Czasem wystarczy wyjść z domu i wydarzenia zaczynają biec tak szybko, że nie można za nimi nadążyć. W moim przypadku zaczęło się od tego, że Marianna się uparła.
– Tato, nie możesz zamykać się w czterech ścianach, spotkaj się ze znajomymi, to ci dobrze zrobi – klarowała mi, marszcząc nos jak królik.
Robiła tak od dzieciństwa, kiedy coś jej nie pasowało.
– Masz wyrzuty sumienia, że zostawiłaś ojca i wyjechałaś za granicę? Niepotrzebnie, świetnie sobie radzę, wreszcie mam święty spokój – odciąłem się przekornie, wpatrując się w twarz córki na ekranie komputera.
– Jesteś jeszcze młody, mógłbyś się nawet ożenić, przystojny z ciebie facet – upierała się. – A, dziękuję. Z tego akurat powinnaś się cieszyć, bo jesteś podobna do mnie – zaśmiałem się, próbując pogładzić ją po buzi.
Ekran drgnął, więc cofnąłem palce
– Martwię się o ciebie, jesteś sam jak palec, mógłbyś odświeżyć parę znajomości, poszukaj przyjaciół z dawnych lat na fejsie, tam są wszyscy – zachęcała mnie Marianna.
– A nie wystarczy, że pojeżdżę na rowerze? – spytałem.
Musiałem ją zagadać, żeby dała mi spokój. dobrze znałem swoje dziecko, wychowałem Mariannę sam, byłem dla niej ojcem i matką. Moja żona, zbyt wcześnie odeszła, pokonał ją rak.
– Serio, wyciągnąłbyś tego grata? Lepsze to niż nic – ucieszyła się Marianna, zapominając chwilowo o zastoju w moim życiu towarzyskim. – Tylko sprawdź czy koła się trzymają, twój rower pamięta czasy bicyklów, nie wiem, czy można mu ufać.
– Stary sprzęt to solidny sprzęt – pouczyłem młodą.
Nagle nabrałem ochoty na przejażdżkę, od dawna nie wypuszczałem się na wycieczki, może rzeczywiście coś straciłem? Kilka dni później siedziałem na siodełku i pedałowałem środkiem ścieżki rowerowej.
– A może by tak nie tarasować przejazdu? – usłyszałem damski głos.
Odwróciłem się, starając się utrzymać tempo i nie stracić równowagi.
– O rany, Krzysztof! – ucieszyła się kobieta, zrównując się ze mną i blokując ścieżkę na amen. – Kopę lat, posiwiałeś, stary. Pamiętasz, jak zamawialiśmy jeden obowiązkowy talerzyk serka do dwóch piw?
– Majka! – teraz dopiero ją poznałem – Nic się nie zmieniłaś – dorzuciłem uprzejmie.
Miłość skończyła się równie szybko, jak wszystko inne
Rozmowa potoczyła się przewidywalnie, po tylu latach nie mieliśmy sobie za wiele do powiedzenia. Nagle Majka powiedziała coś, co mnie zainteresowało.
– A wiesz, Natalia wróciła i zamieszkała w domu po rodzicach pod Warszawą – rzuciła mi ukośne spojrzenie. – Chodziliście ze sobą, myślałam, że się pobierzecie.
Kiedyś i ja byłem tego pewien, ale nie wyszło, bywa. Małgosia była mi pisana, Natalia odeszła w niebyt, ale nigdy o niej nie zapomniałem. Kto czasami nie wspomina pierwszej poważnej miłości? Nasza była młoda, burzliwa jak lipcowa nawałnica, o takim uczuciu trudno jest zapomnieć. Rozeszliśmy się, ale Natalia zostawiła we mnie ślad, długo porównywałem z nią każdą, w której się durzyłem, aż mnie to czasem wkurzało, bo ileż można myśleć o dziewczynie, której się już nie kocha. Tego akurat byłem pewien, miłość skończyła się, zerwała równie gwałtownie jak wszystko co między nami było, a jednak Natalia wciąż do mnie powracała. Wyzwoliła mnie z niej dopiero Małgosia, moja przyszła żona, to ona była kobietą mojego życia.
– Sama mieszka bidulka, dwa razy wychodziła za mąż, ale jak widać nieskutecznie – Majka zaśmiała się złośliwie. – Ostra z niej babka była, pamiętam jak się żarliście.
To ciekawe, bo ja widziałem to całkiem inaczej, ale co Majka może wiedzieć o skomplikowanym uczuciu, które nas łączyło.
– Ty jesteś sam, ona żyje jak pustelnica, może czas się spotkać i zobaczyć, co z tego wyniknie? – rzuciła, wyprzedzając mnie wspaniałym zrywem. – To pa, do następnego spotkania.
Nie zostawiła numeru telefonu, widocznie, tak jak moja córka, uważała, że wszyscy są na fejsie. Oprócz mnie, ale o tym Majka dopiero się przekona. Czarownica z niej była, bo roznieciła we mnie iskrę ciekawości. Wiedziałem, gdzie szukać Natalii, nie raz odprowadzałem ją do domu, ale czy chciałem się z nią widzieć? Nie. Tydzień później pedałowałem po leśnej drodze, która wychodzi na łąkę i stawy, a potem już prosto jak strzelił do domu Natalii. Ledwie wyjechałem zza drzew, z boku wyskoczyła mi pod koła jakaś postać, najechałbym na nią, gdyby nie szarpnął kierownicą w bok. Wylądowałem szczęśliwie, acz niezbyt miękko, w krzakach.
– Nic się panu nie stało? – rozczochrane, wielkookie stworzenie pochylało się nade mną, zignorowałem podaną dłoń i sam wstałem.
– Wpadła mi pani pod koła – oskarżyłem kobietę, daremnie starającą się poskromić włosy, jakby to było najważniejsze w tej chwili.
Odgarnęła je z czoła i spojrzała na mnie.
Oczy to ona miała, że ho, ho!
Ile mogła mieć lat, czterdzieści, pięćdziesiąt? Ciekawa uroda, nieregularne rysy twarzy, szpiczasty podbródek i masa ciemnych włosów, w których zobaczyłem sporo srebrnych nitek. Dbałość o urodę nie była jej mocną stroną.
– Nie wpadłam, tylko wyszłam zza krzaków, przestraszyłam się pana i uskoczyłam – tłumaczyła się, wymachując trzymanym w ręku zielskiem. – Dobrze chociaż, że ziół nie pogubiłam – dodała z pewnym zadowoleniem.
Oburzony jej postawą podniosłem rower, chcąc odjechać.
– Łańcuch spadł – pokazała palcem, jakbym sam nie widział. – To nic, pomogę panu, pójdziemy pieszo do mojej przyjaciółki, tam opatrzymy pańskie kolano i zobaczymy, co się da zrobić z rowerem. Natalia mieszka całkiem niedaleko – dodała w formie zachęty.
No proszę, wliczając Majkę, już druga czarownica stawała mi na drodze, kierując mnie do Natalii, to musiało coś znaczyć. Niewiele się zmieniła, była dojrzałą kobietą, ale wygląd to nie wszystko. Od razu wyczułem bijące od niej pokłady nieposkromionej energii, była jak ogień na wietrze, zmienna i wciąż niebezpieczna.
– Krzysiek, to naprawdę ty? – spytała z niedowierzaniem – Co tu robisz?
– Znalazłam go w lesie – wyręczyła mnie kobieta, z którą przyszedłem. – Ale jak ci nie pasuje, to zabiorę go z powrotem, ja też mam wodę utlenioną i plastry.
Dobrze, że się wtrąciła, jej słowa rozładowały atmosferę. Natalia zaprosiła nas do środka, przy okazji dokonując prezentacji.
– Ta zielarka nieudolnie udająca szekspirowską czarownicę to Weronika, moja sąsiadka i przyjaciółka.
– Tego, kto nazwie mnie Werą częstuję herbatką z tojadu – wyciągnęła rękę.
Zabawna była i miała mnóstwo uroku, który dopiero teraz dostrzegłem.
– Od dawna tu mieszkasz? – spytałem Natalii.
– Od dwóch lat. Dopiero kiedy wróciłam, poczułam, że jestem na właściwym miejscu. Nie nadaję się do związków, dobrze mi samej – powiedziała, patrząc mi prosto w oczy.
– Mnie też nie najgorzej samemu.
– Któreś z was kłamie, tylko jeszcze nie wiem które – podsumowała nasze zwierzenia Nika, rozkładając na stole zielony wiecheć. – To ja zaparzę herbatki ze świeżych ziół, a wy sobie porozmawiajcie.
– Byle nie z tojadu! – zawołałem za nią.
Kiedy zniknęła w czeluści obszernego domu, poczułem się nieswojo, w jej towarzystwie wszystko było prostsze, chciałem, żeby szybko wróciła.
– Słyszałam od Majki, że wcześnie owdowiałeś – powiedziała wolno Natalia. – Jak długo mnie szukałeś?
– Wcale – odparłem szczerze. – Przyszło mi to do głowy dopiero gdy spotkałem Maję.
– Wszędzie jej pełno – odparła niezdziwiona Natalia – świat jest pełen drogowskazów, tylko niektóre są przekrzywione, prowadzą nie tam gdzie potrzeba. Nie zrozum mnie źle, dobrze cię wspominam i chętnie będę cię widywała, ale dobrze mi tak jak jest. Wreszcie jestem szczęśliwa, pracuję w domu, chodzę na długie spacery, przyglądam się światu i sobie.
– Nie będę czekał na herbatę, nie jestem już tym chłopcem, którego znałaś, nie pozwalam sobą kierować – podniosłem się. – Chciałem cię zobaczyć z ciekawości, pogadać, nic więcej.
Roześmiała się, nagle rozluźniona
– Dobrze, że sobie to wyjaśniliśmy. Wybacz, jeśli byłam zbyt szczera. Nie odchodź, Nika byłaby niepocieszona, uwielbia serwować te swoje herbatki o smaku siana. Siadaj, pogadamy o dawnych czasach.
To było miłe popołudnie, Natalia była taka jak kiedyś, ale miała rację. Nie wchodzi się dwa razy do tej samej wody, oboje się zmieniliśmy, a może nigdy nie pasowaliśmy do siebie? Moja Marianna miała rację, warto czasem wyjść z domu. Z Natalią się przyjaźnię, ale to z Niką widuję się częściej i zgłębiam tajniki łąkowego zielarstwa. Jak na razie nie podała mi herbatki z tojadu, więc myślę, że nasza znajomość dobrze rokuje na przyszłość.
Czytaj także:
„Gdy zmarł teść, teściowa się zmieniła. Obsesyjnie interesowała się naszym życiem, nieproszona cerowała moje majtki”
„Czułam, że to dziecko musi żyć. Próbowałam odwieść Kasię od usunięcia ciąży i miałam rację. To dziecko uratowało jej życie”
„Adrian miesiącami mnie dręczył i prześladował. Policja mnie zbyła. Zainteresują się dopiero, gdy zrobi mi krzywdę”