przyjaciela, a rozwód sfinalizowaliśmy w ekspresowym tempie – już dwa miesiące później. Opuszczając budynek sądu, myślałem, że to koniec naszych kontaktów. Życie jednak szybko zweryfikowało te plany, bo była żona, miała zupełnie inne zamiary. Pewnego dnia, gdy przygotowywałem się do wyjścia do roboty, mój telefon zaczął dzwonić. Spojrzałem na ekran i zobaczyłem, kto dzwoni. Zignorowałem pierwsze połączenie, ale ona była uparta. Telefon dzwonił bez przerwy, więc w końcu musiałem go odebrać.

– No co znowu? – rzuciłem zniecierpliwiony.

– Powinniśmy się zobaczyć – odparła.

– Po co?

– Jest jedna ważna sprawa z rozwodu, której nie załatwiliśmy.

– Co takiego?

– Przez telefon nie mogę ci tego powiedzieć.

Zastałem ją w kawiarni, gdzie siedziała przy stoliku z kawą i ciastkiem.

– No jestem — zająłem miejsce przy stoliku.

– Zauważyłam. Może coś zjesz? – Posłała mi uśmiech.

– Absolutnie nie! Mów od razu, co masz do powiedzenia i się zbieram – rzuciłem.

– Dobra. W takim razie słuchaj: masz mi oddać pięćdziesiąt tysięcy.

Myślałem, że żartuje

– Niby z jakiej racji?! – spojrzałem na nią zszokowany.

– To jest połówka tego, co wydaliśmy na ślub. Chyba nie sądzisz, że skoro się rozstaliśmy, to ja zapłacę za całość — spojrzała na mnie z udawaną niewinnością.

Kompletnie mnie zamurowało. To, co właśnie do mnie dotarło, wydawało się jakimś absurdem. Od naszego rozwodu minęło już ponad sześć miesięcy, a ona teraz wyskakuje z żądaniem zwrotu pieniędzy za imprezę, która w ogóle nie powinna się odbyć?

– Za nic w życiu nie oddam ci tych pieniędzy – odparłem, gdy wreszcie otrząsnąłem się z szoku. – Przecież to ty uparłaś się na wystawną zabawę w najdroższym lokalu w regionie. Ja proponowałem małe, rodzinne spotkanie. Czy tego nie pamiętasz?

– Kojarzę.

– Przecież wtedy mówiłem wprost, że nie będę się zadłużać przez twoje wymyślne fanaberie. Bo uważałem, i dalej się tego trzymam, że wyrzucanie takiej kasy na jeden wieczór nie ma najmniejszego sensu. Zgadza się?

– Zgadza się.

– A przypominasz sobie moment, gdy twoi starzy zadeklarowali, że wezmą koszty wesela na siebie? Chcieli, by ich ukochana córka czuła się jak królewna w ten szczególny dzień. Poza tym kasa to dla nich żaden kłopot, bo mają odłożonych sporo pieniędzy. No i cała wasza familia mogłaby się obrazić, gdyby impreza była za bardzo oszczędna. Tak to wyglądało?

To był absurd

– Zgadza się, właśnie tak było.

– O ile się nie mylę, zaprosiłaś blisko dwustu gości. Na mojej liście figurowało tylko jakieś trzydzieści osób. Dobrze kojarzę?

– Masz rację.

– No i to twoi znajomi wybrali noclegi w hotelach, przez co całe wesele kosztowało dużo więcej.

– Owszem, moi.

– To o co ci właściwie chodzi? Wydaliście pieniądze na coś, czego w ogóle nie chciałem, sprawa jest oczywista. Daj mi już święty spokój i zostaw mnie w spokoju – rzuciłem, podnosząc się z miejsca.

– Wstajesz i idziesz? W takim razie spotkamy się w sądzie.

– Daj spokój, na czym opierasz takie stwierdzenie? Bo dla mnie to kompletnie bez sensu – odparłem poirytowany.

– Widać, że umknął ci pewien istotny szczegół.

– Niby jaki?

– Ten związany z podarunkami z wesela.

– No i?

– Przecież dostaliśmy dokładnie sześćdziesiąt dwa tysiące w kopertach. Wszystko zostało starannie przeliczone. Nie pamiętasz tego?

Nie odpuszczała

– Mhm – przytaknąłem, poruszając głową.

– Następnie wydałeś połowę tych środków na prawie nieużywany, luksusowy wóz. Zabrałeś go przy rozstaniu.

– Jest wyłącznie mój. Dowody rejestracyjne jasno to potwierdzają. Czekaj, zaraz ci udowodnię – zacząłem szukać w kieszeni.

– Daruj sobie. Mam w nosie twoje beznadziejne auto. Ojciec sprawił mi znacznie lepsze. Ale skoro przywłaszczyłeś sobie połowę prezentów, które, jak sam zauważyłeś, pochodziły od moich weselnych gości, to należy mi się zwrot połowy wydatków na ceremonię. Gdybyśmy nadal tworzyli parę, nie byłoby tematu. Jednak w obecnej sytuacji…

Wydawało mi się, że to tylko gadanie, próba wyprowadzenia mnie z równowagi. Sprawa przycichła i niemal wypadła mi z pamięci, aż tu nagle listonosz przynosi kopertę z pieczątką sądu. Zajrzałem do środka i zamarłem – Aneta złożyła pozew na pięćdziesiąt tysięcy! Pierwszym odruchem była wściekłość, o mało nie podarłem tych papierów i nie wrzuciłem ich do śmieci. Całe szczęście, że się opanowałem. Postanowiłem skonsultować się z kumplem, licząc, że powie mi, że nie ma się czym przejmować. Jego reakcja kompletnie mnie jednak zaskoczyła…

Dotrzymała słowa

– Kurczę, kiepsko to wygląda — mruknął pod nosem.

– Co niby jest kiepskie? Przecież to śmieszne, co robi Aneta. Żaden sąd nie potraktuje tego poważnie. Cały ten pozew to jakiś żart — przekonywałem.

– A może jednak się mylisz?

– Co ty gadasz?!

– No wiesz… Sam powiedz, ogarniasz coś z przepisów?

– Nie bardzo.

– No widzisz, ja też nie. Może faktycznie jest w tym jakaś racja.

– Skąd ta pewność?

– Aneta nie przygotowała pozwu własnoręcznie. Korzysta z usług prawników, widać pieczątkę kancelarii na dokumentach. Musi być ku temu jakiś powód. To pokazuje, że sprawa jest poważna i możliwe, że sąd przyzna jej rację.

Poczułem się bezradny

– No dobra, to co teraz mam zrobić? – Spytałem zdenerwowany.

– Na twoim miejscu poszedłbym po poradę prawną. W razie czego warto pomyśleć o wynajęciu adwokata — podsunął mi pomysł kolega.

– Jurek, przecież to kosztuje majątek. Zbankrutuję na tym wszystkim.

– Wiem. Ale sam sobie nie poradzisz w tej sprawie — odparł, patrząc na mnie ze współczuciem.

Zdecydowałem się posłuchać jego wskazówki. Już kolejnego dnia umówiłem się na wizytę z adwokatem.

Wyszedłem stamtąd kompletnie załamany. Prawnik zażyczył sobie trzy tysiące za zajęcie się moim przypadkiem. I to dopiero początek – kwota może wzrosnąć, jeśli sprawa będzie się ciągnąć przez kilka rozpraw. Jakby tego było mało, okazało się, że Aneta wynajęła jedną z najdroższych i najbardziej prestiżowych kancelarii w okolicy.

Z tego co usłyszałem, ich adwokaci potrafią przekuć w sukces nawet najbardziej beznadziejne sprawy. Na samą myśl, że będę musiał cokolwiek jej zwrócić, robi mi się niedobrze. Co za koszmar! Czyżby jej nie wystarczyło, że już zatruła mi życie podczas naszego związku? Czy musi dalej uprzykrzać mi egzystencję?

Dariusz, 30 lat

Czytaj także:
„Pomogłam bezdomnemu w potrzebie i uratowałam mu życie. Nigdy bym nie pomyślała, w jaki sposób mi się za to odwdzięczy”
„Przyszli teściowie mieli mnie za brudasa, bo jestem mechanikiem. Nieokrzesany burak zhańbi ich sterylną córkę lekarkę”
„Moja wnuczka wiecznie ma fochy. Usługuję jej na każdym kroku, a ona potrafi pluć moimi pierogami”

Redakcja poleca

REKLAMA