„Narzeczony wyjechał zarobić na nasz ślub i zostawił mnie pod opieką swojego przyjaciela. To się bardzo źle skończyło...”

Tuż przed ślubem mój narzeczony wyjechał i zostawił mnie z przyjacielem fot. Adobe Stock, boryanam
„Jeremi miał wracać do domu co dwa tygodnie, ale przyjechał raz i drugi, po czym stwierdził, że to strata czasu i pieniędzy, no bo jeśli zostanie w trasie, zarobi więcej. Byłam przygnębiona, ale mówił, że trzeba myśleć racjonalnie. Niby tak, ale… on za mną nie tęsknił? Ja przez pierwszy miesiąc po jego wyjeździe co noc płakałam w poduszkę”.
/ 14.10.2022 14:30
Tuż przed ślubem mój narzeczony wyjechał i zostawił mnie z przyjacielem fot. Adobe Stock, boryanam

Nie mam pojęcia, co powinnam zrobić. Żyję z dnia na dzień, w ciągłym stresie. Płaczę, choć wszyscy oczekują, że będę szczęśliwa. Ponoć każda panna młoda denerwuje się tuż przed ślubem. Problem polega na tym, że nie każda kocha innego… A ja tak – drużbę i najlepszego przyjaciela pana młodego.

Po dwóch latach bycia razem Jeremi mi się oświadczył, a ja się zgodziłam. Nie miałam wątpliwości. Tworzyliśmy udaną parę, rozmawialiśmy o wspólnej przyszłości i dzieciach – zaręczyny to była naturalna kolej rzeczy. Obydwoje byliśmy tradycjonalistami i życie na kocią łapę przez kolejne dekady nie kusiło nas ani trochę.

Naprawdę byliśmy szczęśliwi

Chcieliśmy wziąć ślub, urządzić wesele i świętować naszą radość z rodziną i przyjaciółmi. Ja chciałam białej sukni, on limuzyny, która zawiezie nas do kościoła. Zaczęliśmy planować ten dzień, a także brać nadgodziny, by opłacić wszystko samodzielnie. Ustaliliśmy, że czego nie damy rady sami sfinansować, z tego rezygnujemy. Nie chcieliśmy wyciągać ręki po kasę od rodziców ani liczyć na to, że prezentami „z kopert” opłacimy didżeja albo tort. Jeśli dostaniemy prezenty, będą miłym akcentem, a nie kołem ratunkowym. To Jeremi wpadł na pomysł, jak dorobić więcej. Świetnie czuł się za kierownicą, miał prawo jazdy na kilka kategorii i zaproponował, że spróbuje swoich sił jako kierowca na trasach międzynarodowych.

– Zwariowałeś? Przecież masz pracę – pokręciłam głową. – Jak to sobie wyobrażasz?

– Wezmę bezpłatny urlop. W trasie zarobię dwa albo i trzy razy więcej. Pojeżdżę kilka miesięcy, szybciej zarobimy na wesele, a jak coś zostanie, będzie na podróż poślubną… – kusił.

– No dobrze, ale jak ja sobie sama ze wszystkim tu poradzę? – zastanawiałam się. – Żeby potem nie było, że coś sama zdecyduję, a ty będziesz marudził.

– Przecież będziemy w stałym kontakcie. No i moja mama na pewno ci pomoże.

– Taa… – akurat z pomocy jego matki wolałabym nie korzystać.

Nie przepadałyśmy za sobą. Jeremi zaśmiał się domyślnie.

– Zawsze zostaje jeszcze Piotrek.

– Jaki Piotrek? – Jeremi miał mnóstwo znajomych, imiona się powtarzały i czasem gubiłam się, o kim mowa.

No, mój drużba. Spytałem, czy nie miałby nic przeciwko temu, by cię czasem gdzieś podwieźć, skądś odebrać, służyć swym silnym męskim ramieniem. To mój kumpel od piaskownicy. Jest architektem i ostatnie kilka lat pracował w Niemczech. Niedawno wrócił i zgodnie ze starą obietnicą poprosiłem go, by mi świadkował. Mówiłem ci, nie pamiętasz?

– Coś tam pamiętam. I mówisz, że oddelegowałeś go na zastępcę, a on się zgodził?

– Jasne!

– I pojedziesz tylko na kilka miesięcy?

– No pewnie. Na ślub wrócę, bez obaw – zażartował.

Przystałam na jego propozycję

Brzmiała sensownie, a kilka, no, kilkanaście tygodni wytrzymamy z dala siebie. Co to jest kilka tygodni wobec całego życia? Damy radę, będziemy do siebie dzwonić, pisać… Dziś jest o wiele łatwiej o stały kontakt, bez wydawania fortuny na połączenia zagraniczne, nie to co w zamierzchłych czasach „sprzed internetu”. Dwa dni przed wyjazdem w trasę Jeremi poznał mnie ze swoim przyjacielem. Piotr miał kapitalne poczucie humoru. Już wiedziałam, czemu tak dobrze dogadują się z Jeremim. Gdy zaczęli przerzucać się różnymi zabawnymi historiami, spłakałam się ze śmiechu do łez. Polubiłam Piotra niemal z miejsca. Żegnając się z nami, obiecał, że zaopiekuje się mną jak siostrą, póki Jeremi nie wróci.

Rzeczywiście, dzwonił i pytał, czy czegoś nie potrzebuję. Odpowiadałam, że dziękuję za troskę, radzę sobie, jestem już dużą dziewczynką, ale któregoś dnia… Usłyszałam walenie do drzwi. Mieszkaliśmy nieco na uboczu, pod lasem, więc zdziwiłam się, komu ze znajomych chciało się tłuc do nas o tej porze, żeby potem wracać po ciemku. Spojrzałam przez wizjer – nikogo. Wzruszyłam ramionami i poszłam do kuchni. Parę minut później walenie się powtórzyło. I znowu, i jeszcze raz.

– Głupie żarty – mruczałam pod nosem, ale strach już mnie pochwycił.

Zapadała noc, a ktoś krążył wokół domu i straszył mnie dobijaniem się do drzwi. A jak zasnę i ktoś się włamie? Okradną nas i może jeszcze zrobią mi krzywdę? Moi rodzice mieszkali daleko, więc zadzwoniłam do Piotra. Może weźmie mnie za przewrażliwioną damulkę, co boi się własnego cienia, ale nie chciałam być sama. Po prostu. Bałam się, taka prawda.

Przepraszam, że ci zawracam głowę… – zaczęłam.

– Zaraz będę – uciął. – Nikomu poza mną nie otwieraj.

Nie minęło pół godziny, gdy stawił się na moim progu. Stwierdził, że faktycznie ktoś kręcił się wokół domu, widać było ślady butów.

Chyba nie powinnaś mieszkać tu sama. Może psa sobie spraw? Zawsze jakiś stróż i obrońca. Nietrudno się zorientować, że Jeremi zniknął z horyzontu i w chałupie została tylko kobieta.

Posiedział ze mną kilka godzin, obejrzeliśmy film i zjedliśmy pizzę, którą ze sobą przywiózł. Kolejnego dnia też przyjechał. I następnego. Czułam się o wiele bezpieczniej, nawet jeśli wpadał tylko na godzinę czy dwie. Dawał znak ewentualnym złodziejom, że nie jestem tu całkiem sama. Poza tym miałam się do kogo odezwać, nie jadłam samotnie kolacji, a „żartowniś” więcej się nie pojawił. Nie powiedzieliśmy o tym incydencie Jeremiemu. Nie chciałam, by się denerwował, a przecież nic nie mógł zrobić, będąc gdzieś między Francją a Hiszpanią. Za to wspólnie do niego zadzwoniliśmy.

Ucieszył się, że jego kumpel dotrzymuje słowa

Czy dbał o mnie jak… o siostrę? Nie wiem, nie mam brata. Dopytywał o wesele, o to, co jest do załatwienia, i niezmiennie oferował swoją pomoc.

– Wera, skąd te opory? Przecież pracuję w domu, zawsze mogę oderwać się od projektu na godzinkę czy dwie, zrobić sobie przerwę na relaks.

– Miło mi, że załatwianie moich ślubnych spraw to dla ciebie relaks. Dla mnie to jednak sporo nerwów.

Uległam i skorzystałam z jego oferty, kiedy samochód mi się zepsuł. Odstawiliśmy go do mechanika i pojechaliśmy podpisywać kolejne umowy, załatwiać formalności przedweselne. W cukierni, gdzie wybieraliśmy tort, wzięli Piotra za mojego narzeczonego. Ścisnął mnie za rękę, żebym nie wyprowadzała ich z błędu. Myślałam, że będzie niezręcznie, ale świetnie się bawiłam, udając, że to my dwoje bierzemy ślub.

– Nie masz ochoty wybrać się na mecz siatkówki? – zadzwonił któregoś razu z taką propozycją. – Kumpel się rozchorował, dostałem dwa bilety na dziś.

– Nie wiem, czy mam ochotę i czy w ogóle mnie to zainteresuje, bo nigdy nie byłam na takim meczu – odparłam, śmiejąc się.

– To najwyższy czas naprawić to fatalne niedopatrzenie. Przyjadę po ciebie.

Spodobało mi się, choć średnio znałam się na siatkówce. Emocje były niesamowite. Piszczałam, krzyczałam i klaskałam. A Piotr się do mnie uśmiechał, częściej patrząc na mnie niż na parkiet. Ładny miał ten uśmiech…

Potem nie miał z kim iść do kina

Zaprosił mnie też na ciepłą kolację, którą sam uszykował. Odebrał ze mną suknię ślubną po ostatnich poprawkach i garnitur Jeremiego. Spędzaliśmy razem coraz więcej czasu. Jeremi miał wracać do domu co dwa tygodnie, ale przyjechał raz i drugi, po czym stwierdził, że to strata czasu i pieniędzy, no bo jeśli zostanie w trasie, zarobi więcej. Byłam przygnębiona, ale mówił, że jesteśmy dorośli i że trzeba myśleć racjonalnie. Niby tak, ale… on za mną nie tęsknił? Ja przez pierwszy miesiąc po jego wyjeździe co noc płakałam w poduszkę. Potem przywykłam, okrzepłam. Praca, dom, spotkania z Piotrem, wypady tu i tam, organizacja ślubu, znajomi…

Miałam czym wypełnić dzień i tej tęsknoty było coraz mniej. Zwłaszcza spotkania z Piotrem były zajmujące. Moja mama aż zacmokała, gdy któregoś dnia przyjechałam z nim na obiad w niedzielę.

Powiem ci, że to wygląda trochę dziwnie… – mruknęła, gdy Piotr na moment wyszedł z pokoju.

– Mamo, proszę cię… Mój samochód znowu jest u mechanika. Po ślubie kupię coś innego, ale teraz jakoś muszę się przemieszczać. Zaproponował, że mnie podrzuci i odbierze. Miałam mu powiedzieć, że spoko, ale niech posiedzi w aucie i poczeka, aż ja zjem obiad?

– No nie, oczywiście… Ale Grażyna już kręci nosem. Dzwoniła ostatnio i mówiła, że do niczego jej dopuszczasz, jeśli chodzi o ślub, bo wszystko z tym Piotrem załatwiasz.

– Chyba mi się nie dziwisz? – przewróciłam oczami. – Nie wychowałaś mnie na masochistkę. Daj spokój. Cieszę się, że Jeremi ma takiego przyjaciela. Pomyśl, co by było, gdybym została naprawdę sama na tyle tygodni. Albo z Grażynką! – parsknęłam śmiechem.

Niemniej słowa mamy dały mi do myślenia

Czyżby ludzie patrzyli na nas inaczej niż my sami na siebie? Byliśmy przyjaciółmi, po prostu. Chociaż… Zaczynałam się łapać na tym, że kiedy zobaczyłam coś ciekawego lub zabawnego, w pierwszym odruchu chciałam podzielić się tym z Piotrem. Jeremi bywał niedostępny całymi godzinami, przejeżdżając przez tereny, gdzie nie było zasięgu, a Piotr odpowiadał niemal natychmiast. Mogliśmy rozmawiać bez końca, lubiliśmy te same filmy. Gdy byliśmy razem, czas mijał nie wiedzieć kiedy…

Pojawiały mi się w głowie różne dziwne myśli. A kiedy przyśniło mi się, że całuję się z Piotrem, spanikowałam. Oho, najwyższa pora nabrać dystansu. Przecież za trzy miesiące wychodzę za Jeremiego! Kochałam go, więc… czemu coraz więcej myślałam o Piotrze?

Przyjechałem sprawdzić, czy wszystko u ciebie w porządku – rzucił, stając w drzwiach mojego domku. – Od dwóch dni nie odbierasz moich połączeń, nie odpisujesz. Wszystko okej?

– Tak, tylko… Chyba spędzamy ze sobą za dużo czasu…

– Lubię spędzać z tobą czas – powiedział cicho.

– Wiem, ja z tobą też, tylko… – nie wiedziałam, jak mu powiedzieć, że ludzie zaczynają gadać, moja przyszła teściowa na przykład.

A ja śnię o tym, że mnie całuje. I że za bardzo lubię z nim przebywać… Widać coś z tych myśli odmalowało się na mojej twarzy, bo podszedł i mnie pocałował. Znienacka. Straciłam głowę, bo… było jak w moim śnie! Wszystkie myśli uleciały, wraz z rozsądkiem, byłam w stanie tylko stać i czuć jego usta… Ręce powędrowały w górę i objęły go za szyję… On mnie mocniej przygarnął i pogłębił to szaleństwo… Kiedy w końcu oderwaliśmy się od siebie, ledwie mogłam stać na nogach. Ciężko dyszałam. Wyrzuty sumienia opadły mnie jak komary i kąsały.

Boże, co ja najlepszego zrobiłam?

Jak mogłam? I jak on mógł?! Staliśmy naprzeciwko siebie, mierząc się wzrokiem.

– Teraz chyba powinno być jasne, czemu lubię z tobą spędzać czas – powiedział. – Czuję do ciebie zdecydowanie więcej niż do przyjaciółki czy siostry. I myślę, że ty do mnie też.

Wychodzę za mąż! – jęknęłam, zasłaniając oczy dłońmi.

– Wiem. Za niecałe trzy miesiące. A nie widziałaś przyszłego męża od blisko pięciu, poza rozmowami na Skypie od czasu do czasu.

– No i co? Jakie to ma znaczenie w naszej konkretnej sytuacji? Jesteś jego przyjacielem, masz być jego drużbą… przecież to chore!

– Nie wiem, czy zdołam stać obok was i patrzeć, jak bierzecie ślub, skoro zakocha…

Zasłoniłam mu usta dłonią.

– Proszę cię, nie mów tego, nie mieszaj mi bardziej w głowie. Wyjdź, proszę.

Wyszedł bez słowa, a ja przepłakałam cały wieczór. Miałam kłębowisko myśli w głowie i chaos w sercu. Kochałam Jeremiego, ale… chyba zakochałam się w Piotrze. W jego uśmiechu, w tym, jak na mnie patrzył. Uwielbiałam nasze bycie razem, każde wyjście do restauracji, do kina, na mecz. To, że wpadał do mnie z komputerem popracować, a tak naprawdę, żebym nie czuła się samotna w pustym domu, i że zawsze miał ze sobą coś dobrego do jedzenia. Uwielbiałam gadać z nim godzinami, o głupotach i o poważnych sprawach. Zawsze umiał mnie rozśmieszyć, bez względu na to, jak bardzo byłam przygnębiona, smutna czy zmęczona. Takich emocji nie doświadczyłam w związku z Jeremim.

Łączyła nas spokojna miłość. Bez przestrzeni na szaleństwo, jak z Piotrem. Ale to za Jeremiego wychodziłam za mąż. Właściwie wszystko było już załatwione, zarezerwowane, potwierdzone i podpisane moim nazwiskiem. I co teraz? Miałam ot, tak odwołać całą imprezę? Czy zamienić panów młodych przed ołtarzem? Czy chciałam ryzykować stabilny, udany, niemal czteroletni związek dla czegoś nowego i silnego, ale niepewnego, jeszcze niesprawdzonego w bojach? A jeśli to chwilowe? Może podnieca nas sama sytuacja, brak Jeremiego, posmak zakazanego owocu, to, że Piotr jest jego przyjacielem, a ja narzeczoną…? Magia może zniknąć, kiedy zerwę z Jeremim. Wtedy zostanę z niczym. Lepszy wróbel w garści…

Boże, nie wolno mi tak myśleć o Jeremim! To wspaniały człowiek, ale… boję się, że żyjąc z nim, wciąż się będę zastanawiać, co by było, gdybym jednak wybrała Piotra. Wiem, że i tak kogoś skrzywdzę… Nie widziałam go od tamtego czasu, boję się ryzykować. Pocałunek nieodwracalnie zmienił naszą relację, nadał jej ciężkości. Nie chcę powtórki, póki nie podejmę świadomej decyzji, co dalej. Jeremi wraca za dwa tygodnie. Za dwa miesiące przypada termin ślubu. Mam nadzieję, że przez ten czas zdążę oczyścić umysł i będę w stanie rozsądnie podjąć najważniejszą decyzję w życiu, nikogo nie krzywdząc i nie marnując nikomu przyszłości.

Nie da się zadowolić wszystkich

Cokolwiek zdecyduję, ktoś będzie cierpiał, i ja na pewno też. Jeśli porzucę Jeremiego właściwie przed ołtarzem, zyskam opinię, która będzie się za mną ciągnąć po trzecie pokolenie. Nieważne, że jest dwudziesty pierwszy wiek, a my oboje mamy wyższe wykształcenie – nasze rodziny pochodzą ze wsi. Na prowincji czas biegnie wolniej i panują inne obyczaje. Dręczący mnie dylemat odbija się na moim wyglądzie i nastroju, trudno tego nie zauważyć. Więc obie rodziny wmawiają mi, że mam typowe rozterki panny młodej, które miną, jak tylko włożę suknię i przysięgnę przed ołtarzem. Wtedy klamka zapadnie, jak to ujęła matka Jeremiego. Zabrzmiało mało zachęcająco, jakby miała się za mną zatrzasnąć brama więzienia. Jak mam przysięgać przed Bogiem, gdy w moim sercu toczy się walka? W kółko o tym myślę, śni mi się, że Piotrek przerywa ceremonię, jak w filmie, i porywa mnie sprzed ołtarza, albo że sama uciekam.

Czemu nie przyśni mi się, że ksiądz pozwala panu młodemu pocałować pannę młodą i żyjemy długo i szczęśliwie, a Piotr niknie gdzieś na horyzoncie, a wraz z nim wszystkie wątpliwości? Mam coraz mniej czasu, muszę w końcu podjąć decyzję. Tyle że wciąż nie mam pojęcia, kogo wybrać. Może nikogo? Tchórzliwie liczę na to, że życie zdecyduje za mnie.

Czytaj także:
„Gdy zmarł teść, teściowa się zmieniła. Obsesyjnie interesowała się naszym życiem, nieproszona cerowała moje majtki”
„Czułam, że to dziecko musi żyć. Próbowałam odwieść Kasię od usunięcia ciąży i miałam rację. To dziecko uratowało jej życie”
„Adrian miesiącami mnie dręczył i prześladował. Policja mnie zbyła. Zainteresują się dopiero, gdy zrobi mi krzywdę”

Redakcja poleca

REKLAMA