„Napsułem krwi koledze, bo myślałem, że to kolejny uwiązany na smyczy mężuś. Gdy odkryłem prawdę, poczułem się jak żałosny śmieć”

Załamany mężczyzna fot. Adobe Stock, Yakobchuk Olena
„Nie podobało nam się takie zachowanie. Oj, nie. Jedna odmowa, dwie, a nawet trzy – w porządku. Każdemu może coś wypaść. Ale dziesięć? I to w sumie bez żadnego wytłumaczenia? Toć to wielka obraza, lekceważenie, zadzieranie nosa!”.
/ 13.10.2022 13:15
Załamany mężczyzna fot. Adobe Stock, Yakobchuk Olena

Zacznę od tego, że pracuję w warsztacie samochodowym, u pana Waldka. Zatrudniłem się tam dziesięć lat temu i nigdy tego nie żałowałem. Bo nie dość, że robię to, co lubię, i świetnie zarabiam, to jeszcze trafił mi się bardzo fajny, zgrany zespół.

Od razu polubiłem chłopaków, a oni mnie. Tak się zaprzyjaźniliśmy, że spotykaliśmy się także po pracy. W tygodniu chodziliśmy razem na piwo, w weekendy jeździliśmy na grzyby, ryby, organizowaliśmy grille z żonami i dzieciakami. Wiem, że może się to wydać dziwne, bo dzisiaj ludzie głównie na siebie warczą, ale my naprawdę byliśmy jak jedna wielka rodzina.

Pół roku temu do zespołu dołączył Michał

Młody gość, ale pan Waldek twierdził, że ma fach w rękach i serce do roboty jak nikt. Ucieszyliśmy się, bo klienci walili drzwiami i oknami. Poza tym byliśmy pewni, że przybył nam nowy kompan do wspólnych wypraw. Tymczasem on trzymał się od nas z daleka. Żadnych prób wkupienia się w nasze łaski, żadnych pogawędek, żartów. Tylko służbowe rozmowy. Przychodził do warsztatu o ósmej i punkt szesnasta wychodził. A w międzyczasie zasuwał jak robot, bez wytchnienia.

Na początku myśleliśmy, że Michał jest onieśmielony i zdziwiony faktem, że w warsztacie panuje taka familijna atmosfera. Albo że czuje respekt przed starszymi kumplami. Wszelkimi sposobami próbowaliśmy więc go ośmielić i wciągnąć do naszego towarzystwa. Zagadywaliśmy, proponowaliśmy wypad na piwo po pracy. Zawsze odmawiał. Mówił, że nie może, bo bardzo się spieszy, i wybiegał z warsztatu, jakby się paliło.

Nie podobało nam się takie zachowanie. Oj, nie. Jedna odmowa, dwie, a nawet trzy – w porządku. Każdemu może coś wypaść. Ale dziesięć? I to w sumie bez żadnego wytłumaczenia? Toć to wielka obraza, lekceważenie, zadzieranie nosa!

Żaden normalny facet tego nie zdzierży. A grupa facetów tym bardziej. Któregoś dnia uradziliśmy więc z chłopakami, że odpłacimy Michałowi pięknym za nadobne. Skoro, zamiast docenić nasze starania, traktuje nas jak powietrze, musi dostać nauczkę.

Jak postanowiliśmy, tak zrobiliśmy. Młody stał się czarną owcą w zespole. Co tu ukrywać, napsuliśmy mu krwi. Śmialiśmy się z niego, wytykaliśmy mu błędy, a gdy prosił o pomoc lub o coś pytał, odwracaliśmy się plecami. Widzieliśmy, że go to boli, ale nic sobie z tego nie robiliśmy. Uważaliśmy, że dostaje tylko to, na co zasłużył. I pewnie tak by było do dziś, gdy nie tamto wydarzenie sprzed miesiąca…

Od pewnego czasu bolało mnie kolano, więc postanowiłem pójść do ortopedy. O umówionej godzinie usiadłem na korytarzu. W pewnym momencie drzwi się otworzyły. Najpierw zobaczyłem wózek inwalidzki, a na nim młoda kobietę. Spojrzałem w górę… Wózek pchał Michał! Był tak wpatrzony w kobietę, tak zaaferowany, że nawet mnie nie dostrzegł. Po chwili zniknęli za zakrętem. Wszedłem do gabinetu.

– Panie doktorze, kim jest ta kobieta, która tu była przede mną? – zapytałem.

– A czemu to pana interesuje? Nie wolno mi udzielać takich informacji – spojrzał na mnie spod oka.

– Wiem… Nie chodzi mi o szczegóły, nazwisko… Po prostu przyszła z moim kolegą z pracy i… – zacząłem tłumaczyć, ale szybko mi przerwał.

– Kolegą? To powinien pan wiedzieć, że to jego żona. I że miała wypadek, po którym straciła władzę w nogach.

– Niby tak, ale cóż… Michał jest raczej mało towarzyski… – tłumaczyłem.

– A dziwi się pan? Cały wolny czas poświęca sparaliżowanej żonie. Znam już ich dość długo i prawdę mówiąc, nigdy nie widziałem, by mężczyzna opiekował się kobietą z takim oddaniem. Wielu na miejscu pana Michała uciekłoby pod byle pretekstem. A on? Ciągle jest przy niej – doktor pokiwał głową z podziwem.

Nie pamiętam dokładnie przebiegu wizyty

Nie potrafiłem się skupić na tym, co mówił lekarz o moim nieszczęsnym kolanie. Myślami byłem przy Michale. Im dłużej to trwało, tym większy wstyd czułem. Dotarło do mnie, jak bardzo skrzywdziliśmy chłopaka, jak źle go oceniliśmy. Gdy wróciłem do domu, natychmiast obdzwoniłem wszystkich kolegów i poprosiłem, żeby następnego dnia stawili się w pracy godzinę wcześniej. Gdy pytali, o co chodzi, szybko kończyłem dyskusję.

– Musimy coś naprawić. I wcale nie chodzi o samochód – odpowiadałem i odkładałem słuchawkę.

Nie miałem siły opowiadać każdemu z osobna o tym, czego się dowiedziałem. Przyszli punktualnie. Gdy skończyłem opowieść, w warsztacie zapanowała na dłuższą chwilę grobowa cisza.

– O cholera, ale z nas świnie. Uznaliśmy, że młody zadziera nosa, bo tak było najprościej. A on miał ważniejsze sprawy niż wypady na piwo – odezwał się w końcu Grzesiek.

– No właśnie… I jeszcze mu życie zatruliśmy. Trzeba to jakoś odkręcić, chłopaki
– zawtórował mu Antek.

– Tak, i trzeba to zrobić jak najszybciej… – włączył się Jasiek.

– Czyli co, panowie? Na początek go przepraszamy. A potem zastanowimy się, co jeszcze możemy zrobić – chciałem się jeszcze upewnić, czy jesteśmy zgodni.

Skinęli głowami. Michał przyszedł do pracy jak zwykle o ósmej. Od razu go otoczyliśmy.

Słuchaj, widziałem cię wczoraj w szpitalu. Z żoną… – zacząłem z nietęgą miną. – Wiem, że straciła władzę w nogach. I że się nią opiekujesz…

– Ale jak to? Skąd? – poczerwieniał.

– Ee, nieważne, skąd. Szkoda, że o niczym nam nie powiedziałeś. Wtedy… – zająknąłem się.

– Wtedy nie bylibyście dla mnie tak wredni? – dokończył.

– No właśnie… – bąknął Grzesiek.

– A po co miałem mówić? Nie potrzebuję litości! – nastroszył się Michał.

Jesteśmy jak rodzina

– A kto tu mówi o litości? – oburzył się Antek, najstarszy z nas. – Po prostu byś usłyszał, że zawsze możesz na nas liczyć. My tu naprawdę jesteśmy jak rodzina. Nie tylko razem spędzamy czas, ale i pomagamy sobie w potrzebie.

– No właśnie – włączył się Jasiek. – A na razie przepraszamy. Zachowaliśmy się jak idioci… Mam nadzieję, że nam wybaczysz… I jeśli będziesz potrzebował pomocy, to o nią poprosisz.
– Mówicie poważnie? – nie dowierzał.

– Jak najpoważniej. Ręczę głową – uderzyłem się w pierś.

– W takim razie wybaczam. I koniec rozmowy, robota czeka. Asia ma o szesnastej trzydzieści rehabilitację. Spieszę się, jak zwykle – uśmiechnął się.

Jak się zapewne domyślacie, w naszym warsztacie znowu panuje rodzinna atmosfera. Choć Michał ciągle nie wychodzi z nami na piwko, traktujemy go jak swojego. Po cichu szykujemy mu też niespodziankę: elektryczny wózek inwalidzki dla żony. Pan Waldek wynalazł gdzieś uszkodzony i teraz go remontujemy. Będzie jak nowy. Może wtedy, gdy Asia będzie bardziej samodzielna, Michał wyskoczy z nami do pubu? Choćby na kwadransik?

Czytaj także:
„Pojechałam w Tatry, żeby leczyć rany po nieudanym małżeństwie. Udało się. Na górskim szlaku spotkałam... moją szkolną miłość”
„30 lat temu mojej przyjaciółce spodobał się tajemniczy mężczyzna ze starego zdjęcia. Dziś jest narzeczoną... jego wnuka”
„Po latach odnalazłem dawną miłość. Gdy chciałem odnowić kontakt, z buta wygarnęła mi, że lepiej jej beze mnie”

Redakcja poleca

REKLAMA