Nie jestem kobietą, która mentalnie tkwi w średniowieczu. Doskonale rozumiem, że czasy się zmieniają, a stare tradycje powoli odchodzą w zapomnienie. Uważam jednak, że niektórych po prostu nie należy zmieniać, mimo galopującego postępu. Do takich należą tradycje bożonarodzeniowe.
Taka jest tradycja
Od zawsze na wigilijnym stole stawiam ten sam zestaw potraw. Dla mnie i dla mojej rodziny to po prostu część świąt. Nie wyobrażamy sobie tego czasu bez aromatycznej grzybowej, pysznych pierogów z grzybami, kapusty z grochem, smażonego karpia czy bez tradycyjnej sałatki warzywnej. Dlatego wpadłam w szał, gdy syn mnie poinformował, że mam przygotować specjalne menu dla jego narzeczonej.
Święta Bożego Narodzenia to dla mnie szczególny czas. Z rodzinnego domu wyniosłam naukę, że w Wigilię cała rodzina powinna spotkać się przy wspólnym stole, zapominając o różnicach i waśniach. Nigdy nie przepadałam za narzeczoną mojego syna. Miałam ją za wywyższającą się damulkę z dużego miasta, która z pogardą spogląda na wieś i ludzi tam żyjących. Ucieszyłam się jednak, gdy syn poinformował mnie, że zbliżające się święta spędzą u nas. „Może zmienię o niej zdanie, gdy połamię się z nią opłatkiem” – myślałam sobie. Byłam jednak w błędzie.
Nie spodziewałam się bowiem, że moja przyszła synowa za nic ma tradycję wigilijnej wieczerzy. Musiałam wybierać – albo wegańskie potrawy, albo nici z odwiedzin syna.
– Ale jak to weganką? – zapytałam, gdy Sylwek poinformował mnie o diecie Agnieszki. – Czy to znaczy, że ona nie je mięsa?
– Nie, mamo. To oznacza, że nie rusza żadnych produktów, które pochodzą od zwierząt – wyjaśnił mi syn.
– No to co za problem? Będzie mnóstwo postnych potraw. Najwyżej nie zje tylko karpia.
– Nie zrozumiałaś mnie. Aga nie może zjeść niczego, co będzie na wigilijnym stole.
– Ale jak to? – zapytałam zdziwiona. – Przecież w kapuście, pierogach, grzybowej, barszczu i w sałatce nie ma żadnego mięsa.
– Mamo... no przecież pierogi i makaron do zupy przygotowujesz z jajek, a w barszczu jest wywar z wędzonki. W sałatce jest majonez, a kapustę przygotowujesz na smalcu. Jak ona ma to zjeść?
– A sernik chociaż zje?
– No jak? A z czego robi się twaróg?
To jakieś wymysły
Już ponad 60 lat żyję na tym świecie, ale o czymś takim to ja jeszcze nie słyszałam. Kto to widział, żeby tak brukać świąteczną tradycję?
– Synku, no to co ja mam zrobić? – zapytałam z bezsilnością w głosie.
– Dam ci listę kilku prostych potraw, które możesz przygotować dla Agi. Bez obaw, poradzisz sobie z tym bez problemu. Z chwilę wyślę ci SMS. Daj znać, czy ci to odpowiada.
Po rozmowie od razu rozbrzmiał dzwonek oznajmiający nadejście wiadomości. Widać przygotowali listę już wcześniej. „Wegańskie pierogi (bez jajek w cieście), barszcz na zakwasie (bez wędzonki), tofu po grecku (zamiast ryby), pasztet z soczewicy, sałatka warzywna z wegańskim majonezem, wegański piernik”.
Pomyślałam sobie, że mogę przygotować ciasto bez jajek, a barszczu nie muszę gotować na wędzonce. Ale co to jest tofu i skąd niby miałabym wziąć ten cały wegański majonez? Jak żyję, nie widziałam takich cudów! Oddzwoniłam do Sylwka, by wyrazić swoje niezadowolenie.
– Synu, ja się nie zgadzam – zaprotestowałam. – Święta to święta i tradycja musi być dochowana.
– W takim razie nie będziemy mogli przyjechać, mamo. Kocham Agnieszkę i zależy mi, żeby dobrze się u was czuła. I tak idzie na kompromis, bo będzie musiała przyglądać się, jak jecie potrawy, które są dla niej problemem.
I co ja miałam zrobić? Zgodziłam się. Powiedziałam, że przygotuję te jej wegańskie frykasy, jak tylko prześle mi odpowiednie przepisy. Sylwek poinformował mnie, że on też zje tylko wegańskie potrawy. „Chcę uszanować przekonania Agi” – wyjaśnił.
Gdzie ja miałam to wszystko kupić?
Święta miały być większym wyzwaniem niż zwykle, więc przygotowania zaczęłam wcześniej. Udałam się do naszego sklepu, by kupić te wszystkie wegańskie produkty. Gdy zapytałam Grażynkę, naszą sklepową, o tofu, mleko sojowe i wegański majonez, biedaczka niemal popłakała się ze śmiechu.
– A po co ja bym miała to trzymać, Stasiu? Przecież u nas we wsi ludzie nie jedzą takich rzeczy! – powiedziała wyraźnie rozbawiona.
– Spodziewałam się, że tak powiesz, kochana.
– A po co ci to wszystko? Zmieniasz Waldkowi dietę?
– Na święta przyjeżdża syn z narzeczoną, a ona jest tą całą weganką. A jakby tego było mało, to wyobraź sobie, że przekabaciła też mojego Sylwka! – odpowiedziałam, nie kryjąc zdenerwowania.
Grażynka wyjaśniła mi, że takie rzeczy kupię tylko w dużych marketach albo w specjalnych sklepach ze zdrową żywnością. Co miałam zrobić? Musiałam poprosić męża, żeby zawiózł mnie do miasta. A u mojego Waldka to wzrok już nie taki, jak kiedyś. Zimą szybko zapada zmrok, więc staramy się nie jeździć samochodem, gdy nie jest to absolutnie konieczne. Teraz nie mieliśmy wyjścia, bo trzeba było spełnić kaprys tej rozpuszczonej smarkuli.
Nie tak wyobrażałam sobie Wigilię
Gdy wieczerza była już gotowa, nerwy powoli zaczęły mnie opuszczać. Ustaliłam z Waldkiem, że słowem nie skomentujemy kulinarnych zwyczajów naszej przyszłej synowej. Po co niby mielibyśmy psuć świąteczną atmosferę? Jak chce, to niech sobie je to swoje tofu. Nam nic do tego. Ona jednak najwyraźniej uznała, że jest najmądrzejsza na świecie i ma prawo narzucać innym swoje zdanie. Tego było już za wiele!
Do stołu zasiedliśmy jak zwykle o 18:00, od razu po tradycyjnym opłatku. Gdy zaczęłam nakładać potrawy moim gościom, Agnieszka zaczęła mówić o tym, jak to nasze upodobania przyczyniają się do dewastacji planety i dręczenia zwierząt. Z każdą chwilą przybierała coraz bardziej napastliwy ton. Nie mogłam pozwolić, by zepsuła nam święta.
– Droga panno, jeżeli przeszkadza ci, że dochowujemy tradycji, w której wszyscy zostaliśmy wychowani, to możesz wyjść już teraz! – wykrzyczałam.
– Ja tylko mówię...
– Doskonale słyszę, co mówisz. Masz mnie za głuchą?
– Chcę tylko powiedzieć...
– Ty już się nagadałaś, teraz moja kolej. Uszanowałam twoje przekonania i przygotowałam dla ciebie te wszystkie potrawy. Proszę cię więc, żebyś ty uszanowała nasze. Sylwka udało ci się przeciągnąć na swoją stronę, ale my nie zostaniemy weganami, czy ci się to podoba, czy nie. Bądź więc uprzejma zjeść swoje tofu i nie poruszać więcej tego tematu.
Podziałało. Agnieszka wydusiła z siebie nieśmiałe przeprosiny i nie próbowała już forsować swoich przekonań.
Czytaj także:
„Święta spędzę sam jak palec, bo zamiast ubierać choinkę z córką, wolałem w hotelu rozbierać stażystkę”
„Przed laty mój ojciec zawrócił w głowie kelnerce i zwiał. Owoc jego romansu zapukał do moich drzwi”
„Mąż w ataku furii zepchnął mnie ze schodów i straciłam swojego synka. Nie umiem mu wybaczyć, ani od niego odejść”