„Nastoletni syn wplątał się w nielegalne interesy, a ja na niego doniosłam. Tylko tak mogłam go uchronić przed mafią”

matka, która ma pretensje do syna fot. Adobe Stock, Вячеслав Чичаев
„Zaczęłam pilnie obserwować Mateusza. Skojarzyłam, że już od pewnego czasu nie upomina się o pieniądze. A przecież widziałam, że ciągle coś sobie kupował! Zawsze się wykręcał, że promocja, że to od kumpla, że załatwił, mnie to jednak nie uspokajało. Poza tym codziennie wychodził gdzieś wieczorem, a przed wyjściem był dziwnie podenerwowany”.
/ 01.07.2022 08:30
matka, która ma pretensje do syna fot. Adobe Stock, Вячеслав Чичаев

Mieszkamy w małej miejscowości znanej w całym kraju z powodu niechlubnej sławy. Rządzi tu mafia, nie brak też mniejszych gangów i łobuzerii. Dlatego zawsze bałam się o syna. Martwiłam się, że wda się w złe towarzystwo, że nie będzie potrafił odróżnić tego, co zgodne z prawem i bezpieczne od tego, co pociągające i łatwe, ale nielegalne…

Dopóki Mateusz był w podstawówce, mogłam jeszcze mieć nad nim jakąś kontrolę. Niestety, w liceum zaczął się bardzo zmieniać, i to na gorsze. Wychowuję go sama, więc nawet nie miałam się kogo poradzić. Nawet nauczyciele zauważyli, że z moim Mateuszem dzieje się coś złego.

Zaczął znikać wieczorami

– Obawiam się, że obraca się w nieodpowiednim towarzystwie – stwierdziła wychowawczyni, gdy któregoś dnia okazało się, że mój syn był na wagarach. – Mamy tu w starszych klasach paru chłopców, którzy budzą nasz niepokój. I Mateusz, niestety, właśnie z nimi się zaczął zadawać. Nie spędza już czasu na przerwach z kolegami z klasy, jak to było wcześniej… Nie wiem, jak wygląda sytuacja po szkole.

– Ja pracuję – powiedziałam bezradnie. – Jak wracam, to szykuję obiad, czasem sprawdzam mu lekcje. Syn zawsze jest wtedy w domu, potem zazwyczaj wychodzi. Ale co robi wcześniej, z kim, tego nie wiem… Ja po prostu nie mam możliwości kontrolowania Mateusza. Żadnej. A rozmowy niewiele dają.

Pod koniec pierwszej klasy syn postanowił wyjechać pod namiot. Kiedy powiedziałam, że opłaciłam mu obóz i na inne atrakcje już nie mam pieniędzy, stwierdził, że sam sobie poradzi. 

– Mam kieszonkowe, odłożyłem – oznajmił mi. – A poza tym, spoko, jedziemy tylko na kilka dni z ojcem jednego z kumpli.

– Znam go? – zapytałam zaniepokojona; przypomniało mi się, co mówiła wychowawczyni o nowych kolegach syna.

– Nie, chyba nie – Mateusz jakby się speszył i po chwili dodał: – Ale ten chłopak chodzi do naszej szkoły.

Nie powiem, żeby mnie to uspokoiło. Postawiłam weto.

– Synu, jeszcze za wcześnie… Poczekaj, aż skończysz osiemnaście lat. Będziesz pełnoletni, to sobie pojedziesz gdzie i z kim chcesz,. Teraz jesteś za młody na samotne wyprawy.

– Mamo, inni jadą!

– Są w twoim wieku? – zapytałam podstępnie.

– No nie, o rok starsi albo o dwa – przyznał.

Nie był zachwycony moją odmową, lecz odpuścił. Za to w lecie zaczął znikać z domu na całe dnie. Nie zabraniałam mu, bo od tego są wakacje! Jednak w końcu zbuntowałam się, bo codziennie wyciągał ode mnie pieniądze. Na picie i ciastka, jak mówił, albo na McDonalda.

– Synku, picie jest w domu, obiady też – tłumaczyłam. – Ja rozumiem, raz na jakiś czas można coś zjeść na mieście, ale nie codziennie! Nie mam tyle kasy.

Burczał pod nosem, że my nigdy nie mamy pieniędzy. Złościł się też, ilekroć mówiłam, że nie kupię mu markowych ciuchów.

– Rośniesz, zaraz wszystko będzie za małe – przekonywałam. – Jak przestaniesz rosnąć, to wtedy możemy kupić coś lepszego. Teraz nie ma sensu.

Jakoś tak pod koniec wakacji zauważyłam, że Mateusz ma nowe buty, pumy. Zdziwiłam się, skąd wziął pieniądze.

– Uzbierałem – wzruszył ramionami, ale uciekł wzrokiem. – Trochę z kumplami popracowaliśmy na działkach, pomogliśmy nosić drzewo i takie tam. A poza tym była promocja.

Kiedy po kilku dniach zobaczyłam u niego nowiutką bluzę, też z firmowym logo, zaniepokoiłam się już całkiem poważnie.

– Ojciec jednego kumpla pracuje w magazynie i ma dostęp do końcówek serii – wyjaśnił mi wtedy. – Jeszcze mu wiszę dwie dychy, ale powiedział, że mogę później oddać.

Wcale mnie to nie przekonało. Zaczęłam pilnie obserwować Mateusza. Skojarzyłam, że już od pewnego czasu nie upomina się o żadne pieniądze. A przecież widziałam, że ciągle coś sobie kupował! Zawsze się wykręcał, że promocja, że to od kumpla, że załatwił, mnie to jednak nie uspokajało. Poza tym codziennie wychodził gdzieś wieczorem na kilka godzin, a przed wyjściem był dziwnie podenerwowany.

Pewnego dnia wpadłam na pomysł, żeby go śledzić. I dowiedziałam się, skąd mój syn ma pieniądze! Jeszcze do dziś pamiętam, jak mi się zrobiło słabo, gdy go zobaczyłam…

Mateusz rozmawiał z kimś w bramie. Nagle chyłkiem wyciągnął z kieszeni niewielkich rozmiarów paczkę, a w zamian dostał pieniądze. O Boże, co on sprzedaje? czy to narkotyki czy kradzione przedmioty? Tak czy inaczej, to na pewno coś nielegalnego. Zrozumiałam, że pora poważnie rozmówić się z synemTo nie była ani prosta, ani przyjemna rozmowa.

– Synku, wiem, co robisz wieczorami i skąd masz pieniądze – zaczęłam bez owijania w bawełnę. – I uwierz mi, że to nie jest dobry pomysł. Owszem, łatwa kasa, ale i niebezpieczna...

– Mamo, no… – zaczął, jednak chyba nie wiedział, co ma powiedzieć, jak się bronić.

Dla mnie to było jak przyznanie się do winy.

Nie miałam innego wyjścia

Zapytałam:

– Czy ty zdajesz sobie sprawę, co będzie, jak cię złapią? A poza tym tobie się wydaje, że chwilę pohandlujesz i już, tak? Z takiego interesu nie jest łatwo się wycofać! Przecież oni na pewno mają już na ciebie haczyk! Ty myślisz, że te wszystkie informacje o porachunkach mafii, o zemście, o groźbach to tylko filmowe sztuczki? To się dzieje naprawdę! Żyjesz w takim mieście, a nie innym, jesteś inteligentny, powinieneś dobrze sobie z tego zdawać sprawę!

– Oj, mamo, przesadzasz – Mateusz nagle odzyskał głos i wiarę w siebie. – Sprzedałem coś raz czy drugi i tyle.

– Co sprzedałeś? Narkotyki? –dopytywałam. 

– Nie, no co ty! – tym razem szczerze się oburzył i… uwierzyłam mu. – Nie jestem głupi! Ot, kilka drobnych przedmiotów... Nie ważne, to naprawdę nic takiego.

– Naprawdę proszę cię, zerwij z tym – przekonywałam. – Posłuchaj mnie tym razem. To bardzo niebezpieczne. A co do pieniędzy… Wiesz, że nie mam dużo, ale przecież niczego ci nie brakowało. A jak tak bardzo zależy ci na markowych ciuchach, to raz na jakiś czas postaram się coś wyskrobać. Synku…

– Oj, mamo, bez dramatów – westchnął i znowu był zbuntowanym i lekceważącym świat nastolatkiem. – Poradzę sobie.

Nie to chciałam usłyszeć, lecz na razie dałam spokój. Za to nadal pilnie go obserwowałam. Niestety, nie zrezygnował z łatwych pieniędzy. Wciąż zapewniał mnie, że z tym kończy, a ja coraz bardziej traciłam nadzieję. Jakoś tak na początku maja zauważyłam, że jest coraz bardziej podenerwowany, że boi się czegoś. Nie chciał mi nic powiedzieć, zmieniał temat albo kłócił się ze mną. Bałam się, że wpadł w kłopoty. Kiedy pewnego dnia przyszedł z wyraźnymi śladami pobicia, stwierdziłam, że tym razem za wszelką cenę muszę wydusić z niego prawdę.

Jak podejrzewałam, nie jest łatwo wycofać się z interesu. Mateusz przyznał, że próbował, i wówczas zaczęło się straszenie i szantażowanie. Podobno mają jego podpis na jakimś pokwitowaniu. Zrobili mu też ukradkiem zdjęcia z różnymi podejrzanymi typami.

Zagrozili, że podsuną to policji… – płakał wystraszony, gdy wreszcie zdecydował się mi wszystko wyznać. – Nie mogę się wycofać! I nie mogę na nich donieść, bo ja też wpadnę. Nie mam wyjścia, mamo.

Cóż, moim zdaniem było wyjście, co prawda okropne i grożące poważnymi konsekwencjami także Mateuszowi, ale chyba nie mieliśmy na co czekać. Wiem, jak działa mafia – ci bandyci nie odpuszczą mojemu synowi, i bałam się, że wciągną go w coś znacznie gorszego. Dlatego zdecydowałam się donieść na własnego syna. Tylko w ten sposób jestem w stanie go uchronić. Jeżeli powiem wszystko, co wiem, mafia nie będzie go miała czym szantażować. A ponieważ to ja doniosę, a nie on, więc teoretycznie nie będzie powodu do zemsty.

Rozmawiałam z prawnikiem. Powiedział, że syn stanie przed sądem rodzinnym, ponieważ nie ma skończonych 16 lat. Może mu grozić poprawczak, chociaż nie musi. Możliwe, że sąd wyznaczy kuratora… Owszem, w papierach będzie miał nabrużdżone, lecz, jak stwierdził prawnik, to jedyny sposób, żeby wyciągnąć Mateusza z bagna. Bałam się, jednak nie miałam wyjścia. Tylko w ten sposób mogłam uchronić syna przed jeszcze gorszym losem. Musiałam zadenuncjować własne dziecko dla jego dobra!

Czytaj także:
„Ojciec był zgorzkniałym mrukiem, który wprowadzał w domu wojskowy dryl. Narodziny wnuczki zmieniły go w miłego dziadzia”
„Dałam kosza koledze z pracy. Zamiast podkulić ogon pod siebie i zrobić w tył zwrot, ten maniak się na mnie uwziął”
„Zawistna sąsiadka zgłosiła do urzędu, że urządzam sobie w ogródku >>samowolę budowlaną<<. O mały włos, a dostałabym karę”

Redakcja poleca

REKLAMA