Miałam taki czas w życiu, że myślałam, że nigdy się nie zakocham. To nie tak, że na horyzoncie nie było żadnego sensownego kandydata – wina leżała po mojej stronie. Po prostu moja przesadna nieśmiałość, z którą za nic nie potrafiłam sobie poradzić, uniemożliwiała mi zawieranie jakichkolwiek trwalszych relacji. Zwłaszcza tych damsko-męskich.
Tak, miałam kompleksy – tego nie dało się ukryć. I właśnie dlatego, gdy Kamil zwrócił na mnie uwagę, a potem, mimo mojej małomówności i nikłej przebojowości, uparcie dążył do zacieśnienia naszych stosunków, zakochałam się w nim bez pamięci. Jawił mi się jako ideał. Miły, uprzejmy, zawsze uśmiechnięty. No i wszyscy go lubili.
Właśnie dlatego Kamila zawsze wszędzie było pełno. Kochał imprezy, a imprezy kochały jego. Chętnie spotykał się z przyjaciółmi, znajomymi, a także osobami, które kojarzyły go tylko z widzenia. Ku swojemu zdumieniu, nie miałam mu nawet za złe, że wyciągał mnie na te wszystkie domówki i przyjęcia urodzinowe, jednocześnie zmuszając do wyjścia z własnej strefy komfortu. Reszta, ci wszyscy obcy ludzie, ledwie mnie zauważali. Dla nich byłam po prostu „tą cichutką dziewczyną Kamila”. I tak już zostało.
Poważnie podchodzi do związku
Chodziliśmy ze sobą w sumie trzy lata. Przez ten czas bardzo się zmieniłam. To dzięki niemu otworzyłam się na ludzi, zaczęłam się częściej uśmiechać, a nawet samodzielnie wychodzić z inicjatywą, gdy wokół mnie pojawiały się nowe osoby. Imprezy w towarzystwie Kamila przeszkadzały mi coraz mniej, zwłaszcza że on bezustannie udzielał mi wsparcia. I nigdy nie krytykował, kiedy chciałam wrócić wcześniej do domu.
To dzięki niemu dostałam pracę w firmie zajmującej się tworzeniem stron internetowych. Choć sama nie miałam w tym żadnego doświadczenia, miałam zacząć swoją zawodową przygodę w dziale obsługi klienta. Kiedy dowiedziałam się, że do moich obowiązków będzie należało jeżdżenie po klientach i omawianie oferty, którą byli zainteresowani, omal nie umarłam ze strachu. Kamil jednak szybko mnie uspokoił:
– Będzie dobrze, Kasiu – przekonywał. – Wierzę w ciebie.
No i ja też uwierzyłam. A on dalej był przy mnie. Pozwalał się wyluzować po stresującej pracy. A kiedy któregoś wieczora czekał na mnie z wystawną kolacją, bardzo pozytywnie mnie zaskoczył. Nawet nie przyszło mi do głowy, że chce się oświadczyć. Swoją drogą, co miałam mu wtedy powiedzieć? W końcu życie u jego boku do końca moich dni było moim największym marzeniem.
Nie mogłam się opędzić od adoratorów
Po przyjęciu oświadczyn nic między nami się nie zmieniło. No, może tylko ja miałam dla niego trochę mniej czasu. W pracy był naprawdę gorący okres i jeździłam od zlecenia do zlecenia, dlatego rzadko znajdowałam chwilę na jakiś wypad u boku narzeczonego. Z początku trochę się martwiłam, że Kamil będzie mi to miał za złe, ale on natychmiast postanowił mnie uspokoić.
– Robisz to, co musisz, Kasiu – usłyszałam. – Nie mogę się gniewać, że pracujesz. To byłoby niedojrzałe.
Uśmiechnęłam się wtedy do niego z wdzięcznością, uznając, że świetnie mnie rozumie. Byłam tak szczęśliwa, że nie zwróciłam uwagi na pierwszego chłopaka, który zaczął prawić mi komplementy. Wpadłam na szybką kawę do pobliskiego baru, a on dorwał mnie jeszcze przy ladzie. Oszołomiona jego zachowaniem, spławiłam go dopiero po dłuższej chwili i wyszłam. Wtedy uznałam to za jakiś dziwny incydent, który przecież mógł się zdarzyć każdej kobiecie w moim wieku, a potem prędko wyrzuciłam go z pamięci. Miałam przecież pracę i swoje problemy.
Tyle tylko, że w przeciągu kolejnych trzech tygodni takie sytuacje zaczęły się powtarzać. A to wpadałam na kogoś w kawiarni, a to w kolejce po bilet autobusowy, a to w parku, przez który przechodziłam w ciągu dnia przynajmniej dwa, trzy razy. Powoli zaczynało mi się to wydawać dziwne. No bo co tych facetów wszystkich napadło, że się na mnie uwzięli?
Powoli byłam już zmęczona nieustannym powtarzaniem, że mam narzeczonego i nie jestem zainteresowana. Rozważałam nawet opowiedzenie o wszystkim Kamilowi, ale było mi trochę głupio. Bo i co miałam powiedzieć? Że jestem tłumnie wyrywana, gdziekolwiek się nie znajdę? Przecież by mnie wyśmiał. Tak mi się przynajmniej wtedy wydawało.
Zapaliła mi się czerwona lampka
Któregoś późnego popołudnia, kiedy akurat uporałam się szybciej ze zleceniami, siedziałam w niewielkiej kawiarence nieopodal parku. Kamil był akurat u jakichś znajomych, więc tę wolną chwilę spędzałam sama. Złapałam się jednak na tym, że co chwila nerwowo zerkam naokoło, czy aby na pewno w moim kierunku nie zmierza jakiś niechciany adorator.
Pojawił się jednak tylko Michał. Kojarzyłam go jako kolegę ze studiów Kamila, chociaż nigdy nie wymieniliśmy ze sobą ani słowa. Kiedy podszedł do mnie i zagaił rozmowę, niczego nie podejrzewałam – sądziłam, że kojarzy mnie z którejś imprezy, a teraz chce po prostu chwilę pogadać. Kiedy jednak zaczął mi prawić komplementy – trochę niezgrabne, ale jednak – nie wytrzymałam.
– No nie, Michał – jęknęłam. – Ty też?
Zamrugał.
– Nie rozumiem…
– Od jakiegoś miesiąca nie ma dnia, żebym na kogoś nie wpadała i żeby ten ktoś nie usiłował się ze mną umówić – wyrzuciłam z siebie poirytowana. – Potrafisz mi to jakoś wyjaśnić?
Policzki Michała pokrył krwisty rumieniec.
– No cóż, Kasiu – mruknął. Nie patrzył na mnie. Miałam nawet spore podejrzenie, że świadomie unika mojego wzroku. – Obawiam się, że potrafię.
Przyjrzałam mu się uważnie.
– To słucham – ponagliłam go. – Co się dzieje?
Skrzywił się.
– To wszystko Kamil – odparł niechętnie. – Ja… mówiłem mu, że to kiepski pomysł, w sumie nie chciałem się w to mieszać, ale… ach, nawet nie wiem, jak to wyjaśnić. – Westchnął ciężko. – Kamil opłacał chłopaków, wiesz, swoich znajomych, w większości kumpli, żeby cię podrywali.
Odkaszlnęłam.
– Że co?
– No wiesz, taki test wierności – wymamrotał, dalej nie patrząc mi w oczy.
Prychnęłam z czymś na granicy irytacji i szoku.
– Wierności…
– Ja oczywiście nie wziąłem żadnych pieniędzy – zapewnił pośpiesznie. – W ogóle uważam, że zrobiłem głupotę i… i poważnie, chciałbym cię za wszystko przeprosić.
– No cudownie po prostu!
Patrzyłam na Michała, który robił się coraz bardziej czerwony i wciąż jeszcze nie wierzyłam. Czułam, że coś jest nie tak, ale nie sądziłam, że aż do tego stopnia! No bo jak to – że mój Kamil robił sobie jakieś testy na wierność? Że płacił swoim kumplom za każdy flirt? Nie, to się po prostu nie mogło dziać!
Wyszłam wtedy z tej kawiarni bez słowa, nawet się na niego nie oglądając. Jedno wiedziałam na pewno – że żadnego ślubu nie będzie. Ani w tym roku, ani nigdy. A przynajmniej nie z Kamilem.
Dzięki Michałowi wreszcie wszystko nabrało sensu
Z moim „narzeczonym” zerwałam natychmiast. Nie omieszkałam mu zresztą powiedzieć, co o nim myślę po tych całych jego testach. On oczywiście nie widział problemu – tłumaczył się, że przecież to logiczne, a to wszystko moja wina, bo prawie nie bywałam w domu. Dowiedziałam się, że on nie mógł mnie być pewien, skoro nie miał pojęcia, z kim i gdzie się prowadzam.
Po rozstaniu nie było łatwo, przyznaję. Przyzwyczaiłam się do tego życia we dwoje i zdecydowanie brakowało mi oparcia, jakie Kamil przez pewien czas mi gwarantował. W dodatku musiałam się mierzyć z ciągłymi pytaniami znajomych i rodziny, bo nikt jakoś nie mógł zrozumieć, że zdecydowałam się porzucić takiego świetnego kandydata na męża.
Teraz jestem sama. Czy mi z tym dobrze? Cóż, jeszcze do końca się nie przyzwyczaiłam. Utrzymuję jednak kontakt z Michałem. Po moim rozstaniu z Kamilem bardzo mi pomógł i nie oczekiwał niczego w zamian. Wydaje mi się, że powoli dojrzewamy do przyjaźni. Spędzamy ze sobą sporo czasu, choć póki co to raczej niezobowiązująca znajomość. On… jest zupełnie inny niż Kamil. I mam nadzieję, że naszej relacji wyjdzie to zdecydowanie na plus.
Czytaj także:
„Rodzina ciągle pyta, kiedy ślub. Wciskają mi, że mój termin ważności się kończy i żaden nie zechce starej kociary”
„Mój brat to wiejski podrywacz, który żadnej pannie nie przepuścił. Brał je sobie na sianko, bo miał dobry bajer”
„Mój syn to pantoflarz. Nawet po rozwodzie chce być lojalny, choć żona go zdradziła i upokorzyła”