Najpierw były ukradkowe spojrzenia, potem głuche telefony… i spotkanie. A potem poznałam tajemnicę ojca.
Marzyłam tylko o prysznicu
Pierwszy raz zobaczyłam tego chłopaka w tramwaju. Wracałam do domu zmęczona. Upał był nieziemski, czułam, jak sukienka klei mi się do ciała. Pod pachą trzymałam teczkę z laptopem, torbę wypchaną zakupami przełożyłam przez ramię. Gdy ją poprawiałam, poczułam na sobie czyjś wzrok. Odwróciłam się lekko w lewo i złapałam jego spojrzenie. Blondyn. Chyba młodszy od mnie, w zielonym T-shircie. Twarz wydała mi się znajoma.
Natychmiast się odwrócił i zaczął gapić w okno. Wtedy chyba nic nie pomyślałam. Przeleciało mi przez głowę, że mu się może spodobałam, sukienka w której wtedy byłam, choć wygnieciona, zebrała sporo komplementów. Może i jemu wpadła w oko.
– Kupiłaś arbuza ? – zawołała Maryśka, moja współlokatorka, kiedy z hukiem weszłam do przedpokoju. Z hukiem, bo moja torba spadła z obolałych ramion. – Albo lemoniadę?
Taktownie zmilczałam. Cały dzień wygrzewała się na balkonie, opalała plecy, czytała i co chwilę brała prysznic, bo łazienka była zachlapana. A teraz mnie pyta, czy przytargałam arbuza. Bez słowa wytarłam podłogę w łazience i weszłam pod strumień chłodnej wody. Po chwili poczułam ulgę. Nawet przeszła mi złość. Włożyłam cienką koszulkę i nastawiłam kawę.
– Na upał najlepsze jest małe espresso – mruknęłam. – Zwłaszcza jak nie ma już lemoniady, bo ktoś ją wypił.
Moja współlokatorka łypnęła na mnie przepraszająco.
– No, sorki, Agata, zaraz pójdę coś kupić. Tak mi ta sesja dała do wiwatu, że cieszę się kompletnym nicnierobieniem.
Spojrzałam na nią z wyrozumiałością. Już zapomniałam, jak potrafią wykończyć egzaminy, bo z ulgą skończyłam edukację trzy lata temu. Od tamtego czasu zapuszczałam korzenie w agencji reklamowej.
– Jak nie chcesz, to nie idź – machnęłam ręką. – Kupiłam trochę truskawek.
Maryśka rzuciła się w stronę kuchni, a ja z przyjemnością wyciągnęłam na kanapie. Zadzwonił telefon. Numer nieznany. Nie odbieram takich. Wyciszyłam i przymknęłam oczy. Chyba mi się przysnęło. Jak otworzyłam oczy, na stoliku stał nowy dzbanek świeżej lemoniady i pokrojony arbuz. Kochana Maryśka!
Kto to może być?
Zerknęłam na telefon. 5 nieodebranych połączeń. Ciągle ten sam nieznany numer. O co chodzi?
– Ktoś się do ciebie dobija – zauważyła Maryśka. – Może to coś ważnego…
– Dziwne… – ziewnęłam i nalałam lemoniady do wysokiej szklanki. Lód zachrzęścił miło. Pierwszy łyk rozszedł się po ciele przyjemnym chłodem.
Powoli odzyskiwałam przytomność umysłu. I wtedy telefon zawibrował po raz kolejny. Postanowiłam odstąpić od zasady i odebrać.
– Halo? – zawisłam w oczekiwaniu, ale nikt się nie odezwał, choć słyszałam stłumiony oddech. – Halo?
Wzruszyłam ramionami i rozłączyłam się. To chyba jednak jakaś pomyłka. Jednak telefon znów zadzwonił. Wkurzyłam się.
– Halo – warknęłam do słuchawki.
– O co chodzi? Możesz się odezwać, gnojku? – ale znów usłyszałam tylko stłumiony oddech, a potem zapanowała cisza.
Rozłączyłam się i spojrzałam na Maryśkę.
– Albo to głupi żart, albo jakiś psychol – skomentowałam.
– Ostatnio czytałam kryminał o stalkerze – chyba chciała mnie pocieszyć, ale słabo jej wyszło. – Zaczął się podobnie…
– Dzięki – rzuciłam jej ponure spojrzenie. – Naprawdę mnie wsparłaś.
Roześmiała się. Lubiłam ten jej śmiech, optymistyczny i zaraźliwy. Za moment sama zaczęłam chichotać, a po chwili śmiałyśmy się obie na dobre. Kiedy zmęczone opadłyśmy na kanapę, Maryśka wydusiła z siebie, że zaprasza mnie na kolację z okazji pomyślnie zdanych egzaminów i wyjazdu do Anglii, gdzie będzie zarabiać na kolejny rok, stojąc na zmywaku.
– No tak, to trzeba oblać – skomentowałam na przydechu. – Zwłaszcza ten zmywak…
I wtedy znów zadzwonił telefon. Jednocześnie spojrzałyśmy na wyświetlacz. Numer nieznany. Tym razem przeszedł mnie dziwny dreszcz.
– Możesz go zablokować? – zapytała Maryśka. – Najwyraźniej ktoś sobie robi jaja.
– Możesz powiedzieć, o co ci chodzi? – krzyknęłam do słuchawki. – Przestań dzwonić albo zgłoszę sprawę na policję!
Oddech po drugiej stronie na chwilę się zatrzymał. A potem nastała cisza. Rzuciłam telefon na łóżko. Poczułam, że muszę wyjść z domu, do ludzi.
– Więc gdzie ta kolacja? – zapytałam.
– W „Zielonych pędach” – Maryśka wkładała już nową, kupioną okazyjnie spódnicę z cekinów. – Będzie jeszcze Magda z Jackiem.
– Super. Już się zbieram.
Jakbym go skądś znała
Wieczór był cudowny. Czułam, jak boli mnie przepona od śmiechu. Lubiłam Magdę, przyjaciółkę Marii, a jej chłopak był jednym z najzabawniejszych facetów, jakich kiedykolwiek poznałam. Studiował na Akademii Teatralnej w Warszawie i bardzo dobrze, bo naprawdę miał talent. Dzięki jego komediowych zdolnościach zapomniałam o dziwnych telefonach. Ale dwa dni później, kiedy płaciłam w sklepie za zakupy, znów się odezwał. Wyłączyłam go natychmiast, ale poczułam dziwny lęk. Kto to może być? I czego ode mnie chce?
Gdy wychodziłam ze sklepu, w drzwiach mignęła mi znajoma twarz. Przez moment spojrzeliśmy sobie w oczy. Blondyn, zielona koszulka. Skąd my się znamy? Coś mnie zastanowiło w jego wyglądzie, jakbym go znała, jakby był mi bliski. Odwróciłam się i w tym samym momencie on także to zrobił.
Patrzyliśmy na siebie przez parę sekund. Czy on mnie podrywa? Nie czułam tego. Raczej odniosłam wrażenie, że chciałby mi coś powiedzieć. Myślałam o tym spotkaniu cały wieczór. W końcu zadzwoniłam do Małgosi, przyjaciółki z podstawówki. Ona miała czasem przebłyski jasnowidzenia. Niektórym znajomym wróżyła z kart cygańskich. Opowiedziałam jej ze szczegółami, co mi się przydarzyło.
– Dziwne… – zamyśliła się. – Ale nie czuję, abyś była zagrożona.
– Po co ktoś to robi? Czemu mnie dręczy głupimi telefonami?
– Może chce po prostu usłyszeć twój głos?
– Naprawdę? – zdumiałam się. – Mój głos?
– Być może – Małgosia zawiesiła się na chwilę. – Taka informacja przyszła do mnie z przestrzeni. Ale nie wiem, o co chodzi. Może masz tajemniczego wielbiciela?
Od razu stanął mi przed oczami ten chłopak z supermarketu. I nagle mnie olśniło! Przecież on był także w tramwaju, gdy kilka dni temu wracałam do domu! To ten sam!
– Słuchaj, przypomniałam sobie, że ostatnio widziałam pewnego chłopaka, który mi się przyglądał. – Ale to zupełnie nie wyglądało na podryw.
– Może działa nietypowo ? – zażartowała Małgosia i dorzuciła: – Jeśli chcesz, to zajrzę w karty. Zobaczymy co wyjdzie. Co o tym myślisz?
– Połóż – zgodziłam się. – A ja się zastanowię, czy nie iść z tym na policję.
– Jeszcze się chwilę wstrzymaj – poprosiła Małgosia. – Dzień, dwa. Chyba że sytuacja się zmieni.
Nie wiedziałam, o co mu chodzi
Przez kolejne dwa dni nieznany numer milczał. Ale kiedy rano wchodziłam do firmy, kątem oka dostrzegłam znajomą twarz. Ten sam chłopak stał oparty o rower i wpatrywał się w drzwi wejściowe agencji. Serce zaczęło mi walić. O co chodzi?! Odwróciłam się gwałtownie i zaczęłam iść w jego kierunku. Zobaczył to i błyskawicznie ruszył.
– Hej! – zawołałam za nim. – O co ci chodzi, do cholery?! O co ci chodzi?! – podniosłam głos.
Ale już go nie było. Cały dzień nie mogłam się skupić. Bez przerwy myślałam o tym chłopaku. Dlaczego mnie obserwuje? Kim jest? Poczułam się zagrożona i samotna. W tym momencie pożałowałam, że rozstałam się z Kubą i przeprowadziłam do Maryśki. Czułabym się bezpieczniej, zwłaszcza że Kuba, gdyby tylko chciał, mógłby brać udział w zawodach strongmanów.
– Agata, co z tym projektem dla sieci cukierni? – Marek, mój szef, stał przede mną i wpatrywał się we mnie natarczywie. Pionowa zmarszczka między brwiami jeszcze mu się pogłębiła. – Miał być na wtorek.
– Jest już, jest – zapewniłam go pośpiesznie i pochyliłam się nad laptopem.
– Tylko ci go jeszcze nie przesłałam… – plątał mi się język.
– A zatem zrób to w ciągu pięciu minut. Co z tobą? – przyjrzał mi się z lekkim niesmakiem. – Jesteś jakaś rozkojarzona.
Usiadłam i wysłałam projekt od ręki. Od razu odpisałam na pięć maili, wykonałam kilka telefonów i zanim zawołano nas na zebranie do konferencyjnej, zdążyłam sobie jeszcze zrobić kawę. Skończyło się grubo po dziewiętnastej. Przywlokłam się do domu na ostatnich nogach. Nie miałam nawet siły zadzwonić do Małgosi. Przeczytałam od niej esemesa: „ Karty nie widzą niebezpieczeństwa. To co pojawiło mi się jako pierwsze, to ważna wiadomość. To może zmienić twoje życie”. Lekko wzruszyłam ramionami. Zmienić życie?
Postanowiłam iść na policję
Powitało mnie szczekanie. Stanęłam w progu jak wryta, a kudłaty, biało-czarny kundel zajadle bronił wejścia. Maryśka wyleciała z pokoju jak strzała.
– Rany, jak ja cię przepraszam – pociągnęła psa za obrożę. – Benek będzie tylko jedną noc, mama Magdy poszła na drobny zabieg do szpitala, wzięłam biedaka na przechowanie…
– Nie ma sprawy – odwiesiłam torbę na wieszak. – Muszę chyba napić się wina. Miałam kiepski dzień.
– A może jak odpoczniesz, to pójdziemy na spacer z Benkiem?
Kudłacz na dźwięk swojego imienia pomachał ogonem. Nie szczekał już, tylko obwąchiwał mnie przyjaźnie i wlepiał we mnie swoje bursztynowe oczy. Ładny był. Słodki.
– No, właściwie… – rzuciłam się na kanapę. – Czemu nie…
Maryśka przyniosła mi kieliszek wina. Nałożyła własnoręcznie zrobionej sałatki i postawiła przede mną. Spojrzałam na nią z wdzięcznością.
– Dzięki kochana. Właściwie to umieram z głodu.
Gdy dopijałam wino, zadzwonił telefon. Z lękiem spojrzałam na wyświetlacz.
Znów to samo, numer nieznany.
– Nie wiem, czego ten człowiek chce… – powiedziałam bezradnie.
– Chodźmy na policję – zdecydowała Maryśka. – Zobaczymy, co powiedzą.
– Teraz? – zaskoczyła mnie tym pomysłem.
– A na co czekać? Ciekawe, co robią z telefonicznymi stalkerami – gwałtownie zbierała naczynia ze stołu. – Komisariat jest tuż za rogiem. Zbieraj się, a ja wezmę smycz dla Benka.
Wieczór był ciepły, wiał lekki wiatr. Odetchnęłam głęboko i na chwilę zapomniałam, że jestem prawdopodobnie czyjąś ofiarą…Kiedy ruszyłyśmy w stronę komisariatu, zza rogu zajechała nam drogę zakapturzona postać. Gwałtowny zakręt, jaki wziął rowerzysta sprawił, że kaptur nagle zsunął mu się z głowy i moim oraz Maryśki oczom, ukazał się… mój prześladowca.
– Ej, ty! – zawołałam zszokowana. – Właśnie idę na policję zgłosić, że mnie nękasz! – krzyczałam rozemocjonowana. – A jeśli to ty do mnie dzwonisz, pożałujesz, zobaczysz!
Zakapturzony zniknął nam z oczu.
– Boże… – powiedziałam. – Rozumiesz coś z tego?
– Idziemy – Maryśka zdecydowanie pociągnęła mnie w stronę komisariatu.
– Trzeba to w końcu wyjaśnić.
Na komisariacie po prostu przyjęli moje zgłoszenie. Otyły aspirant z zadyszką kazał mi się podpisać pod protokołem.
– I tyle? – Maryśka nie mogła uwierzyć, że na razie nic nie mogą zrobić. – I dziś nie zainterweniujecie? A jak nam się ten stalker włamie do mieszkania?
Aspirant uśmiechnął się pocieszająco.
– Macie psa – wskazał na Benka. – W razie czego będzie szczekał…
To dopiero niespodzianka!
W drodze do domu Maryśka nadawała na policję, a ja się zamknęłam w sobie. Marzyłam, by przykryć się kołdrą i spać. Ale nie było mi to dane. Na schodach, przed naszymi drzwiami, siedział… mój stalker. Na nasz widok wstał gwałtownie, a Benek zaczął szczekać.
– W razie czego spuszczę psa – zagroziła Maryśka. – Pogryzie!
– Przepraszam – chłopak zwrócił się do mnie. Miał łagodne oczy, w których po raz kolejny zobaczyłam coś znajomego. – To było głupie, co robiłem. Ale chciałem zobaczyć, jakie masz życie, chciałem cię lepiej poznać…
Chwilę wszyscy milczeliśmy.
– Nie rozumiem – wydukałam. – Dlaczego? To taki… podryw?
Chłopak pokręcił głową.
– Chciałem ci to powiedzieć w cztery oczy, ale teraz już chyba przepadło – spojrzał na Maryśkę i westchnął. – Jestem twoim bratem. Mam na imię Marcin.
Zrobiło mi się słabo. Nie wiem skąd, nie wiem jak, ale wiedziałam, że mówi prawdę. W jego oczach zobaczyłam spojrzenie mojego ojca. To dlatego wydał mi się znajomy.
– Wszystko ci wyjaśnię. Spotkajmy się jutro – poprosił. – Wiem, gdzie pracujesz – uśmiechnął się przepraszająco. – Zawsze wychodzisz na trochę o trzynastej. Może wtedy?
Byłam w takim szoku, że przytaknęłam. A nazajutrz Marcin czekał na mnie przy wejściu do agencji. Usiedliśmy w głębi kawiarni, gdzie było cicho. Tyle pytań cisnęło mi się na usta. Ale milczałam i dałam mu mówić.
Dziwne uczucie dowiedzieć się, że mam brata. I to od lat… Był owocem romansu mojego ojca z jego mamą, która dorabiała sobie kelnerowaniem. Studiowała. A mój ojciec był w delegacji. Klasyka.
– Mama powiedziała, że się zakochała – Marcin patrzył na mnie poważnie. – Mówił, że jest wolny. Kiedy okazało się, że jest ze mną w ciąży, próbowała się z nim skontaktować, ale wtedy po raz ostatni się widzieli. Dał jej pieniądze. Nie zrobiła tego, bo jak widzisz, siedzę tu… – Marcin postukał palcami w blat stołu i uśmiechnął się, trochę smutno. – Kiedy dorosłem, chciałem go odszukać, spojrzeć mu w oczy. Ale najpierw zamierzałem poznać ciebie. Znalazłem cię na Facebooku, to nie było trudne…
Przez chwilę patrzyliśmy na siebie bez słów. Dziwne uczucie dowiedzieć się po 28 latach życia, że cały czas miałam brata. Poczułam niechęć do ojca. Zawsze chciałam mieć rodzeństwo. Poczułam też szacunek do mamy Marcina.
– Jadę do domu na ten weekend – powiedziałam nagle. – Pojedziesz ze mną?
– Myślisz, że to dobry pomysł? – w oczach Marcina zobaczyłam i lęk i niepewność. Ale także nadzieję.
– Dobry – dotknęłam jego ramienia.
– Najlepszy…
Małgosia miała rację, Ta wiadomość zmieniła moje życie. Już na zawsze.
Czytaj także:
„Dziewczyna brata rozstawia go po kątach, a on się nie sprzeciwia. Nie wie, co zrobiła byłemu mężowi”
„Na progu pełnoletności, stałem się ojcem. Moja partnerka oraz jej rodzice zdecydowali o oddaniu dziecka”
„Życie z Henrykiem było nudne, więc zapragnęłam odrobiny szaleństwa. Zraniłam męża i nie wiem co robić, by mi wybaczył”