„Mój nowy szef jest obrzydliwym szowinistą. Twierdzi, że kobiety powinny siedzieć w domu, rodzić dzieci i zajmować się mężem"

Nasz szef jest szowinistą fot. Adobe Stock, Photographee.eu
„– Mówię ci, zero obycia. Nawet nie potrafią podać kawy jak należy. Wyobraź sobie, że przyniosły mi tu jakieś kubki na tacy. Co za wieś… Nie wiem, kto je tu zatrudnił… Tak, dokładnie, zawsze to mówiłem… Kobiety nie nadają się do pracy w poważnych firmach. U siebie żadnej nie zatrudniałem, tu muszę, ale nie pozwolę im popsuć więcej niż…".
/ 04.11.2022 12:07
Nasz szef jest szowinistą fot. Adobe Stock, Photographee.eu

To był szok! Z tak skrajnie szowinistycznymi poglądami zetknęłam się pierwszy raz w życiu…

Zaczęłam pracę w firmie spedycyjnej zaraz po ukończeniu liceum. Sytuacja finansowa moich rodziców nie była najlepsza, a ja chciałam sobie dorobić, by za rok, dwa pójść na studia pedagogiczne. Pierwsze dni w pracy były bardzo przyjemne.

Sympatyczni współpracownicy, miła kierowniczka

Należące do mnie obowiązki okazały się łatwe, więc wykonywałam je sprawnie. Po miesiącu czułam się tak, jakbym pracowała tam od lat. Do firmy chodziłam z radością, ba, zaczynałam nawet zastanawiać się nad zmianą kierunku przyszłych studiów z pedagogiki na logistykę i spedycję.

Pół roku później zmieniono nam przełożonego. Przemiła pani Katarzyna odeszła na emeryturę, a na jej miejsce przyszedł pan Piotr. Na początek zarządził zebranie naszego działu. Byliśmy pewni, że po prostu chce nas poznać. Stawiliśmy się w jego gabinecie o wyznaczonej godzinie. Marta przyniosła własnoręcznie upieczone ciasto. Kiedy pani Katarzyna robiła zebrania, zawsze odbywały się w miłej, niemalże rodzinnej atmosferze, przy kawie i czymś słodkim. Weszliśmy do gabinetu i…

Dwie minuty spóźnienia – poinformował nas nowy szef.

Popatrzyłyśmy po sobie ze zdumieniem.

– Jest szesnasta… – bąknęła niepewnie Agnieszka.

– Na moim zegarku jest szesnasta zero dwa. Teraz już zero trzy – zabrzmiał surowy głos. – A u pani?

Agnieszka zerknęła na zegarek.

– Minuta po szesnastej – bąknęła.

– No tak… pani zegarek się spóźnia. Zupełnie jak kobiety – zaśmiał się niczym z dobrego żartu.

Adam chrząknął i spojrzał na stojącego przy drzwiach Marka. Ten wzruszył nieznacznie ramionami. Jak my wszyscy, nie bardzo wiedział, o co chodzi.

– Panowie, zapraszam – nowy kierownik wskazał im miejsca przy stole. – Szybciutko, szybciutko, koledzy – ponaglił ich. – Macie na pewno ciekawsze zajęcia niż zebrania z nowym menadżerem.

„Menadżerem? To już kierownicy wyszli z mody? Panowie? A co z nami?”.

No nic, choć nie zostałyśmy zaproszone, dołączyłyśmy do „panów”. Nieodpakowane ciasto Marta położyła sobie na kolanach.

– Pani… Izo, tak? – zwrócił się do mnie pan Piotr.

Skinęłam głową.

– A więc, pani Izo, proszę iść i przygotować kawę. Koleżanki pani pomogą, a my z panami sobie tu porozmawiamy.

„Że co? Czy pan nowy menadżer właśnie kazał nam opuścić zebranie? Celem zaparzenia kawy panom kolegom?”.

– Szybciutko! – klasnął w dłonie.

Wyszłyśmy.

– Dziewczyny, czy to mi się śniło, czy zdarzyło naprawdę? – spytała Agnieszka, gdy tylko zamknęły się za nami drzwi.

– Nie będę częstowała swoimi wypiekami takiego gbura – oświadczyła urażona Marta, kładąc paczuszkę z ciastem na swoim biurku.

– Jak on tak śmiał? – Agnieszka aż poczerwieniała z oburzenia. – Szybciutko – przedrzeźniała słowa nowego przełożonego. – A co ja jestem? Automat do parzenia kawy?

– Spóźniłyśmy się aż dwie minuty… – mruknęłam niechętnie.

– Bo zegarki się spóźniają, zupełnie jak kobiety! – zawarczała Agnieszka. – Czy szefostwo zwariowało, zatrudniając tego… tego… – urwałam, nie chcąc użyć wulgarnego słowa.

Chama, prostaka – cedziła Marta, wlewając wodę do dzbanka.

Drzwi pokoju otworzyły się i wpadł zdyszany Marek

– Dziewczyny, gdzie są ostatnie raporty? Pan Piotr chce je zobaczyć.

Bez słowa wskazałam Markowi półkę z segregatorami.

– Iza, zlituj się, przecież ja nawet nie wiem, w którym segregatorze tego szukać. Ty się zajmujesz raportami. A on chce je do ręki. Ratuj! – błagał nasz kolega.

Marta zalała trzy kawy i ustawiała kubki na tacy. Byłam zła i urażona, ale odszukałam właściwy segregator, wyjęłam potrzebne dokumenty i dałam koledze. Razem wróciliśmy do gabinetu.

– Ma pan raporty – ucieszył się pan menadżer na widok Marka. – To świetnie – zaczął przeglądać papiery.

Marta postawiła tacę z kubkami na biurku i usiadłyśmy.

– Panie Marku, czy może mi pan wyjaśnić ten punkt? – przełożony zastukał długopisem w kartkę.

– Yyy… – zająknął się Marek. – No, nie bardzo. To Iza zajmuje się raportami – wskazał na mnie.

– Aha. To ciekawe… – zauważył menadżer Piotr z taką miną, jakby zajmowanie się przeze mnie raportami było czymś zgoła nieprzyzwoitym.

– Od dzisiaj pan się tym zajmie – polecił i znowu zajrzał do dokumentów leżących na biurku.

– Ale… – próbował zaprotestować Marek.

– Panie kolego, nie ma żadnego „ale” – szef podniósł głowę i spojrzał karcąco na Marka. – Proszę się tym zająć. Od dziś to pana nowe zadanie.

– Co wobec tego ja mam robić? – odważyłam się zapytać.

Pan kierownik-menadżer nie raczył odpowiedzieć, zajęty przeglądaniem papierów.

Bezradnie spojrzeliśmy po sobie

– Panie Marku, do jutra chcę mieć na swoim biurku raporty z całego ostatniego tygodnia – kierownik zastukał długopisem w biurko. – A pan, panie Adamie, przygotuje zestawienie naszych stałych klientów.

– Zestawienia robi Agnieszka – zauważył Adam. – To ona zajmuje się kontaktami z klientami…

Od dzisiaj to pana zadanie – wszedł mu w słowo przełożony. – Na tym zakończymy – oznajmił, podnosząc się.

Popatrzył krytycznie na tacę z kubkami.

– Proszę… to stąd zabrać, pani Agnieszko – polecił surowo. – Do widzenia.

Wyszliśmy z gabinetu i wróciliśmy do siebie. Marta z Agnieszką pokroiły ciasto, rozłożyły je na talerzykach. Adam i Marek z nietęgimi minami usiedli przy swoich biurkach.

– Nie wiem, jak oprócz swojej roboty mam jeszcze robić raporty – burknął Marek.

– A ja zestawienia – poskarżył się Adam.

– My też nie wiemy – rzuciła z autentycznym współczuciem Marta.

– Kurczę, zostawiłam tam notatnik – przypomniałam sobie.

Poszłam do pokoju pana nowego menadżera. Drzwi były uchylone, a on z kimś rozmawiał przez telefon:

– Mówię ci, zero obycia. Nawet nie potrafią podać kawy jak należy. Wyobraź sobie, że przyniosły mi tu jakieś kubki na tacy. Co za wieś… Nie wiem, kto je tu zatrudnił… Tak, dokładnie, zawsze to mówiłem… Kobiety nie nadają się do pracy w poważnych firmach. U siebie żadnej nie zatrudniałem, tu muszę, ale nie pozwolę im popsuć więcej niż… Ależ oczywiście! Powinny siedzieć w domu, rodzić dzieci, zajmować się mężem…

Nigdy jeszcze nie czułam się tak dziwnie i nieswojo

Nie z powodu podsłuchiwania, ale zetknięcia się z tak skrajnym męskim szowinizmem. Czy nasz nowy pan menedżer miał problem z tym, że w firmie pracują kobiety? Jeśli mu to przeszkadzało, mógł się zatrudnić w kopalni, na samym dole. Tam na pewno byliby sami mężczyźni.

Swoją drogą ciekawe, gdzie dotąd pracował, że mógł sobie pozwolić na tak nieżyciowe i skrajne poglądy? Na dokładkę się nimi chwalił. Publicznie. W miejscu pracy, gdzie dyskryminacja ze względu na płeć była oficjalnie niedopuszczalna. Arogant czy głupek? Wróciłam do kolegów i powtórzyłam im to, co usłyszałam.

– Złożę na niego skargę do szefostwa – zagroziła Agnieszka.

– A jak nas zwolnią? – zaniepokoiła się Marta.

Fakt. Mnie też zależało na utrzymaniu pracy. Nie wiadomo, może pan nowy menedżer miał tu jakieś plecy, jakieś mocne znajomości? Ostatecznie zdecydowałyśmy, że jakoś wytrzymamy. A raczej przetrzymamy drania, bo nie wróżyłam mu długiej kariery.

Znajomości znajomościami, ale liczą się wyniki. I pieniądze. Raz dwa zostałyśmy odsunięte od swoich dotychczasowych obowiązków. W ciągu kilku kolejnych tygodni mogłyśmy siedzieć i pachnieć. Oraz uczyć się parzenia kawy i eleganckiego jej podawania. Hm, dyskryminacja w wykonaniu menadżera Piotra miała swoje zalety.

Gorzej szło naszym niedyskryminowanym kolegom

Robota, którą dotąd wykonywałyśmy, spadła na Adama i Marka, a oni zwyczajnie nie byli w stanie zajmować się swoją pracą i dodatkowo naszymi obowiązkami. Szybko się okazało, że taki podział zadań znacznie wpływa na obniżenie wydajności działu.

Do tego stopnia, że zainteresowało się tym szefostwo firmy. Prezes wezwał nowego menedżera do siebie na dywanik. Nie wiem, o czym rozmawiali, ale nazajutrz pan Piotr nie przyszedł do pracy…

Decyzją prezesa nowym kierownikiem działu został Adam. Do naszego grona dołączył stażysta i jak na razie świetnie sobie radzi. A mnie zaproponowano częściowe pokrycie kosztów studiów, jeśli zdecyduję się zmienić kierunek z pedagogiki na spedycję. Można po ludzku?

Czytaj także:
„Gdy zmarł teść, teściowa się zmieniła. Obsesyjnie interesowała się naszym życiem, nieproszona cerowała moje majtki”
„Czułam, że to dziecko musi żyć. Próbowałam odwieść Kasię od usunięcia ciąży i miałam rację. To dziecko uratowało jej życie”
„Adrian miesiącami mnie dręczył i prześladował. Policja mnie zbyła. Zainteresują się dopiero, gdy zrobi mi krzywdę”

Redakcja poleca

REKLAMA