„Narzeczony bawił się tak dobrze na wieczorze kawalerskim, że pomylił mój numer. Wysłał mi coś, czego nie powinien”

kobieta fot. iStock by Getty Images, Ivan Pantic
„Przeczuwałam, że jego kumple coś kombinują: za bardzo namawiali się, żeby nikt postronny się nie dowiedział. Wykombinowali jakąś imprezę i nie mogli się doczekać, żeby mieć o czym gadać. Żaden się nie wygadał”.
/ 24.07.2024 11:15
kobieta fot. iStock by Getty Images, Ivan Pantic

– Matko jedyna! – lamentowała moja matka. – Cała ta żywność pójdzie na zmarnowanie! Już pomijając fakt, że przed gośćmi to prawdziwy wstyd, ale co ja zrobię z tym jedzeniem? Gar bigosu? Kto to wszystko zje? Sałatki też długo nie poleżą, część jest na bazie majonezu! Ile to pieniędzy pójdzie na zmarnowanie…

– Uważasz, że jedzenie weselne jest ważniejsze niż ja?! – wydarłam się. – Dla paru kotletów schabowych wepchnęłabyś mnie w to bagno?

Żałowały jedzenia

Babcia pojawiła się w kuchni, chcąc uspokoić wszystkich:

– Trochę wrzucimy do zamrażarki. A co zostanie, po prostu rozdamy. Każdy z radością przyjmie, bo w dzisiejszych czasach nikt nie ma lekko!

Zajmowały się robieniem porządku, na moment zapominając o powodzie całego zamieszania; o tym, że chwilę wcześniej miał się odbyć ślub ich kochanej córki i wnuczki. Niestety, uroczystość się nie odbędzie. Powód? Łukasz okazał się zwykłym oszustem i łajdakiem. Nie chcę mieć z nim nic wspólnego!

Jego wieczór kawalerski był owiany tajemnicą. Przeczuwałam, że jego kumple coś kombinują: za bardzo namawiali się, żeby nikt postronny się nie dowiedział. Wykombinowali jakąś imprezę i nie mogli się doczekać, żeby mieć o czym gadać. Żaden się nie wygadał. Tylko głupio się szczerzyli, kiedy próbowałam wyciągnąć z nich, co planują.

– Zapamiętaj sobie jedno – ostrzegłam Łukasza – prędzej czy później prawda i tak wyjdzie na jaw! Poza tym osobiście cię przypilnuję. Na własne oczy się przekonam, w jaki sposób i z kim celebrujesz pożegnanie ze stanem kawalerskim.

– Przyszła żona nie powinna śledzić swojego narzeczonego! – tylko się roześmiał. – To przynosi pecha.

– Od kiedy przejmujesz się przesądami? – odcięłam się.

– Od teraz! – wykrzyknął radośnie. – Chyba coś w tym jednak jest!

Myślałam, że to ideał

Łukasz był dla mnie źródłem nieopisanej radości i miłością mojego życia. Przez długi czas trudno mi było uwierzyć, że taki mężczyzna jak on mógł związać się z kimś takim jak ja. Przystojny i bystry chłopak z dobrze płatną pracą, rozsądnie gospodarujący pieniędzmi. Dostał w spadku całkiem duże mieszkanie po ciotce, co również należało zaliczyć do jego zalet. Niestety, posiadał też pewne wady…

Facet miał mega wzięcie u lasek! Dziewczyny leciały do niego jak pszczoły do miodu, czy to w klubie, czy w barze, czy po prostu na ulicy. Nigdy nie miały oporów, żeby robić do niego słodkie oczy, totalnie olewając, że stałam obok niego. Nie wiadomo jakim sposobem zdobywały jego numer komórki, a potem bombardowały go wiadomościami. A jego profil na Facebooku to była istna masakra… Lepiej o tym nie wspominać…

Zdaję sobie sprawę, że przede mną były inne dziewczyny. Jedną z nich kojarzę z widzenia. Wyglądała obłędnie, miała świetny styl i emanowała pewnością siebie. Dwie pozostałe pokazał mi na fotkach.

Patrząc na nie odniosłam wrażenie, że wyglądają lepiej niż ja. Trudno, taka jest rzeczywistość. Jestem przeciętna i skromna. Ale daję sobie radę w życiu. Skończyłam studia licencjackie, planuję napisać magisterkę. Od mamy i babci nauczyłam się gotować. Umiem oszczędzać, ale bez przesady. Mam oczy w kolorze piwa i brązowe włosy. Chciałam je przefarbować, ale Łukasz stanowczo zaprotestował.

– Są cudowne w naturalnym odcieniu – przekonywał. – Nie niszcz ich farbą. Wyróżniaj się z tłumu.

Dorastałam w domu pełnym kobiet

Ojca nie pamiętam, bo opuścił nas, gdy byłam jeszcze maleńka. Mama unikała rozmów na jego temat. Łukasz był moim pierwszym facetem. Nie mógł w to uwierzyć, chociaż przepełniała go radość i duma.

– Mam wrażenie, jakbyś przez cały ten czas czekała tylko na mnie! – oznajmił, zasypując mnie czułymi całusami.

Kiedy pewnego dnia wracał ode mnie do siebie, na chodniku natknął się na malutkie kociątko. Zadzwonił, abym podjechała i wsparła go w opiece nad tą kruszynką. Wtedy też po raz pierwszy nocowałam u niego. Kociak był wychudzony, przeraźliwie miauczał i szeroko rozdziawił swój maleńki pyszczek. Podawaliśmy mu mleko za pomocą zakraplacza. Dopiero kilka godzin później zasnął z pełnym brzuszkiem, okryty cieplutkim kocykiem.

Nasz mały futrzak stał się naprawdę bystrym kotem. Uwielbiał nas, a my za nim przepadaliśmy i traktowaliśmy go jak króla. Imię, które mu nadaliśmy, nie było jakieś wyszukane – został Kitką, bo jak to zazwyczaj z małymi kotkami, przez dłuższy czas nie można się było połapać, czy to kocurek, czy koteczka.

Gdy Łukasz poprosił mnie o rękę, nasz kociak jako pierwszy usłyszał tę nowinę. Sprawiał wrażenie przeszczęśliwego, bo przez cały wieczór skakał radośnie i przymilał się do nas. Postanowiliśmy, że ślub weźmiemy w pierwszą sobotę czerwca. Tak się złożyło, że akurat wtedy przypadały moje urodziny.

Jeden SMS wszystko zniweczył

Moja mama, babcia oraz przyszli teściowie podjęli decyzję, że przyjęcie weselne zorganizujemy w naszym domu. Na szczęście zaprzyjaźnieni sąsiedzi, mieszkający po drugiej stronie ulicy, zgodzili się użyczyć nam swojego mieszkania, więc u nas miała odbywać się część obiadowa, a u nich taneczna. Po prostu cudownie!

Sukienka z jedwabiu była już odłożona na wielki dzień, no i rzecz jasna welon. Sięgający ziemi, przymocowany do upięcia na dole głowy. Zazwyczaj nie jestem zadowolona ze swojego wyglądu, ale w tym stroju wyglądałam fantastycznie! Wieczór panieński przebiegł standardowo. Kilka przyjaciółek, skromne prezenty, pyszne wino, smaczne przekąski, odrobina babskich pogaduszek, kawałów i jakiś film na kasecie.

Nie wiem nawet jaki film oglądałyśmy, bo dosłownie chwilę wcześniej dostałam SMS-a: roześmiany, goły Łukasz wylegiwał się w łóżku w towarzystwie równie roznegliżowanych panienek. Jak się okazało, wszystkie trzy to jego byłe dziewczyny… Głosem pozbawionym emocji zamówiłam taksówkę. Dobrze wiedziałam, dokąd mam się udać, gdyż zaraz nadeszła kolejna wiadomość z dokładną lokalizacją.

– Wie pan, gdzie to się znajduje? Proszę mnie tam zawieść – rzuciłam do taksówkarza, ledwo panując nad złością.

– Ja tam swoje wiem, ale po kiego licha pani tam w ogóle jedzie, do takiego przybytku? – zdziwił się facet za kółkiem.

Wprost niewiarygodne!

Byłam przygotowana na różne scenariusze, ale żeby... dom publiczny?! Jak on śmiał mi coś takiego zrobić? Co za drań! Nie tak powinnam zacząć. Od razu wszczęłam awanturę, krzycząc jak opętana. Za wszelką cenę chciałam wtargnąć do budynku i przeszukać każdy kąt. Rzecz jasna, ochrona nie pozwoliła mi wejść do środka.

– Jakie mamy plany? – zagadnął taksówkarz opanowanym tonem, najwidoczniej obeznany z tego typu dziwnymi okolicznościami.

– Poczekamy. Przecież kiedyś muszą się stąd wynieść. Chcę to na własne oczy zobaczyć – warknęłam w odpowiedzi.

– A po co to pani potrzebne? – spytał z ciężkim westchnieniem. – Lepiej żyć w niewiedzy i oszczędzić sobie przykrości.

– Nie czas teraz na takie mądrości. Zapłacę ekstra za tę trasę. Nikt na tym nie straci.

– Ja pewnie nie. Ale czy pani przypadkiem sama sobie krzywdy tym nie zrobi? – odparł.

Starałam się zignorować jego słowa, ale nie potrafiłam. Łzy napłynęły mi do oczu, poczułam gorąco na twarzy, a w brzuchu pojawił się ból. Wiedziałam jednak, że muszę to zobaczyć na własne oczy.

W końcu ujrzałam to, czego się obawiałam. Koledzy Łukasza niemal nieśli go, kompletnie pijanego, jakby był workiem ziemniaków. Trzy laski, które im towarzyszyły, chichotały i darły się wniebogłosy. Po chwili podjechały taksówki, a cała ekipa zaczęła się do nich pakować. Mój narzeczony z najlepszym kumplem i dwiema panienkami.

Odjechali…

– Za tą parą? – taksówkarz zwrócił się do mnie z pytaniem, ale ja mruknęłam tylko, że wolę wrócić do siebie.

– Ma pani rację. Nie warto się zadręczać – stwierdził fachowo. – Myślę, że jak na jeden raz to aż nadto.

Przytaknęłam, dając mu do zrozumienia, że podzielam jego opinię. Łzy już nie płynęły mi z oczu. Mimo wczesnej pory, zbudziłam moją mamę i oznajmiłam jej, że ślub jest odwołany. Rozpętała się istna burza.

Zarówno mama, babcia, rodzice mojego narzeczonego, przyjaciółki, jak i osoby mieszkające obok nas… Dosłownie każdy starał się mnie przekonać, że to wszystko jest intrygą zazdrosnych byłych dziewczyn mojego ukochanego, które chcą doprowadzić do naszego rozstania.

– Pauluniu, to chyba jasne jak słońce! – stwierdzili. – One same przesłały ci to zdjęcie. Aż bije po oczach, że to wszystko ustawione! A gdyby nawet coś się tam wydarzyło, to no cóż, już po ptakach. Był wstawiony, to jeszcze nie żaden argument, żeby go skreślać na dobre. Poza tym kto wie… Może oni tylko obok siebie leżeli?

Może i jestem prostą, nieco nieśmiałą dziewczyną, ale to wcale nie oznacza, że można mnie zdradzać i ujdzie to komuś płazem! Kolejnego dnia wybrałam się do kościoła, żeby odwołać ceremonię. Nawet sam ksiądz stanął po jego stronie!

– Moje dziecko, gdy ktoś naprawdę darzy kogoś miłością, to potrafi przebaczyć – rzekł. – Ale decyzja należy do ciebie.

Wcale mi nie żal

Kolega od sąsiadów i brat cioteczny udali się po moje rzeczy do Łukasza. Z tego, co słyszałam, Łukasz był załamany. Rozpłakał się i nic poza tym… Jedynie kot wpadł w szał i zaczął wbijać pazurki w moją walizkę. Ewidentnie próbował ją przytrzymać.

– Darł się wniebogłosy, zastawiał przejście, drapał jak oszalały… Nigdy w życiu nie byłem świadkiem podobnej sytuacji! – opowiadał sąsiad. – Taki zwykły dachowiec, a sprawiał wrażenie, jakby wszystko rozumiał.

Nie miałam współczucia dla Łukasza. Wręcz przeciwnie! Zachował się okropnie, zawiódł moje zaufanie i okłamał mnie. Nigdy więcej mu nie uwierzę. Zdaję sobie sprawę, że nadejdzie taki moment, gdy przestanę darzyć go uczuciem… I wcale nie jest mi szkoda moich fantazji. Przynajmniej zacznę racjonalnie myśleć, zamiast szybować gdzieś w chmurach. Tak będzie zdrowiej…

Nie mam też żalu, że straciłam wiarę w to, że gdzieś istnieje prawdziwa miłość. Kto wie, może ona wcale nie istnieje? Po co więc wierzyć w jakieś bzdury? Jedynie mojego kociaka mi szkoda. On przecież za nic nie odpowiada, a mimo to cierpi razem ze mną.

Paulina, 23 lata

Czytaj także:
„Romans z koleżanką z pracy był jak morska bryza. Kiedy zażądała czegoś więcej, po cichu wróciłem do domowej przystani”
„Niewinny flirt szybko przerodził się w niewybaczalny błąd. Musieliśmy nauczyć się żyć z bólem, który odmienił nasz los”
„Mąż zabrał mnie na weekend do przyjaciół na wieś. Zrobił mi tam taką niespodziankę, że myślę o rozwodzie”

Redakcja poleca

REKLAMA