„Mój nastoletni syn bezczelnie okradł własną babcię. Musiałam wziąć kredyt, żeby sfinansować jej operację biodra”

matka strofuje syna fot. Adobe Stock, highwaystarz
„Bartek podszedł, chwycił poduszkę i gwałtownie ją szarpnął. Usiłowałam się opierać, ale w końcu dałam spokój. Był silniejszy, zdesperowany, bezwzględny. Nie miałam pojęcia, czego mogę się po nim spodziewać. A jak mnie uderzy?”.
/ 24.12.2022 18:30
matka strofuje syna fot. Adobe Stock, highwaystarz

Trzymałam telefon w dłoni i zastanawiałam się, co powinnam zrobić. W uszach wciąż dźwięczały mi słowa mamy, pełne smutku i rezygnacji. Na początek postanowiłam po prostu do niej pojechać i na miejscu sprawdzić, jak się sprawy mają.

– Może coś przeoczyłaś? Może doszło do włamania? – mówiłam, przechadzając się po mieszkaniu, które nie nosiło żadnych śladów wtargnięcia.

A jednak mama została okradziona. Pieniądze, które odkładała na operację biodra w prywatnej klinice, zniknęły. Na dnie szuflady nie została ani złotówka.

– Prawie nie wychodzę z domu. Myślisz, że nie zauważyłabym, gdyby ktoś się tu włamał? – mama westchnęła i usiadła w fotelu.

Uniosła głowę, utkwiła we mnie wzrok… W jej spojrzeniu było coś dziwnego, jakby cień oskarżenia. O co mogła mieć pretensje? Przecież ja jej nie okradłam. No chyba… Nie, nie, bez sensu. Szybko odepchnęłam od siebie te niepokojące myśli i zaczęłam się zastanawiać, kto jeszcze prócz mnie regularnie mamę odwiedza. Bo obcego by nie wpuściła, więc jeśli nie doszło do włamania…

Dlaczego nie chce tego zgłosić?

– Mamuś, a kto u ciebie ostatnio był? – zapytałam.

– Listonosz, sąsiadka, no i… Bartek – odpowiedziała.

Bartek jest moim synem i bywa u babci przynajmniej raz w tygodniu. Wysyłałam go tam pod byle pretekstem, bo sam nie wykazywał inicjatywy.

– No to chyba musimy zgłosić kradzież na policję – westchnęłam.

Mama zerwała się z miejsca i zamachała rękami w gwałtownym proteście.

– Nie ma mowy, nie chcę takiego stresu. Policja mi się będzie po domu szwendać? Potrzebne mi takie atrakcje jak dziura w moście…

Sarkała, ironizowała, widziałam jednak, jaka jest blada i zmęczona. Wyraźnie przybita. Ta sytuacja nie pozostała bez wpływu na jej samopoczucie i zdrowie.

– Ale coś trzeba z tym zrobić, mamo. Przecież tyle czasu odkładałaś te pieniądze. Potrzebujesz ich, prawda?

Spojrzałam na nią, oczekując jakiejś reakcji. Wyglądało jednak na to, że mama pogodziła się z tym, że straciła oszczędności. Pokręciłam głową. Nie ujadę z tą kobietą, uparta jak osioł.

– A prosiłam cię, żebyś wpłaciła pieniądze na konto – burknęłam.

Niby mogłam ugryźć się w język.

Wytykanie jej teraz błędu było jak sypanie soli na ranę. Coś jednak we mnie pękło. Tyle razy mówiłam jej, że nie można trzymać pieniędzy w szufladzie, ale ona wiedziała lepiej. Zawsze tak robiła i będzie robić do śmierci. Bankom nie można ufać. No to teraz ma.

– Pa, mamo, uważaj na siebie – poprosiłam przed wyjściem. – A ja zastanowię się, co dalej…

– Tylko nie sprowadzaj mi tu żadnej policji! – przypomniała, odprowadzając mnie do drzwi i szurając znoszonymi kapciami.

Było mi jej żal, a jednocześnie w duchu złościłam się, że nie chce podjąć żadnej inicjatywy. Może nie odzyskałaby tych pieniędzy, ale przynajmniej poznałaby tożsamość złodzieja. Wróciłam do domu jeszcze bardziej zestresowana, niż byłam przed wyjściem. Kradzież kradzieżą, jednak postawa mamy maksymalnie mnie frustrowała.

– To spora kwota, a nie jakieś drobne. Nie rozumiem, dlaczego nie chce zgłosić tego na policję – żaliłam się mężowi.

– Co zrobić, Lidka, starsi ludzie już tacy są. Nie chcą kłopotów, obcych w domu, ciągania po sądach – próbował tłumaczyć Paweł.

– No ale musimy coś zrobić! – gorączkowałam się. – Nie może tak być!

– Odpuść, okej? – do salonu wszedł Bartek i spojrzał na mnie z wyrzutem. Ręce trzymał w kieszeniach spodni, a wokół niego unosił się zapach dymu papierosowego.

– A ty nie zauważyłeś niczego podejrzanego? – zwróciłam się do niego, ignorując aroganckie zachowanie.

Nie pora na naprawianie teraz błędów wychowawczych.

– Byłeś u babci wczoraj, może…

Zawsze chadzał własnymi ścieżkami

Bartek tylko machnął ręką i wyszedł. Wymieniliśmy się z mężem znaczącymi spojrzeniami. Nasz syn miał osiemnaście lat i wydawało mu się, że może robić, co mu się podoba. Problemy z chłopakiem zaczęły się kilka lat wcześniej, więc oboje z mężem byliśmy już zmęczeni nieustannym pilnowaniem naszego gagatka. Pełnoletność niczego nie zmieniła.

Nadal był nieznośnym dzieciakiem, który w każdej chwili mógł wpakować się w kłopoty. Nie miałam już do niego siły. Doszłam do takiego momentu, że chciałam jedynie, by skończył szkołę i zdał maturę. Niczego więcej od niego nie oczekiwałam. Zresztą nie byłam w stanie w jakikolwiek sposób na niego wpłynąć.

Za bardzo go rozpieszczacie – narzekała teściowa, gdy zostawialiśmy młodego pod jej opieką. – On potrzebuje dyscypliny. Jeszcze będą z nim kłopoty, wspomnicie moje słowa.

– Na mnie testowałaś tę swoją dyscyplinę i nie wspominam tego dobrze – odgryzał się Paweł.

Mój mąż był tym łagodniejszym rodzicem, który na wszystko pozwala. Próbowałam równoważyć jego bezstresowy sposób wychowania wprowadzaniem pewnych zasad, ale Bartek stawiał opór. Był jak kot, od małego miał swoje zdanie i chadzał własnymi ścieżkami.

– Wychodzę! – zawołał z przedpokoju i zaraz potem trzasnął drzwiami.

– Ja też – Paweł wstał z fotela. – Muszę odstawić auto do mechanika.

Pomyślałam, że to dobra okazja, by posprzątać dom. Musiałam się czymś zająć i przestać rozmyślać o mamie i jej kłopotach. Powinnam złapać do tego dystans, a wtedy rozwiązanie pojawi się samo. Dom opustoszał i zapanowała w nim błoga cisza. Wyjęłam odkurzacz i skierowałam się do pokoju Bartka. Rzadko tam wchodziłam, bo syn tego nie lubił, ale dziś coś mnie tam ciągnęło. Jakiś bliżej nieokreślony niepokój. Już wcześniej mnie dopadł, u mamy, gdy dostrzegłam niewypowiedziane pretensje w jej spojrzeniu.

To mój dom, więc mam prawo sprawdzić, czy wszystko w porządku – tłumaczyłam się sama przed sobą, taszcząc odkurzacz do pokoju syna. Pokręciłam z dezaprobatą głową, widząc popielniczkę na biurku. Obok leżała paczka papierosów, a na podłodze przy łóżku stała pusta butelka po piwie. Nie chciałam nawet myśleć o innych używkach, którymi mógł się raczyć. Czułam się zupełnie bezradna wobec jego stylu życia.

Włączyłam odkurzacz. Sama nie wiedziałam, czy po to, by rzeczywiście posprzątać, czy aby zagłuszyć własne myśli. Podeszłam do łóżka, które było idealnie zaścielone, co stanowiło wyraźny kontrast dla reszty pokoju. Przejechałam dłonią po poduszce i zamarłam. W środku było coś więcej niż tylko miękkie wypełnienie. Serce skoczyło mi do gardła.

Rzuciłam rurę od odkurzacza na podłogę. Usiadłam na brzegu łóżka i wzięłam poduszkę na kolana. Wystarczyło, że wsunęłam dłoń pod poszewkę…

– Nie wierzę, nie wierzę… Jak on mógł…? – mamrotałam, ściskając w dłoniach wymięte banknoty.

Doskonale wiedziałam, co to znaczy i skąd Bartek je ma. Nagle wszystko stało się dla mnie jasne: oskarżycielskie spojrzenie mamy, a zarazem niechęć do wzywania policji. Ona także wiedziała. Musiała wiedzieć. Poczułam, jak wzbiera we mnie wściekłość. Zimna furia. W pokoju było duszno. Cuchnęło papierosami i czymś jeszcze, pewnie nielegalnym. Idiotka, totalna idiotka. Nie miałam pojęcia, co mój syn wyprawia we własnym domu, a co dopiero poza nim!

Takiej bezczelności się nie spodziewałam

Serce ścisnęło mi się na myśl, że to wszystko nasza wina – moja i Pawła. Chcieliśmy dać synowi cały świat na tacy, ale nie potrafiliśmy postawić mu mądrych granic. Bartek brał garściami, wciąż tylko brał i wciąż mu było mało. Ale mimo wszystko nie mogłam uwierzyć w to, że okradł własną babcię. Wiedział, po co jej te pieniądze. Miał świadomość, że jest chora i zbiera na operację. Boże, Boże… Kręciło mi się w głowie z emocji i od natłoku myśli.

Siedząc na brzegu łóżka w pokoju syna, zdruzgotana i pełna poczucia winy, straciłam rachubę czasu. Na zewnątrz zaczęło się już ściemniać, kiedy trzasnęły drzwi w przedpokoju. Poznałam te ciężkie kroki i odgłos rzucanej niedbale na wieszak kurtki. Serce zaczęło mi walić jak młotem. Zacisnęłam palce na poduszce i czekałam, aż Bartek stanie w progu pokoju.

– Co ty tu robisz? – warknął, choć wcale nie wyglądał na zaskoczonego.

– To raczej ty powinieneś się wytłumaczyć – przycisnęłam poduszkę do piersi i wstałam.

Bartek wzruszył ramionami. Zamknął za sobą drzwi i podszedł do biurka. Oparł się o jego brzeg, patrząc na mnie wyczekująco.

– Udowodnisz mi, że to pieniądze babci? – odezwał się aroganckim tonem, a mnie łzy stanęły w oczach.

Takiej bezczelności się nie spodziewała. Żeby choć cień wstydu, skruchy… ale nic, zupełnie. Kogo ja urodziłam, kogo wychowałam?

– Potrzebuję ich, rozumiesz?

– W co ty się znowu wpakowałeś? – spytałam drżącym głosem.

Mamie nie powiedziałam prawdy. Pękłoby jej serce

Dreptałam w miejscu, mocno przyciskając do siebie pełną banknotów poduszkę. W myślach modliłam się, żeby Paweł wrócił do domu. Niech przejmie pałeczkę i zajmie się jedynakiem. Miałam już tego wszystkiego dosyć. I bałam się. Bałam się swojego syna! Patrzyłam na stojącego przede mną chłopaka o pustym spojrzeniu i czułam się tak, jakby to wcale nie było moje dziecko. Zawaliłam jako matka na całej linii i nie wiedziałam, jak to teraz naprawić. Czy to w ogóle możliwe?

Rozbrzmiał dzwonek do drzwi. Wzrok Bartka powoli przesunął się z mojej twarzy na trzymaną przeze mnie poduszkę.

Oddaj mi to – wycedził przez zęby.

Mocniej zacisnęłam wilgotne palce na materiale poszewki. Nie zamierzałam mu oddać pieniędzy, które moja mama ściubiła z emerytury. Bartek najwyraźniej pozbawiony był sumienia, więc to ja musiałam interweniować.

– Oddaj albo źle się to skończy, nie tylko dla mnie.

Dzwonek u drzwi zaczął dzwonić raz za razem.

– Jak mogłeś to zrobić? – wydukałam. – To twoja babcia! Moja matka!

– Po prostu muszę za coś zapłacić...

Za późno już na wychowanie

Bartek podszedł, chwycił poduszkę i gwałtownie ją szarpnął. Usiłowałam się opierać, ale w końcu dałam spokój. Był silniejszy, zdesperowany, bezwzględny. Nie miałam pojęcia, czego mogę się po nim spodziewać. A jak mnie uderzy?

– Jeśli teraz wyjdziesz i stracisz te pieniądze, wezwę policję – zagroziłam.

Spojrzał na mnie z politowaniem, splunął pod nogi, po czym otworzył drzwi i zniknął w półmroku korytarza. Osunęłam się bezwładnie na podłogę i ukryłam twarz w dłoniach. Wstrząsnął mną szloch. Całe życie próbowałam udawać, że jakoś sobie radzę z Bartkiem, ale ta sytuacja dobitnie pokazała, jak bardzo się myliłam. Mógł palić papierosy, pić piwo z kolegami, a nawet dopuszczać się drobnych kradzieży… Ale na to, że okradł własną babcię, trudno mi było przymknąć oko.

Nie chcę cię tu więcej widzieć! – wykrzyczałam przez łzy, słysząc jakieś zamieszanie na progu domu.

Nie wiedziałam, kto i po co tu przyszedł i za co musiał zapłacić mój syn. Nie chciałam wiedzieć. Chciałam mieć wreszcie święty spokój i zacząć normalnie żyć, chciałam normalnej rodziny. Kiedy emocje już opadły, postanowiłam naprawić to, co się naprawić dało. Wzięłam kredyt, żeby sfinansować operację mamy.

– Dlaczego nic nie powiedziałaś? – zapytałam, wręczając jej pieniądze.

– Miałabym donosić na własnego wnuka? Nie mogłam… – w oczach mamy błyszczały łzy.

– Wszyscy chcieliśmy mu nieba przychylić i w końcu niebo zwaliło nam się na głowę… – po raz pierwszy w życiu przyznałam się przed mamą do porażki wychowawczej. – W każdym razie odzyskałam pieniądze. Będziesz miała na operację, więc niczym już się nie martw.

Skłamałam, że Bartek oddał pieniądze i okazał skruchę. Inaczej mamie chyba pękłoby serce. Dla niej wciąż był małym, zagubionym chłopcem, który kiedyś po prostu z tych „psot” wyrośnie. Nie rozmawiałyśmy więcej na temat tych pieniędzy. Było to zbyt bolesne dla nas obu.

Nie zgłosiłam także kradzieży, nie byłam w stanie tego zrobić, nasłać policji na swoje dziecko. Tak, to mój syn, urodziłam go, wykarmiłam, na rękach nosiłam, ale teraz zastanawiałam się, czy cokolwiek jeszcze do niego czuję. Poza bolesnym rozczarowaniem.

Bartek wrócił do domu jeszcze tej samej nocy, a potem, jak gdyby nigdy nic, wziął prysznic i położył się spać. Już za późno na podejmowanie prób naprostowania go, czas wychowania minął. Teraz zbieramy plony, jakie zasialiśmy, i dalekie są od naszych oczekiwań. Mimo to postanowiłam, że Bartek zostanie u nas aż do matury. Później będzie musiał zacząć układać sobie życie po swojemu. Jako dorosły człowiek powinien brać odpowiedzialność za swoje czyny. Nie możemy nadal trzymać go pod kloszem.

Czytaj także:
„Nastoletni syn wplątał się w nielegalne interesy, a ja na niego doniosłam. Tylko tak mogłam go uchronić przed mafią”
„Syn jest zdiagnozowanym psychopatą. Już w przedszkolu było widać, że nie ma w sobie empatii”
„Mój 15-letni syn pije. Chowa po szafkach puste butelki, a potem kłamie, że to kolegi. Gdzie popełniłam błąd?”

Redakcja poleca

REKLAMA