„Narzeczony porzucił mnie przed ślubem, bo jednak chciał spontanicznego życia, a nie takiego według planu. Co za tchórz”

kobieta porzucona przez narzeczonego fot. iStock, Witthaya Prasongsin
„Dobra praca, ślub, pierwsze dziecko, budowa domu, drugie dziecko, spokojne życie bez wielkich przygód. Tak wyglądał mój plan na tę bliższą i dalszą przyszłość. Wydawało mi się, że w jego realizacji wspierają mnie wszyscy bliscy. Nawet nie dopuszczałam do siebie myśli, że inne zdanie na ten temat może mieć najbliższa mi osoba”.
/ 08.06.2023 14:15
kobieta porzucona przez narzeczonego fot. iStock, Witthaya Prasongsin

Jestem typem zadaniowca. Zawsze stawiam sobie bardzo konkretne cele i skrupulatnie dążę do ich realizacji. Odhaczanie z listy kolejnych punktów sprawia mi ogromną satysfakcję, co budzi zarówno podziw, jak i śmiech członków mojej rodziny i przyjaciół. Ja jednak doskonale wiem, czego chcę i nie zamierzam iść na kompromisy. A przynajmniej tak było do tej pory.

Wszystko szło zgodnie z planem

Z Kubą znaliśmy się jeszcze z czasów liceum, ale dopiero wspólne mieszkanie w akademiku przyciągnęło nas do siebie. Oboje mieliśmy swoje pasje i chcieliśmy w przyszłości osiągnąć sukces w dziedzinach, które po prostu kochaliśmy. Kuba był zdeterminowany, żeby założyć swoją własną agencję marketingową, która zaproponuje klientom innowacyjne rozwiązania. Ja natomiast kochałam finanse, więc zaplanowałam, że po studiach znajdę pracę w poważnej instytucji, dzięki której będę mogła się rozwinąć w tej dziedzinie.

Bardzo długo byliśmy z Kubą zgodni co do tego, jak ma wyglądać nasza przyszłość. Po studiach zamieszkaliśmy razem i daliśmy sobie 2 lata na to, by rozpędzić nasze kariery. Potem mieliśmy się zająć ślubem i realizacją planów na dalszą przyszłość, które obejmowały między innymi dziecko i budowę naszego wymarzonego domu. Byłam przekonana, że faktycznie są to nasze wspólne priorytety i wierzyłam, że obydwoje chcemy dążyć do tego, by nasze oczekiwania się urzeczywistniły.

Wszystko wydawało się na dobrej drodze. Ja znalazłam pracę w dużym banku, który gwarantował mi niezwykle atrakcyjną ścieżkę zawodowego rozwoju. Kuba wraz z kilkoma znajomymi założył natomiast swoją wymarzoną firmę i szło mu naprawdę dobrze. Kiedy więc minęły dwa lata od momentu ukończenia przez nas studiów, byłam gotowa podjąć kolejne kroki, które miały nas przybliżyć do naszego idealnego życia.

— Słuchaj, to chyba czas na planowanie ślubu, co o tym myślisz? Wydaje mi się, że możemy ustalić jakąś datę mniej więcej za 1,5 roku. Tyle czasu powinno wystarczyć na zorganizowanie wszystkiego — stwierdziłam podczas jednej z naszych cotygodniowych randek.

— Czy ty mi się właśnie oświadczasz? — zaśmiał się Kuba.

— Daj spokój, chyba nie będziemy się bawić w te głupoty — powiedziałam sarkastycznie.

— Nie będziemy?

— Proszę cię, nie potrzebujemy budować poczucia własnej wartości na udawaniu oświadczyć z zaskoczenia — stwierdziłam.

— No jasne, to przecież bez sensu — potwierdził moje słowa Kuba, choć teraz wiem, że nie był co do tego w ogóle przekonany.

Kuba zgodził się na wszystkie moje ustalenia. Wybrałam datę i zaczęłam poszukiwania idealnego lokalu, a następnie sukni, garnituru, florystki i dekoratorki. Przygotowania zupełnie mnie pochłonęły i nawet nie zauważyłam, kiedy mój narzeczony zaczął się ode mnie odsuwać. Miałam swój wielki projekt i poza jego realizacją nie obchodziło mnie nic innego. Musiałam odhaczyć kolejny punkt na swojej liście.

Chcę żyć bardziej spontanicznie Aniu

Około pół roku przed ślubem przyniosłam do domu próbki trzech wzorów zaproszeń i chciałam poznać opinię Kuby na ich temat. Tak naprawdę doskonale wiedziałam, które z nich będzie najlepsze, ale chciałam, żeby mój narzeczony zaangażował się trochę w przygotowania.

— Te mi się najbardziej podobają, ale jak masz jakiegoś innego faworyta, to mów. Najważniejsze, żeby zacząć niedługo rozsyłać zaproszenia. Chcę, żeby wszyscy zaklepali sobie termin — mówiłam podekscytowana.

— Aniu, a możemy się jednak jeszcze wstrzymać z tym wysyłaniem zaproszeń? — zapytał niespodziewanie Kuba.

— Jak masz jeszcze jakieś wątpliwości co do listy gości, to nie ma problemu. Po prostu część zaproszeń wyślemy trochę później i tyle — odparłam pewna siebie.

— Nie o to chodzi, ja po prostu muszę się jeszcze nad tym wszystkim zastanowić — mówił smutnym głosem Kuba.

— W porządku, byle tylko nie przekroczyć maksymalnej liczby gości, bo sala nie jest taka duża, jak może się wydawać — przypomniałam mu.

— Anka, do cholery! Nie chodzi mi o głupich gości! Ja muszę się zastanowić, czy chcę tego wszystkiego. Ja nie wiem, czy chcę ślubu, dziecka, domu i innych rzeczy, które ciągle planujesz! — niemal wykrzyczał Kuba.

— Żartujesz sobie teraz? Wiesz, że to nie jest śmieszne? — pytałam, nie dowierzając w to wszystko.

— Mówię serio... Męczy mnie to ciągłe dostosowywanie się do jakichś cholernych planów. Może ja nie chcę mieć żadnego konkretnego planu? Chcę w końcu żyć bardziej spontanicznie Aniu — stwierdził Kuba.

Nie wiedziałam, co powiedzieć. Po prostu mnie zamurowało. Chciałam wierzyć, że to jednak tylko głupi dowcip, ale doskonale wiedziałam, że to dzieje się naprawdę. Niezręczną ciszę przerwał w końcu Kuba, który oznajmił, że zatrzyma się na kilka dni u znajomego, żeby wszystko na spokojnie przemyśleć. Byłam w takim szoku, że jedynie kiwnęłam głową. Nie byłam w stanie ani krzyczeć, ani błagać go o to, by został.

Mamy inne priorytety

Kuba nie odbierał ode mnie telefonu przez kilka dni. Wysyłał mi jedynie wiadomości z zapewnieniami, że u niego wszystko w porządku i z prośbą o więcej czasu. Po ponad tygodniu w końcu pojawił się w naszym mieszkaniu, gotowy do rozmowy. Przeczuwałam, że nie ma dla mnie dobrych wiadomości.

— Nie chcę tak żyć Anka, skupiając się na wdrażaniu kolejnych założeń jakiegoś planu — stwierdził na początku.

— Myślałam, że to jest nasz wspólny plan. Jakoś nigdy nie mówiłeś, że chcesz coś zrobić inaczej — odparłam.

— Bo ja nie miałem planu, więc po prostu robiłem, to co ty chciałaś. Tylko że mam już tego dość. — kontynuował mój narzeczony. — Nawet nie zapytałaś mnie, czy chce się z tobą ożenić! Do cholery Anka, to nie jest normalne! Nie widzisz tego?

— To, że mam jakieś cele w życiu i udaje mi się je osiągać? — byłam wściekła.

— To, że realizujesz te cele, ale zapominasz przy tym po prostu żyć. A ja tego nie chcę — dodał Kuba.

— Co to znaczy? — zapytałam, bojąc się odpowiedzi.

— To znaczy, że ślubu nie będzie Ania. Mamy inne priorytety i czas najwyższy, żeby nasze drogi się rozeszły. Strasznie mi przykro i chcę żebyś wiedziała, że naprawdę cię kochałem. Po prostu pragniemy różnych rzeczy — Kuba patrzył na mnie smutnym wzrokiem.

— Może jeszcze zmienisz zdanie? — próbowałam go przekonywać.

— A jest szansa, że ty zmienisz swoje plany? — uśmiechnął się, doskonale znając odpowiedź.

Pocałował mnie w policzek, a wychodząc zapewnił, że niedługo postara się zabrać swoje rzeczy z mieszkania. Chciałam się rozpłakać, ale nie umiałam. Prawda jest taka, że nie byłam zdruzgotana tym, że straciłam Kubę. Byłam zawiedziona, a może nawet wściekła, że zrujnował mój idealny plan.

Nie mogłam się z tym pogodzić i życzyłam mu wszystkiego, co najgorsze. Jeszcze przez wiele tygodni nie mogłam zrozumieć, że to również moja wina, ale na szczęście po jakimś czasie znalazłam wsparcie, którego od dawna potrzebowałam.

Przyjaciółka namówiła mnie na wizytę u specjalisty. Nie dopuszczałam do siebie myśli, że coś może być ze mną nie tak. Byłam niezwykle racjonalną osobą i uważałam, że jestem wyjątkowo odpowiedzialna, dokładnie planując swoje życie. Krok po kroku odkrywałam jednak, że w ten sposób próbuję chronić się przed niespodziewanymi i trudnymi wydarzeniami, z którymi sobie nie radziłam.

Spotkania ze specjalistą uświadomiły mi, że nagła śmierć mamy, gdy byłam dzieckiem, pozostawiła we mnie wielki strach przed tym, co może przynieść codzienność. W jakimś sensie jestem dziś więc wdzięczna Kubie, że mnie zostawił. To dzięki niemu rozpoczęłam drogę do mam nadzieję lepszego życia.

Czytaj także:
„Niby wiem, że córka ma prawo do własnego życia, ale czy kariera jest ważniejsza od matki? Jak mogła zostawić mnie samą?”
„Kumple myśleli, że skoro wstąpiłem do policji, to po znajomości wyciągnę ich cztery litery z tarapatów. Co za tupet”
„Usłyszałam, że wybrałam sobie pracę, w której kobieta nie da rady. Chciałam udowodnić, że się mylą”

Redakcja poleca

REKLAMA