„Narzeczona eks-męża zabierała moją 14-letnią córkę do klubów i stroiła jak lolitę. Ojciec nie widział w tym problemu”

Moja nastoletnia córka upodabnia się do macochy fot. Adobe Stock, motortion
Narzeczona mojego męża skąpo ubrana, wymalowana – nic nowego, przyzwyczaiłam się. Ale obok niej stało młode dziewczę wyglądające jak lolitka. Kto? Moja córka! Ledwie ją poznałam! Zdjęcie okraszone było jakże uroczym podpisem „Macoszka i Kopciuszek”.
/ 29.07.2021 13:00
Moja nastoletnia córka upodabnia się do macochy fot. Adobe Stock, motortion

Pierwszym zwiastunem kłopotów było zdjęcie umieszczone w internecie. Narzeczona mojego męża skąpo ubrana, wymalowana – nic nowego, przyzwyczaiłam się. Ale obok niej stało młode dziewczę wyglądające jak lolitka.

Kto? Moja córka! Ledwie ją poznałam! To nie tak, że przesadzam. Po prostu chcę ją chronić i tego nie zmienię.

Na ten widok najpierw zdębiałam

Osłupiała nie mogłam złapać tchu, a potem wreszcie się wściekłam. Zwłaszcza że zdjęcie okraszone było jakże uroczym podpisem „Macoszka i Kopciuszek”. Nakręcona maksymalnie, złapałam za telefon i wybrałam numer byłego męża.

– Widziałeś zdjęcie Moniki? Gdzie byłeś, jak twoja córka przekształcała się w tanią lalę? – spytałam ze sztucznym spokojem, nie dopuszczając Waldka do słowa.

Nie chciałam, żeby mnie spławił, jak miał w zwyczaju.

– Myślałam, że zajmujesz się nią, kiedy spędza z tobą weekendy, a okazuje się, że to panna Blanka macza paluchy w jej edukacji. Efekty możesz zobaczyć w internecie. Każdy może, niestety.

– Przesadzasz, dziewczyny się świetnie dogadują.

Waldek zrobił znaczącą pauzę, która miała dać mi do zrozumienia, że on wie. Nie mówi głośno, ale wie. I nie pochwala okazywania przez byłą żonę zawiści młodszej i ładniejszej kobiecie, którą wybrał na narzeczoną.

– Nie jestem zazdrosna o tego pustaka! – wybuchnęłam. – Martwię się tylko, że Monika postanowiła ją naśladować. To nie jest dobry przykład.

– Nie mów tak o mojej narzeczonej – powiedział odruchowo Waldek, nie zagłębiając się w temat.

Jego wygodna dżentelmeńska postawa polegała na używaniu odpowiednich słów we właściwych sytuacjach, czyny i przemyślenia za tym nie szły. Sprawdziłam to osobiście, cztery lata małżeństwa wiele mnie nauczyły.

Rozwiedliśmy się, kiedy Monika miała trzy lata

Waldek zostawił mnie z wdziękiem, obiecując zawsze wspierać i być obecnym w życiu córki. Wówczas miałam w nosie jego zapewnienia, moje życie wydawało się zrujnowane, podczas gdy jego najwyraźniej rozkwitło. Zmieniał kobiety jak rękawiczki, chociaż odszedł z powodu rzekomo wielkiej miłości, która spadła na niego nieoczekiwanie. Musiała mocno uderzyć go w głowę, bo szybko zapomniał o Małgorzacie. A może to była Justyna?

Z czasem przestałam rozróżniać pojawiające się u jego boku blondynki, chociaż Bóg mi świadkiem, próbowałam utrzymać się w kursie. Nie dla siebie, dla córki. Musiałam wiedzieć, jak wygląda życie tatusia, który nieregularnie, ale jednak zabierał Monikę na weekendy.

Mała uwielbiała go, uważała za bohatera i bardzo czekała na te spotkania.

Sielanka? Niekoniecznie. To ja ocierałam łzy zawiedzionego dziecka, kiedy tatuś nie zaprosił jej na weekend i nie wytłumaczył dlaczego. Ja również tłumaczyłam, dlaczego nie mieszka z nami, nie odprowadza jej do przedszkola i nie wozi samochodem jak inni ojcowie.

Dlaczego nie zadzwonił, dlaczego powiedział, że w tym tygodniu nie ma czasu. Jakby dziecko można było wychowywać w dowolnie wybranym terminie. Kiedy Monika poszła do szkoły, ani razu nie pojawił się na zakończeniu roku, nie mówiąc o szkolnych balach, wycieczkach czy piknikach integracyjnych. A nie, przepraszam, raz wpadł na szkolny Dzień Sportu. Zrobił oszałamiające wrażenie na paniach nauczycielkach, Monika pękała z dumy. Dobre i tyle. Żale i niezadowolenie mogłam zachować dla siebie, w oczach rodziny i świata Waldek był ojcem idealnym.

– Masz szczęście, że tak bardzo interesuje się córką – mówiły z zazdrością rozwiedzione koleżanki, których mężowie nieregularnie odbębniali ojcowskie obowiązki i czym prędzej wracali do własnego, całkiem nowego życia.

– Co to znaczy „interesuje”? Dziecko to nie hobby, potrzebuje czegoś więcej. Czasu i poświęcenia, dzień w dzień, a nie od święta – złościłam się, wywierając jak najgorsze wrażenie na otoczeniu.

Taki miły facet i taka kłótliwa kobieta

No więc przecież nic dziwnego, że nie mógł z nią wytrzymać. Wszyscy mi mówili, że przesadzam. A potem już nic nie mówili, bo i ja zamilkłam. Waldek był uroczy, ja wychodziłam na zołzę, on pretendował do tytułu Ojca Roku, ja byłam zwyczajną matką – zaganianą, zmęczoną i nie zawsze w idealnym humorze. Ot, życie. Zołza to zołza.

Postanowiłam, że tym razem nie popuszczę.

Blanka ma natychmiast usunąć tę fotkę ze strony. Przekroczyła wszystkie granice, zrobiła z nieletniej dziewczynki seksowną lalę i opublikowała jej zdjęcie. Zrobi to sama, czy mam poradzić się adwokata, jak ją do tego zmusić?

– Nie rób afery, to tylko zabawa w przebieranki – łagodził Waldek, ale w jego głosie wyczułam nutę zdenerwowania.

Raczej ogłoszenie i to wcale nie towarzyskie! Obie wyglądają, jakby szukały sponsora, a nie się bawiły.

– A ty znowu swoje, nie znasz się na nowych trendach. Zaraz… Nic nie rób! Odezwę się. Przerwał połączenie.

Miałam nadzieję, że zobaczył zdjęcie i zaczął działać

Fotka zniknęła, a wieczorem wróciła do domu Monika. Miała taką minę, że przygotowałam się na najgorsze.

– Jak mogłaś, mamo?! Skompromitowałaś mnie! Na nic mi nie pozwalasz, według ciebie powinnam wyglądać jak zakonnica, siedzieć w domu i tylko się uczyć. Już dłużej nie wytrzymam!

– Dziecko, spokojnie. Porozmawiajmy – łagodziłam. – Spróbujmy się dogadać.

– Nie jestem już dzieckiem! – wrzasnęła Monika, zatrzaskując drzwi pokoju.

Miała trochę racji. Dorastała, a mnie to przerażało. Już wolałam, jak była absorbującym maluchem, wtedy wiedziałam, jak ją wychowywać. A teraz? Monika potrzebowała autorytetu, którym najwyraźniej nie byłam. Na piedestał wdrapała się Blanka, do której moja córka starała się upodobnić.

Jak miałam wpoić jej właściwe wzorce? Otwarte zbyt gwałtownie drzwi pokoju córki stuknęły o ścianę. Stanęła w nich Monika z pękatą torbą w ręku.

– Będę teraz mieszkała u taty – mówiła zbuntowanym tonem, ale spokojnie. – Zaraz po mnie przyjedzie.

Moje serce wywinęło bolesnego koziołka, spazmatycznie złapałam oddech.

– To niemożliwe. A szkoła? – złapałam się brzytwy i poczułam, że tonę.

– Tata będzie mnie odwoził, nie martw się. O, przyjechał – dziecko, które z poświęceniem wychowywałam czternaście lat, pobiegło otworzyć drzwi.

Jestem jej ojcem, cóż w tym dziwnego, że zechciała ze mną zamieszkać? Trochę u mamy, trochę u taty, prawda skarbie? – Waldek zbył moje apele i wątpliwości z wrodzonym wdziękiem. – Nie rób problemu tam, gdzie go nie ma – zwrócił się do mnie. – No już, Moniś, zbieraj się, kochanie. Jedziemy.

Pojechali, zabierając połowę mojej duszy

Przepłakałam całą noc, wciąż od nowa odtwarzając wydarzenia wieczoru. Córka, za którą dałabym sobie obciąć rękę, zdradziła mnie, wybierając ojca i jego konkubinę. Nie, nie wolno mi tak myśleć, to tylko dziecko, które chciało zrobić mamie na złość, nastolatka zafascynowana silikonowym światem długowłosych piękności fotografujących się na różowych nadmuchiwanych flamingach.

Monika przejrzy na oczy i wróci, zatęskni za mną. Mijały dni, a Monika nie okazywała chęci powrotu. Codziennie rozmawiałam z nią przez telefon, czując, że jest zirytowana koniecznością przymusowej konwersacji ze starą matką. Chyba wcale nie tęskniła, za to ja za nią bardzo.

– Uzgodniłem z Monią, że będzie u ciebie spędzała weekendy, zgadzasz się? – spytał oficjalnie Waldek.

Uzgodnił? Że będzie? Weekendy? Zwyczajnie mnie zatkało. Świat zawirował.

– Robiliśmy już tak, tylko w drugą stronę i wszystko grało, chyba nie masz wątpliwości, że to sprawiedliwe rozwiązanie? – dobił mnie Waldek.

– Nie mam – głos odmówił mi posłuszeństwa, ale dałam radę to powiedzieć.

Dwa słowa zmieniające życie Moniki i moje.

– To świetnie. Tylko jest taka sprawa… Monika prosiła, bym się za nią wstawił, chyba się trochę ciebie boi.

Zranione serce znowu podskoczyło, szkoda że nie potrafiłam być tak niewzruszona jak Waldek.

– Chodzi o to, że na sobotni wieczór ma...my zaproszenia na pokaz nowej kolekcji znanego projektanta – tu Waldek wymienił nazwisko, które nic mi nie mówiło. – Monia bardzo chciałaby pójść, ale wtedy nie mogłaby przyjechać do ciebie. Prosi o dyspensę, ale wiesz, tylko w ten weekend, wyjątkowo.

Dyspensę? Byłam tak skołowana i przestraszona własnymi emocjami, że nie oponowałam. Myśleć zaczęłam dopiero jakiś czas później. Znów chwyciłam telefon. Pomyślałam, że ostatnio częściej rozmawiam z Waldkiem niż w czasach, kiedy nasze małżeństwo jeszcze trwało.

– Gdzie ma się odbyć ten pokaz mody? – spytałam krótko.

– Jaki pokaz? – zgłupiał Waldek.

Z miejsca nabrałam podejrzeń. Ma zaproszenie i nie wie dokąd?

– Jeśli ci tak na tym zależy, spytam Blankę. Nie chciałem ci mówić, żebyś oszczędziła Monice kazań, ale dziewczyny idą we dwie, mnie to nie interesuje. Monia jest zachwycona, o niczym innym nie mówi.

– Nie wątpię.

– Nie psuj jej tego, dziewczyna ma prawo się rozerwać.

– Znajdź zaproszenie i prześlij mi adres imprezy – przerwałam mu.

– Po co? – spytał podejrzliwie.

– Mam prawo wiedzieć, gdzie przebywa moja córka, szczególnie jeśli ma być pod opieką osoby niezasługującej na zaufanie.

– A ty znowu swoje. Nie przesadzaj, Monika nie byłaby zachwycona, gdyby to usłyszała.

Wszystkie matki przesadzają, to się nazywa opieka i nie zawsze podoba się małoletnim.

W końcu wyciągnęłam z niego, gdzie odbędzie się pokaz, zamierzałam tam być i tak nie mogłabym zasnąć, nie wiedząc, gdzie obraca się moje dziecko.

Pokaz mody odbywał się na peryferiach miasta, w budynku starej fabryki

Zaproszeni goście zjeżdżali się taksówkami, wchodzili, okazując zaproszenia. Cofnęłam się w cień, kiedy dostrzegłam Blankę i Monikę, z ulgą zauważyłam, że córka przypominała siebie, a nie klon uwielbianej macoszki. Szła roześmiana i wyglądała na szczęśliwą.

Pierwszy raz pomyślałam, że może rzeczywiście przesadzam i niepotrzebnie zatruwam jej życie. Czyżbym pod maską matczynej troski skrywała zazdrość o Blankę, o co mnie podejrzewał Waldek? Bijąc się z myślami, dotrwałam pod drzewem do końca pokazu.

Macoszka i jej Kopciuszek wyszły w towarzystwie kilku mężczyzn, towarzystwo dobrze się bawiło, śmiano się i przekrzykiwano. Ktoś rzucił hasło kontynuacji wieczoru w modnym nocnym klubie, ktoś inny zadzwonił po taksówkę. Wtedy mnie poderwało. Wyszłam z cienia i stanęłam przed zaskoczoną Blanką.

– Mamo, no ja nie mogę! Ty mnie śledzisz! – usłyszałam pełen tłumionej złości okrzyk Moniki.

Tym razem nawet nie spojrzałam na córkę. Miałam sprawę do jej macoszki.

Blanka, co ty robisz? Ona jeszcze nie ma czternastu lat – powiedziałam wolno i wyraźnie do blond piękności.

Macoszka zatrzepotała podejrzanie długimi rzęsami.

Tak? Mówiła, że piętnaście. No to rzeczywiście. Wracaj z mamą do domu, mała – musnęła protekcjonalnie policzek Moniki. – Pa, pa, kochanie.

Czternaście czy piętnaście – co to niby zmienia w tej sytuacji? Nagle zrozumiałam. „Kto obcuje z nieletnią do lat piętnastu podlega karze...”. Nawet jeśli się myliłam, nie miało to większego znaczenia. Blanka próbowała zabrać moje dziecko do nocnego klubu!

Nie pojechałam z Moniką do domu, odwiozłam ją do ojca, pół godziny po nas wróciła także Blanka, chyba odebrałam jej ochotę na nocne uciechy.

Urządziłam takie piekło, że w pełni zasłużyłam na miano zołzy 

Pod koniec trochę osłabłam, serce znowu zaczęło mi dokuczać, ale nie pozwoliłam wezwać lekarza. Nie miałam czasu na głupstwa.

Monika wraca ze mną do domu. Wiesz, że nie chodzi o ciebie, tylko o Blankę. Jest nieodpowiedzialna! Moja córka nie będzie miała z nią do czynienia.

– To również moja córka – powiedział cicho Waldek.

Wyglądał na załamanego, chyba rzeczywiście coś do niego dotarło. A może tylko było mu przykro, że narzeczona chciała zabawić się w klubie w towarzystwie innych mężczyzn.

Tato, ja chcę zostać u ciebie i Blanki, przecież nic złego nie zrobiłam – Monika zaapelowała do ojca bez przekonania.

Po rewelacjach dzisiejszego wieczora wyglądała na trochę zbitą z tropu.

– To zły moment, skarbie. Muszę… coś załatwić, wtedy wrócimy do sprawy przeprowadzki. Obiecuję.

– Bo ty zawsze tak mówisz! – Monia zakręciła się na pięcie i uciekła.

Pobiegłam za nią, była rozżalona, zawiedziona i obwiniała mnie o wszystko, ale potrzebowała matki. Córka dwa następne dni przesiedziała w swoim pokoju, demonstrując niezadowolenie, potem sytuacja powoli wróciła do normy. Długo rozmawiałyśmy, ale nie wiem, czy do świeżo porastającej w piórka nastolatki dotarły moje argumenty.

Wszystko, co reprezentowała Blanka, przyciągało, ja byłam tylko nudną matką, wciąż przypominającą o obowiązkach i nałożeniu cieplejszej odzieży. Porozmawiałam więc z Waldkiem, w cztery oczy i od serca. Chyba się trochę przestraszył, bo nazwał mnie matką wilczycą, ale obiecał, że nie dopuści, by nasza córka miała za dużo do czynienia z jego narzeczoną.

Wiem, że to słabe zabezpieczenie, ale ja też czuwam. Musimy przez to przebrnąć, nic nie trwa wiecznie, dzieci dorastają i mądrzeją, a narzeczone bywają wymieniane na inne, tego się trzymam. No co? Może i jestem zołzą, mam do tego prawo. Prawo matki.

Czytaj także:
„Po rozwodzie wszystkie przyjaciółki się ode mnie odsunęły. Bały się, że... ukradnę im mężów"
„Od 20 lat mam kochanki w całej Europie. Myślałem, że Zosia nic nie wie. Miałem ją za głupią gęś”
„Kiedy tata trafił do domu opieki, mama znalazła sobie kochasia. Byłam na nią wściekła. Przecież to zdrada!"

Redakcja poleca

REKLAMA