„Narzeczoną syna uznawałam za ideał, dopóki nie odkryłam, że zagląda do kieliszka. Tak mi się przynajmniej wydawało...”

matka, która martwi się o syna fot. Adobe Stock, Krakenimages.com
„Zobaczyłam ją z daleka na ulicy. Już miałam do niej pomachać, wykrzyknąć powitanie, gdy zauważyłam, że Malwina się… zatacza! Oniemiała patrzyłam, jak niepewnie powłóczy nogami i się chwieje. Patrzyłam na to ze zgrozą. Środek dnia, centrum miasta, a ona wygląda tak, jakby była w sztok pijana!”.
/ 05.08.2022 15:15
matka, która martwi się o syna fot. Adobe Stock, Krakenimages.com

Wiedziałam, że Radek się zakochał, chociaż nie pisnął nawet słówka. Starał się nie dać po sobie niczego poznać, ale mnie nie oszuka. W końcu jestem jego matką! Rozmarzony wzrok i uśmiech błąkający się po jego twarzy bez powodu były dla mnie jednoznacznym sygnałem. Nie wspominając o tym, że zaczął o siebie bardziej dbać. „Klasyka” – pomyślałam.

– Ciekawe, kiedy nam ją przedstawi – zagadnęłam męża któregoś dnia.

– Kto? Kogo? – spojrzał na mnie zdziwiony znad talerza zupy pomidorowej.

– Radek. Swoją dziewczynę – westchnęłam z rezygnacją, bo zrozumiałam, że mąż jak zwykle niczego nie zauważył.

– To on ma dziewczynę? Nic mi nie mówił – Janek spojrzał na mnie uważnie.

– No nie mówił, mnie też słowa nie pisnął, ale ja tam swoje wiem – powiedziałam pewnym głosem, a mąż tylko pokręcił głową z niedowierzaniem.

Spotkałam ją na mieście. Była pijana!

Moje podejrzenia potwierdziły się już niebawem. Syn napomknął, że chciałby nam przedstawić Malwinę. Spojrzałam triumfalnie na męża, a on tylko uśmiechnął się pod nosem. Miało wyrażać podziw dla mojej intuicji.

– Jasne, synku, może przyprowadź ją w niedzielę na obiad? – zaproponowałam.

– Okej – przytaknął, udając obojętność, ale ja widziałam, że jest bardzo przejęty, choć miał już przecież 27 lat.

Co tu dużo mówić, sama nie mogłam znaleźć sobie miejsca. Wiedziałam, że ta Malwina musi być dla Radka kimś bardzo wyjątkowym. Na dźwięk jej imienia kompletnie zmieniał się na twarzy. Uśmiechał się, łagodniał... Nie mogłam się doczekać, kiedy ją poznam. Mąż patrzył na mnie jak na wariatkę, ale widziałam, że też jest ciekawy.

Gdy nadszedł ten wielki dzień, ujrzeliśmy drobną blondynkę o zielonych oczach, wpatrzoną w Radka jak w obrazek. I już wiedziałam, dlaczego przepadł. Ta dziewczyna miała w sobie coś ciepłego i dobrego. I nawet ja, wcześniej sceptycznie nastawiona do jego wybranek, od razu obdarzyłam ją sympatią.

Pierwsze spotkanie upłynęło we wspaniałej atmosferze. Dowiedziałam się, że Malwina pracuje w przedszkolu specjalnym, że uwielbia dzieciaki, i oczami wyobraźni już widziałam bajkowy ślub, a potem gromadkę wnucząt przy naszym stole. Na samą myśl zakręciła mi się łezka w oku. Spojrzałam na męża, chyba podzielał moje zdanie, a Radek, widząc, że jesteśmy Malwiną zachwyceni, niemal unosił się kilka metrów nad ziemią.

Odtąd dziewczyna była coraz częstszym gościem w naszym domu, zawsze mile widzianym. Serce mi rosło, gdy patrzyłam na młodych. Przyszła synowa zdawała się ideałem.

Aż do pewnego jesiennego dnia, gdy zobaczyłam ją z daleka na ulicy. Już miałam do niej pomachać, wykrzyknąć powitanie, gdy zauważyłam, że dziewczyna mojego syna się… zatacza! Oniemiała patrzyłam, jak niepewnie powłóczy nogami i się chwieje. Patrzyłam na to ze zgrozą. Środek dnia, centrum miasta, a ona wygląda tak, jakby była w sztok pijana! Łudziłam się jeszcze, że może to ktoś inny, nie Malwina, ale gdy się odwróciła, mogłam przyjrzeć się jej twarzy. To na pewno była ona!

Nie wiem, czy mnie nie zauważyła, czy też nie rozpoznała, jednak nie zareagowała na mój widok. Na szczęście, bo nie wiem, co bym zrobiła. Sytuacja była, delikatnie mówiąc, krępująca…

Nie mogłam dojść do siebie po tym zdarzeniu. Owa scena na ulicy śniła mi się po nocach. Było mi żal Radka. Pewnie nawet nie wiedział, z kim ma do czynienia… „Biedactwo, stracił głowę, zakochał się jak szalony, a teraz okazuje się, że to alkoholiczka” – myślałam i serce mi krwawiło. Tylko jak miałam o tym powiedzieć Radkowi? Nie byłam w stanie, a przecież nie mogłam tego ukrywać. Strasznie mnie to gryzło. Postanowiłam zwierzyć się mężowi. Może on by porozmawiał z synem? Tak po męsku…

– Jesteś pewna? – Janek nie mógł uwierzyć w moje ponure rewelacje.

– Widziałam to wyraźnie, na własne oczy – odparłam zgnębiona.

– Może ją z kimś pomyliłaś, przecież to możliwe – łudził się tak jak ja wcześniej.

– Na pewno nie – stwierdziłam z przekonaniem w głosie.

– Teresko, a może to był jakiś jednorazowy wyskok? Nie wtrącajmy się lepiej – powiedział spokojnie, a mnie krew zalała.

– Jak to: nie wtrącajmy się? I jaki jednorazowy wyskok?! Dziewczyna nie jest w stanie się powstrzymać od picia w środku dnia! To jest twoim zdaniem idealna kandydatka na synową?! – zaczęłam podnosić głos.

– Nie, ale weź pod uwagę, że nie wszystko jest zawsze takie, jak się wydaje. Poczekaj, zanim zrobisz coś głupiego – odparł, spoglądając na mnie z wyraźną przyganą.

– Jasne, ty na wszystko zawsze byś czekał. Mam patrzeć, jak mój syn zmierza ku katastrofie? Niedoczekanie! – prychnęłam, a Janek tylko pokręcił głową z dezaprobatą. 

Postanowiłam porozmawiać z synem

Ten jego stoicki spokój doprowadzał mnie do szału. Mimo wszystko mąż zasiał we mnie ziarno niepokoju. Postanowiłam na razie nie mówić o niczym synowi, tylko obserwować sytuację. To było trudne, bo Malwina przestała się u nas pojawiać. Radek tłumaczył, że jest zapracowana, ale ja mu nie wierzyłam.

Przekopałam internet w poszukiwaniu informacji o alkoholizmie – w końcu to choroba – i już wiedziałam, że ta dziewczyna może być w ciągu! W dodatku Radek też znikał na całe dnie. „A może on o wszystkim wie i stara się ją wyciągnąć z nałogu? – myślałam przerażona.

W końcu jednak Malwina się u nas pojawiła, uśmiechnięta jak zawsze, ale blada i wymizerowana. Zauważyłam, że bardzo niepewnie stawia kroki. „Szkoda jej, marnuje sobie życie” – myślałam z żalem. Nie zamierzałam jednak bezczynnie patrzeć na to, jak marnuje życie mojemu synowi.

Postanowiłam w końcu się przemóc, porozmawiać z Radkiem i postawić sprawę jasno. Musi mieć świadomość, że ona może go pociągnąć na dno. A ja na to nie pozwolę. Wiedziałam, że to może być trudna rozmowa, ale nawet nie przypuszczałam jak bardzo…

– Musimy pogadać – powiedziałam, gdy po odprowadzeniu Malwiny wrócił do domu

– Tak? – spojrzał na mnie, a w jego oczach dostrzegłam potworne zmęczenie.

Na chwilę się zawahałam, ale uznałam, że lepszej okazji nie będzie. 

– Czy ty wiesz, że Malwina pije? – zapytałam prosto z mostu, a on bezradnie opadł na krzesło, co odczytałam jako sygnał, że wie.

– Dlaczego tak myślisz? – zapytał, drapiąc się po brodzie w zamyśleniu.

W tym geście było tyle rezygnacji, że aż zrobiło mi się go żal. Najdelikatniej, jak umiałam, ale jednocześnie stanowczo – opowiedziałam mu wszystko, co widziałam. Gdy skończyłam, przez długą chwilę wpatrywał się w blat stołu, po czym powiedział:

– I tak od razu ją oceniłaś? Nie zadałaś sobie nawet trudu, żeby się od niej dowiedzieć, co się stało? O co chodzi? Nie spodziewałem się tego po tobie – stwierdził gorzko Radek i w kuchni powiało chłodem.

– Synu, ja wiem, co widziałam – powtórzyłam łagodnie, choć czułam się dotknięta jego tonem.

– Otóż nie wiesz! – warknął. – Malwina nie chciała wam mówić, ale widzę, że nie ma wyjścia. Ona nie była pijana. Ona miała rzut choroby – powiedział, patrząc mi w oczy.

– Synu, jaki znowu rzut?

Wciąż się o niego martwię...

– Malwina choruje na stwardnienie rozsiane. To okropna choroba neurologiczna. Nigdy nie wiesz, co cię czeka. Możesz na przykład obudzić się ze sparaliżowaną połową ciała albo nie widząc. Innym razem nogi odmawiają ci posłuszeństwa albo w głowie kręci się karuzela. Możliwości jest milion, bo nigdy nie wiesz, co choroba akurat zaatakuje. Na szczęście te rzuty się cofają i Malwina po jakimś czasie wraca do w miarę normalnego funkcjonowania, co nie znaczy, że zawsze tak będzie, bo choroba postępuje. Podziwiam ją, jest bardzo dzielna. Zwłaszcza że ludzie mogą różnie o niej myśleć, kiedy walczy o każdy krok – wycedził i spojrzał na mnie z przyganą.

Dosłownie mowę mi odebrało… Chyba pierwszy raz w życiu.

– Dlaczego nic nie po… powiedzieliście? – wyjąkałam w końcu.

– Malwina nie chciała, żebyście oceniali ją poprzez chorobę – mruknął.

Czułam, że policzki płoną mi ze wstydu, najchętniej zapadłabym się pod ziemię.

– Przepraszam – wyszeptałam zawstydzona, żałując swoich pochopnych sądów.

No cóż – okazało się, że tym razem intuicja mnie zawiodła. A rację miał mój mąż, że nie wszystko jest takie, na jakie wygląda. Na szczęście młodzi mi wybaczyli. Ale nadal boję się o syna i o jego przyszłość.

Zasięgnęłam informacji o tej chorobie i wiem, że moja przyszła synowa nie ma i nie będzie mieć łatwego życia, a wraz z nią mój syn. Czeka ich wiele trudnych chwil. Boję się, że z Malwiną będzie coraz gorzej… Jednak kiedy widzę, jak bardzo są szczęśliwi, myślę, że może lepiej nie martwić się na zapas. Przecież nikt z nas nie wie, co go czeka, prawda? Codziennie uczę się takiego myślenia i zaczynam się do tej sytuacji przyzwyczajać.

Czytaj także:
„Szwagierka chce trzymać całą rodzinę pod pantoflem. Udało jej się otumanić brata, ale ja nie pozwolę bawić się moim kosztem”
„Przyjaciółka wychowała nieudaczników, których utrzymuje i jeszcze obsługuje. I ona śmie krytykować moje dzieci!”
„Mąż mówił, że nie jestem go godna, wytykał mi brak wykształcenia. A jednak nie odeszłam, bo był dobrym ojcem”

Redakcja poleca

REKLAMA