Znaliśmy się zaledwie pół roku, ale zakochaliśmy się w sobie na zabój. Czułam, że to facet, z którym mogę spędzić naprawdę ciekawe życie. Był pełen energii i pomysłów. Nigdy dotąd nie podejmowałam tak spontanicznych decyzji, ale to właśnie on przekonywał mnie, że życie mamy tylko jedno i warto się nim cieszyć na całego!
Wcześniej byłam raczej domatorką spędzającą wieczory przy książce, ale przy Adamie naprawdę się rozkręciłam. Pod wpływem jego jednego słowa potrafiłam spakować plecak i pojechać z nim na weekend w góry albo zostać na imprezie do białego rana.
To z nim skoczyłam na bungee, więc ślub wydawał się kolejnym skokiem na głęboką wodę, którego już się nie bałam. Oświadczył się, jak to on, nietypowo. Zabrał mnie do klubu, w którym się poznaliśmy, gdzie pocieszałam przyjaciółkę załamaną rozstaniem. I tam poprosił mnie o rękę.
Chwilę później zorientowałam się, że wokół nas są wszyscy nasi przyjaciele i znajomi. Zaaranżował to, mimo że nie wiedział, czy się zgodzę! Przez moment przeszło mi przez myśl, że wolałabym chyba, aby oświadczyny odbyły się w nieco bardziej kameralnej atmosferze, ale wiedziałam, że Adam chciał dobrze. W końcu to był radosny moment, więc od razu go uczciliśmy. Tego wieczoru przyjęłam dziesiątki gratulacji i życzeń.
– Ale z ciebie szczęściara, Aśka – powtórzyła mi po raz wtóry Iza, przyjaciółka, dzięki której poznałam Adama.
Wiedziałam, że ma rację. Takich facetów jak Adam nie spotyka się codziennie. Byłam szczęśliwa, że spędzę życie u boku tak pozytywnego człowieka. Tego było mi potrzeba, bo sama do optymistek nie należałam.
Nie chcieliśmy zbyt długo zwlekać ze ślubem, więc ustaliliśmy datę i od razu zabraliśmy się do przygotowań ślubnych. Wiedziałam, że mamy mnóstwo pracy. Sala, lista gości, kwiaty, menu, suknia, zaproszenia, fotograf, samochód… A to była zaledwie drobna część spraw, które trzeba było załatwić. Myślałam, że będziemy spierać się o każdy detal, jednak stało się wręcz przeciwnie.
– Kochanie… to są takie rzeczy, na których najlepiej znają się kobiety. Błagam, nie każ mi wybierać koloru wstążek na krzesła, bo się popłaczę – powiedział w żartach, ale stanowczo. Widziałam, że gdy tylko próbuję poznać jego opinię w jakiejś sprawie, mocno się krzywi.
– Nie chcesz wiedzieć, jakie wybrałam zaproszenia? Zupełnie cię to nie obchodzi?
– Na pewno wybrałaś piękne. Masz świetny gust – skwitował.
Z jednej strony cieszyłam się, że darzy mnie tak bezgranicznym zaufaniem i nie próbuje za wszelką cenę postawić na swoim. Z drugiej było mi przykro, że cały trud przygotowań spoczywa na moich barkach, a on zdaje się być zupełnie na wszystko obojętny.
Szczytem wszystkiego był dzień, gdy umówiliśmy się na wybór menu weselnego, a on zamiast przyjechać osobiście, wysłał swojego świadka. Tomek był jego najlepszym kumplem i bardzo go lubiłam, ale chciałam poznać opinię mojego przyszłego męża, a nie jego przyjaciela.
– Adam, obiecałeś, że przyjedziesz. Miałeś mi pomóc i przy okazji obejrzeć salę – syknęłam do telefonu.
– Wybacz, skarbie. Przecież mnie znasz. Ja się zgodzę na wszystko, co wybierzesz. Przecież wiesz, co lubię.
– Mam ustalać menu na własne wesele z Tomkiem?
– On się świetnie zna na kuchni. Dużo lepiej niż ja.
Byłam wściekła. Rozłączyłam się i miałam ochotę stamtąd wyjść i nie wrócić, ale głupio mi było robić takie sceny przed właścicielami sali i Bogu ducha winnym Tomkiem. Przecież oni przyjechali, w przeciwieństwie do mojego przyszłego męża. Usiedliśmy więc razem i zaczęliśmy omawiać kolejne pozycje z menu.
– Nóżki w galarecie? – zaśmiał się Tomek, czytając kartę z przystawkami. – Chyba możemy wybrać coś bardziej nowoczesnego.
– Masz jakiś pomysł?
– Może pasztet z kaczki z żurawiną. To obłędna przystawka. Po niej wjedzie rosół na kaczce. A później pieczona kaczka z jabłkami. A na deser...
– Kaczka w sosie czekoladowym? – zaśmiałam się, a on się zaczerwienił.
– No… może trochę przegiąłem z tą kaczką. Ostatnio sporo jej przyrządzałem w pracy i bardzo mi posmakowała.
– Jesteś kucharzem?
– Tak… Szefem kuchni.
– To Adam podesłał mi prawdziwego fachowca.
– Może i tak, ale dziwię się, że nie chciał tu przyjechać z taką piękną narzeczoną – odchrząknął znacząco i tym razem to ja się zaczerwieniłam. Nagle drzwi do sali otworzyły się i szybkim krokiem wkroczył do niej sam właściciel.
– Witam, moje gołąbeczki. Zdecydowaliście się już? Co żona wybrała? – zapytał Tomka.
– To nie żona.
– Jeszcze nie żona! – odparł rozbawiony. – Ale już niedługo!
Pokręciłam głową i szybko wyjaśniłam nieporozumienie, a właściciel spojrzał na nas zdumiony.
– Głowę bym dał, że państwo są parą. Jeszcze mi się nie zdarzyło, żeby narzeczeni nie wybierali razem dań głównych.
Miałam ochotę ukręcić mu głowę
Wzruszyłam ramionami. Owszem, mnie też nie mieściło się to w głowie. Właściciel dał nam też do spróbowania nalewek i wiśniówki, które sam produkował. Przyznałam, że są pyszne i domówiłam je do menu.
– Dziękuję ci bardzo za pomoc. Świetnie się sprawdziłeś! – powiedziałam, gdy wyszliśmy z sali.
– Nie ma sprawy. Cała przyjemność po mojej stronie. Mocne były te trunki – powiedział Tomek nieco rozbawiony, gdy wyszliśmy już na zewnątrz. – Muszę powiedzieć, że trochę mi zaszumiało. Dawno już nie piłem alkoholu.
– To dobrze o tobie świadczy. Adam nie mógłby tak powiedzieć.
– Oj, nie! Pierwszy do kieliszka! – rzucił w odpowiedzi.
– Może nie aż tak – starałam się bronić narzeczonego, ale mina Tomka mówiła wszystko.
Adam rozkręcał każdą imprezę, ale nigdy nie robił tego na trzeźwo. Też zwróciłam na to uwagę. Wydawało mi się jednak, że może trochę przesadzam, bo on tak twierdził. Jednak teraz po reakcji Tomka domyśliłam się, że robił tak od dawna.
Wróciłam do domu w niezbyt dobrym nastroju. Adam nawet nie zadzwonił, żeby zapytać, co wybraliśmy. Ewidentnie miał to w nosie. Podobnie jak wszystkie inne sprawy związane ze ślubem. Miałam wrażenie, że ostatnio coraz rzadziej ze sobą gadamy, a jeśli już, to coraz bardziej nerwowo.
Ja liczyłam na jego wsparcie, a on, im bardziej go naciskałam, tym bardziej wyślizgiwał się jak mokre mydło. Nie mogłam pojąć, że naprawdę nie zależy mu na niczym, więc postanowiłam poddać go próbie. Pojechałam do niego następnego dnia i nawet słowem nie wspomniałam o menu.
– Wiesz… musimy ustalić piosenkę na nasz pierwszy taniec. Może tę, do której tańczyliśmy, gdy się poznaliśmy?
– Czyli jaką?
– Nie pamiętasz? „I will always love you”. To przy tej piosence poprosiłeś mnie do tańca. Wydawało mi się, że to znak.
Wzruszył ramionami obojętnie. Nie pamiętasz, czy nie chcesz pamiętać?
Adam… zależy ci jeszcze na tym ślubie?
– Sam nie wiem, Aśka. Wcześniej byłaś taka spontaniczna, żywiołowa… a teraz? Nie poznaję cię. Nic tylko organizujesz, ustalasz, czepiasz się. Myślałem, że zrobimy to wesele na większym spontanie. A ty wszystko musisz mieć dopięte na ostatni guzik. Mnie nie obchodzą jakieś głupie dania!
– Wesele na spontanie? To impreza na sto osób. Jak ty sobie wyobrażasz spontan? Ich wszystkich trzeba zaprosić, ugościć, nakarmić, przenocować. To wymaga przygotowań.
– To może nikogo nie zapraszajmy! Zróbmy ten ślub tylko dla siebie.
– Adam… co ty mówisz? Mam odwołać zaproszenia? Tego chcesz?
Adam siadł na krawędzi krzesła i schował twarz w dłonie. Czułam, że dzieje się coś niedobrego.
– Nie wiem, czy w ogóle chcę ślubu. To wszystko jakoś za szybko poszło. Jestem za młody na takie rzeczy. Chcę jeszcze trochę pomieszkać z kumplami, poimprezować, pobawić się. Za tymi drzwiami będzie już tylko poważny świat dorosłych ludzi: kredyt, mieszkanie, sprzątanie, dzieci. Tomek mi to uświadomił. Powiedział, że mi tego zazdrości! Ale ja tego nie chcę! Ja nie jestem gotowy.
– A kiedy będziesz? – wycedziłam.
– Chyba nigdy. Ja nie chcę takiego życia. Chcę podróżować, szaleć, żyć na ostrzu noża, zamiast codziennie smarować chleb masłem.
Zupełnie mnie zamurowało. Nie wiedziałam, co mam mu odpowiedzieć. Właśnie rzucił mnie tuż po tym, jak rozesłaliśmy zaproszenia setce gości. Wiedziałam, że to na mnie spocznie ciężar tłumaczenia się i odkręcania wszystkiego.
On nie kiwnął nawet palcem, żeby to zorganizować, więc nie kiwnie, by to naprawić. Nie miałam nawet siły płakać. Po prostu opadły mi ręce. Adam spojrzał na mnie smutnym wzrokiem i wyszeptał: „przepraszam”, po czym wyszedł z własnego mieszkania, zostawiając mnie samą i więcej go nie widziałam.
Kolejny tydzień pamiętam jak przez mgłę. Izka pomagała mi w odwoływaniu zamówień, rozwiązywaniu umów i pisała SMS-y do gości. Gdyby nie ona, chyba nie przeżyłabym tego czasu. Najchętniej zapadłabym się pod ziemię. Byłam zażenowana i załamana. Narzeczony rzucił mnie przed ślubem.
– On był skrajnie nieodpowiedzialny – pocieszała mnie Izka.
Cóż, życie bywa przewrotne. Kiedy go poznałam, to ja pocieszałam ją po rozstaniu, a teraz to ja płakałam w jej ramię.
– Mówiłaś, że nie mogłam lepiej trafić.
– Myliłam się! Każdemu się zdarza.
– Przynajmniej nie chciałaś wyjść za niego za mąż. Bo teraz to ty byś płakała tutaj na kanapie.
Dzwonek do drzwi wyrwał mnie z letargu. Otworzyłam je i zastałam w nich Tomka. Miał na sobie białą koszulę a w rękach jakiś pakunek.
– Cześć… a co ty tutaj robisz? –zapytałam zawstydzona. Miałam na sobie szlafrok, niedbały kok na czubku głowy, a nos czerwony i spuchnięty jak bulwa. Nie byłam w nastroju na spotkanie z nikim poza Izą. A już na pewno nie z kimś, kto prezentował się tak elegancko.
– Przyniosłem ci obiad, bo słyszałem, że potrzebujesz rosołu z kaczki i pieczonej kaczki z jabłkami –powiedział i z miejsca mnie rozbroił uśmiechem.
– Tak słyszałeś?
– Tak… mówią, że twój były narzeczony to kompletny buc. I że nie wie, jaki skarb stracił.
– Tak mówią? – powiedziałam, pociągając nosem.
– Też słyszałam, że tak mówią – dodała Izka zza moich pleców. – Wiesz… ja już spadam. Dzięki za herbatkę – powiedziała, mrugając do mnie znacząco.
– Sama ją zrobiłaś.
– Tak… dzięki, że mnie w ogóle wpuściłaś. Zmykam już! Pa, Tomek!
– Na razie! – odpowiedział, nie odrywając wzroku ode mnie.
– To wejdź. Szkoda by było, gdyby rosół z kaczki wystygł.
– Wielka szkoda.
Tomek wszedł do mnie, zawiesił płaszcz, po czym bez skrępowania skierował pierwsze kroki do kuchni. Podwinął rękawy, umył ręce i zabrał się do podgrzewania obiadu. Podobało mi się to, że poruszał się po kuchni ze swobodą, mimo że był w niej po raz pierwszy.
– Zapomniałem jeszcze o czymś, co dobrze komponuje się z kaczką i nienajlepszym nastrojem – wyjął z papierowej torby butelkę czerwonego wina.
– Może się faktycznie przydać – odpowiedziałam i uśmiechnęłam się.
Zjedliśmy rosół, drugie danie i nawet deser – bez kaczki! Przegadaliśmy przy butelce wina cały wieczór. Tomek powiedział, że pokłócili się z Adamem po tym, jak mnie zostawił i jak potraktował, i że nie są już przyjaciółmi.
– Nie mogę pojąć tego, że potraktował w taki sposób tak wspaniałą kobietę.
– Uważał, że chcę go zakotwiczyć w domu – wyrwało mi się.
– Nie ma nic cenniejszego, co można otrzymać od cudownej kobiety niż ciepły dom i rodzina – powiedział i delikatnie dotknął mojej dłoni. – Przynajmniej dla mnie nie ma nic cenniejszego.
Tomek spadł mi z nieba
Od tamtej pory Tomek odwiedzał mnie codziennie, codziennie też dzwonił i upewniał się, że czuję się lepiej. I rzeczywiście z każdym dniem moje samopoczucie było coraz lepsze. Przestałam myśleć o Adamie. Za to coraz częściej i cieplej myślałam o Tomku.
Tomek był przeciwieństwem Adama. Był zrównoważony, wrażliwy i cenił wartości rodzinne. Dopiero wtedy zrozumiałam, jak bardzo był podobny do prawdziwej mnie. Nie tej, która chciała zaimponować Adamowi i wciąż wyrywać się z własnej strefy komfortu, by realizować jego pomysły. Ja taka nigdy nie byłam, ale przy nim czułam, że jeśli nie będę szaleć, uzna mnie za nudziarę.
Tomek był zachwycony zwykłą codziennością ze mną: lepieniem pierogów, słuchaniem muzyki, wieczorkami filmowymi na kanapie z miską popcornu i graniem w planszówki. Tomek oświadczył mi się rok po rozstaniu z Adamem. Tym razem byłam pewna tego, co robię, bo widziałam jego miłość i zaangażowanie we wszystko, co wspólnie planowaliśmy.
Kto by pomyślał, że po takim życiowym kryzysie powiem bez wątpliwości, że dobrze się stało, że Adam poszedł swoją drogą, bo dzięki temu poznałam prawdziwą miłość swojego życia. Mojego męża. I ojca dwójki moich dzieci.
Czytaj także:
„Nakryłam męża przyjaciółki na zdradzie. Wyjawiłam jej prawdę, a ona zamiast pogonić zdrajcę, miała do mnie pretensje”
„Każdego sylwestra spędzałam samotnie, płacząc w kącie. W końcu miłość sama zapukała do moich drzwi”
„Dopiero po rozwodzie zrozumiałem, jak bardzo kocham żonę. Nie mogłem znieść, że ktoś inny ją całuje i pieści jej ciało”