Znajdowałam w sobie jeszcze siłę, aby chodzić do pracy, ale na nic więcej już nie. Czułam się wypalona!
– Musisz gdzieś wychodzić, otworzyć się na ludzi! – mówiły mi przyjaciółki, ale dla mnie to było tylko czcze gadanie.
Denerwowała mnie ich sztuczna wesołość, w jaką teraz popadały w moim towarzystwie. Jakby za wszelką cenę chciały mi udowodnić, że nic się nie stało i życie toczy się dalej. A stało się! Zostałam porzucona na dzień przed ślubem! Mój narzeczony nawet nie zadzwonił, tylko wysłał mi SMS-a, że przeprasza, ale nie jest jeszcze gotowy na tak poważny krok.
Chciałam z nim porozmawiać, zrozumieć jego decyzję, ale oświadczył mi tylko, że nie ma na ten temat nic więcej do powiedzenia. Jego rodzice także nic nie wskórali. Oświadczył im, że od dawna jest dorosły i samodzielny, więc nie mają prawa ingerować w jego decyzje. W dniu ślubu nawet nie pojawił się w kościele, żeby wszystko wytłumaczyć gościom. Zostawił to mnie. A w poniedziałek normalnie poszedł do pracy, podczas gdy ja nie byłam w stanie podnieść się z łóżka!
„Gnojek! Gnojek! – myślałam, płacząc. – Zwyczajny potwór bez serca i sumienia! Że też wcześniej nie zauważyłam, że z niego jest taki egoista!”
Uciekłam ze świata ze swoim żalem
Nie potrafiłam przetłumaczyć sobie, że Arek po prostu nie był mnie wart. Wręcz przeciwnie, przez niego sama czułam się nic niewarta. Unikałam ludzi, współczujących spojrzeń, bo wydawało mi się, że patrzyli na mnie, jakbym była trędowata. Kiedy tak siedziałam otępiała w ciemnościach, zadzwonił dzwonek do drzwi. Nie miałam zamiaru otwierać, nie chciałam nikogo widzieć, ale ten ktoś był natarczywy. Po kilku minutach zrozumiałam, że nie odejdzie.
Doleciałam więc w furii do drzwi i otworzyłam je z impetem. Na progu stały moje dwie najlepsze przyjaciółki.
– Wiedziałam, że jesteś w domu! – zawołała Gośka z niezachwianą pewnością siebie.
I nie czekając na moje zaproszenie, razem z Patrycją władowały się do środka. Stanęły w przedpokoju, zapaliły światło i dokładnie zlustrowały mnie od góry do dołu. Rozejrzały się po mieszkaniu i wydały wyrok:
– Nie dobrze jest! – oświadczyła Pati, gdy tak mrugałam oczami, nagle oślepiona jaskrawym snopem światła.
– Dlatego właśnie tutaj jesteśmy! – pouczyła ją dobrotliwie Gośka, po czym zwróciła się do mnie stanowczym tonem:
– Kochana, koniec z umartwianiem się! Natychmiast się ubierasz i idziesz z nami na imprezę!
– Na jaką imprezę? O tej porze? W czwartek? – wykrzyknęłam zdziwiona.
– Dzisiaj nie jest czwartek, tylko piątek. I siódma wieczorem, to akurat najlepszy czas na zabawę! Jestem zaproszona na balangę do kolegi z pracy i obiecałam mu, że przyprowadzę fajne laski. A ja zawsze dotrzymuję słowa. Ubieraj się! – zarządziła.
– Ale ja nie mam w co! – użyłam starego jak świat argumentu.
– Przewidziałam to! – Gośka uśmiechnęła się czarująco.
– I przyniosłam ze sobą spódniczkę! – machnęła mi przed nosem cudem naszywanym cekinami.
Zawsze mi się podobała. – Jeśli ją włożysz i pójdziesz z nami, to będzie twoja na wieki! – przekupiła mnie.
– No już dobrze, dobrze… – wymruczałam, wiedząc, że i tak się ich nie pozbędę.
Lepiej zrobię, kiedy tam pójdę i posiedzę w kącie. Albo jeszcze lepiej urżnę się na cudzy koszt, żeby chociaż na chwilę zapomnieć o tym, co mnie spotkało! Włożyłam spódniczkę cudo, stwierdzając, że wyglądam w niej nawet całkiem fajnie i powlokłam się z przyjaciółkami na imprezę.
Niewielkie mieszkanie było wypełnione ludźmi, którzy pili, palili, gadali, wychodzili i wchodzili, okupywali balkon. Czyli normalnie, jak to na zwykłej imprezie… Wzięłam drinka i rozejrzawszy się dookoła, stwierdziłam, że bardziej interesuje mnie biblioteczka pana domu niż otaczający mnie ludzie. Miał fajne książki!
Stanęłam przy regale i zaczęłam przeglądać tytuły.
– Widzisz coś w tych ciemnościach? A może ci poświecić? – usłyszałam. Głos należał do faceta w rozchełstanej koszuli bez krawata. Bardzo pewnego siebie.
– Widzę wszystko. A ty co, nie lubisz książek? – zapytałam.
– Lubię, ale nie po to przyszedłem na imprezę, żeby je przeglądać! – błysnął bielutkimi zębami.
– A po co przyszedłeś? – zainteresowałam się nagle.
– Żeby się czegoś napić, potańczyć z fajną dziewczyną... – zlustrował mnie z olśniewającym uśmiechem od góry do dołu.
– No, to możesz sobie darować, bo nie jestem zainteresowana! – odpaliłam.
– Ale mną czy w ogóle facetami? – zaciekawił się.
– W ogóle.
– No to dziwne. Bo wyglądasz, jakbyś przyszła się nieźle zabawić… W tej świecącej krótkiej spódniczce – podsumował mnie.
O tym nie pomyślałam! Nie opędzę się od facetów! Powinnam była włożyć… włosiennicę!
– To nie spódnica, tylko łapówka – wyjaśniłam zrezygnowana.
Uniósł brwi ze zdziwienia.
– Wyjaśnij – poprosił.
– Zapewniam cię, że nie chcesz tego słuchać – stwierdziłam.
– A to niby dlaczego?
– Sam powiedziałeś, że przyszedłeś się bawić, a moja historia nie jest ani trochę zabawna.
Spoważniał i spojrzał na mnie. Gdy porzucił na chwilę swój luzacki uśmieszek, zrobił się nawet całkiem sympatyczny.
– Może jednak spróbuj? Mam na imię Robert i podobno potrafię całkiem dobrze słuchać.
– Sam chciałeś! – stwierdziłam i nagle poczułam, że potrzebuję się przed kimś wygadać!
Robert pomógł mi zamknąć ten rozdział
Do tej pory to inni mówili mi, co powinnam czuć. Ale jakoś nikt nie wpadł na to, żeby mnie po prostu wysłuchać.
– Ale nie będziesz mi przerywał ani komentował w żaden sposób? – zastrzegłam sobie.
– Zamieniam się w słuch! – odparł, udając, że zamyka sobie usta na kluczyk.
I naprawdę nie odezwał się ani słowem przez następną godzinę, kiedy wyrzucałam z siebie wszystko. Od początku znajomości z Arkiem po jej smutny koniec w przeddzień naszego ślubu.
– I wiesz, co najbardziej mnie boli? Że on sobie po tym wszystkim tak zwyczajnie żyje! I pewnie nikt z jego otoczenia nie wie, co mi zrobił! – zakończyłam.
– A ty chciałabyś, aby wszyscy się dowiedzieli? – zapytał wówczas bardzo poważnie.
– Tak! – uśmiechnęłam się.
– Ale przecież nie wykupię ogłoszenia w gazecie!
– Może i nie. Ale są inne sposoby– zamyślił się. – Naprawdę ci na tym zależy?
– Bardzo!
– W takim razie zobaczymy, co się da zrobić.
Zapytał mnie o adres Arka i miejsce jego pracy i nie wiem czemu, podałam mu je. Dwa tygodnie później zadzwoniła do mnie Patrycja.
– Włącz lokalną telewizję! – zawołała podniecona.
Złapałam za pilota. Na ekranie ukazał się ogromny billboard, na nim widniał tort weselny, z wbitą w niego do góry nogami figurką pana młodego. Napis obok głosił: „Bardzo się cieszę, że stchórzyłeś, Arku! Jestem szczęśliwsza bez ciebie. Zuzanna”
– Billboard stoi w centrum, naprzeciwko biura Arka. A drugi podobno na przystanku autobusowym obok jego domu – wyjaśniła Patrycja. – Ktoś już powiadomił telewizję i zrobili z tego reportaż. Spekulują, kim są Arek i Zuzanna. Świetnie to wymyśliłaś, tylko dlaczego nic nie powiedziałaś?
– Bo to nie ja zrobiłam! – wykrzyknęłam.
– Nie? To o czym na imprezie rozmawiałaś z Robertem? On jest właścicielem agencji, która wynajęła te billboardy…
Odnalazłam numer do agencji i poprosiłam Roberta.
– Zuzanna? Bardzo się cieszę, że dzwonisz! – miał rozbawiony głos. – I co? Lepiej ci już?
Zamilkłam na sekundę i… roześmiałam się. Faktycznie!
– Jesteś wariat! Ile to cię kosztowało? Zwrócę ci…
– Nie tak wiele… Wrzucę to w koszty firmy jako akcję reklamową, już mamy niezły rozgłos – wykręcił się. – Ale jeśli chciałabyś wyrazić mi swoją wdzięczność, to dam się gdzieś zaprosić…
Spędziliśmy razem przemiły, cudowny wieczór.
– Mam nadzieję, że na tym nie zakończymy – powiedział, gdy odwiózł mnie do domu.
Chciałam mu odpowiedzieć, że nie jestem gotowa na nowy związek... Ale nagle poczułam, że wręcz przeciwnie! Mój związek z Arkiem został definitywnie zakończony, a jego egoistyczne postępowanie ośmieszone.
– Ja też – uśmiechnęłam się i przypieczętowaliśmy to naszym pierwszym pocałunkiem…
Czytaj także:
„Wyszłam ze szpitala, a synowa nawet nie chciała podać mi wody. Uznała, że jest za młoda na patrzenie na chorą staruchę”
„Zamiast spadku po ojcu, dostałam w prezencie jego długi. Wszystko przez jego głupotę i nałóg”
„Odbiłam siostrze bliźniaczce chłopaka, który jest teraz moim mężem. Nie potrafiła mi wybaczyć zdrady”