„Moja siostra zerwała zaręczyny w dniu ślubu. Uciekła sprzed ołtarza z chłopakiem, którego poznała przez internet”

Panna młoda, która uciekła sprzed ołtarza fot. Adobe Stock, LIGHTFIELD STUDIOS
„Ruszyłam pod kościół, czując, że czeka mnie niezła jatka. Tłum gości stał już zniecierpliwiony i zaniepokojony nieobecnością pary młodej. Mama patrzyła pytająco, a kiedy zobaczyła moją minę, natychmiast podbiegła, by zapytać, co się stało”.
/ 27.04.2022 19:04
Panna młoda, która uciekła sprzed ołtarza fot. Adobe Stock, LIGHTFIELD STUDIOS

– Przywieźli tort! – mama wpadła do pokoju, w którym Dominika kończyła właśnie upinać swoją ślubną fryzurę. Nie chciała iść do fryzjera, bo była pewna, że zrobią jej coś sztucznego.

– Zajmiesz się tym? Proszę!

– Oczywiście! – zaszczebiotała wesoło mama, a Dominika wysłała jej w powietrzu całusa, starając się zachować pogodną twarz. Ja wiedziałam jednak doskonale, że to tylko poza.

Jest moją młodszą siostrą i najlepszą przyjaciółką. Natychmiast wyczuwam każdą nienaturalność w jej zachowaniu. Jej ślub przygotowywany był od ponad ośmiu miesięcy. I teoretycznie wszystko wyglądało tak, jak sobie to wymarzyła. Była sala w biało-błękitnych kolorach, elegancko nakryte stoły z porcelanową zastawą, kryształowe kieliszki i srebrne sztućce. Były dziesiątki balonów, a w szafie wisiała piękna koronkowa suknia, którą sprowadziła z Włoch i szpilki z białej skóry. To wszystko jednak nie miało znaczenia, ponieważ Dominika nie chciała wychodzić za mąż. Przynajmniej nie za Pawła.

Szczerze mówiąc, od początku czułam, że do siebie nie pasują, ale Dominika wciąż mnie zapewniała, że mimo innego spojrzenia na życie są dobraną parą. Tak dobraną, że w dniu własnego ślubu nie mogła opanować nerwów i łykała środki na uspokojenie. Co chwila dopytywała, czy mnie przed samą ceremonią także dopadły wątpliwości i czy małżeństwo jest czymś, co może dać szczęście. Owszem, może… jeśli wybierze się właściwego kandydata!

– Za dziesięć minut przyjdzie makijażystka, muszę się uspokoić – wyszeptała do mnie, łykając kolejną tabletkę. Nie zwracała uwagi na moje sugestie, że może już wystarczy tych pigułek, bo zaraz zaśnie albo odpłynie.

– Nic nie musisz. Jesteś tak zdenerwowana, bo wiesz, że źle robisz, biorąc z nim ślub, prawda? Uważam, że jeśli masz wątpliwości, powinnaś to odwołać.

Przez krótką chwilę Dominika patrzyła na mnie ze łzami w oczach i wstrzymywała oddech, żeby się nie rozkleić.

– Nie dam rady, Justyna. Goście czekają. Orkiestra, sala, jedzenie… wszystko jest opłacone.

– To nie ma znaczenia. Wyjdziesz za mąż, bo ludzie tego oczekują? – złapałam ją za ręce i kucnęłam przy niej. – To poważna decyzja. Jeśli go nie kochasz, nie rób tego.

– A co mam zrobić?  łzy popłynęły jej po policzku.

Szybko otarła je chusteczką, starając się udawać, że nic się nie dzieje.

– Po prostu mu powiedz.

– Och, przestań już! – puściła nagle moje dłonie i już czułam, że skończył się nasz moment szczerości. – Wszystko będzie dobrze. Paweł jest dobrym i zaradnym chłopakiem. Będzie świetnym mężem.

– Nie, jeśli go nie kochasz.

– Kocham! – warknęła na mnie.

– Skoro tak, to nie rozumiem, skąd te łzy.

– To wszystko emocje… Będzie dobrze.

Zawsze chodziła swoimi śnieżkami

Wstała i odwróciła się. Spojrzała na suknię i przejechała ręką po delikatnym materiale. Było to dość znamienne, bo od tygodni odnosiłam wrażenie, że właśnie w ten sposób odsuwała od siebie myśl o tym, że dzieje się coś niedobrego. Zamiast słuchać głosu serca, skupiała się na oprawie uroczystości: wyborze dekoracji, strojów i zaproszeń. Jakby rozmowy o tych detalach mogły zagłuszyć to, co działo się w jej głowie. W naszych rozmowach jak bumerang powracał temat jej wątpliwości, ale Dominika miała mnóstwo argumentów, by odepchnąć od siebie prawdę.

Używała ich często, gdy próbowała tłumaczyć się przede mną, a także przed samą sobą. Byli ze sobą od pięciu lat, mieli po trzydzieści kilka. Nie było sensu dłużej czekać. Rodzina uważała, że tak będzie dobrze. Przecież wszyscy znajomi już po ślubie, łatwiej będzie dostać kredyt na mieszkanie, a  Dominika chciała mieć dzieci. Mieli problemy, ale kto ich nie ma?

– Jesteś pewna, że to są właśnie twoje marzenia? Zanim poznałaś Pawła mówiłaś zupełnie co innego. Że nie chcesz żyć jak inni, mieć domu na kredyt i nudnej pracy. I nie masz zamiaru powielać klasycznego schematu związku. Zawsze chciałaś podróżować.

To były dziecinne mrzonki, Justyna. Każdy w końcu dojrzewa – wzruszała ramionami.

Ja jednak dobrze wiedziałam, że się oszukuje. Znałam ją od dziecka. Podczas gdy ja marzyłam o małym domku na przedmieściach, mężu i dwóch córeczkach, Dominika snuła wizje o wyjeździe za granicę. Gdzieś daleko. Może do Chin? Może do Boliwii? Chciała mieć chłopaka, który pojedzie z nią na koniec świata. Będą jak Tony Halik i Elżbieta Dzikowska.

Czasem trochę zazdrościłam jej tych planów, ale czułam, że to nie dla mnie. Ja byłam spokojna, ułożona. Potrzebowałam stabilizacji, a nie adrenaliny. Zawsze byłam prymuską i wzorową uczennicą. Dominika nie traktowała reguł aż tak serio. Potrafiła rozbroić rodziców i nauczycieli swoim urokiem i zbajerować wszystkich tak, że więcej niż mnie uchodziło jej na sucho. Często byłam na nią za to wściekła, ale podziwiałam ją. Była moją małą wojowniczką, dziewczyną, która chodzi własnymi ścieżkami i dąży do spełniania marzeń.

Tak było do czasu, gdy na studiach poznała Pawła. Ona kończyła właśnie turystykę. Chciała pracować w biurze podróży i zostać rezydentem w jakimś kraju w Ameryce Południowej albo w Azji. Paweł jednak nie przepadał za podróżami. Bał się latać. Uważał, że jadąc do egzotycznych krajów ryzykuje się zdrowiem – w końcu są tam insekty, bakterie i jedzenie, do jakiego Europejczycy nie przywykli. Sam ukończył administrację, podobnie jak wcześniej cała jego rodzina.

Bez problemu załatwił jej dobrą pracę w Urzędzie Marszałkowskim. Wszyscy znajomi, harujący w prywatnych firmach, zazdrościli jej ciepłej posadki na państwowym, trzynastki, wczasów pod gruszą i stałej pensji bez walki o prowizję. Chyba tylko ja nie mogłam uwierzyć w to, że moja siostra została urzędniczką. Była to ostatnia praca, w jakiej bym ją widziała.

Któregoś dnia zapytałam ją, czy jej się podoba, ale przy Pawle nie chciała podejmować tego tematu. Nie był zachwycony, gdy po kilku kieliszkach wina zaczynała wciąż tą samą śpiewkę o tym, że nie jest szczęśliwa, że chciała czegoś innego. Rano już nic takiego nie mówiła. Zakładała wyprasowaną garsonkę, pakowała zdrową sałatkę i w milczeniu wychodziła do biura. Nie lubiła oglądać z nim meczów, nie lubiła „Gwiezdnych Wojen” ani „Władcy Pierścieni”. Paweł obrażał się, gdy spoglądała na niego z dezaprobatą, kiedy proponował jej wspólny seans.

– Później będziesz niezadowolona, że wieczorami nie spędzamy razem czasu! – wyrzucał jej.

A gdy tłumaczyła, że woli inne filmy i proponowała, żeby obejrzeli coś Pedro Almodovara albo Woody’ego Allena, on spoglądał na nią zniesmaczony i pytał, czy nie ma wystarczająco dużo stresu w pracy, że chce jeszcze oglądać takie ciężkie historie, zamiast się po prostu odprężyć. Odpuściła.

Paweł przejął pilota i serwował jej swoje filmy, a ona pogrążała się w myślach o tym, że najwyższa pora zakończyć ten związek. Czasem, gdy moje dzieci poszły już spać, a my spotykałyśmy się wieczorem na babskie pogaduchy, powtarzała, że zamierza zerwać z Pawłem.

– Jeśli chcesz to zakończyć, zrób to od razu – radziłam. – Nie powinnaś go oszukiwać, on także się angażuje.

– Zrobię to – obiecywała, ale wciąż odkładała tę decyzję.

– Co cię powstrzymuje? Presja społeczna? Przecież to żaden wstyd. Dzisiaj nikt już nie powie o tobie stara panna, tylko singielka! Ludzie uważają je za samodzielne i zaradne kobiety.

– Nie wiem… chyba boję się samotności.

– A co w tym strasznego!? Byłabyś niezależna, wolna. Mogłabyś pojechać, gdzie tylko chcesz. Nic cię tu nie trzyma. Przecież nie cierpisz tej pracy. Zarezerwowałabyś bilet na drugi koniec świata i pojechała. Daję głowę, że poznasz w końcu kogoś, kto pokocha cię taką, jaka jesteś. Swobodną, niezależną. Nie daj się zamknąć w domu tylko dlatego, że tak robią wszyscy.

– Wiem, że masz rację. Przecież nie marzyłam nigdy o karierze! Mogłabym nawet pracować w barze albo sprzątać w hotelu, a wieczorami sączyć drinki na plaży albo tańczyć salsę – marzyła w przypływie dobrego nastroju. Następnego dnia jednak powracała do rzeczywistości.

Poczuła, że to jej druga połówka

Gdy po walentynkach wysłała mi zdjęcie pierścionka zaręczynowego, nie mogłam wprost uwierzyć. Mój mąż też podrapał się po głowie. Nawet on, mimo że nie wypowiada się zwykle na temat innych ludzi, uważał, że ta para jest wyjątkowo niedobrana. Wyglądało jednak na to, że Dominika podjęła już decyzję. A później wszystko szło w błyskawicznym tempie.

W szaleństwie przygotowań nawet ja przestałam czepiać się Pawła. Wybrała męża, jakiego chciała. Może niepotrzebnie szukałam dziury w całym? Kiedy wychodziłam za mąż, nikt nie ciosał mi kołków na głowie. Każdy powinien decydować o sobie, postanowiłam więc odpuścić.

Ale na kilka tygodni przed ślubem Dominika znów zaczęła chodzić przygnębiona. Czułam, że coś się dzieje, ale nie chciałam naciskać. Uznałam, że jeśli zechce, to mi powie. Nie przypuszczałam jednak, że będzie z tym zwlekać do ostatniej chwili.

– Poznałam przez internet chłopaka – wyznała nagle, gdy pomagałam założyć jej ślubną suknię.

– Co takiego? – szepnęłam oszołomiona.

– Justyna… – odwróciła się i w końcu spojrzała mi prosto w oczy. – Wydaje mi się, że się zakochałam. To facet dla mnie.

Poczułam, jak ciarki przechodzą mi po plecach. Gdy zaczęła o nim opowiadać, jej twarz nagle się rozjaśniła. Grzesiek był mikrobiologiem i technikiem żywienia. Pracował dla dużej firmy prowadzącej badania produktów. Był aktywistą i zaciekłym przeciwnikiem dodawania chemii do jedzenia. Jego postawa szybko zwróciła uwagę szefostwa i został awansowany. Podobnie jak Dominika kochał podróże i zwierzęta.

Poznali się na forum o zdrowym żywieniu i Dominika od razu poczuła, że ten chłopak rozumie ją w lot. Po tygodniu zaangażowanych rozmów postanowili się spotkać. Początkowo chciała się z nim tylko zaprzyjaźnić, ale od razu zrodziło się coś więcej. Gdy tylko go zobaczyła, była przekonana, że to jej druga połówka. Jak to ujęła Dominika, miał najbardziej niesamowite zielone oczy na świecie.

Po pierwszym spotkaniu było kolejne. Mimo prób zachowania zdrowego rozsądku, zupełnie odpłynęła. Grzegorz wiedział, że Dominika wychodzi za mąż i nie potrafił się z tym pogodzić. Podjął decyzję, że jedynym rozwiązaniem tej sytuacji jest jego wyjazd.

– Czemu nic mi nie powiedziałaś? – zapytałam zszokowana.

– To nie ma znaczenia. On wyjeżdża do Japonii. Dostał tam pracę.

– Znam tysiąc osób, dla których mógłby to być problem, ale ty nie jesteś jedną z nich.

Zacisnęła dłonie na moich rękach i łzy po raz kolejny poleciały jej po policzkach.

– Dominika, czy chcesz, żebym ci jakoś pomogła? – wyszeptałam.

Zacisnęła usta.

– On wylatuje już dziś. Prosił, żebym z nim poleciała. Kupił dla mnie bilet, gdybym się zdecydowała.

– Nadal możesz to zrobić. Jeśli czujesz, że to właściwa decyzja…

– Wiem to na pewno. Justyna, powiedziałabyś im?

Przełknęłam ślinę. Wiedziałam, że stawia wszystko na jedną kartę. Ale lepiej rozmyślić się przed ślubem, niż później walczyć o podział majątku i prawo do dzieci. Klasyczny rozwodowy frazes o niezgodności charakteru w ich przypadku doskonale odzwierciedlał rzeczywistość.

– Oczywiście. Ale Pawłowi powiedz sama.

Dominika skinęła głową i wtuliła się we mnie. Po chwili ściągnęła suknię. Przebrała się w jeansy i zadzwoniła do Pawła.

– Muszę z tobą porozmawiać.

– Teraz? Nie powinienem chyba widzieć panny młodej przed ślubem. To przynosi pecha – zarechotał do telefonu.

– Właśnie teraz – odparła z powagą.

Po godzinie była z powrotem w domu. Powiedziała, że Paweł nie był bardzo zaskoczony, ale oznajmił, że to ona ma pokryć koszty uroczystości, skoro jest niestabilna emocjonalnie. Mimo tej nieprzyjemnej rozmowy wyglądała, jakby ciężar spadł jej z serca.

– Wyjeżdżam – powiedziała krótko.

– Wiem. Jedź! Wszystkim się zajmę.

Ruszyłam pod kościół, czując, że czeka mnie niezła jatka. Tłum gości stał już zniecierpliwiony i zaniepokojony nieobecnością pary młodej. Mama patrzyła pytająco, a kiedy zobaczyła moją minę, natychmiast podbiegła, by zapytać, co się stało.

– Ślubu nie będzie – specjalnie powiedziałam to głośno i natychmiast usłyszałam szepty powoli zmieniające się w przekrzykiwania. Goście przekazywali sobie tę informację z ust do ust.

– Jak to, nie będzie?!

– Dominika zrezygnowała. Paweł już wie.

– Ale… jak to zrezygnowała? Dlaczego? Gdzie ona teraz jest?!

– Myślę, że mniej więcej w połowie drogi na lotnisko. Wygląda na to, że Dominika znalazła prawdziwe szczęście u boku kogoś innego.

– I ty to tak spokojnie mówisz? Trzeba ją zatrzymać. Chyba zwariowała. Ty go znasz? Może przez ten stres związany ze ślubem coś przestawiło jej się w głowie?

Goście nie do końca wiedzieli co robić – nadal siedzieć i czekać na oficjalne odwołanie uroczystości, czy zmyć się po cichu? Mama za to była gotowa pobiec za marnotrawną córką, ale ją powstrzymałam. Widziałam, że ma łzy w oczach, choć nie do końca byłam pewna, czy to efekt wizji wielkiej kompromitacji z powodu odwołanego w ostatniej chwili ślubu, czy zawód, że jej kochana córeczka nie przyznała się, co zamierza zrobić. Złapałam ją za ramiona i spojrzałam w oczy.

Czemu mi nie powiedziała, że jest nieszczęśliwa? Przecież bym jej pomogła. Nie musiała uciekać – zaczęła łkać, a ja natychmiast zrozumiałam, że ma w nosie całą uroczystość i miny gości. Martwiła się tylko o Dominikę i wyrzucała sobie, że nie zachowała czujności.

– Nie martw się, mamo – przytuliłam ją. – Coś mi mówi, że twoja córka i moja siostra nie uciekła, tylko wręcz przeciwnie, wróciła do siebie. To była najlepsza decyzja, jaką mogła podjąć.

Czytaj także:
„Nie wierzyłam w przyjaźń damsko-męską Darka i tej Anki. Czułam, że łasa na cudzych facetów jędza zagięła na niego parol”
„Ojciec zaplanował mi życie. Ślub, małżeństwo bez miłości i wysoki posag. Nie było tu miejsca na mnie i moje potrzeby”
„Przyjaciółka ciskała gromami w głowę męża, choć to ona była tykającą bombą. Każdy musiał być na jej skinienie”

Redakcja poleca

REKLAMA