„Nasz syn nie widział świata poza internetem. Gdy zabieraliśmy mu telefon, wpadał w szał, przeklinał i bił na oślep”

Nasz syn był uzależniony od internetu fot. Adobe Stock, New Africa
„Powiedziała, że po wywiadówce w szkole okazało się, że Dominik jest zagrożony z czterech przedmiotów. A do niedawna był najlepszym uczniem w klasie! Zmieniła więc hasło do wi-fi, a nasz syn wpadł w szał. – Bartek, on mnie uderzył – płakała. – Moje dziecko podniosło na mnie rękę. Bo odcięłam go od internetu. A potem uciekł z domu!”.
/ 06.12.2022 15:15
Nasz syn był uzależniony od internetu fot. Adobe Stock, New Africa

– O której przyjedziesz po Dominika? – zapytała moja eksżona, budząc mnie o siódmej pięć w sobotę rano.

Umawialiśmy się na dziesiątą – wymamrotałem. – Jeszcze jestem w łóżku, spałem…

– A możesz wcześniej? Nie wytrzymuję już z nim! – rzuciła i obiecałem, że zrobię, co mogę.

Dwie godziny później syn wybiegł mi naprzeciw przed dom, w którym kiedyś mieszkałem z nim i jego mamą. Miał w ręce smartfon i kiedy tylko wypuściłem go z ramion, zaczął coś na nim oglądać.

Z Eweliną łączy nas sucha, rzeczowa relacja

Rozmawiamy o sprawach Dominika i o niczym więcej. Ale tym razem po prostu musiałem zapytać, co się stało. Wyglądała na przygnębioną i przemęczoną.

Po prostu go zabierz na weekend, muszę odpocząć – powiedziała cicho. – Przez pół nocy się ze mną awanturował, rano obudził mnie o szóstej… A wszystko dlatego, że zepsuł nam się router i nie mieliśmy wi-fi, a ja nie chciałam mu pozwolić na używanie internetu z karty, bo mam najtańszy abonament i za to dodatkowo płacę. Kompletnie mnie wykończył tą histerią.

Obejrzałem się i zobaczyłem syna przycupniętego obok mojego samochodu, jak zwykle wpatrzonego w ekranik telefonu. Zdałem sobie sprawę, że nawet nie wiem, co on właściwie robi. To było po prostu normalne, jakby naturalne – Dominik ze smartfonem w ręce. Zawsze go miał przy sobie – w wesołym miasteczku, na spacerze, podczas posiłków. Ale chyba wszystkie dzieci tak robią, nie? Takie czasy. Nim odjechałem, Ewelina dodała jeszcze, że w końcu pozwoliła mu korzystać z internetu na kartę, bo nie mogła znieść jego krzyków, że jej nienawidzi i że od niej ucieknie.

W samochodzie chciałem pogadać z młodym o tym, co się stało i że zrobił mamie przykrość. Ale odpowiadał mi monosylabami albo wcale, oczywiście non stop robiąc coś na telefonie.

– Ej, oddaj mi to! – zażądałem w końcu, wyciągając rękę po urządzenie. – Nie widzieliśmy się dwa tygodnie, może pogadamy, co? Gdzie chciałbyś dzisiaj pójść? Mówiłeś o skate parku. Może tam?

– Wszystko jedno – mruknął, nie oddając telefonu.

Zażądałem go ponownie i syn zaczął ze mną dyskutować, że nie może go oddać. Bo ściąga zadania do szkoły na poniedziałek, bo właśnie ktoś z klasy coś pisze, bo musi sprawdzić, jaka będzie pogoda wieczorem. Odpuściłem.

Do samego domu nie zamieniliśmy ani słowa

Widuję się z młodym co dwa tygodnie, zabieram go wtedy na cały weekend. Zawsze staram się zorganizować nam czas, żebyśmy mieli szansę tworzyć więź, być ze sobą, rozmawiać. Tym razem przygotowałem gry planszowe i sprzęt do majsterkowania, żeby nauczyć syna wbijać gwoździe. Miał jedenaście lat, to był najwyższy czas Dominik przywiózł ze sobą plecak i kazałem mu go rozpakować w jego pokoju, który specjalnie dla niego urządziłem. Kiedy czterdzieści minut później zawołałem go na zupę, nie zareagował.

– Ej, co jest? – zdziwiłem się, widząc syna siedzącego na tapczanie obok nieotwartego plecaka. – Co robiłeś przez te pół godziny?

Okazało się, że sam nie wiedział. Po prostu przeglądał internet. Tiktoki, filmiki na YouTubie, tego typu rzeczy. Nie podobało mi się to, ale okazałem zainteresowanie jego światem. Poprosiłem, żeby pokazał mi, co lubi oglądać. Po dziesięciu minutach miałem dość. To była kompletna sieczka. Trzydziestosekundowe filmiki z podkładem muzycznym, ludzie robiący i mówiący głupie rzeczy, komentujący gry, zakupy albo wyśmiewający innych. Bezwartościowy chłam.

– Dobra, zostaw telefon i chodź zjeść, potem się rozpakujesz – zarządziłem i syn niechętnie odłożył komórkę.

Jednak to nie oznaczało, że przy stole nagle zaczęliśmy rozmawiać. Nie, jadł pospiesznie, nie patrząc na mnie. A potem prawie pobiegł do swojego pokoju. Sekundę później doleciała mnie irytująca piosenka towarzysząc kolejnemu filmikowi. Wieczór gier okazał się klapą.

Dominik był zdekoncentrowany i zniecierpliwiony

Widać było, że kompletnie nie interesuje go rzucanie kostką. W którymś momencie wyszedł do toalety i nie wracał przez dobre dziesięć minut. Odkryłem, że wziął z sobą telefon. Chciałem z nim porozmawiać jak równy z równym. Wyjaśniłem, że chciałbym spędzić z nim wartościowy czas i że telefon i internet tylko w tym przeszkadzają. Zaproponowałem, żeby wybrał, co chce robić. Nie chciał jednak iść ani na basen, ani do interaktywnego muzeum ani do kina. Co więc chciał robić?

– Nic – wzruszył ramionami. – Mogę siedzieć w pokoju.

Nie dałem jednak za wygraną. Kazałem mu zostawić telefon i wyciągnąłem go do skate parku. Mieliśmy deskorolki, kaski, ochraniacze. Jeżdżę całkiem nieźle i sądziłem, że będzie fajnie, jak nauczę syna kilku tricków. Ale jeszcze nim dojechaliśmy na miejsce, Dominik zrobił się rozdrażniony. Odpowiadał mi opryskliwie, zachowywał się, jakby był tam za karę. Nie interesowała go deskorolka. W zasadzie nic go nie interesowało.

– Możemy już wracać? – dopytywał, a jak próbowałem pokazać mu coś nowego, dodawał: – Dobra, a jak to zrobię, to wrócimy do domu?

A może nasz syn ma genetyczną skłonność do uzależnień…? Wróciliśmy więc. Ja byłem sfrustrowany i rozżalony, bo wspólny czas z synem upłynął mi na znoszeniu jego fochów i złośliwości. On był za to szczęśliwy. W chwili kiedy pędem pobiegł do pokoju, zniknęło jego zniecierpliwienie i złość. Przez następne dwie godziny siedział w internecie, a ja zastanawiałem się, kiedy mój syn się od niego uzależnił. Zadzwoniłem do Eweliny i powiedziałem o swojej obserwacji.

Myślisz, że to naprawdę uzależnienie? – wyraziła wątpliwość. – Ale przecież wszystkie dzieciaki ciągle używają internetu.

– Może nie wszystkie mają genetyczną skłonność do uzależnień – rzuciłem i wręcza poczułem, że Ewelina się zjeżyła.

Wiele lat temu zbliżyły nas do siebie wspólne problemy i podobna przeszłość. Jej matka była alkoholiczką tak jak mój ojciec. Oboje postanowiliśmy żyć w abstynencji, bojąc się, że powtórzymy rodzinne historie. Już wtedy mówiło się o wpływie genów na choroby uzależnieniowe.

– Przestań! – ucięła temat. – To dziecko! I przecież telefon to nie wóda!

Ale w następnym tygodniu to ona do mnie zadzwoniła.

Była zdenerwowana, płakała

Powiedziała, że po wywiadówce w szkole okazało się, że Dominik jest zagrożony z czterech przedmiotów. A do niedawna był najlepszym uczniem w klasie! Zmieniła więc hasło do wi-fi i kazała mu poprawić oceny. A nasz jedenastoletni syn wpadł w szał.

– Bartek, on mnie uderzył – płakała w słuchawkę. – Moje dziecko podniosło na mnie rękę. Bo odcięłam go od internetu, A potem uciekł z domu, nie wiem, gdzie jest! Przyjedź tutaj, proszę.

Te sto kilometrów nieomal przeskoczyłem. Kiedy przyszedłem, syn już był w domu, przywiozła go eks-teściowa, do której pojechał poskarżyć się, że… matka go pobiła. Wpadłem dokładnie w środek kłótni między byłą żoną a jej matką. Starsza pani broniła wnuka niczym lwica, krzyczała, że nic nie usprawiedliwia przemocy wobec dziecka. Ewelina próbowała tłumaczyć, że to była szarpanina, że chciała powstrzymać syna, żeby nie wychodził z domu i że to on ją uderzył w twarz, kiedy próbowała go zatrzymać. Dominik siedział w tym czasie w swoim pokoju. Kiedy wszedłem, był naburmuszony i podminowany.

– Co tu robisz? – zapytał z wrogością. – Matka cię wezwała?

Mama, nie matka – poprawiłem go. – Powiesz mi, o co tu chodzi? Mama mówi, że ją uderzyłeś. To prawda?

I wtedy się zaczęło. Dominikowi puściły nerwy, zaczął się wściekać o ten internet, mówił coś o prawach dziecka i o tym, że matka go maltretuje psychicznie. Zaczął używać wulgarnych słów, coraz bardziej się nakręcał i nagle… zobaczyłem w nim mojego ojca, kiedy w domu brakowało wódki. Te same dzikie, obce oczy, te same oskarżenia i obwinianie wszystkich dookoła, te same pretensje do całego świata i narastająca agresja. W kuchni zapanowała cisza i zrozumiałem, że teściowa sobie poszła. Ewelina była kompletnie roztrzęsiona i zapłakana.

– Nie radzę sobie, Bartek – szepnęła. – Nie wiem, co z nim robić… Wychowawczyni mówi, że zrobił się aspołeczny, nie uczy się, olewa prace domowe. Podobno pokłócił się z panią od historii i wyszedł z sali, trzaskając drzwiami. Nie wiedziałam o tym… Przecież to nie jest nasze dziecko! Co się z nim stało?

Zaoferowałem się, że wezmę Dominika do siebie na kilka dni. Mieszkałem sto kilometrów od jego szkoły, ale uznałem, że dam radę go kilka razy dowieźć na lekcje. Ewelina wyglądała, jakby zaraz miała uciec z własnego domu. Oczywiście musiałem wyciągnąć konsekwencje z zachowania syna.

Nie było przyzwolenia dla agresji

Uznałem, że zabranie mu telefonu będzie adekwatną karą. Dominik oddał mi komórkę, mamrocząc coś pod nosem. Byłem pewien, że mnie obraził, ale udałem, że nie słyszę, żeby nie zaogniać sytuacji. Następnego dnia przed wyjściem do szkoły zapytał, czy może już dostać telefon z powrotem, bo przecież musi mieć kontakt ze światem w szkole. Oddałem mu go. Ale kiedy przywiozłem go po lekcjach, odmówiłem podania mu hasła do wi-fi. Wiedziałem, że wbrew sprzeciwowi matki korzystał z internetu w abonamencie i zużył cały limit danych. Był więc odcięty od swoich filmików. Oczywiście próbował mnie przekonać, że musi mieć internet do odrobienia pracy domowej, ale kiedy sprawdziłem jego zadania, okazało się to nieprawdą. Wystarczyły mu podręczniki i atlas geograficzny. Kiedy zobaczył, że odkryłem jego kłamstwo i nic już nie wskóra, zrobił się nieprzyjemny.

– Jesteś jeszcze gorszy niż matka – fuknął. – Ona przynajmniej nie robi syfu w kuchni!

Zatkało mnie. Co miała do tego moja kuchnia i nieporządek w niej? Po chwili zrozumiałem, że kuchnia – nic. Po prostu Dominik chciał mi „dokopać”, powiedzieć cokolwiek, co mnie zrani. Strzelał na oślep. Nie miał internetu przez cały wieczór, ale pracy domowej nie odrobił. Kiedy przyszedłem sprawdzić zadania, twierdził, że boli go głowa. Unikał mojego wzroku, był opryskliwy i złośliwy. Patrzyłem na jego wciąż dziecinną buzię i zastanawiałem się, co się stało z moim uroczym, mądrym synkiem, z którym jeszcze niedawno robiłem koniki z kasztanów. Zgodziliśmy się z Eweliną, że trzeba iść z młodym do psychologa. Wybraliśmy dobrego, za spore pieniądze. Oczywiście Dominik się buntował, nie chciał rozmawiać, był agresywny i używał wulgarnych słów, co wciąż nas szokowało. Pani psycholog nie miała wątpliwości.

Dominik jest uzależniony od internetu – powiedziała. – To takie samo uzależnienie jak od alkoholu czy narkotyków. Kiedy nie ma dostępu do sieci, ma objawy zespołu abstynencyjnego: niepokój, rozdrażnienie, agresja. Muszą państwo zgłosić się do psychiatry. Ale najważniejsze jest całkowite odcięcie syna od internetu.

Wydało nam się to jednak zbyt drastyczne

Nie chcieliśmy iść z dzieckiem do psychiatry. Postanowiliśmy też, że młody będzie miał kontrolowany dostęp do sieci, godzinę dziennie. Tyle że to nie zdawało egzaminu… Dominik nie dawał sobie odebrać telefonu po tej godzinie. A odbierałem mu go po tym, jak odkryłem, że ktoś mu kupił drugą kartę, żeby miał dostęp do internetu. Podejrzewałem teściową, ale syn się zaciął i nie potwierdził tego. Niestety, było coraz gorzej. Nasze dziecko nie mogło się skupić na nauce, nauczyciele dzwonili co chwila do Eweliny ze skargami na jego złe zachowanie, aż przekierowała ich do mnie. Zrozumieliśmy, że psycholożka miała rację – „trochę” internetu było jak trochę wódki podane alkoholikowi, który powinien iść na odwyk. Podjęliśmy więc radykalne decyzje.

Po pierwsze, Dominik miał zamieszkać u mnie. Po drugie, oznajmiłem mu, że w ogóle nie będzie miał dostępu do sieci, dla jego dobra. Nigdy nie widziałem dziecka w szale. Nie sądziłem, że mały chłopiec może patrzeć na kogoś z taką nienawiścią, że może życzyć własnemu ojcu, „żeby zdechł”. Nie poznawałem własnego dziecka! To było jak opętanie albo… pijacki wid mojego ojca. Zaczęliśmy na siebie krzyczeć i w pewnym momencie Dominik wrzasnął, że jeszcze tego pożałuję.

To wszystko z powodu internetu? Bartek… ona miała rację, my musimy go zabrać do psychiatry…

Dominik do dzisiaj mówi, że nie wie, co nim wtedy kierowało, i nie wiedział, co właściwie chciał zrobić. Myślał tylko o tym, żeby mnie ukarać.

– To niewykluczone – powiedziała psychiatra. – Dominik powinien iść na odwyk. Szpitalny. On naprawdę jest uzależniony. Wystawię skierowanie do szpitala.

Dominik nie chodzi do szkoły, bo pożyczał telefony od kolegów, żeby siedzieć w sieci. Nauczyciele nie traktowali naszych próśb poważnie, inni rodzice uważają, że przesadzamy. Jest pod opieką psychoterapeutki, psychiatry i psychologa. Wprowadziłem się do Eweliny, bo wciąż przeraża mnie możliwość, że syn zrobi jej krzywdę w napadzie wściekłości. Razem stawiamy czoła uzależnieniu dziecka od internetu, czytamy o doświadczeniach innych rodziców w tym temacie. Wiemy, że Dominik nie jest jedyny i już ośmioletnie dzieci są hospitalizowane z tego samego powodu. Czytaliśmy o dziesięcioletniej dziewczynce, która rzuciła się z nożem na matkę, bo ta odcięła ją od sieci.

Ale i tak wszyscy dookoła myślą, że przesadzamy i jesteśmy złymi rodzicami, bo wysyłamy swoje dziecko do psychiatryka na odwyk i „faszerujemy” je lekami. A my jedynie chcemy, żeby nasz syn wyszedł z uzależnienia, które go wyniszcza. I żyjemy z poczuciem winy, że nie zorientowaliśmy się w porę, kiedy zwykłe używanie internetu stało się nałogiem. Mam nadzieję, że nasza historia pomoże innym zorientować się wcześniej. I bardzo mocno wierzymy, że uda nam się uratować naszego syna. Zrobimy wszystko, by tak się stało.

Czytaj także:
„Gdy zmarł teść, teściowa się zmieniła. Obsesyjnie interesowała się naszym życiem, nieproszona cerowała moje majtki”
„Zostawiłam syna z babcią, żeby zarobić w Stanach na jego przyszłość. Gdy wróciłam, zastałam zepsutego, rozpuszczonego egoistę”
„Mściłam się na byłym mężu dojąc go z kasy. Jego dzieci z drugą żoną nosiły ciuchy po kuzynach, a moje miały najnowsze smartfony”

Redakcja poleca

REKLAMA