„Nasz 5-letni syn miał koszmary i zaczął moczyć się w nocy. Odkryliśmy, że... terroryzuje go starszy brat”

chłopiec który miał koszmary z powodu starszego brata fot. Adobe Stock
Grzesiek nie zdążył wyłączyć You Tuba i zobaczyliśmy te okropności, które serwował młodszemu bratu. Jakieś potworne postacie, fałszywe nagrania duchów z kamer przemysłowych, spreparowane stwory i urywki horrorów. Opowieści o wampirach, porywaczach dzieci i demonach, a także ujęcia z egzorcyzmów i wyznania zabójców.
/ 08.04.2021 11:51
chłopiec który miał koszmary z powodu starszego brata fot. Adobe Stock

Jak myśliecie, do czego może służyć dziecku telefon? Większość rodziców, którzy swoim pociechom komórki już kupili, prędko zdaje sobie sprawę z tego, że raczej nie do dzwonienia. Nastolatkowie na nich grają, czatują, przeglądają zdjęcia, Instagram, Facebook, jakieś Tik-Toki, wybierają kolejne zachcianki na portalach sprzedażowych i oglądają filmy na You Tube.

Gdybym wiedział to wcześniej, pewnie nie uległbym namowom starszego syna i nie kupił mu smartfona. Tym samym oszczędziłbym stresów całej rodzinie, bo 10-letni Grzesiek zrobił z niego naprawdę koszmarny użytek. Zanim dostał swój aparat, regularnie pożyczał telefony ode mnie i od żony. Wtedy jednak korzystał z nich pod naszym okiem. Nie zostawialiśmy go nigdy samego, żeby nie zainstalował jakiś głupot. Szybko przestało mu to jednak wystarczać.

– W mojej klasie już wszyscy mają komórki! – narzekał coraz częściej. – Nawet młodsze dzieciaki przynoszą je do szkoły. A ja co? Muszę udawać, że swoją zostawiłem w domu.
– A dlaczego? Przecież możesz powiedzieć kolegom, że po prostu nie masz jeszcze telefonu – dziwiłem się.
– Żeby mnie wyśmiali? Tata, ty wiesz, jaka to siara?!
– Bez przesady…
– Niedługo nikt nie będzie się ze mną kolegował! – tupał nogą.
– No! Jeśli będziesz zachowywał się w ten sposób, to na pewno ci komórki nie kupimy! – tonowałem jego emocje.

5-letni Michał też chciał dostać taką fajną zabawkę

Żona była jednak bardziej przychylna prośbom Grześka. Gdy zostawaliśmy sami, uświadamiała mi, że dla syna to bardzo ważna sprawa. Przypominała, że również za naszych czasów posiadanie modnych gadżetów ustawiało człowieka w podwórkowej hierarchii.

– Pamiętasz, ile się musiałeś prosić o walkmana albo zegarek? – mówiła.
– Pamiętam. Taki z melodyjkami…

Marta miała rację. Przykro było patrzeć, jak kolega bawi się czymś, czego ty nie możesz się doprosić od dawna. No i choć uważam, że dzisiejsze dzieciaki spędzają zbyt dużo czasu przed różnymi ekranami, kupiłem synowi telefon. Wybrałem jeden z najtańszych smartfonów na rynku, ale Grzesiek i tak cieszył się jak szalony. Miło było na niego patrzeć, choć przyjemność tę nieco nam popsuł młodszy z synów. Pięcioletni Michał nie mógł pogodzić się z faktem, że jego brat ma komórkę.

– To niesprawiedliwe! – płakał, gdy próbowaliśmy mu z żoną przemówić mu do rozumu.
– Michasiu, na ciebie też przyjdzie czas. Jak będziesz w wieku Grzesia, dostaniesz swój telefon – wyjaśniałem.
– Ja chcę teraz!

Dopiero Grześkowi udało się uspokoić Michała. Straszy brat obiecał mu, że będą „razem bawić się jego telefonem”. Młody ucichł, bo pojawiła się przed nim zupełnie nowa perspektywa, a ja odetchnąłem z ulgą. Nie miałem nawet siły kolejny raz przypomnieć chłopakom, że telefon nie jest do zabawy. Może powinienem to robić częściej, bo Grzesiek chyba nie do końca zdawał sobie z tego sprawę.

Owszem, od czasu do czasu zadzwonił do któregoś z kolegów, żeby zapytać, co było zadane, umówić się na piłkę albo lody. Ale tak poza tym, to tylko grał, oglądał i ściągał miliony aplikacji. Temperowaliśmy jego zapędy, jak się dało, ale nie sposób kontrolować dziecka przez całą dobę. Kończyło się więc na tym, że od czasu do czasu zabieraliśmy mu telefon na kilka godzin.

Ale muszę też przyznać, że znacznie częściej pozwalaliśmy obu chłopakom oglądać na komórce bajki, bo potrzebowaliśmy trochę spokoju. Wtedy zostawali z telefonem sami, bez naszej kontroli. O spokój było jednak w naszym domu coraz trudniej, bo w tym czasie, gdy Grzesiek dostał telefon, Michał zaczął się dziwne zachowywać. Co takiego się działo?

Ano na przykład to, że znów zdarzało mu się zmoczyć przez sen. Zadziwiająca sprawa, bo synek już od dawna sam się budził, żeby pójść do toalety. A tu nagle powrót do tych przykrych przygód.

– Mamo, mamo! – wołał w środku nocy, wyplątując się z mokrej pościeli.

Płakał przy tym, że nie będzie spać sam i chce przyjść na resztę nocy do nas. Ulegaliśmy jego prośbom, bo wydawał się naprawdę wystraszony. Kiedy pytaliśmy się, co się stało, dlaczego jest taki roztrzęsiony, odpowiadał, że coś mu się przyśniło.

– Coś strasznego? – pytała żona.
– Nie wiem. Coś niedobrego. Jakieś potwory… – powtarzał, ale za nic nie mógł sobie przypomnieć, co dokładnie go tak przeraziło.

Gdyby to był jednorazowy wypadek, w ogóle byśmy się nie martwili. W wieku Michała zdarzają się dzieciom jeszcze żywe sny. Zdarza im się też popuścić do łóżka. Wkrótce jednak okazało się, że nasz Michaś moczy się regularnie. Budził się w środku nocy co dwa, trzy dni mokry i ciężko wystraszony swoimi snami. Pytaliśmy go, co się dzieje, że tak ciężko znosi noce – czy coś go stresuje, męczy, przejmuje, ale tylko wzruszał ramionami.

Grzesiek też nic nie wiedział. Też zapewniał, że nie ma pojęcia, co może dokuczać bratu, choć pytaliśmy go o to wielokrotnie. Do nocnych problemów dołączyły też dzienne objawy emocjonalnego rozstrojenia. Michał był znacznie bardziej bojaźliwy niż kiedyś. Nie chciał zostawać sam, ciągle się przytulał, szybko tracił panowanie nad sobą. Wszystko wyprowadzało go z równowagi. A raz, gdy w windzie zgasło światło, urządził taką histerię, że Marta ledwo go uspokoiła.

Nawet pani w przedszkolu powiedziała, że z Michasiem dzieje się coś niedobrego, bo nie chce sam chodzić do toalety i ciągnie ją ze sobą.

Prawdę odkryła moja żona, przypadkiem

– Trzeba iść z nim do psychologa – usłyszałem od żony.
– Poważnie?
– No tak. Nie można tego bagatelizować. On ma jakiś problem, którym nie chce się z nami podzielić. Może fachowiec coś z niego wyciągnie.

Żona zapisała nas na wizytę, ale zanim do niej doszło, sami poznaliśmy przyczynę lęków naszego syna. W bardzo prosty sposób.

Któregoś razu, kiedy chłopaki oglądali bajki do zasypiania, Marta weszła do ich pokoju, żeby zgasić im już światło. Zastała ich w bardzo dziwnej sytuacji. Michaś miał wielkie, przestraszone oczy pełne łez, a Grzesiek błyskawicznym ruchem ukrył telefon od kołdrą.

– Natychmiast mi to daj! – podniosła głos, bo domyśliła się, że możemy odkryć prawdę o nastrojach Michasia. – Wyjmuj telefon, bo będziesz miał przekichane!
– Ale ja tam nic nie mam… – bronił się Grzegorz.
– Dawaj! – żona odrzuciła kołdrę i wyrwała mu z ręki telefon.

Na szczęście Grzesiek nie zdążył wyłączyć You Tuba i zobaczyliśmy te okropności, które serwował młodszemu bratu od kilku tygodni. Co tam było? Tak zwane straszne filmiki. Jakieś potworne postacie, jakieś fałszywe nagrania duchów z kamer przemysłowych, spreparowane stwory i urywki horrorów. Opowieści o wampirach, porywaczach dzieci i demonach, a także ujęcia z egzorcyzmów i wyznania zabójców.

– Co to jest, do licha? Co to jest?! – krzyczała wściekła żona. – Po co mu to puszczasz!? Po co sam to oglądasz?! Pytam się, odpowiedz mi!

Nigdy nie widziałem jej tak wściekłej. Była tak roztrzęsiona, że i Grzegorz poważnie się wystraszył. Przyznał, że nie tylko pokazywał Michasiowi te filmy, ale też szantażował brata, żeby nic nam nie mówił. Powiedział Michasiowi, że jeśli piśnie choć słowo o tym, co razem oglądają, to przyjdzie po niego lalka Momo – szkaradztwo, którego zdjęcia i filmy krążą po internecie. Długo tłumaczyliśmy Michałowi, że to wszystko nieprawda, że to oszustwo, że te filmy są udawane, ale i tak nie obeszło się bez wizyty u psychologa.

Dopiero on pomógł małemu na tyle, że po jakimś czasie zapomniał o tych wszystkich koszmarach. Do psychologa zaprowadziliśmy też Grześka, żeby dowiedzieć się, dlaczego interesuje się takimi okropnościami. Na szczęście, okazało się, że był to tylko przejaw niezdrowej nastoletniej ciekawości, a nie żadne odchylenie. Kazali nam Grześka obserwować i ograniczyć mu dostęp do takich treści. Nie trzeba było nam tego dwa razy powtarzać. Telefon zabraliśmy mu od razu, gdy tylko odkryliśmy prawdę.

Dodatkowo postanowiliśmy kontrolować wszystko, co czyta i ogląda, nie zostawiać go z komórką samego. Jakoś więc się z tego wykaraskaliśmy, ale do dziś się wstydzę, że przeoczyliśmy coś takiego – że zawiedliśmy jako rodzice. Byłem głupi, że pozwoliłem, by telefon stał się zabawką, żeby chłopaki korzystali z niego bez kontroli. Dziękuję Bogu, że tylko tak się skończyło, i obiecałem sobie, że opowiem naszą historię innym, by stała się dla nich przestrogą. Mam nadzieję, że nasza niefrasobliwość pomoże komuś ustrzec dzieci przed zagrożeniami czyhającymi na nie w internecie. Bo jak widać jest ich dużo. 

Czytaj więcej prawdziwych historii:
Śmierć psa przeżyłam bardziej, niż śmierć matki
Matka odbiła mi faceta, w którym byłam zakochana
Mąż ukrywał przede mną choroby psychiczne w rodzinie

Redakcja poleca

REKLAMA