„Lądowałam w łóżku z żonatym, kłamliwymi draniami. Nic dziwnego, że nie potrafiłam dostrzec prawdziwej miłości”

Zawstydzona kobieta fot. Adobe Stock, kuzmichstudio
Przetańczyłam i przegadałam z nim cały wieczór, a potem dałam się odwieźć taksówką do domu. To był początek krótkiego romansu, dosłownie trzech, czterech intymnych spotkań, po których dowiedziałam się, że ma żonę. Powiedział mi o tym w łóżku. Dopiero po konsumpcji – że się tak wyrażę.
/ 18.11.2021 12:38
Zawstydzona kobieta fot. Adobe Stock, kuzmichstudio

Wracałyśmy wtedy z Gośką od kosmetyczki i uznałyśmy, że mamy jeszcze czas na kawę. Kupiłyśmy po kubeczku na wynos i usiadłyśmy na ławce, żeby poplotkować. No i wtedy pojawił się on. Znowu on – chciałoby się powiedzieć…

– Co za gość! Nie daję już rady… – jęknęłam.

– Kto? O co chodzi? – przyjaciółka spojrzała na mnie zaniepokojona.

– Widzisz tego chłopaka z wózkiem? 

– Widzę, no i co?

– Zobacz, jak się gapi na mnie. Zawsze tak robi. Wpatruje się, jakby chciał mnie zamordować! – powiedziałam.

– No, patrzy tutaj, masz rację – przyznała.  – Ale nie wydaje mi się, żeby chciał cię zamordować. On raczej miałby ochotę na co innego niż morderstwo….

– Żadna różnica. Nie wydaje ci się, że w jego sytuacji to trochę niestosowne?

– Co masz na myśli?

– Gocha, no proszę cię! Przecież on pcha wózek. A jak chłop ma dziecko, to znaczy, że ma też kobietę. Zamiast myśleć o niej, skupiać się na tym dzieciaku, to ogląda się za innymi! Przecież to obrzydliwe!

– Może się zakochał. Nie każdy jest w związku szczęśliwy, a dziecko jeszcze o niczym nie świadczy!

– Ale ty jesteś zepsuta. Ja nie wiem, dlaczego się z tobą przyjaźnię…

Mówiłam szczerze. W ogóle nie schlebiało mi, że ten gość się tak we mnie wpatruje. Co za typ! Nie znoszę takich babiarzy, chłopaków, którym nigdy nie wystarcza jedna dziewczyna i zawsze szukają przygód.  Moja niechęć wynikała nie tylko z poszanowania dla wierności, ale też z przykrego doświadczenia, które spotkało mnie jakieś dwa lata temu.

Byłam wtedy znacznie głupsza i bardziej naiwna niż teraz. Wykorzystał to jeden przystojniak, którego spotkałam na dyskotece. Bawiłyśmy się z dziewczynami, kiedy postawny brunet zjawił się w naszym kręgu i zaczął podrygiwać w moją stronę. Miałam lekko w czubie i skusiłam się na taniec. Dziewczyny podśmiewały się z nas, a jego koledzy robili głupie miny.

Zabawił się moim kosztem…

Przetańczyłam i przegadałam z nim cały wieczór, a potem dałam się odwieźć taksówką do domu. To był początek krótkiego romansu, dosłownie trzech, czterech intymnych spotkań, po których dowiedziałam się, że ma żonę. Powiedział mi o tym w łóżku. Dopiero po konsumpcji – że się tak wyrażę.

– Chyba się domyślałaś? No co ty? Nie mogłaś nie wiedzieć…  – konsternacja na mojej twarzy wyraźnie go bawiła. – Myślałem, że dałem ci to do zrozumienia – patrzył na mnie jak na ostatnią idiotkę.

Tak też się czułam – jak ostatnia kretynka. Właśnie dlatego ten chłopak z osiedla tak mnie irytował. Pewnie był taki sam jak ten cwaniaczek sprzed dwóch lat. A może nawet i gorszy! Przecież pchał przed sobą wózek z co najmniej rocznym dzieckiem. Jak można być jednocześnie ojcem i napalonym podrywaczem? No jak?!

Epizody z gapieniem się zdarzały się regularnie. Za każdym razem, gdy go spotykałam, zerkał na mnie, udając, że wcale się mną nie interesuje. Gdy próbowałam go przyłapać na tych spojrzeniach, odwracał wzrok. Nie dość, że napaleniec, to jeszcze tchórz. Żałosne… Tak mnie denerwował, że w końcu nie wytrzymałam i mu wygarnęłam. I to publicznie, gdy spotkaliśmy się w osiedlowym markecie.

Dostrzegłam go już między półkami. Kto wie, może gdyby nie kupował wielkiej paczki pieluch, to bym nie eksplodowała. Ale gdy stanął z nimi w kolejce przy kasie i co chwila zerkał w moją stronę, to się zagotowałam. Zapłaciłam, spakowałam swoje zakupy i wyszłam przed sklep, żeby na niego zaczekać.

– Przepraszam pana! Halo, tak o pana chodzi! – zawołałam, gdy wyszedł.  – Mogę na momencik? Dzień dobry.

– Dzień dobry… – powiedział słabo.

– Chciałam pana zapytać, czy panu nie wstyd.

– Nie rozumiem.

– Czy panu nie wstyd się tak we mnie wpatrywać? Czy to wypada?

– Że co?

– Gapi się pan na mnie jak sroka w gnat! Co tu nie rozumieć?

– Nie… Nie wiem… Przepraszam bardzo, nie chciałem, żeby pani się tak poczuła. Ja tylko… – plątał się w tłumaczeniach. – Przepraszam, to już się nie powtórzy. Jeśli poczuła się pani urażona…

– Tu nie chodzi wcale o mnie, ale o matkę pana dziecka. Nie wydaje się panu, że to nie w porządku wobec niej? Jak tak można w ogóle?!

Jeszcze chwilę go napastowałam w podobnym tonie, ale on w końcu chyba się zdenerwował, bo powiedział, że matka jego dziecka nie powinna mnie w ogóle obchodzić. Jeszcze raz przeprosił chłodno i po prostu poszedł, a ja zostałam. Zwycięska, ale też nieco zdezorientowana. Coś mi podpowiadało, że chyba jednak przesadziłam

Odsunęłam jednak od siebie te wątpliwości, bo kto broni prawdy, szczerości  i uczciwości, ten postępuje właściwie! Co nie? No, chyba że się w ocenie całej sytuacji myli… Pech chciał, że ja się myliłam. Z błędu wyprowadziła mnie Gośka, która zupełnym przypadkiem dowiedziała się od swojej mamy, że ten chłopak wcale nie jest taki zły, jak mi się wydawało. Ba! Okazało się, że to świetny gość, który zmierzył się z bardzo trudną sytuacją życiową.

O Boże, dlaczego nikt mi wcześniej nie powiedział?!

– Aga, a pamiętasz tego faceta, którego mi pokazałaś? – zapytała Gośka jakiś czas później. – Tego, co się na ciebie tak gapił?

– No, jasne, pamiętam! Nawet mu zrobiłam awanturę.

– Co zrobiłaś? – Gośka spojrzała na mnie rozbawiona.

– No, ochrzaniłam go, że żona w domu, a on się we mnie wgapia…

– Idiotko, on nie ma żony! On to dziecko wychowuje sam, bo matka chłopca od nich zwiała, jak mały miał kilka miesięcy. Pół osiedla o tym gadało. Nie wiedziałaś!?

– A skąd mogłam wiedzieć!? – obruszyłam się cała czerwona. – Ty też przecież nic nie słyszałaś. Dopiero teraz mówisz…

– Ale to nie na mnie się gapi! To nie ja go opieprzyłam – śmiała się. – Weź opowiedz, co mu powiedziałaś. No, dawaj!

Taki wstyd! Matko… Na środku osiedla zwyzywałam świetnego chłopaka, który samotnie wychowuje dziecko. Jednak jestem idiotką – Gośka miała rację. To nie był jednak koniec mojego wstydu, bo przecież musiałam tego faceta przeprosić. Kiedy więc następnym razem spotkałam go na osiedlu, podeszłam skruszona. On chyba myślał, że dalej będę się nad nim pastwić, bo zrobił udręczoną minę.

– Cześć… Mogę ci zająć chwilę? – zapytałam.

– Ale ja się spieszę…

– To tylko chwila. Chciałam cię przeprosić za to, że tak na ciebie naskoczyłam… Idiotyczna sytuacja. Myślałam, że masz żonę i takie tam. Że jesteś podrywaczem…

– Ja też przepraszam, bo może za bardzo nachalnie zerkałem… Nie chciałem… Ale to już mówiłem. W każdym razie sorry…

– To nie jest problem – uśmiechnęłam się. – Ja się nie gniewam. To nawet miłe, że na mnie zerkałeś.

– Poważnie, nie przeszkadza pani? To znaczy tobie nie przeszkadza…

– Nie, wcale. A tak w ogóle to Agnieszka jestem – wyciągnęłam rękę.

– Grzesiek… Cześć, Agnieszka.

– Może byśmy poszli kiedyś na kawę? W ramach przeprosin oczywiście.

– Jasne, chętnie. Teraz nie mogę, bo muszę odebrać Wojtka ze żłobka, ale wieczorem chętnie. Daj mi swój numer, to zadzwonię…

No i tak właśnie poznałam Grzesia, mojego obecnego chłopaka. Sytuacja jest nieco skomplikowana, ale muszę przyznać, że mija już ponad pół roku naszej znajomości i całkiem nieźle sobie z tym wszystkim radzimy. Idziemy powolutku do przodu – polubił mnie Wojtek, polubiła mnie mama Grześka, polubił mnie sam Grzegorz. Nie mogłam się oprzeć, żeby publicznie naszej historii nie opowiedzieć, bo chyba rzadko kiedy ludzie schodzą się w takich okolicznościach jak my. Rzadko kiedy dziewczyna robi z siebie taką idiotkę, a chłopak się w tej idiotce zakochuje…

Czytaj także:
„Lata temu okropnie poniżyłem koleżankę, którą kochałem. Zemściła się w najmniej oczekiwanym momencie”
„Siostra zorganizowała mi wesele, wybrała imię dla dziecka, meble do domu. Mąż nie rozumiał naszej relacji”
„Los ze mnie zadrwił. Pomagałam ukochanemu wybierać pierścionek, który nie był dla mnie. Byłam tam na zastępstwo”

Redakcja poleca

REKLAMA