„Nasi przyjaciele postanowili się rozwieść. Wciągnęli nas w sądowe pranie brudów i o mało sami się nie rozwiedliśmy”

para, która kłóci się przez rozwód znajomych fot. Adobe Stock, zinkevych
„Przyjaźniliśmy się od czasów szkolnych, byliśmy świadkami na swoich ślubach. Stanowiliśmy nierozłączną paczkę, ale Pawłowi i Kasi lekko odbiło. Gdy zdecydowali się na rozwód, chcieli żebyśmy kłamali przed sądem. W końcu sami zaczęliśmy się przez to kłócić.”
/ 13.09.2021 10:56
para, która kłóci się przez rozwód znajomych fot. Adobe Stock, zinkevych

Żeby opowiedzieć tę historię, trzeba cofnąć się w przeszłość, bo wszyscy czworo spotkaliśmy się w szkole. Nasza buda była szczęśliwym miejscem. Przy szkole była harcerska drużyna wodniacka i Klub Włóczykija, do którego należeli także „cywile”.

Ja, moja żona Ewa, Paweł i Kaśka poznaliśmy się właśnie w tym klubie

Paweł i ja byliśmy najlepszymi przyjaciółmi z podwórka i ławki, a Ewa trafiła do klubu, ściągnięta przez swoją równie serdeczną przyjaciółkę, czyli Kasię. Byłem Kasi wdzięczny, bo bardzo szybko się w Ewie zakochałem… Paweł i Kasia byli parą już wcześniej. Co ciekawe, pozostaliśmy wierni tym miłościom. Wkrótce po maturze były dwa śluby. My byliśmy świadkami na ich ślubie, a oni na naszym. Byliśmy absolutnie nierozłączni. Wspólne wakacje, podróże, sylwestry, wypady do kina i teatru, kinderbale. Mieliśmy dzieci w podobnym wieku, które traktowały się jak rodzeństwo. W razie kłopotów mogliśmy na siebie liczyć.

To była wspaniała przyjaźń i chyba wszyscy myśleliśmy, że tak będzie zawsze. Że razem się zestarzejemy i dochowamy wnuków… Niestety, kiedy zbliżyliśmy się do pięćdziesiątki, a nasze dzieci stały się dorosłe, w małżeństwie Pawła i Kasi pojawiły się kłopoty. Na początku nie mogliśmy w to uwierzyć. Ewa i ja jesteśmy dwiema połówkami jednego jabłka. Zmieniamy się z wiekiem, ale pozostajemy zgodnie działającą całością. Byliśmy pewni, że nasi przyjaciele działają tak samo. Jednak kolejne sytuacje, których byliśmy świadkami, nie pozostawiały złudzeń. Na naszych oczach pojawiły się spięcia, pretensje, złośliwości, w końcu bardzo nieprzyjemne starcia. Z początku staraliśmy się obracać wszystko w żart, mediować, rozluźniać atmosferę…

Potem zrozumieliśmy, że to wszystko na nic. Coraz rzadziej się spotykaliśmy, nie było mowy o wspólnych wyjazdach, bo Paweł i Kasia już nigdzie razem nie wyjeżdżali.

Pewnego dnia Paweł wyprowadził się z domu. Pół roku później pojawiło się słowo rozwód

Chcieli go obydwoje, ale ostatecznie to Kasia pierwsza złożyła pozew. Ku naszemu przerażeniu, obydwoje zatrudnili adwokatów, a rozwód miał być z orzekaniem o winie. To oznaczało wzajemne oskarżenia, wywlekanie intymnych spraw na sali sądowej, wplątanie w sprawę i tak już cierpiących z tego powodu dzieci… Zapaliłem papierosa, żeby zebrać myśli. Ale najgorsze miało dopiero nadejść.

Któregoś dnia Paweł poprosił mnie o spotkanie. Powiedział, że zostanę powołany na świadka z jego strony i chciałby mnie o tym uprzedzić. Zdziwiłem się, że uprzedza, a nie pyta o zgodę, ale znamy się tyle lat, że machnąłem ręką na konwenanse… Po przyjściu do domu opowiedziałem o wszystkim Ewie. Spojrzała na mnie dziwnie.

– A więc o to chodziło… Kaśka dzwoniła, umówiłyśmy się jutro na kawę. Nie chciała przez telefon powiedzieć, o co chodzi… Będzie pytała, czy zostanę świadkiem z jej strony albo mnie po prostu o tym powiadomi – powiedziała moja żona.
– Świadków powołuje sąd na wniosek prawników stron. A jeżeli powoła, musimy się stawić w sądzie. Obawiam się, że leżymy…

Zapaliłem papierosa, żeby zebrać myśli. Pierwszy raz w życiu miałem zeznawać w sądzie, i to od razu w niezręcznej roli.

– Nie możemy odmówić? Jesteśmy ich bliskimi przyjaciółmi! Nie mam najmniejszej ochoty zeznawać przeciwko Kaśce. I ty pewnie też nie będziesz chciała pogrążać Pawła…
– Nic nie możemy zrobić. Odmówić zeznań może tylko rodzina… No, ale nie dajmy się zwariować. Będziemy przecież zeznawali pod przysięgą i będziemy mówili prawdę. To chyba nikomu nie może zaszkodzić…

Niestety, moja mądra żona tym razem się pomyliła. Kasia faktycznie wybrała sobie ją na świadka i trzy tygodnie później przyjechaliśmy na pierwszą rozprawę. Następne dwie godziny na sali sądowej należały do najdziwniejszych w moim życiu. Myślałem, że będę odpowiadał na pytania dotyczące wydarzeń z przeszłości, może powiem kilka dobrych słów o moim przyjacielu… Jednak działo się coś innego.

Adwokat reprezentujący Pawła poprosił żebym opowiedział, „co czułem, kiedy widziałem, jak żona przyjaciela zaniedbuje jego dzieci?” albo „kiedy ostatni raz widziałem cierpienie przyjaciela spowodowane sposobem traktowania dzieci przez żonę?”… To były jakieś absurdy! Powinienem był od razu to powiedzieć, ale byłem świadkiem ze strony Pawła i jakoś było mi niezręcznie robić idiotę z jego prawnika. Nie mówiąc już o Pawle, który wpatrywał się we mnie z napięciem. Zresztą, adwokat tak formułował te swoje pytania, że nawet kiedy próbowałem zaprzeczyć, wychodziło na to, że potwierdzam. Byłem wściekły.

Ewa – którą prawnik Kasi pytał, „czy wiedziała, od jak dawna mąż powódki nie łoży na wspólne gospodarstwo?” – była równie zdezorientowana i zagubiona. Kasia była cudowną matką, a Paweł był bardzo odpowiedzialny finansowo! Wychodząc z sądu, oboje wiedzieliśmy, że siedzimy po uszy w bagnie, na które niczym sobie nie zasłużyliśmy. Zostaliśmy pouczeni przez sąd, że nie powinniśmy rozmawiać ze sobą o treści sprawy i, przez jakiś czas, nawet nam się to udawało. Jednak rzeczywistość znowu nas przerosła…

Nasi przyjaciele zaczęli nas równolegle bombardować swoimi prośbami i oczekiwaniami

Umawiali się na niezliczone spotkania w kawiarniach, dzwonili, godzinami próbowali nauczyć nas „roli”. Co gorsza, opowiadali alternatywną historię swojego związku, której nigdy wcześniej nie znaliśmy. Kasia np. przekonywała Ewę, że Paweł zawsze wydawał na swoje hobby, zamiast na ubrania i szkołę dzieci. Paweł, z ogniem w oczach, próbował przekonać mnie, że Kasia zamiast wychowywać dzieci, bawiła się w nocnych klubach. Nie muszę dodawać, że to były oczywiste bzdury, ale byliśmy z Ewą w kropce. No bo jak odmówić, kiedy przyjaciel ci ufa i liczy, że mu pomożesz?

Kolejna rozprawa była jeszcze gorsza niż pierwsza. Kiedy wróciliśmy do domu, napięcie puściło i po raz pierwszy od lat zaczęliśmy na siebie krzyczeć. Złapaliśmy się na tym, że w tej absurdalnej awanturze używamy tych samych argumentów, którymi nasi przyjaciele przerzucają się na sali sądowej… Kiedy ochłonęliśmy, zrozumieliśmy, że czas się ratować. I że nikt nie może od nas wymagać, żebyśmy przedkładali cokolwiek nad dobro naszego własnego związku. Skoro nasi przyjaciele byli na tyle samolubni, żeby nas w to wmanewrować, poniosą konsekwencje błędu.

Tuż przed terminem trzeciej rozprawy przedstawiliśmy zwolnienia lekarskie

Byliśmy ofiarami epidemii grypy i udało nam się o tym przekonać lekarza w rejonie. Mieliśmy nadzieję, że rozprawa odbędzie się bez nas, ale po prostu ją odroczono o cztery tygodnie… Wiedzieliśmy, że drugi raz nie uda się nam tak łatwo wydobyć zwolnień. Ja, ze względu na charakter mojej pracy, mogłem jeszcze poprosić o pomoc szefa. Sąd bez wątpienia uznałby stosowne zaświadczenie. Ale Ewa, która pracuje w przedszkolu, nie ma takich możliwości.

Nie patrzyłem na przyjaciela ani na prawnika, ale czułem ich wściekłość

– Upozoruję wypadek. Zatrucie grzybami. Udam, że zostałam napadnięta i zgłoszę się na policję. Albo złamię sobie nogę… A może po prostu zaczniemy ukrywać się w piwnicy? Albo uciekniemy do Marioli, do Chicago? – moja żona była zupełnie zdesperowana.
– Nie mamy powodu się ukrywać ani uciekać – próbowałem zachować resztki zdrowego rozsądku. – Nie jesteśmy przestępcami. Poza tym nie możemy w nieskończoność odraczać tych rozpraw. Musimy wymyślić coś innego. Mamy jeszcze dwa dni. Ewka, myśl! Musi być jakieś rozwiązanie…

Dwie godziny później poszliśmy spać, widząc światło w tunelu. A potem działaliśmy precyzyjnie i według planu. W przeddzień rozprawy zadzwoniłem do „mojego” adwokata – reprezentującego w sądzie Pawła. Powiedziałem, że mam świetną wiadomość. Otóż moja żona, osoba dobrego serca, ale słabego charakteru, złamała obietnicę milczenia. Nie daje już sobie rady z podłymi kłamstwami, które musi wygadywać w sądzie zmuszona przez Kasię i jej prawnika. Postanowiła, że na najbliższej rozprawie odwoła wszystko i powie prawdę, czyli oczyści Pawła z wszelkich oskarżeń. A to oczywiście gwałtownie przechyli szalę zwycięstwa na naszą stronę…

Ryba łyknęła przynętę. Adwokat Pawła bardzo się ucieszył. W tym samym czasie moja żona opowiadała prawnikowi Kasi dokładnie to samo o mnie, budząc i w drugiej stronie nadzieję na efektowny triumf. W dniu rozprawy, już na sądowym korytarzu, obaj adwokaci, a także Paweł i Kasia, byli w świetnych humorach. Jakby wszyscy mieli asa w rękawie…

Ewa zeznawała pierwsza. Kiedy oświadczyła, że nie wierzy w żadne oskarżenia wysuwane przez Kasię, na ławce „przeciwników” wybuchła konsternacja, a „nasz” adwokat cały się rozpromienił. Jednak kiedy sędzia wezwał mnie, ja też przyznałem, że byłem pod presją fałszywie pojętej lojalności wobec przyjaciela. Nie patrzyłem ani na Pawła, ani na prawnika, ale prawie fizycznie czułem ich wściekłość. Jednak nie ograniczyliśmy się tylko do tego. Opowiedzieliśmy sądowi, jak wspaniałe było małżeństwo Kasi i Pawła przez tyle lat. Ewa wygłosiła przemowę o cudownym mężu i ojcu, jakim, mimo pewnych wad, jest Paweł, a ja chwaliłem Kasię jako, może niedoskonałą, ale cudowną żonę i matkę.

Sąd wysłuchał nas bardzo uważnie. Chyba zrozumiał, że to jedyne słowa prawdy, jakie padły w tej sprawie. Kiedy pani sędzia nieoczekiwanie oddaliła pozew rozwodowy – nakazując obu stronom ponowną mediację, myśleliśmy, że Jaworscy nas zabiją. Oboje krzyczeli i miotali się po korytarzu, wykonując te same gesty. Byli wyjątkowo zgodni w doborze obraźliwych określeń… Jakoś to wytrzymaliśmy, mówiąc, żeby wpadli na wódkę, jak im już przejdzie ta kretyńska obsesja na temat rozwodu. Czy w to wierzyliśmy? Nie wiem.

Ale mediacja sprawiła, że sprawa rozwodu Kasi i Pawła na razie nie wróciła na wokandę. Podobno znów ze sobą rozmawiają i byli razem na zaręczynach córki. Więc czekamy cierpliwie, a wódka chłodzi się w lodówce…

Czytaj także:
Jestem po 40-tce, ale to nie powstrzymało zwyrodnialca. Dorzucił mi pigułkę gwałtu i wykorzystał
Wyścig szczurów mnie wykańczał. Porzuciłam karierę w prokuraturze, bo ile można być jeleniem?
Krzyżyk nałożony przy Komunii chronił mnie przed złem. Gdy go zdjęłam, opętał mnie demon

Redakcja poleca

REKLAMA