Wysiadłam z pociągu, ciągnąc za sobą ciężką torbę podróżną. Spojrzałam wysoko na Giewont i wzięłam głęboki wdech. „Witaj kochane Zakopane” – szepnęłam w myślach. To miał być mój pierwszy prawdziwy urlop od kilku lat.
Kochałam Tatry. Po raz pierwszy przyjechałam do Zakopanego z wycieczką szkolną. Byłam wtedy beztroską dziewczyną, uczennicą drugiej klasy liceum. Na tamtej wycieczce wydarzyło się w moim życiu coś ważnego. Zostałam dziewczyną Zbyszka, starszego o rok kolegi z internatu. Od dawna byłam w nim zakochana, ale wstydziłam się dać mu do zrozumienia, że jest dla mnie kimś więcej niż tylko kolegą. Byłam bowiem bardzo nieśmiałą i zakompleksioną nastolatką. Nasze relacje zmieniły się dopiero podczas tamtej wycieczki.
Rozstaliśmy się z powodu mojej zazdrości
Pamiętam, że schodziliśmy całą grupą z Kościelca do schroniska w Murowańcu. Miałam bardzo niewygodne adidasy i czułam, że za chwilę moja lewa pięta stanie się jednym wielkim pęcherzem.
– Au, moje stopy! – jęczałam w czasie odpoczynku przy schronisku. – Nie dam rady zejść w tych butach.
I wtedy Zbyszek zdjął swoje buty i kazał mi je włożyć.
– Ja będę szedł bez butów, mam grube skarpety, a zaraz zacznie się wygodna ścieżka – powiedział. – I daj mi plecak, zaniosę ci do pensjonatu.
Od tamtej pory zaczęliśmy się spotykać, a wkrótce zostaliśmy parą. Niestety, zaledwie na rok. Pokłóciliśmy się z powodu mojej zazdrości. Uśmiechnęłam się do wspomnień. Byliśmy wtedy tacy dziecinni i niedojrzali. Straciłam kontakt ze Zbyszkiem, ale zawsze miło go wspominałam. Był moim pierwszym mężczyzną. Dzięki niemu zapomniałam o swoich kompleksach. Uwierzyłam w siebie, przekonałam się, że jestem ładną dziewczyną i mogę podobać się chłopakom.
Następnym razem odwiedziłam Zakopane siedem lat później z moim narzeczonym Szymonem. Byliśmy oboje świeżo po obronie dyplomów magisterskich, a we wrześniu miał odbyć się nasz ślub. Te wspomnienia są dla mnie bolesne. Byłam tak zakochana w Szymonie, że nie zauważyłam, jak podły ma charakter. Chciałam zwiedzać miasto i okolice, zdobywać szczyty, a on mi nie pozwalał.
– I tak po kilkuset metrach dostaniesz zadyszki – drwił. – Posiedź lepiej ze mną, naszykuj coś na grilla i przynieś piwo.
Nasze małżeństwo okazało się kompletną pomyłką. On chciał zawsze sam decydować o wszystkim, również o tym, co dotyczyło wyłącznie mnie. Nakazywał mi, jak mam spędzać wolny czas, jak mam się ubierać, z kim wolno mi się spotykać, a z kim nie. Sprzeciwiałam mu się, a wtedy on się obrażał i nie odzywał do mnie nieraz nawet przez kilka dni. Wytrzymałam z nim pięć lat tylko dlatego, że mamy córeczkę. Po rozwodzie byłam w tak kiepskim stanie psychicznym, że musiałam zapisać się do psychologa na terapię.
Chciałam tylko zaleczyć rany...
Trzeci wyjazd do Zakopanego był częścią porozwodowej terapii.
– Odpocznie pani w ulubionym miejscu i dokona rytualnego pożegnania z byłym mężem, z przykrymi wspomnieniami – mówiła mi terapeutka.
Zostawiłam więc córeczkę u rodziców, spakowałam się i wsiadłam do pociągu.
Siedziałam na tatrzańskiej przełęczy i podziwiałam przepiękny widok. Wzdychając ciężko, wyjęłam z plecaka kopertę ze zdjęciami. To były stare fotki z mojego ślubu z Szymonem i różnych wspólnych imprez. Zerknęłam na nie ostatni raz i zaczęłam je drzeć na drobne kawałki. Spieszyłam się, bo zbliżała się grupa hałaśliwej młodzieży szkolnej. Nie chciałam, żeby ktoś obcy zobaczył, co robię. Szybko wyrzuciłam kawałki zdjęć przed siebie i patrzyłam, jak wiatr zwiewa je w przepaść. To było moje symboliczne pożegnanie z bolesną przeszłością. Odetchnęłam z ulgą. Czułam się gotowa na to, co przyniesie mi los.
Nagle usłyszałam jakby znajomy męski głos. To opiekun z wycieczki szkolnej objaśniał młodzieży nazwy okolicznych szczytów. Przyjrzałam mu się dyskretnie. Zastanawiałam się, skąd mogę znać tego wysokiego mężczyznę z potarganą czupryną. Kiedyś Zbyszek, mój pierwszy chłopak miał takie włosy, miał też podobny głos, ale to... chyba niemożliwe…
W pewnej chwili nasz wzrok się spotkał i poczułam, jak zalewa mnie fala gorąca. To naprawdę był Zbyszek!
To jednak on był mężczyzną mojego życia
– Przepraszam bardzo, czy my się skądś znamy? – spytał zdziwiony.
– Liceum w Siedlcach, rok 2005, wycieczka w Tatry – powiedziałam.
– To ty, Laura? O Boże, co za zbieg okoliczności! – kręcił głową z niedowierzaniem. – Wczoraj właśnie opowiadałem moim uczniom historię, jak kiedyś schodziłem z Hali Gąsienicowej w samych skarpetkach, bo buty pożyczyłem koleżance – żartował.
– Czy nadal jesteś takim dżentelmenem i narażasz zdrowie dla kobiet? – spytałam, śmiejąc się z tej dawnej przygody.
– Niestety, nie mam dla kogo tak się poświęcać – odparł.
Po krótkim odpoczynku schodziliśmy wszyscy razem szlakiem do Morskiego Oka i zaśmiewaliśmy się, wspominając dawne dzieje. Zbyszek był nauczycielem geografii w warszawskim liceum i podobnie jak ja kochał Tatry od czasu tamtej wycieczki sprzed piętnastu lat. Ja mieszkałam w Łodzi, tym większe było zaskoczenie, że spotkaliśmy się po tylu latach na górskim szlaku. Niestety, następnego dnia wycieczka miała zaplanowany powrót, ale wymieniliśmy się ze Zbyszkiem adresami i numerami telefonów.
Miesiąc później wyjechaliśmy razem na kilka dni do Ustronia. Szybko zrozumiałam, że Zbyszek jest mężczyzną mojego życia. Poczułam się przy nim znów młoda i piękna. Zaraził mnie swoim optymizmem i radością życia. Uwierzyłam, że jeszcze wiele pięknych chwil przede mną. Postawiłam wszystko na jedną kartę. Przeprowadziłam się razem z dzieckiem do Zbyszka do Warszawy. Mój ukochany oświadczył mi się rok później na szczycie Kasprowego Wierchu.
Czytaj także:
„Teściowa traktowała mnie jak przybłędę, która przypałętała się do jej synalka. Była wściekła, że odebrałam jej jedynaka”
„Poskąpiłam kasy na nocleg w hotelu i omal nie wpadłam w łapy przestępców. O mały włos, a ślad by po mnie zaginął...”
„W wieku 16 lat mama zamiast imprezować, utonęła w pieluchach. Teraz rozpaczliwie próbuje nadrobić stracony czas...”