„Nasz nowy dom skrywał pewną tajemnicę. Poznaliśmy ją dzięki żonie i spełniliśmy swoje największe marzenie”

para w nowym domu fot. iStock by Getty Images, PeopleImages
„Zadbany niewielki dom stał w dużym ogrodzie, przy cichej uliczce pełnej podobnych domów. Od razu mi się tu spodobało. Agentka nacisnęła dzwonek. Drzwi otworzyła starsza zażywna pani. Oprowadziła mnie po domu. To było niesamowite, bo od razu poczułem się jak u siebie”.
/ 02.09.2023 17:30
para w nowym domu fot. iStock by Getty Images, PeopleImages

Jestem programistą gier komputerowych. Podobno całkiem niezłym, o czym może świadczyć fakt, że rok temu pewna irlandzka firma zaoferowała mi pracę. Propozycja była na tyle atrakcyjna, że byłoby mnie stać na wynajęcie niewielkiego domu z ogrodem. Dla kogoś, kto zawsze mieszkał w miejskich blokach, było to bardzo pociągające.

Kiedy powiedziałem o tym Jadzi, mojej żonie, usłyszałem stanowcze „nie”.

– Dlaczego? – zdziwiłem się. – Przecież jest okazja, żebyśmy zarobili godziwe pieniądze. Możemy wynająć dom z ogrodem, zawsze tego chciałaś.

Ona była jednak nieczuła na tego typu argumenty. Pracowała w biurze projektowym i nie wyobrażała sobie, żeby co rano nie jeździć do biura i nie spotykać się z kierowanym przez siebie zespołem.

– Ty masz swoją pracę, a ja swoją – mówiła z uporem.

– Zapominasz, że istnieje jeszcze coś takiego jak internet. Przecież możesz organizować spotkania online.

– W normalnym życiu mogę wyjść ze swojego pokoju i pójść do pracownika za ścianę, a w internecie tego nie da się zrobić.

– Ty masz rozwiązywać problemy danego projektu, a nie bywać u pracowników za ścianą. Przecież są u was ludzie, którzy pracują zdalnie.

– Ale ja do nich nie należę – zniecierpliwiona tupnęła nogą.

I tak od słowa do słowa doszło do poważnej kłótni. A wkrótce do kolejnej i kolejnej…

Niespodziewanie żona zmieniła zdanie

końcu pomyślałem: „Nie to nie. Najwyżej sam pojadę i za jakiś czas wrócę”. Ale… coś w mojej głowy nie było zadowolone z tej decyzji. Szeptało natrętnie jak mucha: „Przecież nie po to się żeniłem, żeby samemu mieszkać w dużym domu i co noc kłaść się do pustego łóżka. Oddalenie na pewno nie wpłynie dobrze na nasze małżeństwo”.

Za Jadzią chodziłem przez pięć lat, zanim zwróciła na mnie uwagę. „Kiedy nie będzie mnie w domu, zaraz znajdzie się jakiś adorator”. Rozsądek podpowiadał dmuchać na zimne. Wychodziło zatem na to, że powinienem grzecznie podziękować Irlandczykom z tę bardzo atrakcyjną ofertę. Mówi się trudno.

Ostateczną odpowiedź miałem dać w ciągu dwóch tygodni. Jakoś nie mogłem się zebrać, by zadzwonić wcześniej. Nie ukrywam – chciałem jechać i pracować przy tamtej grze. Nie wiem, może liczyłem na cud. Ale cudów nie ma, co jako matematyk powinienem wiedzieć. Jest tylko rachunek prawdopodobieństwa.

Czekałem do ostatniego dnia. Obudziłem się rano i ze smutkiem zacząłem układać w głowie, co powiem szefom irlandzkiej firmy. Jakoś musiałem umotywować odmowę, żeby nie zamknąć sobie drogi na przyszłość. Wtedy obudziła się Jadzia. Obróciła się do mnie, pocałowała w policzek i spytała, czy ta Irlandia to jeszcze aktualna? Bo jeśli tak, to ona byłaby chętna. Zatkało mnie.

– Obejrzałam dom, w którym moglibyśmy zamieszkać. Całkiem fajny. A jak pokażę pani Stevenson list od jej siostry, to jeszcze zbijemy cenę za wynajem.

Jadzia mówiła zaspanym głosem, więc pomyślałem, że na pewno jedną nogą jest jeszcze w swoim śnie. Tylko co takiego się w nim wydarzyło?

Przy śniadaniu żona spojrzała na mnie pytająco.

– Nie odpowiedziałeś mi, czy już odmówiłeś tym z Dublina?

Więc to jednak nie był sen. Kiedy Jadzia sięgała po kromkę chleba i masło, przyszło mi do głowy, że być może coś w jej pracy poszło nie tak. Czyżby szefowie chcieli ją zwolnić?

– Zamierzam zadzwonić za dwie godziny – odparłem.

– No to świetnie. Powiedz im, że oferta ci odpowiada i zamierzasz zabrać ze sobą żonę.

Chciałem spytać, czemu zmieniła zdanie, ale Jadzia spojrzała na zegarek i zerwała się od stołu z krzykiem, że już jest spóźniona. Wybiegając z domu, dodała jeszcze, że wieczorem o wszystkim na spokojnie pogadamy.

Zadzwoniłem do Irlandii i przyjąłem ofertę pracy. Nie mogłem doczekać się wieczora.

– Chcą cię zwolnić? – palnąłem, jak tylko żona weszła do domu.

Spojrzała na mnie z niesmakiem.

– Mnie? Dopiero dostałam podwyżkę i premię. Poza tym ja doskonale pracuję. Dlaczego mieliby mnie zwolnić?

– Ludzie są głupi – machnąłem ręką. – No to dlaczego zmieniłaś zdanie? I co to znaczyło, że we śnie obejrzałaś dom?

Jadzia nie odpowiedziała, tylko wyjątkowo starannie odłożyła teczkę, zdjęła buty i powiedziała, że musi iść umyć ręce. Znałem ją nie od dziś i wiedziałem, że próbuje ułożyć sobie w głowie właściwą odpowiedź. Nie będzie kłamać, ale prawdy też nie powie. Przynajmniej nie całą. W końcu przyszła do kuchni. Na stole stała przyszykowana przeze mnie kolacja z winem; chciałem w ten sposób uczcić podjęcie decyzji, która zmieni nasze życie. Jadzia usiadła, nie patrzyła mi w oczy. Nalałem nam wina.

– Za naszą przyszłość – uniosłem kieliszek.

Za przyszłość – powiedziała, uśmiechając się jakoś dziwnie.

– Dosyć tego – odstawiłem kieliszek. – Mów! Najpierw walczysz jak lwica, żeby nie jechać, a teraz…

– Nie jesteś zadowolony?

– Jestem zachwycony, ale chcę wiedzieć. Żadnych tajemnic, pamiętasz?

Westchnęła.

– Cały czas o tym myślałam. Nie chodzi o ten dom i pieniądze, tylko o ciebie. To dla ciebie wielka szansa. Okazja, która może się nie powtórzyć. A ja rzeczywiście mogę pracować z domu, przez internet. A od czasu do czasu polecieć do Polski. Rozmawiałam z szefem, nie ma problemu. Więc… – wzruszyła ramionami.

Hm, okej, wyjaśnienie brzmiało sensownie, ale nie do końca je kupowałem.

Od razu poczułem się jak u siebie

– A sen?

Popatrzyła na mnie z lekką irytacją.

– Ale się przyczepiłeś. Fakt, śniło mi się, że chodzę po jakimś domu, który mi się bardzo podoba. Nawet chyba gadałam z jego właścicielką, ale to był tylko sen. Wiadomo, że jak się o czymś myśli, to potem mózg to przerabia po swojemu. I tyle.

Miała rację. Jak ja mielę w głowie cały dzień jakiś problem, też śnią mi się różne głupoty na ten temat. No dobra, najważniejsze, że jedziemy.

Minął miesiąc, pełen załatwiania dokumentów, organizacji przeprowadzki i tym podobnych rzeczy. Kupiliśmy bilety na poranny samolot. Tego samego dnia po południu umówiliśmy się też na wizytę w agencji nieruchomości. Niestety, w ostatniej chwili w firmie Jadzi nastąpiło jakieś trzęsienie ziemi i musiała zostać dzień dłużej. Poleciałem sam.

W biurze najmu pokazano mi kilka ofert. „Która najbardziej spodobałaby się mojej żonie?” – zastanawiałem się. Zacząłem przeglądać zdjęcia, ale każde kusiło czymś innym i nie bardzo mogłem się zdecydować. W końcu wybrałem na chybił trafił. Agentka skinęła głową, zadzwoniła do właścicielki, żeby się umówić i godzinę później pojechaliśmy obejrzeć posesję.

Zadbany niewielki dom stał w dużym ogrodzie, przy cichej uliczce pełnej podobnych domów. Od razu mi się tu spodobało. Na drzwiach zobaczyłem tabliczkę z nazwiskiem: „Collins”. Agentka nacisnęła dzwonek. Drzwi otworzyła starsza zażywna pani. Oprowadziła mnie po domu. To było niesamowite, bo od razu poczułem się jak u siebie. „Nie ma co szukać dalej”, pomyślałem. „Biorę, choć tanio nie jest”.

Agentka szykowała umowę, a starsza dama wzięła mnie pod rękę i odprowadziła na bok. Potem cicho powiedziała, że choć bardzo przypadłem jej do gustu jako przyszły najemca, to ona musi mi coś wyznać.

– Ten dom należał do mojej siostry, po mężu Collins. Kiedy siostra zmarła rok temu, okazało się, że nie zostawiła testamentu. Wciąż toczy się postępowanie spadkowe. Na razie jako najbliższa krewna dysponuję posesją, ale nie wiem, jak to się potoczy. Mam trochę… cwanych krewnych. Ale tak naprawdę nie o tym chciałam powiedzieć. Otóż… ten dom jest… – westchnęła głęboko – nawiedzony. Moim obowiązkiem jest o tym wspomnieć.

– W jaki sposób nawiedzony? – starałem się mówić poważnie, choć było to trudne.

– No, duchem. Widzi pan, mieszkałam tu, gdy malarze odświeżali dom. Pewnej nocy zobaczyłam zjawę kobiety, która chodziła po domu, jakby go oglądała, albo może czegoś szukała.

To dlatego zgodziła się tu przyjechać...

Nie wiedziałem, co odpowiedzieć, żeby starszej pani nie urazić. I wtedy agentka zawołała:

– Pani Stevenson, mogę prosić?

Stevenson? Znałem to nazwisko… Tylko skąd? Nagle przypomniałem sobie, co mówiła przez sen Jadzia w dniu, kiedy zmieniła zdanie: „Obejrzałam dom”. I coś o liście dla pani Stevenson. Nie pamiętałem więcej. Poczułem dreszcz. To niemożliwe… I już nie mogłem się doczekać, aż Jadzia zobaczy ten dom. Ciekawe, jaka będzie jej reakcja.

Oczywiście podpisałem umowę ku radości i uldze pani Stevenson.

Następnego dnia przyjechała Jadzia. Weszła do domu, rozejrzała się i uśmiechnęła.

– I co? – spytałem niecierpliwie.

– A co ma być. Wybrałeś idealnie. Musimy dzisiaj poświętować – zamruczała i przytuliła się do mnie w znany mi sposób, który obiecywał nocne rozkosze.

No, nowy etap życia zaczynał się interesująco.

I wtedy pani Stevenson zadzwoniła do drzwi. Chciała poznać moją żonę. Ale gdy tylko na nią spojrzała, zbladła i zachwiała się niebezpiecznie.

– Właśnie tę kobietę widziałam, jak w nocy chodzi po domu…

No i wszystko wyszło na jaw. Moja Jadzia wyznała, że doskonale pamiętała sen, w którym chodziła po domu, ale nie chciała się do tego przyznać, bo domyślała się mojej reakcji. Dlatego powiedziała to, co chciałem usłyszeć, zwłaszcza że wcale nie była pewna, czy sen znajdzie potwierdzenie w rzeczywistości.

– Pani Stevenson… skoro pani istnieje, i dom też, to może dalsza część snu też będzie prawdziwa. Otóż we śnie spotkałam pani siostrę, która powiedziała, że chce, abym oddała pani jakiś list, a w zamian da nam pani roczną zniżkę za wynajem.

– O? – zdziwiła się właścicielka.

Poszliśmy do jedynego pokoju, którego, zastrzegła pani Stevenson, mieliśmy nie używać. Gabinet jej siostry na poddaszu. Niczego tam nie zmieniła od jej śmierci. Tam, na prośbę Jadzi, odsunąłem ciężką komodę, a za nią leżał list. To był testament, w którym pani Collins przekazywała siostrze dom i cały swój majątek. Pani Stevenson popłakała się ze szczęścia i… oczywiście dała nam godziwą zniżkę za czynsz.

Tej nocy, kiedy leżeliśmy zmęczeni w pościeli, Jadzia przytuliła się do mnie i powiedziała:

– W tym śnie dowiedziałam się czegoś jeszcze.

– Tak? – zainteresowałem się żywo.

– I to był prawdziwy powód, dla którego zmieniłam zdanie.

– No?

– Nie powiem ci. Dopiero jak obietnica się spełni.

– Jadźka!

Milczała jak głaz przez półtora miesiąca. Pewnego dnia położyła mi na klawiaturze test ciążowy. Gdy zobaczyłem, że jest pozytywny, mało nie zemdlałem. Od lat staraliśmy się o dziecko bez skutku. A tu od razu się udało! Wreszcie poczułem, że to rzeczywiście jest prawdziwy powód, dzięki któremu moja żona zgodziła się tu przyjechać.

Czytaj także:
„Nasz dom skrywał przerażającą tajemnicę. Rodzice zatajali przed nami, że grozi nam niebezpieczeństwo”
„Portret prababci skrywał tajemnicę. Odkryłam, że przed wojną miała pierwszego męża, o którego istnieniu nikt nie wiedział”
„Proroczy sen uratował mi życie. Gdybym tej nocy nie zamówiła taksówki, padłabym ofiarą osiedlowego rajdowca"

Redakcja poleca

REKLAMA