Miłość chadza krętymi ścieżkami. Gdyby kilka lat temu ktoś mi powiedział, że Hubert będzie dla mnie kimś więcej niż przyjacielem, wyśmiałabym go. Hubcio? Odwieczny kumpel? Nigdy w życiu! Poznaliśmy się w piaskownicy, podobno zachował się jak dżentelmen, kiedy podstępem pozbawiłam go resoraka. Zakopałam samochodzik w piasku, zazdrosna o uwagę Huberta. Już wtedy coś było na rzeczy. Pozbyłam się konkurencji na chwilę, jego mama zaalarmowana płaczem synka przekopała wraz z moją metry sześcienne piasku i odnalazła zgubę. Hubert mi wybaczył, choć nastąpiło to znacznie później.
W pierwszej klasie pani posadziła nas razem. Za karę, bo buzia mi się na lekcjach nie zamykała, i nie chodziło o odpowiedzi na pytania nauczycielki. Spokojniejszy kolega miał na mnie pozytywnie wpłynąć i zachęcić do uważania na lekcjach. Znienawidziłam go. Wlókł się za mną przez całe dzieciństwo. Mama zapraszała go do nas na ciasto, tata zabierał na rodzinne wycieczki. Nie robiłam mu afrontów wyłącznie dlatego, że rodzice surowo mi tego zabronili. Od czasów poszukiwań resoraka przyjaźnili się z rodziną Huberta, więc nie miałam wyjścia.
Przełom nastąpił w liceum. On był w mat-fizie, ja w klasie biologiczno-chemicznej. Pierwszy raz pożałowałam, że nas rozdzielono. Brakowało mi jego spokojnej obecności, przyzwyczaiłam się, że zawsze jest obok. Jakby mi ktoś rękę uciął. Uświadomiłam sobie, że chyba nie zdawałam sobie sprawy, jak jest dla mnie ważny. Jak brat albo najlepszy przyjaciel.
Nie widując go tak często jak przedtem, spojrzałam na niego innym okiem. Hubert wyrósł i zmężniał, czego przedtem kompletnie nie zauważałam. Miał ciemne gęste włosy, które stale odgarniał do tyłu bo wpadały mu w oczy. Znałam ten gest całe życie, ale teraz jakbym pierwszy raz zwróciła na to uwagę.
Nie tylko ja doceniłam wygląd Huberta. Dziewczyny zaczęły się nim interesować.
– To twój chłopak? – pytały z zazdrością, obserwując, jak grawitujemy ku sobie na przerwach.
Nie było w tym nic dziwnego, szukaliśmy się, żeby spędzić razem czas, bo nie mogliśmy odnaleźć się w swoich klasach. Przynajmniej wtedy tak myślałam.
– Skoro jest wolny, to ja jestem zainteresowana – oznajmiła Katarzyna, klasowa gwiazda, z którą żadna nie mogła się równać.
Zachowałam się jak pies ogrodnika
Spędziłam wiele godzin na obrzydzaniu Hubertowi Kaśki. Był dla mnie tylko przyjacielem, ale jakoś nie mogłam znieść myśli, że będzie obejmował tę wampirzycę. Jakąś fajną dziewczynę w przyszłości, dlaczego nie, ale nie Kaśkę. Ani Zuzę, ani żadną inną jak się okazało. Zakopywałam każdą w piasku jak resoraka, zazdrosna o uwagę Huberta.
Ale to jeszcze wciąż nie była miłość. Zresztą, ja też miewałam przelotne sympatie. Na studniówkę poszliśmy z partnerami. Przeżywałam wtedy oczarowanie pewnym Zbyszkiem, ale spaprałam sprawę. Po balu nie chciał już ze mną rozmawiać.
– To z mojego powodu, musiał coś źle zrozumieć – bił się w piersi Hubert.
Omawialiśmy miłosny zawód, siedząc po turecku na moim tapczanie. Czułam się podle, porzucona, odtrącona.
– Niepotrzebnie wymknęliśmy się z sali, to był głupi pomysł.
– Wcale nie, musieliśmy to zrobić – obruszyłam się, łykając łzy.
Wymyśliliśmy to przed studniówką. Puścimy z dachu szkoły sztuczne ognie, zrobimy kanonadę, będzie fajnie. Taki szczeniacki wybryk. Nie wtajemniczyliśmy nikogo, bo nikt nie był nam potrzebny. To były nasze sprawy. Kilka dni zajęły nam przygotowania, zdobycie klucza do klapy na dach, zgromadzenie arsenału fajerwerków. Bawiliśmy się przy tym fantastycznie. Do głowy mi nie przyszło, że Zbyszek też chciałby w tym uczestniczyć. I że będzie zazdrosny o moje sam na sam z Hubertem.
Po maturze poszliśmy na studia i przestaliśmy być nierozłączni. Mieliśmy coraz mniej czasu dla siebie, ale wciąż spotykaliśmy się, żeby omówić to i owo. Nikt nie wiedział o mnie tyle, co on. Ja z kolei doradzałam mu w sprawach sercowych. Jeśli nie akceptowałam dziewczyny, potrafiłam mu to wytłumaczyć i Hubert wycofywał się ze znajomości. Ufał mi. Jedna czy druga zdołały jednak zyskać moją warunkową sympatię, więc przyjacielowi nie groziło pozostanie samotnym.
Sereny nie zauważyłam, teraz myślę, że musiał ją przede mną ukrywać. Swoją drogą, co to za pretensjonalne imię – Serena. Pasowało do niej. Jak ją zobaczyłam, stanęło mi na moment serce. Skąd Hubert wytrzasnął taką piękność? Aż się skurczyłam w sobie. Przy niej wyglądałam, a co gorsza czułam się, do bólu zwyczajna. Tylko raz spojrzałam na przyjaciela i wiedziałam, że tym razem wpadł po uszy. Nie próbowałam pozbyć się Sereny, tylko przytrzasnęłabym sobie palce. Przeznaczenie, z nim nie można walczyć.
Najpierw straciłam spokój. Przewracałam się w nocy z boku na bok, nie mogąc zrozumieć, co mnie dręczy. Trudno było po latach przyznać się przed sobą, że kocham Huberta. W końcu jednak zrozumiałam. Byłam na dnie rozpaczy, bo ukochany chłopak poświęcił się innej miłości. Dniem i nocą myślałam, jak go od niej odwieść. Hubert był mój od tylu lat, nie mogłam oddać go pierwszej lepszej tylko dlatego, że miała dobrą figurę i ładną buzię.
Hubert obejrzał pierścionek i wsunął mi go na palec
Po kilku dniach biczowania się myślami odkryłam prawdę. Hubert o niczym nie wiedział! Był do mnie przywiązany, ale nie proponował niczego więcej, żeby się nie zbłaźnić! Byłam głupia, że nie ułatwiłam mu wyznań. Może jeszcze nie jest za późno? Powinien wiedzieć, że go nie wyśmieję i nie odtrącę. Jesteśmy stworzeni dla siebie, kto ma być razem, jak nie my? Byłam idiotycznie pewna swego, przekonana, że uda mi się odzyskać Huberta.
Dwa dni zbierałam siły, żeby do niego zadzwonić. Już sięgałam po telefon, kiedy ekran rozjarzył się i wyświetlił zdjęcie. Hubert! To był dobry znak, odebrał telepatycznie moje myśli.
– Zrobisz coś dla mnie? – spytał konkretnie. – Spotkajmy się o piątej w centrum.
O tej godzinie powinnam być na basenie i odbębniać uniwersyteckie zajęcia z wuefu, ale zgodziłam się momentalnie. Czekał na mnie na przystanku.
– Wyciągaj nogi, bo nie zdążymy – popędził mnie. – Mam sprawę do załatwienia i potrzebna mi twoja pomoc.
Leciał jak do pożaru, ledwie za nim nadążałam. – Hubert, zaczekaj. Muszę ci coś powiedzieć – zatrzymałam go prawie siłą. Stanęłam przed nim, trzymając dla pewności za szalik. Pociągnęłam mocno, żeby na mnie spojrzał. Wydał mi się rozkojarzony.
– Myślisz, że to dobry moment? – spytał, wracając na ziemię.
Zamarłam. Wiedział! Domyślił się!
– Lepszego nie będzie – odpowiedział sam sobie.
Objęłam go mocno.
– Puść mnie wariatko, co cię napadło? Chodź szybciej, bo sklep nam zamkną.
– Jaki sklep?
– Jubilera. Idziemy przecież po pierścionek. Mówiłem ci?
Nogi ugięły się pode mną. Jeszcze nie rozumiałam, nie chciałam.
– Dla Sereny, pomożesz mi wybrać. Na kogo mogę liczyć, jak nie na najlepszą przyjaciółkę? Tylko nie wiem, czy to dobry moment znajomości. Jak ona zareaguje? Co o tym myślisz? Jesteś dziewczyną, powinnaś wiedzieć…
Chciało mi się wyć. Zebrałam wszystkie siły, żeby nie pokazać niczego po sobie. Nie chciałam, żeby wiedział. Nie teraz, kiedy zamierzał zaręczyć się z inną.
– Chcesz się jej oświadczyć? – spytałam.
– Słucham? Co masz taki głos, grypa cię bierze?
– Pytam, czy chcesz…
– Coś w tym guście. Chcę, by miała dowód, że jest na poważnie.
– Dziewczyny to lubią.
– Dla mnie to coś więcej, ona jest tą wybraną, rozumiesz?
Cholera, po co pytałam? Dobrze, że nie zdążyłam wyskoczyć z wyznaniami, dopiero bym się czuła! Miałam wrażenie, że grunt usuwa mi się spod nóg. Pozwoliłam Serenie ukraść jedynego chłopaka, na którym mi zależało. Co mam teraz zrobić? Żeby ukryć miotające mną uczucia, pochyliłam się nad przeszkloną gablotką z pierścionkami. Leżały tam złote cacka ozdobione kamieniami, uprzejma sprzedawczyni wyciągnęła je na ladę.
– Sprawdźmy najpierw, jaki rozmiar pani nosi – błyskawicznie włożyła mi na palec jedno z powiązanych w grono kółeczek.
– Jedenastka. Te pierścionki będą dobre – podsunęła mi biżuterię. – Jaki model szczególnie się państwu podoba? Teraz modne są podwójne obrączki ozdobione małym diamentem, lub w tańszej wersji, cyrkonią. Proszę przymierzyć.
Hubert, nie zauważywszy nieporozumienia, obejrzał jubilerskie cacko i wsunął mi je na palec.
– Podoba ci się? – popatrzył pytająco. Chciał, żebym pomogła mu wybrać.
To, że się wtedy nie rozpłakałam, uważam za swój największy sukces. Wszystko było jak w marzeniach: ukochany chłopak, pierścionek zaręczynowy i oczekiwanie na moją odpowiedź. Tylko że ja byłam tu w zastępstwie, los ze mnie zadrwił.
– Najważniejsze, żeby narzeczona była zadowolona – wtrąciła sprzedawczyni.
– Nie jesteśmy parą – Hubert postanowił wreszcie sprostować nieporozumienie. – To nie narzeczona, a najlepsza przyjaciółka. Osoba bardzo ważna w moim życiu.
Chwilowo musiało mi to wystarczyć, ale nie straciłam jeszcze nadziei. Coś wymyślę.
Czytaj także:
„Na wieść o ciąży Ani uciekłem. Ocknąłem się w pociągu, że chcę przecież pomagać innym, a porzucam własne dziecko”
„Przed pogrzebem brata wylądowałem w łóżku z jego żoną. Zaszła ze mną w ciążę, ale wszyscy myślą, że to syn jej męża”
„Mam romans z facetem, który jest starszy o 5 lat od mojego syna. Wstydzę się powiedzieć o tym związku rodzinie”