„Nastoletnia córka sąsiadów robi do mnie maślane oczy. Próbuję ją spławić, ale ona jest uparta, a ja nie chcę kłopotów”

nastolatka, która zakochała się w sąsiedzie fot. Adobe Stock, kichigin19
„Sprawdziłem skrzynkę na listy. Było tam kilka ulotek oraz koperta. A w kopercie kartka. Z serduszkami. Zuzanna uznała za konieczne wysłać mi podziękowania. >>Jest pan dla mnie bohaterem i nigdy nie zapomnę, co Pan dla mnie zrobił. Dziękuję. Zuzia<<. Pod listem zobaczyłem odcisk uszminkowanych ust. Kartka i koperta mocno pachniały kwiatowymi perfumami”.
/ 13.03.2023 18:30
nastolatka, która zakochała się w sąsiedzie fot. Adobe Stock, kichigin19

Właśnie siadałem do spaghetti z serem, kiedy usłyszałem wrzaski na klatce schodowej. Jako ratownik medyczny zawsze odróżnię okrzyk bólu, dlatego zerwałem się od stołu i wybiegłem za drzwi.

Ałaaaa! Boliiii! Zrób coś! – kobiecy głos zawodził z parteru.

Zbiegłem na dół i omal nie przewróciłem syna sąsiadów, który jedną ręką próbował wystukać numer na komórce, a drugą podnieść z ziemi swoją nastoletnią siostrę.

– Co się stało?! – stanąłem nad wyjącą z bólu dziewczyną. – Spadłaś ze schodów? Gdzie cię boli?

W odpowiedzi wrzasnęła głośniej, ale zdążyłem się zorientować, co się stało. Musiała polecieć do przodu i odruchowo podeprzeć się wyprostowaną ręką. Po sposobie, w jaki kuliła prawe ramię, widziałem, że ma wybity bark.

– Zostaw! Ała! Niech ktoś mi pomoże! Odsuń się! Pomóż mi! – szalała z bólu, ale nie dawała się do siebie zbliżyć.

Normalne zachowanie w przypadku silnego i nagłego bólu. Czasami przed udzieleniem pomocy trzeba było delikwentowi zaaplikować zastrzyk uspokajający. Ale tym razem nie miałem przy sobie strzykawki, więc musiałem radzić sobie tak, jak mnie nauczono na szkoleniu z psychologicznego podejścia do poszkodowanych.

– Jestem ratownikiem medycznym – wyjaśniłem, robiąc krok w stronę dziewczyny. – Mam na imię Paweł. Mieszkam na drugim piętrze i znam waszych rodziców. Mogę ci pomóc, ale musisz przez chwilę stać nieruchomo, dobrze?

Ciasto w dowód wdzięczności… To miłe

Stanęła na moment spokojnie, a ja delikatnie badałem prawą stronę jej ciała. Ponieważ podskakiwała za każdym dotknięciem, starałem się odwrócić jej uwagę. Zapytałem, jak ma na imię i ile ma lat.

– Zuzanna. Piętnaście. Ała!

Ten ostatni okrzyk nastąpił po tym, jak stanowczym, silnym ruchem nastawiłem jej bark. Przez moment na twarzy dziewczyny wciąż widziałem szok, ale po chwili napięcie zaczęło ustępować. Widziałem to wiele razy – pacjent z wybitym barkiem przeżywa mocne szarpnięcie bólu, ale potem praktycznie od razu następuje ogromna ulga.

– Jak pan to zrobił…? – załzawione oczy spojrzały na mnie z niebotycznym zdumieniem. – Myślałam, że będę musiała mieć operację, a pan… Pan mnie uratował!

Powiedziałem jej, że operacja nie będzie konieczna, chociaż jeszcze przez parę dni może odczuwać ból. Dodałem, że rodzice powinni zaprowadzić ją do przychodni, żeby obejrzał ją ortopeda albo chirurg. Dziewczyna nic nie powiedziała, tylko wpatrywała się we mnie z tym samym intensywnym zdumieniem. Na szczęście jej brat wydawał się nieco bardziej przytomny i obiecał, że wszystko przekaże dorosłym i zaopiekuje się siostrą. Wróciłem więc do zimnego już spaghetti i zapomniałem o sprawie.

Przypomniano mi o niej następnego dnia, kiedy wróciłem z koszmarnie ciężkiej zmiany.

– Dobry wieczór – na progu stała Zuzanna. – Chciałam jeszcze raz podziękować. Ortopeda mówi, że bark jest nastawiony idealnie i miałam szczęście, że pan był na miejscu. Upiekłam dla pana ciasto. Czekoladowe. Lubi pan czekoladę?

– O, to bardzo miłe, Zuzanno.

Wdzięczności w naszym zawodzie doświadcza się naprawdę rzadko, więc byłem lekko wzruszony.

– Bardzo lubię czekoladę. Dziękuję. Trzymaj się i nie forsuj ramienia.

Odpowiedziała mi jedynie długim spojrzeniem i leciutkim uśmiechem, który zinterpretowałem jako onieśmielenie. W końcu byłem facetem w wieku jej ojca, więc pewnie trochę się wstydziła przyjść, kiedy matka wysłała ją z ciastem.

Spotkałem ją ponownie już następnego dnia rano. Zdziwiłem się, bo chyba w żadnej szkole lekcje nie zaczynają się przed szóstą rano, ale była tam, na klatce, ubrana w kurtkę.

– Dzień dobry, Zuzia. Wcześnie wstajesz – rzuciłem. – Jak ramię?

– Już nie boli. Ale gdyby nie pan, miałabym operację – odpowiedziała, zakręcając na palcu kosmyk włosów. – Jest pan niesamowity! W ogóle się pan nie zastanawiał, co zrobić…

– Taką mam pracę – wyjaśniłem i przecisnąłem się obok niej do drzwi. – No, miłego dnia. Do widzenia.

Odprowadziło mnie przeciągłe i melodyjne „do zobaczenia później”. Poczułem się dziwnie. Coś tu było nie tak. Nie znam się na piętnastolatkach – obie moje siostrzenice mają dopiero po kilka latek – ale wydawało mi się, że ta dziewczynka zachowuje się jakoś… inaczej, niż powinna. Przecież to jeszcze dziecko, powinna mieć chyba więcej dystansu do dorosłych, prawda? – myślałem w drodze na przystanek, skąd kumpel zabierał mnie karetką.

To jeszcze dziecko, a ja jestem po trzydziestce

Kiedy wróciłem po zmianie, jak zwykle sprawdziłem skrzynkę na listy. Było tak kilka ulotek oraz koperta. A w kopercie kartka. Z serduszkami. Zuzanna uznała za konieczne wysłać mi ponowne podziękowania. „Jest pan dla mnie bohaterem i nigdy nie zapomnę, co Pan dla mnie zrobił. Dziękuję. Zuzia”. Pod listem zobaczyłem odcisk kobiecych uszminkowanych ust. Na dodatek kartka i koperta mocno pachniały kwiatowymi perfumami. Poczułem, że dzieje się coś, co muszę natychmiast przerwaćWdzięczność dziewczyny zaczynała być nie na miejscu.

Zadzwoniłem po pomoc do siostry.

– Wiola, słuchaj, mam problem! – zacząłem, a ona, jak zawsze, zapytała, czy z dziewczyną.

– Tak… w pewnym sensie. Ale to raczej dziewczynka, nie dziewczyna i absolutnie nie jestem nią zainteresowany! Ma piętnaście lat i dwa dni temu nastawiłem jej bark, a teraz mnie adoruje. Przesyła liściki…

Martyna na początku się śmiała, ale kiedy powiedziałem jej o odcisku ust na kartce, przestała.

– Dziewczyny robią tak, kiedy chcą dać chłopakowi znak, że się w nim kochają – powiedziała coś, co już sam odgadłem. – Ta mała chyba naprawdę uznała cię za swojego wybawiciela, bohatera czy też rycerza na białym koniu. I się zakochała. Hmm, bracie, nie jest dobrze…

No ba! Sam wiedziałem, że zakochana nieletnia to prosta droga do kłopotów. Byłem od niej starszy o dwadzieścia lat, na litość boską! Co ona sobie wyobrażała?!

Martyna oświeciła mnie, że dla Zuzi ta różnica wieku tylko dodaje mi uroku, i pannica najprawdopodobniej już snuje fantazje o tym, że jesteśmy parą. Siostra doradziła mi, żebym po prostu ignorował jej próby zwrócenia na siebie uwagi, to w końcu odpuści.

– Wiesz, jak byłam w jej wieku, zakochałam się w panu Grzesiu ze sklepu spożywczego, pamiętasz go? No więc też wysłałam mu liścik miłosny. Serio. A facet miał dobrze po trzydziestce! Podpisałam się i czekałam, że jak przyjdę po bułki, to on mnie zaprosi na randkę, ale udawał, że kompletnie nic się nie stało. No, wiesz, kamienna twarz. W końcu uznałam, że nie jest mnie godzien, i zajęłam się Robertem z klasy C. Więc ty też po prostu ją zignoruj. Zobaczysz, w tym wieku uczucia szybko się wypalają.

Podziękowałem więc za radę i zdecydowałem w razie czego udawać, że nie dostałem żadnej kartki i nie wiem, o czym mowa. Tyle że łatwo było powiedzieć...

Byłem tak przerażony, że zwyczajnie zwiałem

Zuza zadzwoniła do moich drzwi tego samego wieczoru. Aż się spociłem ze stresu, widząc ją przez wizjer. Otworzyłem z wahaniem.

– Zuzanna, nie powinnaś… – zacząłem, ale przerwała mi, mówiąc, że mama przysłała ją po blachę od ciasta.

– Aaa! No tak, jasne! – ulżyło mi. – Zaczekaj, już po nią idę.

Blacha była w zlewie, oczywiście nie zdążyłem jej jeszcze umyć i zrobiło mi się wstyd. Szybko więc złapałem gąbkę i płyn do mycia naczyń, żeby oddać sąsiadom czyste naczynie. Kiedy skończyłem, wytarłem je papierowym ręcznikiem i wróciłem do przedpokoju. Zuzanna nadal tam stała, ale miała jakąś dziwną minę.

– Proszę – wyciągnąłem do niej rękę z tortownicą i nagle ta z brzękiem upadła mi na podłogę. – Ej, co ty robisz?!

Naprawdę chciałem odwrócić wzrok, ale byłem zbyt zszokowany, żeby się na nią po prostu nie gapić z oszołomieniem. Panna Zuzanna bowiem rozpięła lekki, kraciasty płaszczyk, w którym przyszła, i pokazała mi się w samej bieliźnie. Dodam, że czarnej i koronkowej.

– Zapnij się! – krzyknąłem, kiedy odzyskałem głos. – Co ty wyprawiasz?! Odbiło ci, dziecko?!

– Nie jestem już dzieckiem – szepnęła niskim głosem i zrobiła krok w moim kierunku.

Byłem tak przerażony, że… po prostu uciekłem. Naprawdę. Odwróciłem się i dałem drapaka do dużego pokoju. Zamknąłem za sobą drzwi i oparłem się o nie plecami, myśląc w panice, co mam zrobić. Niestety, ona nie zamierzała odpuścić. Stała po drugiej stronie mlecznej szyby i mówiła, żebym dał spokój, bo ona wie, że ja też coś do niej czuję, że wziąłem jej ciasto i życzyłem jej miłego dnia i zapamiętałem jej imię, a to przecież świadczy, że powinniśmy być razem.

– Nie bój się, nie narobię ci kłopotów – mówiła zza drzwi, a ja zastanawiałem się, jakie obrażenia odniosę po skoku z balkonu na drugim piętrze. – Wiem, że musimy być dyskretni… nie jestem głupia.

– Uspokój się! – wrzasnąłem, kiedy na moment przestała mówić. – Nie jestem tobą ani trochę zainteresowany! Każdy ratownik czy lekarz na moim miejscu tak samo by ci nastawił bark! Jesteś dzieckiem i nie chcę, żebyś tu przychodziła, rozumiesz?

W odpowiedzi Zuzanna zapytała podniesionym histerycznie głosem, czy uważam, że jest brzydka. Ręce mi opadły…

Byłem pewien, że zaraz dostanę w nos

W końcu, po kilkunastu minutach tej absurdalnej konwersacji przez drzwi, wpadłem na pomysł, żeby powiedzieć jej coś, co być może zrozumie. To była moja ostatnia deska ratunku – rzuciłem argumentem, że kocham się na zabój w jednej dziewczynie. Kiedy usłyszałem wściekłe trzaśnięcie drzwiami wyjściowymi, poczułem nieopisaną ulgę.

Nie potrwała długo, bo kilka minut później znowu ktoś zapukał. Tym razem to nie była Zuzanna. Było gorzej: przyszedł jej ojciec.

– Moja córka u pana była – zaczął, a ja zrobiłem krok w tył. – Wiem, że dała panu ciasto i kartkę z serduszkami. A przed chwilą wróciła do domu zapłakana. Zobaczyłem, że pod płaszczem ma samą bieliznę.

– Ale ja… – zacząłem, obliczając nerwowo, że ten facet jest ode mnie z dziesięć centymetrów wyższy i wygląda jakby codziennie trenował.

Musiałem szybko powiedzieć, że spławiłem jego córkę, i nie cieszyłem się z jej awansów, zanim facet wyprowadzi pierwszy sierpowy, który z pewnością pośle mnie na glebę. Cholera! Naprawdę nie zamawiałem sobie takich tarapatów! Ja tylko nastawiłem bark piętnastolatce. Nie moja wina, że ona się we mnie zakochała i postanowiła mnie uwieść w moim własnym mieszkaniu! A teraz gość przyszedł spuścić mi manto, bo uważał, że uwodziłem jego nieletnią córkę! Co za straszliwe nieporozumienie!

– Niech pan posłucha – sąsiad przestąpił z nogi na nogę, a ja już czułem ból w szczęce. – Wiem, że moja córka jest nieco… hm… nadpobudliwa. Słyszałem wczoraj, jak opowiadała przez telefon koleżance, że w naszej klatce mieszka jeden słodziak… pan wybaczy, one naprawdę tak mówią… – podrapał się po karku z zakłopotaniem. – Ale nie sądziłem, że chodzi o pana! Chciałem tylko powiedzieć: przepraszam. Żona z nią porozmawia, a ja zabronię jej pana nachodzić. Pomógł jej pan, a ona zaczęła robić kłopoty… Naprawdę mi przykro.

Nagle poczułem, że wraca mi krążenie w nogach, bo już się pode mną uginały. Przygotowywałem się na oskarżenia o uwiedzenie nieletniej, straszenie prokuratorem, a dostałem… przeprosiny. No, takiego zwrotu akcji się nie spodziewałem.

Sąsiad okazał się bardzo rozsądnym facetem. Usiedliśmy przy stole, poczęstowałem go piwem i opowiedziałem, jak zamknąłem się przed jego córką w pokoju. Udało nam się nawet zaśmiać z tego obrazka, a kiedy dodałem, że chciałem w panice wyskoczyć przez balkon, pan Jarosław był już naprawdę rozbawiony.

– Czasami jest niemożliwa, ale to dobry dzieciak – westchnął, dopijając piwo. – Zawsze mieliśmy dobry kontakt, ale jakoś tak od kilku miesięcy zaczęła się ode mnie oddalać. Czułem, że znajdzie sobie, no wie pan, zastępczego ojca, z całym szacunkiem. Dzisiejsze dziewczyny to nie to co nasze koleżanki z klasy w tym wieku. Teraz młodzież ma takie wzorce, że szkoda gadać…  Ale postaram się to naprawić. Spędzę z nią trochę czasu. Może ją wezmę na jakiś koncert czy coś.

– Dobry pomysł – pokiwałem głową.

Potem trochę porozmawialiśmy o mojej pracy i czasach, kiedy my mieliśmy po naście lat, bo pan Jarosław był ode mnie ledwie kilka lat starszy. W końcu się zebrał i wrócił do swojej rodziny, a ja z nieopisaną ulgą zasiadłem do penne ze szpinakiem.

Mam nadzieję, że zanim się ożenię, zdążę się jeszcze nauczyć, jak postępować z nastolatkami, bo na razie te stworzenia wciąż mnie przerażają!

Czytaj także:
„Myślałem, że dziewczyna na mnie leci, a ona chciała mnie obrobić! Ostrzegali mnie, ale musiałem udowodnić swoją męskość”
„Jako nastolatka podkochiwałam się w swoim wujku. Marzyłam o tym, by go uwieść, a gdy dorosłam, spełniłam to marzenie”
„Sąsiadka wiesza na mnie psy, bo odmówiłam oczerniania jej męża przed sądem. Przecież ja ich prawie nie znam...”

Redakcja poleca

REKLAMA