„Mąż w ataku furii zepchnął mnie ze schodów i straciłam swojego synka. Nie umiem mu wybaczyć, ani od niego odejść”

załamana kobieta fot. Getty Images, Kseniya Ovchinnikova
„Obudziłam się w szpitalu. Wszystko mnie bolało, nie mogłam zebrać myśli. Pamiętałam tylko wściekłą minę Franka i to, jak poleciałam po schodach. Kiedy zobaczyłam nad sobą trupiobladą twarz Justyny, zrozumiałam, że coś jest nie tak. Wtedy dotarło do mnie, z czym jeszcze mógł się wiązać mój upadek”.
/ 06.12.2023 22:00
załamana kobieta fot. Getty Images, Kseniya Ovchinnikova

Za to co mi zrobił, powinnam natychmiast od niego odejść. Wraz z moim dzieckiem straciłam resztki poczucia wartości, które przez lata i tak odbierał mi mój mąż.

Franek zawsze był impulsywny

Mój mąż, Franek, nie należał do spokojnych osób. Był duszą towarzystwa, potrafił się odnaleźć w każdej sytuacji i świetnie pozował. Nie widziałam nigdy drugiego takiego mistrza w udawaniu i manipulowaniu ludźmi. Wtedy, gdy go dopiero poznawałam, w niczym mi to nie przeszkadzało. Byłam zauroczona jego charyzmą, ugruntowaną pozycją towarzyską i sukcesami zawodowymi, których jako dwudziestopięciolatek miał już całkiem sporo.

Przyzwyczaiłam się do tego, że czasem krzyczał na kogoś bez większego powodu. Czasem tym kimś byłam ja, ale za każdym razem znajdowałam dla Franka jakieś usprawiedliwienie. A to miał kiepski humor. A to ktoś go wcześniej zdenerwował i biedny, musiał jakoś odreagować. A to był po prostu zmęczony po swojej ciężkiej pracy.

No, albo sama byłam sobie winna. Ta ostatnia sytuacja zdarzała się w sumie najczęściej. Nie dziwiło mnie to wtedy. Nie widziałam w tym niczego nienaturalnego czy niewłaściwego. W końcu przecież wiele par było zgodnych tylko na pokaz. Tak mi się wówczas wydawało.

Kochałam go, ale czasem mnie przerażał

Po ślubie te ataki agresji Franka jeszcze się nasiliły. Teraz myślę, że po prostu doszedł do wniosku, że po zawarciu małżeństwa, wobec własnej żony, mógł sobie na więcej pozwalać. Pewnie chciał mnie wychować czy coś w tym rodzaju. Wtedy jednak kochałam go do szaleństwa.

Zawsze, absolutnie zawsze, niezależnie od tego, co się działo, przyznawałam mu rację. To w końcu on był ten mądrzejszy, bardziej zaradny w naszym związku. Ja… ja nawet nie pracowałam. A on zapewniał mi wszystko. I, jak mi do znudzenia powtarzał, bez niego byłam nikim.

Choć przede wszystkim podziwiałam mojego męża i jego wielkie osiągnięcia w branży IT, czasem zdejmował mnie przy nim strach. Kiedy obserwowałam te jego napady furii, obserwowałam, jak ciska szklanymi przedmiotami o ściany (raz nawet potłukł stolik do kawy!), paraliżowało mnie przerażenie. Jakaś część mnie zastanawiała się, co będzie, gdy on się nie pohamuje. Gdy zamiast przedmiotu na ścianę czy podłogę polecę ja.

Jedyną osobą, która mi została poza Frankiem, była moja starsza siostra, Justyna. Zupełnie nie pochwalała mojego małżeństwa, ale nie potrafiła mi wtedy przemówić do rozsądku. Czegokolwiek by nie powiedziała, zawsze znajdowałam wytłumaczenie dla męża. Jak twierdziła, byłam świetnym adwokatem, choć nikt mi za to nie płacił. A na pewno mnie nie doceniał.

Ta kłótnia wymknęła się spod kontroli

Z czasem w domu robiło się coraz bardziej nieprzyjemnie. Ja właściwie też przestałam wytrzymywać nerwowo. Co więcej, dodatkowo działały też hormony, bo byłam w ciąży. Wydawało mi się, że Franek nie jest z tego szczególnie zadowolony, ale ostatecznie jakoś to przełknął. Nie wszczął nawet żadnej awantury, co było do niego niepodobne. To wlało w moje serce odrobinę nadziei, że może dziecko nas zbliży. To miał być chłopiec. Bartuś.

Któregoś dnia wrócił do domu później niż zazwyczaj. I to nie był pierwszy raz. Od początku tygodnia spóźniał się o ponad godzinę, wtedy jednak pobił rekord – zjawił się chwilę przed dwudziestą trzecią. No wkurzyłam się. Mógł ze mnie robić idiotkę, ale potrafiłam dodać dwa do dwóch.

– Gdzie byłeś? ‒ rzuciłam, wychodząc z sypialni i przechylając się przez balustradę schodów.

– W pracy – odparł chłodno. Zaczął wchodzić po schodach. – Po co głupio pytasz?

– Akurat w pracy! – burknęłam coraz mocniej zirytowana. – Masz kogoś, prawda?

– Nie bądź śmieszna – stwierdził szorstko. – Co cię nawiedziło?

– Wiem, że sypiasz, z kim popadnie! – wrzasnęłam. – Siostra mi powiedziała!

– No tak, słuchaj tej krowy – rzucił. – Nikt jej nie ustawił, to pociska takie farmazony.

Zmrużyłam oczy. Stał już dość blisko mnie, ale zupełnie o to w tamtej chwili nie dbałam.

– Jesteś podłym draniem – wycedziłam. – Cały czas niszczysz mnie, żeby podreperować swoje własne ego, a w rzeczywistości jesteś tylko malutkim, żałosnym…

Urwałam, kiedy pchnął mnie z całej siły, najpierw chwytając za ramiona. Momentalnie straciłam równowagę i poleciałam po schodach. Stopnie uciekły mi spod nóg i wylądowałam ciężko na dole. Potem była ciemność.

Zrozumiałam, co straciłam

Nie wiedziałam, ile minęło czasu. Nie miałam w ogóle pojęcia, co działo się ze mną, gdy straciłam przytomność. Później dowiedziałam się od Justyny, że to podobno Franek zadzwonił po pogotowie. Obudziłam się w szpitalu. Wszystko mnie bolało, nie mogłam zebrać myśli. Pamiętałam tylko wściekłą minę Franka i to, jak poleciałam po schodach. Kiedy natomiast zobaczyłam nad sobą trupiobladą twarz Justyny, zrozumiałam, że coś jest nie tak. I wtedy dotarło do mnie, z czym jeszcze mógł się wiązać mój upadek.

– Justyna, co z dzieckiem? – zapytałam, przyglądając jej się gorączkowo. – Co z Bartusiem?

Siostra nie potrafiła mi spojrzeć w oczy. Jedynie wolno pokręciła głową, a z jej oczu pociekły łzy. Zupełnie jak z moich chwilę później. Franek zjawił się u mnie kilka godzin później, gdy byłam sama. Nie potrafiłam wyrzucić go z sali, ale wcale nie chciałam go oglądać. Nie powiedziałam mu tego jednak. Pozwoliłam, by to on zaczął mówić.

– Jak się czujesz? – zaczął zadziwiająco łagodnym tonem. Kiedy nie odpowiedziałam, ciągnął: – Policji powiedziałem, że to był wypadek, ale… – ściszył głos – oboje wiemy, jak było naprawdę. Ja… nie wiem, co powiedzieć, Anika…

Nadal milczałam. Nie chciałam się odzywać. Żadne słowo nie oddałoby tego, co wówczas czułam.

– Wiem, że zareagowałem zbyt gwałtownie – mówił dalej. Przyklęknął przy moim łóżku i złapał moją dłoń. – Wybaczysz mi, kochanie?

Zabrałam rękę i odwróciłam głowę. Nie chciałam, żeby widział moje łzy i puste, gniewne spojrzenie.

Nie wiedziałam, co ze sobą zrobić

Kiedy wypisali mnie ze szpitala, nie byłam już tą samą Aniką, co wcześniej. Nic mnie nie bawiło, w niczym nie znajdowałam przyjemności. Nie potrafiłam też znaleźć sobie zajęcia, które uwolniłoby mnie od czarnych myśli. W domu przesiadywałam w małym pokoju i praktycznie stamtąd nie wychodziłam. Nie miałam pojęcia, co robił Franek. Nie interesowałam się tym, kiedy wracał do domu ani z kim i dokąd wychodził. Tak po prostu doszłam do wniosku, że wcale mnie to nie obchodzi.

On czasem do mnie zaglądał. Stał się miły i nawet gdy się nie odzywałam albo odpowiadałam półsłówkami, nie wybuchał gniewem. Ja się już właściwie jego nie bałam. Było mi wszystko jedno, czy zacznie krzyczeć, czy mnie uderzy. Po pewnym czasie Justyna zaczęła mnie namawiać, żebym go zostawiła. Żebym przeprowadziła się do niej i jej męża.

Nie potrafiłam jednak myśleć o życiu bez Franka. Chociaż nadal nie umiałam mu wybaczyć tego, co zrobił, nie wyobrażałam sobie przyszłości bez niego. Bo przecież sama, bez niego byłam nikim. Nie potrafiłam po prostu funkcjonować w pojedynkę. I wiedziałam, że on mi to zrobił.

Nadal jestem z Frankiem. Prawie nie rozmawiamy. To znaczy on się stara, a mnie… mnie nie zależy. Dziwię się trochę, że jeszcze mu się nie znudziło. Udawanie fajnego męża pewnie było męczące. Właściwie nie wiem, czego on się spodziewał. Że wrócimy do tego, co było wcześniej? Że może spróbujemy znowu z dzieckiem? I co? To kolejne też zabije?

Coraz częściej zastanawiam się nad tym, co powiedziała mi siostra. I poważnie myślę nad tym, by skorzystać z jej propozycji. Tyle tylko, że nie mam siły. Nadal wydaje mi się, że bez Franka nie istnieję. Nie mam też pojęcia, kto inny by mnie w ogóle zechciał. Taką nieudaną, zmęczoną, bez chęci do życia. A sama być nie chcę. W żadnym razie.

Czytaj także:
„W pracy załatwiałam prywatne sprawy, robiłam zakupy i czytałam ploteczki. Ktoś na mnie doniósł i mam przechlapane”
„Narzeczony był zakochany nie we mnie, a w moich jajnikach. Widział we mnie klacz rozpłodową, sprawdzał, czy jestem płodna”
„Moje dzieci to pazerne łajzy. Czyhają tylko, by przepisać na nich majątek, ale nie wiedzą, że mamy komornika na karku”

Redakcja poleca

REKLAMA