Do dziś wstydzę się tego, co zrobiłem kiedyś koleżance z klasy. Zwyczajnie ją upokorzyłem. Ale jak dokładnie się wtedy czuła, dowiedziałem się dopiero niedawno.
W grupie działa instynkt stadny, a już na pewno w grupie dzieciaków. Dlatego jako dziesięciolatek w życiu bym się nie przyznał, że kocham się w Ance. Była naszym klasowym brzydactwem. Chuda, w okularach. Miała drobną twarz i wystające zęby, co sprawiało, że przypominała mysz. W klasie była przezywana „szczurkiem”. Do dzisiaj nie wiem, dlaczego słysząc to, nauczyciele nie reagowali. Może dlatego, że mieli na głowie inne sprawy, a skoro Anka nigdy się nie żaliła, to nie obchodził ich jej los?
W każdym razie w szkole podstawowej Anka stała najniżej w hierarchii klasy i wszyscy przypominali sobie o niej tylko wtedy, gdy trzeba było odpisać pracę domową. Bo do lekcji to ona była zawsze przygotowana perfekcyjnie. I to także nie działało na jej korzyść. Brzydactwo, a w dodatku – kujon.
Początkowo Anka dawała odpisywać lekcje, ale... pewnego dnia się zbuntowała i oświadczyła „śmietance klasowej”, że teraz swoje domowe zadania będą musieli wykonywać sami. Dobrze pamiętam tamten dzień, gdy połowa klasy dostała dwóje za brak przygotowania. Wśród moich kolegów wrzało i atmosfera groziła w każdej chwili wybuchem. Wszyscy byli wściekli na Ankę i wiedziałem, że musi się to skończyć jakimś wyrokiem. Nie sądziłem tylko, że to ja będę jego wykonawcą.
Zakochałem się w niej pierwszego dnia szkoły
Kochałem się w Ance skrycie już od pierwszej klasy. Pamiętałem dobrze dzień, w którym usiedliśmy w swoich ławkach. Wtedy jeszcze nie było żadnych klasowych podziałów i korzystając z tego, moje dziecięce serce wybrało. A potem nie mogło już swojego wyboru zapomnieć.
Tam, gdzie inni widzieli chudzielca, ja zauważałem filigranową jak u tancerki postać, jej zęby wydawały mi się urocze, a drobna twarz niezwykle inteligentna. Tylko że w życiu bym się nie przyznał do swojej sympatii do Anki i robiłem wszystko, aby nikt jej nie zauważył. Najwyraźniej jednak nie dość dla Piotra, naszego klasowego przywódcy i największego rozrabiaki, który coś jednak musiał dostrzec.
Kiedy po tej aferze z pracą domową opracowywaliśmy plan zemsty, to on bowiem rzucił, patrząc na mnie wyzywająco i z lekkim złośliwym uśmiechem.
– Obetniemy jej włosy. I ty to zrobisz, Kuba. Bo za nią siedzisz.
Tak, siedziałem w ławce za Anką, bo to były jedyne chwile, kiedy mogłem bezkarnie się w nią wpatrywać. I nie przeszkadzało mi wcale, że widzę głównie jej szczupłe plecy, a od czasu do czasu
– mysi profil. No i te włosy… Włosy Anka miała naprawdę piękne. Długie i falujące spadały jej na łopatki bujną, żywą kaskadą połyskującą przy każdym jej ruchu. Było jej czego zazdrościć i wiedziałem, że blade z zawiści dziewczyny opowiadają sobie mnóstwo bzdur na temat jej loków. Łącznie z tym, że Anka nosi perukę, a pod nią jest kompletnie łysa.
Wiedziałem także, że Piotrek kocha się w Martynie, która, co tu dużo mówić, włoski miała marne i to głównie ona zawsze wyśmiewała Ankę i ciągnęła ją za gruby jak ręka warkocz. Teraz więc trafiła mu się jedyna i niepowtarzalna okazja, aby się jej przypodobać i zdobyć jej względy. Kiedy usłyszałem, że to ja mam być katem, z miejsca chciałem odmówić. Gorączkowo szukałem w głowie jakichś argumentów, dlaczego nie powinniśmy tego robić. I wtedy padło sakramentalne:
– No, chyba że ją lubisz…
I zrozumiałem w lot, że gdybym wtedy powiedział: „Dajcie spokój, chłopaki, nie róbmy tego..” – byłbym zgubiony. Przyznaję, okazałem się tchórzem. Przełknąłem tylko ślinę i stwierdziłem:
– Świetny pomysł. To na plastyce?
Na lekcji plastyki moje nożyczki położone na ławce nie wzbudziły niczyjego niepokoju. A ja tylko czekałem na właściwy moment. Ze zdenerwowania byłem mokry jak mysz i modliłem się, aby dzwonek jakimś cudem zadzwonił wcześniej i uniemożliwił mi cięcie. Wiedziałem jednak, że to nie zmieni niczego, tylko odsunie w czasie… Ale mimo gestów kolegów i ich posykiwania siedziałem jak sparaliżowany.
W końcu się zdecydowałem, dosłownie w chwili, gdy rozbrzmiał dzwonek! Anka poderwała głowę znad swojej pracy, a wtedy ja chwyciłem za jej warkocz i jednym ruchem go obciąłem.
W klasie, która rozbrzmiała już uczniowskim gwarem, w jednej chwili zapadła martwa cisza. Anka chyba najpóźniej zorientowała się, co się stało. Odwróciła się do mnie, ciągle trzymającego w ręku ten jej nieszczęsny warkocz, po czym przesunęła ręką po włosach. Natrafiła na krótkie kosmyki i twarz jej stężała, zrobiła się jeszcze szczuplejsza, jakby ją wessało do środka. Odebrała mi z ręki swoje nieszczęsne włosy i na sztywnych nogach wyszła z klasy. Dziewczyny, które ją śledziły, mówiły potem, że wyszła ze szkoły i powędrowała prosto do domu. Więcej w naszej klasie nigdy się nie pojawiła, a ja wylądowałem na dywaniku u dyrektora.
Miałem obniżoną ocenę ze sprawowania, ale to była żadna kara w porównaniu z wyrzutami sumienia, które mnie dręczyły. Miałem trzynaście lat, podobnie jak Ania, i wiedziałem, że oszpeciłem tę dziewczynę w momencie, kiedy pewnie wszystkim chciała się podobać. Cały czas także czułem miękkość jej warkocza i tę cudowną woń jej włosów na swojej skórze, pachnących jakimś owocowym szamponem. Zielonym jabłuszkiem?
Mijały lata, a moje zauroczenie Anią mi nie przeszło. Widywałem ją czasami na osiedlu, bo przecież mieszkaliśmy w tej samej dzielnicy i krajało mi się serce, jak zawsze na mój widok odwracała wzrok, albo nawet przechodziła na drugą stronę ulicy. Cieszyło mnie tylko to, że odrastają jej włosy, ale potem już nigdy nie były takie długie i piękne jak kiedyś.
Po maturze straciłem Ankę z oczu, bo zdecydowałem się na studia i na pracę w dużym mieście. A moi rodzice wyprowadzili się z bloku w centrum na przedmieścia. Niby więc powinienem w końcu zapomnieć o Ance, a jednak łapałem się na tym, że widzę ją czasami w jakiejś kobiecie, którą spotykam. A to miała jej gesty, a to oczy… I cały czas wtedy czułem dławiące uczucie wstydu za to, co jej zrobiłem. Za te obcięte włosy…
Życie jednak płynęło dalej. Poznałem Kasię i zakochałem się w niej na zabój pierwszą dorosłą miłością. Wesoła brunetka całkowicie podbiła moje serce i po dwóch latach na jej palcu zalśnił zaręczynowy pierścionek. W dniu ślubu byłem jak na haju, wierzyłem, że w moim życiu wszystko będzie się idealnie układać. I rzeczywiście – mieliśmy siebie, niebawem dom, a półtora roku po ślubie przyszła na świat Justysia, a dwa lata później Darek. Byliśmy z Kasią naprawdę szczęśliwym małżeństwem i niczego mi w życiu nie brakowało. Ale przyszedł taki moment, że dopadły mnie upiory przeszłości.
Moja firma zaczęła mieć kłopoty z kontrahentem, który nie płacił na czas. Zatrudniono więc kancelarię adwokacką, aby ponagliła dłużnika. Jako dyrektor handlowy miałem ustalić szczegóły pozwu z prawniczką. Kiedy się z nią umawiałem, nie miałem pojęcia, że to Anka. Wyszła bowiem za mąż, zmieniła nazwisko… W ogóle cała się zmieniła. Nadal pozostała szczupła jak trzcinka, ale czas działał na jej korzyść, nie była bowiem chuda, lecz wysmukła. Jej drobna twarz zyskała wyostrzone rysy modelki. No i te włosy, nadal bujne i lśniące, które odgarniała z czoła niedbałym gestem chudej ręki, na której dźwięczały złote bransoletki.
Była piękna, co stwierdziłem z zaskoczeniem, a potem pomyślałem, że w szkole podstawowej ja jeden poznałem się na niej, widząc urodę tam, gdzie inni widzieli tylko dziecięcą brzydotę.
Ona mnie też poznała.
– Cześć, Pawełku – odezwała się do mnie ekscytująco zmysłowym, głębokim głosem, który natychmiast sprawił, że zadrżałem.
– Anka? – byłem zszokowany, co wyraźnie ją rozbawiło.
Natychmiast też spiąłem się na myśl o jej warkoczu.
– Przepraszam… Za tamto, wiesz… – wyszeptałem.
Roześmiała się.
– To przeszłość – zapewniła mnie.
Nie byłem tego taki pewien, ale im dłużej razem pracowaliśmy, tym bardziej się rozluźniałem. Anka była profesjonalistką. Nie pozwalała sobie na żadne prywatne uwagi. Dopiero kiedy po kilku dniach byliśmy już perfekcyjnie przygotowani do rozprawy, stwierdziła:
– Możesz mnie teraz zaprosić na drinka.
Następnego dnia rano mieliśmy wystąpienie w sądzie i uznałem, że należy mi się chwila wytchnienia. Anka wybrała pub, bo ja z racji posiadania rodziny rzadko bywałem w takich miejscach.
Dobrze nam się rozmawiało. Przyznałem się jej nawet, że w podstawówce się w niej kochałem.
– Nie wiem do dzisiaj, jak mogłem cię wtedy tak skrzywdzić, obcinając ci włosy – powiedziałem skruszony. – Musiałaś wtedy szalenie cierpieć.
– Było, minęło – machnęła ręką. – Włosy odrosły, a jak to mawiają, co nas nie zabije, to nas wzmocni.
Byłem jej wdzięczny za to, że mi wybaczyła szczeniacki wybryk. Rozluźniony sączyłem piwo i starałem się nie myśleć o dniu jutrzejszym, od którego zależało tak wiele. Miałem zeznawać w sądzie i tylko moja spokojna relacja mogła sprawić, że kontrahent będzie musiał oddać nam zaległe kwoty z odsetkami. Inaczej nawet nie chciałem myśleć o tym, co się może zdarzyć… Wszystko, łącznie z bankructwem.
Po jakimś czasie musiałem pójść do łazienki. Nic dziwnego, po dwóch szklankach miałem przecież pełny pęcherz. A w dodatku jeszcze tak jakoś dziwnie kręciło mi się w głowie… Ostatnią rzeczą, jaką pamiętam, była biel umywalki niebezpiecznie zbliżającej się do mojej głowy. A potem zapadła ciemność… Kiedy się ocknąłem, byłem w jakimś pokoju. Za oknem świtało. Głowa mi ciążyła jak baniak i nie miałem pojęcia, co się ze mną stało. Mgliście sobie tylko przypominałem, gdzie wczoraj byłem i… co mam dzisiaj do zrobienia.
Spojrzałem na zegarek.
– O matko! – dochodziła dziewiąta i za godzinę powinienem być w sądzie. A czułem się tak, że najchętniej bym się położył do łóżka i zasnął.
Zdenerwowany pociągnąłem dłonią po włosach i… na nic nie natrafiłem. Przeciągnąłem raz jeszcze, zdenerwowany. Moja głowa była gładka jak tyłek niemowlaka. Ktoś mnie zwyczajnie ogolił. Ale kto?
Na myśl przychodziła mi tylko jedna osoba – Anka. „A więc jednak się na mnie zemściła. Zostałem upokorzony”. Ogarnąłem się trochę i taki wczorajszy, ale bojowy, pojechałem do sądu. Zeznawałem dość składnie i sprawę wygrałem, chociaż patrzono na mnie dziwnie. Miałem wymięty garnitur, podkrążone oczy, wczorajszy zarost i łysą głowę. Nawet sędzia zapytała mnie:
– Czy coś się stało?
– Kłopoty rodzinne – wymyśliłem na poczekaniu.
– Wiesz, że mogę cię zaskarżyć? – powiedziałem wściekły do Anki, kiedy już wyszliśmy z sądu.
– Niczego mi nie udowodnisz, bo to pub mojego kumpla – odparła z uśmiechem. – Nic nie znajdą na monitoringu. Wiesz, kiedy tylko zobaczyłam twoje nazwisko na papierach, które wpłynęły do naszej kancelarii, od razu wiedziałam, że chcę wziąć tę sprawę.
– Omal jej nie zawaliłaś! – syknąłem.
– Ja? To ty byś ją zawalił. Ale się pozbierałeś. Twardy jesteś, podobnie jak ja wiele lat temu, kiedy obciąłeś mi warkocz przy całej klasie i nagle poczułam się tak, jakbym była kompletnie naga. Teraz i ty wiesz, jakie to uczucie. Pytałeś mnie, jak to jest, to już znasz je z autopsji…
– Jesteś podła! – odparłem. – Ja mam żonę i dzieci. Co sobie pomyślą? Nie wróciłem na noc, a teraz wracam łysy.
Wzruszyła ramionami.
– Coś wymyślisz.
W drodze do domu wymyślałem kłamstwo za kłamstwem. Drzwi otworzyła mi żona, trzymając w rękach jakąś paczkę.
– Przyszła przed chwilą kurierem. Do ciebie – powiedziała, wytrzeszczając na mnie oczy ze zdumienia.
W środku był gruby, złoty warkocz…
Więcej prawdziwych historii:
„Nie wiem, czy mój wychowanek nie popełnił strasznej zbrodni. Muszę iść na policję, ale boję się, że zniszczę mu życie”
„Mąż zdradzał mnie z własną siostrą. Do dziś mi niedobrze, gdy pomyślę, że działo się to pod moim dachem”
„Mój ojciec nie może znieść, że jego ukochana córka jest synem. Wyzywa mnie od zboczeńców, a ja się taki urodziłem”
„Mój syn wstydzi się tego, że jesteśmy biedni. Przed kolegami udaje bogacza i chwali się zagranicznymi podróżami”