Nastolatki nie lubią przebywać w towarzystwie dorosłych. Ciągnie ich do rówieśników. Buntują się, mają głupie pomysły, zachowują się źle. Ale nie moja córka. Ona jest inna…
Przyjaciółka lekceważy mój problem. Twierdzi, że jestem przewrażliwiona i tylko szukam dziury w całym.
– Powinnaś się cieszyć, że masz taką córkę – powiedziała mi. – Wiesz, co ja przeżywam z Martą? Znika z domu, nie mówi, dokąd idzie, zadaje się ze starszymi chłopakami.
– To chyba normalne w tym wieku… – odważyłam się zauważyć.
– Zwariowałaś! – ofuknęła mnie. – Za młoda jest na to! Tylko się przez nią denerwuję. Po nocach nie śpię, bo boję się, że wpakuje się w jakieś kłopoty. Dziękuj Bogu, że nie masz takich zmartwień…
Rzeczywiście, moja 17-letnia Karolina jest dzieckiem, o jakim marzy wiele matek. To dobra, kochająca, uczynna dziewczyna. Do tego świetnie się uczy, jest posłuszna. Na pierwszy rzut oka rzeczywiście może się więc wydawać, że nie mam z nią żadnych problemów. Niestety, rzeczywistość nie jest tak różowa.
Mogłaby czasem się z kimś spotkać
Moja córka jest samotnikiem. Zawsze była zamkniętym w sobie dzieckiem, ale ostatnio doszłam do wniosku, że to już zakrawa na patologię. Po szkole od razu wraca do domu, nie ma żadnych znajomych, nie wspominając już o chłopaku. Jej rówieśnicy przeżywają wielkie miłości, biegają na imprezy, spotykają się wieczorami… A ona? Nie chce nawet o tym słyszeć!
Gdy miała 14 lat bardzo mnie to cieszyło. Uważałam, że ma jeszcze czas na takie wybryki. Ale teraz? Przecież za rok będzie pełnoletnia! Powinna obracać się wśród ludzi, mieć przyjaciół. Kilka razy próbowałam ją zachęcić do tego, by gdzieś się wybrała albo chociaż przyprowadziła do domu znajomych. Byliśmy nawet z mężem gotowi pojechać na noc do mojej siostry, by miała „wolną chatę” i czuła się swobodnie. Nic z tego nie wychodziło.
– Mamo, to nie dla mnie. Mam ciekawsze rzeczy do roboty, niż plątać się po mieście lub spraszać gości do domu – odpowiadała za każdym razem i od razu wsadzała nos w książkę, jakby chciała uciąć temat.
W wolnym czasie czyta albo się uczy. Ma same piątki i szóstki, nawet z matematyki, której nie cierpi. I chyba nie wyobraża sobie, że mogłoby być inaczej. Ja oczywiście jestem z niej bardzo dumna, nie przeczę. Zawsze marzyłam, że w przyszłości, kiedy już zda maturę, pójdzie na studia. Tak lubi historię… Byłam pewna, że chce uczyć się w tym kierunku.
W naszym mieście nie ma, niestety, dobrej wyższej uczelni. Jest jakaś prywatna, ale nie cieszy się zbyt dobrą opinią. Ustaliliśmy więc z mężem, że wyślemy Karolinę na uniwersytet do Warszawy. To kosztuje, ale mamy trochę pieniędzy, które odkładaliśmy właśnie z myślą o jej dalszej nauce. Niedawno jej o tym wspomniałam. Myślałam, że będzie zachwycona…
– Nie chcę studiować w Warszawie – oświadczyła, i zaraz dodała, że woli zostać z nami w naszym małym miasteczku.
Pójdzie do tej byle jakiej szkoły albo od razu poszuka sobie jakiejś pracy i będzie nam pomagać.
– Ależ dziecko, my sobie poradzimy. Twoja przyszłość jest teraz najważniejsza – zaprotestowałam.
– Nie pozbędziecie się mnie tak szybko, oj nie – pokręciła głową.
Nie mogę tego zrozumieć. Przecież wielu młodych ludzi w jej wieku wprost marzy o tym, by dostać taką szansę. Wyrwać się spod skrzydeł rodziców, zakosztować wesołego studenckiego życia. Zwłaszcza gdy nie trzeba przy tym martwić się o pieniądze. Tymczasem ona oświadczyła, że woli zostać w domu, z nami. Mówcie, co chcecie, ale moim zdaniem, to jest powód do niepokoju.
Karolina nie chciała słyszeć o psychologu
Na początku września poszłam do szkoły, by porozmawiać o tym z wychowawczynią Karoliny. Okazało się, że nawet w szkole nasza córka jest zawsze sama. Na przerwach nie stoi w grupie, tylko gdzieś z boku, na lekcjach siedzi cicho i słucha wykładu, nie dzieli się z koleżanką z ławki najnowszymi ploteczkami jak inne dziewczynki. Wychowawczyni, młoda i niedoświadczona kobieta, nie widziała w tym nic złego. Stwierdziła, że skoro córka świetnie się uczy, dobrze zachowuje i nie sprawia kłopotów, to nie ma powodów do obaw.
– Ech, gdyby wszyscy uczniowie byli tacy jak Karolina, nasza praca byłaby o wiele łatwiejsza i znacznie przyjemniejsza… – rozmarzyła się nawet w pewnym momencie.
Jasne, każdy chciałby, żeby jego praca była lekka, łatwa i przyjemna. Ale nie o to przecież chodzi! Nastolatki rozrabiają! Powiedziałam więc, że nie zgadzam się z jej opinią i uważam, że z moją córką coś jest jednak nie w porządku. Najpierw się trochę obraziła, ale po chwili zastanowienia zaproponowała, żebym poszła z nią do psychologa dziecięcego. Postanowiłam skorzystać z jej rady. Umówiłam nas na następny dzień. Byłam przekonana, że Karolina chętnie pójdzie na wizytę. Zawsze przyjmowała moje decyzje czy propozycje bez słowa sprzeciwu.
Tym razem jednak było inaczej. Moja potulna, grzeczna i spokojna córka wpadła w prawdziwy szał.
– Nigdzie nie pójdę, wybij to sobie z głowy! Nie jestem chora ani pokręcona! Wszystkie klepki mam na miejscu! Po prostu lubię być sama! Czy to tak trudno zrozumieć?! – wrzasnęła, a potem pobiegła do swojego pokoju i od razu przekręciła klucz w zamku.
Byłam w szoku, bo nigdy się w ten sposób nie zachowywała. Przez kwadrans siedziałam jak skamieniała. Gdy już się się otrząsnęłam, podeszłam pod jej drzwi. Pukałam, prosiłam żeby mnie wpuściła. Nie słuchała. Otworzyła dopiero, gdy obiecałam, że zapomnę o swoim pomyśle i już nigdy nie wspomnę o psychologu. Nie zamierzałam dotrzymać słowa. Ten wybuch utwierdził mnie w przekonaniu, że córka ma problem.
Kilka dni później sama wybrałam się do psychologa i opowiedziałam mu o dziwnym zachowaniu córki. To, co usłyszałam, dosłownie zbiło mnie z nóg! Zasugerował, że może Karolina boi się ludzi. Nie wierzy we własne możliwości, lęka się, że sobie nie poradzi, nikt jej nie polubi, nie zaakceptuje. I właśnie dlatego nigdzie nie wychodzi, nie chce wyjechać na studia.
– To nic pewnego, bo przecież nawet z nią nie rozmawiałem. Gdyby do mnie przyszła, mógłbym powiedzieć coś więcej – oświadczył.
srdgdsghdsfghsdgsdhsdh
Od tamtego czasu nie mogę spokojnie zasnąć. Przez cały czas myślę o Karolinie. Przypominam sobie jej zachowania, uważnie ją obserwuję. I dochodzę do wniosku, że psycholog może mieć rację. Córka unika nie tylko rówieśników. Nie chodzi sama nawet do sklepu! Mam wrażenie, że najchętniej zamknęłaby się w domu i nosa za próg nie wychylała. Wiem, że potrzebuje specjalistycznej pomocy, terapii, ale ona nawet nie chce o tym słyszeć.
Gdy tylko zaczynam rozmowę na ten temat, wpada w złość. Jak katarynka powtarza, żeby dać jej spokój, że nic jej nie jest, tylko lubi być sama. I ucieka do swojego pokoju.
Naprawdę nie wiem już, co robić. Martwię się o jej przyszłość. Przecież nie może wiecznie żyć z dala od ludzi, udawać, że wokół niej jest pustka, a świat nie istnieje. Wcześniej czy później będzie musiała się z nim zmierzyć. Próbuję do niej jakoś dotrzeć, przekonuję, że jest inteligentną, ładną dziewczyną i na pewno wielu jej rówieśników chętnie by się z nią zaprzyjaźniło. Kiwa głową, ale wiem, że nie słucha. Czuję się tak, jakbym mówiła do ściany.
Ostatnio zwierzyłam się ze swojego problemu przyjaciółce. Miałam nadzieję, że mi coś doradzi, jakoś mnie wesprze. A ona co? Prawie mnie wyśmiała! Stwierdziła, że marzy o tym, by mieć taką grzeczną córkę jak Karolina. Bo jej Marta nieustannie łamie zakazy, buntuje się, pyskuje, nie myśli o nauce, tylko wciąż lata za chłopakami…
O matko, jak ja jej zazdroszczę! Też bym chciała, żeby moja córka poszła gdzieś na imprezę, późno wróciła do domu, zakochała się. Może to śmieszne, ale marzę o tym, by wreszcie trochę narozrabiała. Jak zwykła, przeciętna nastolatka. Ale ona tego nie zrobi. Boi się…
Czytaj także:
„Moja córka jest grzeczna, posłuszna, cicha, nie sprawia żadnych kłopotów wychowawczych. I to mnie właśnie martwi...”
„Moja córka nie ma czasu na głupoty i plotki z koleżankami. Musi zostać kimś, a to wymaga poświęceń”
„Myślałam, że córka woli kościół od dyskoteki. Tak naprawdę zakochała się w księdzu i chciała wrobić go w dziecko”