„Narzeczony porzucił mnie w dzień ślubu. Dowiedziałam się, że to ja byłam kochanką, a na niego czeka ciężarna żona z dziećmi”

oszukana w dzień ślubu fot. Adobe Stock, WavebreakMediaMicro
„Dobrze, że nie doszło do mojego ślubu z Pawłem. Dzisiaj to wiem, ale wtedy wydawało mi się, że to najgorsze, co mogło mnie spotkać. Oczywiście nadal dochodzę do siebie i próbuję zrozumieć, jak mogłam być tak naiwna i łatwowierna. Z pomocą rodziny, przyjaciół i terapeuty powoli staję na nogi i to o wiele silniejsza niż wcześniej”.
/ 20.05.2023 17:15
oszukana w dzień ślubu fot. Adobe Stock, WavebreakMediaMicro

Od mojego rozstania z byłym chłopakiem mijał właśnie rok. A ja nadal czułam, jakbym odniosła życiową porażkę. Całą swoją energię skierowałam więc w pracę i hobby, którym była jazda na rowerze. Pędząc przed siebie poza miastem, nie musiałam udowadniać całemu światu, że jestem szczęśliwą i spełnioną kobietą sukcesu. Co prawda szybko pięłam się po kolejnych szczeblach kariery, miałam swój wymarzony apartament, świetny samochód, którego wszyscy mi zazdrościli, ale wciąż czekałam na to, na czym najbardziej mi zależało. Zupełnie nie spodziewałam się, że początkiem wielkiego uczucia i największej katastrofy w moim dotychczasowym życiu będzie mój ukochany rower.

Którejś słonecznej niedzieli spakowałam plecak i wyruszyłam w długą trasę. Znalazłam się w całkowitej głuszy, kiedy nagle usłyszałam huk. Okazało się, że opona pękła i mogę zapomnieć o dalszej wycieczce. Byłam wściekła, a dodatkowo zasięg w tym miejscu pojawiał się i znikał. Próby dodzwonienia się gdziekolwiek spełzały na niczym. Zdecydowałam więc, że spróbuję dojść do najbliższego miasteczka w nadziei, że uda mi się w końcu zadzwonić po pomoc.

Przeszłam dosłownie kilka kroków, kiedy zatrzymał się przy mnie drogi samochód. Za jego kierownicą siedział przystojny mężczyzna w garniturze o naprawdę zabójczym uśmiechu.

– Dzień dobry, może w czymś pomóc? Z tego, co pamiętam, jazda na rowerze nie polega chyba na jego dźwiganiu w ręce... – zażartował głupio, a ja zamiast się oburzyć wypuściłam rower z ręki i zaczęłam się śmiać.

Paweł, bo tak miał na imię przystojny kierowca, zapakował mój rower do bagażnika i zaproponował podwózkę. I tak jechał do centrum miasta, więc mógł mnie podwieźć praktycznie pod same drzwi mieszkania. Cała trasa zajęła nam niemal godzinę, a mi wydawało się, że trwało to nie więcej niż 10 minut.

Paweł przeprowadził się do Warszawy niecały miesiąc temu, pracował w handlu i dużo podróżował. Miał w zanadrzu mnóstwo fascynujących opowieści, a jego śmiech był bardzo zaraźliwy. Nic więc dziwnego, że gdy na koniec naszej małej przygody zaproponował spotkanie przy kawie i poprosił o mój numer, z radością się zgodziłam.

Myślałam, że wygrałam na loterii

Kolejne randki z Pawłem były fantastyczne i wydawało mi się, że jest po prostu facetem idealnym. Jedynym minusem były jego częste wyjazdy, ale wiedziałam, że stara się spędzać ze mną każdą wolną chwilę. Po miesiącu znajomości wyjechaliśmy nawet razem na wakacje na Teneryfę. Bajeczny hotel, pyszne jedzenie, piękne widoki i cudowny mężczyzna trzymający mnie za rękę – w końcu miałam wszystko! Nie mogłam uwierzyć w to, jakie szczęście mnie spotkało i za nic w świecie nie chciałam tego stracić.

– Paweł, zamieszkaj ze mną – powiedziałam, gdy mój ukochany po powrocie wniósł ostatnie walizki do mojego mieszkania. – Chce się przy tobie budzić i zasypiać, jak na Teneryfie. Nie chcę, żeby to się skończyło. Zgodzisz się? – patrzyłam z nadzieją na Pawła.

– Jesteś tego pewna? Bo jeśli tak, to będę najszczęśliwszym facetem na świecie! – odpowiedział Paweł, szeroko się uśmiechając.

W ciągu kolejnych dwóch tygodni Paweł wszystko załatwił i zamieszkaliśmy razem. Nie miał zbyt wielu rzeczy, bo jak sam mówił, przy takim trybie życia po prostu ich nie potrzebował. Kolejne miesiące były jak z bajki. Czułam się naprawdę szczęśliwa, choć trochę męczyły mnie rozstania z Pawłem, gdy wyjeżdżał w interesach. Mimo to byłam pewna, że jestem z mężczyzną, który naprawdę mnie kocha, a może nawet był tym jedynym.

Dokładnie pół roku po naszym pierwszym spotkaniu wyjechaliśmy na Bali. Tamtejsze plaży były nieziemsko piękno i to właśnie na jednej z nich Paweł mi się oświadczył. Wyciągnął piękny pierścionek i na tle zachodzącego słońca wyznał mi miłość. Byłam zupełnie zaskoczona, ale ani przez chwilę się nie wahałam. Zgodziłam się spędzić resztę mojego życia z tym niezwykłym facetem, który sprawiał, że czułam się szczęśliwa.

Po powrocie do domu czekała mnie kolejna niespodzianka. Paweł zaplanował wielkie przyjęcie z okazji naszych zaręczyn, na które zaprosił moją rodzinę i przyjaciół. Niestety on sam nie miał tak dużego grona bliskich osób. Paweł był sierotą, więc nie miał żadnej rodziny. Znajomi i przyjaciele ze szkół porozjeżdżali się za granicę, a ci z pracy tak jak on, ciągle byli w rozjazdach. Było mi przykro z tego powodu, ale wiedziałam, że moi bliscy przyjmą go z otwartymi ramionami. Cieszyłam się więc, że dzięki mnie zyska rodzinę, na jaką zasługiwał.

Koszmarny dzień ślubu

Od zawsze wiedziałam, jak ma wyglądać mój ślub. Dlatego ucieszyłam się, gdy udało mi się zarezerwować piękny pałacyk na obrzeżach miasta. Mieliśmy dokładnie pół roku na zorganizowanie całej uroczystości. Paweł bardzo mnie wspierał i zgadzał się niemal na wszystkie moje zwariowane pomysły. Coraz częściej jednak musiał wyjeżdżać, co trochę psuło mi niektóre plany. Mimo wszystko przygotowania szły zaskakująco gładko i wielkimi krokami zbliżał się najważniejszy dzień w moim życiu.

Miesiąc przed ślubem coś się zmieniło. Paweł był ciągle nieobecny myślami i coś go dręczyło, ale próbował to ukrywać i zbywał moje pytania żartami. Mówił, że ma parę spraw w pracy do rozwiązania, ale niczym nie muszę się martwić. Byłam zbyt zajęta ślubem, żeby zacząć dociekać, o co tak naprawdę chodzi. Dziś wiem, że powinnam była zadawać znacznie więcej pytań i nie odpuszczać, aż nie otrzymam odpowiedzi.

W dniu ślubu nic nie zapowiadało katastrofy. Pojechaliśmy do pałacyku z naszymi rzeczami i tam mieliśmy się przygotować. Zanim weszliśmy do środka, Paweł zatrzymał mnie i spojrzał mi głęboko w oczy.

– Justyna, chcę żebyś wiedziała, że bardzo cię kocham! Zanim cię spotkałem na tej drodze pośrodku niczego, nie wiedziałem, czym jest prawdziwa miłość. Jesteś najlepszym, co mnie w życiu spotkało – wyznał Paweł.

Uśmiechał się, gdy to mówił, ale w jego oczach był smutek. Nie zastanawiałam się nad tym dłużej, mocno go pocałowałam i zapewniłam o swojej miłości.

– A teraz zacznijmy to szaleństwo! Biegnę do swojego pokoju, bo już na mnie czekają. A ty nie podglądaj, bo wiesz, że nie możesz oglądać panny młodej przed ślubem – zaśmiałam się, pocałowałam go jeszcze raz w policzek i pobiegłam do pokoju.

Przygotowania były naprawdę szalone i trwały długo. W końcu jednak zbliżał się czas uroczystości i byłam ogromnie podekscytowana. Pół godziny przed ślubem podszedł do mnie mój brat i powiedział, że nigdzie nie mogą znaleźć Pawła. Jego samochodu też nie było, więc chciał wiedzieć, czy może czegoś zapomniał i się spóźni. Przerażona chwyciłam za telefon i próbowałam się do niego dodzwonić, ale odzywała się tylko poczta głosowa.

Bez zastanowienia pobiegłam do pokoju, w którym miał się przygotowywać, a potem do pokoju nowożeńców. Na łóżku leżała koperta, a w niej list. Moje dłonie drżały, a w oczach miałam łzy. Przeczytałam list dwa razy i wciąż nie dochodziło do mnie, co zawiera jego treść. Położyłam się na łóżku i po prostu płakałam. Potem znalazły mnie przerażone przyjaciółki i same przeczytały wiadomość od Pawła. To one poinformowały wszystkich, że ślubu nie będzie.

Okazało się, że od samego początku Paweł mnie oszukiwał. Tak, pracował w handlu, ale wcale nie musiał tak często wyjeżdżać. Nie było go w Warszawie, bo po prostu musiał pojawiać się w swoim drugim domu. A w nim czekała na niego żona i pięcioletnie dziecko.

W liście próbował się tłumaczyć, że tamten ślub to była pomyłka, bo jego dziewczyna zaszła w nieplanowaną ciążę, a rodzina naciskała, żeby się pobrali. Twierdził, że na początku nie mówił mi o tym, bo myślał, że to tylko przelotny flirt, a potem planował rozstać się z żoną. Niestety miesiąc temu okazało się, że jest w kolejnej ciąży. Paweł do końca się wahał, ale ostatecznie stwierdził, że nie może od niej odejść.

Wszystko to brzmiało jak naprawdę głupi żart. Facet, którego szczerze kochałam, przez cały ten czas mnie oszukiwał. Będąc dalej mężem innej kobiety, poprosił mnie o rękę i planował ze mną ślub. Do ostatniej chwili mnie zwodził, wyznawał miłość i przekonywał, że już za chwilę będziemy małżeństwem. Długo zajęło mi, aby uwierzyć, że to wszystko dzieje się naprawdę. Całe moje życie wywróciło się do góry nogami. Czułam się strasznie i straciłam zupełnie wiarę w siebie.

Właśnie mija rok od ślubu, którego nie było. Nadal jestem w trakcie terapii i powoli składam swoje życie do kupy. Nie szukałam Pawła i nie mam zamiaru tego robić. On też na szczęście nie próbował się ze mną kontaktować. To jego jedyna dobra decyzja związana ze mną. Wciąż jestem na niego wściekła, ale chyba już go nie nienawidzę. A przynajmniej tak mi się wydaje.

Czytaj także:
„Zażądałam rozwodu, bo chciałam uwolnić od siebie męża. Kocham go nad życie, ale dobrze wiem, że przeze mnie cierpi”
„Mąż zostawił mnie samą z dzieckiem, bo >>straciłam duszę artystki<<. W sumie powinnam mu podziękować”
„Mieli wybudować mi nowy dom, a puścili z torbami. Lepkie ręce robotników zawinęły sprzęt, kasę i rodzinne pamiątki”

Redakcja poleca

REKLAMA