„Namawiałam Konrada, żeby ożenił się z Anką, a ta oskubała go z kasy i puściła z torbami”

Mężczyzna, którego okradła zona fot. Adobe Stock, Antonioguillem
Jak tylko Konrad sprzedał dom i kupili apartament, to Aneczka od razu walnęła mu papierek na stół. Dopilnowała wcześniej, żeby oboje byli właścicielami, i zażądała rozwodu. I jeszcze przedstawiła w sądzie wyciągi z banku – mieli wspólny rachunek… I powiedziała, że połowa tych pieniędzy też jej się należy.
/ 16.11.2021 13:26
Mężczyzna, którego okradła zona fot. Adobe Stock, Antonioguillem

Ankę poznałam na jednej z imprez. Przyszła z moim kolegą – zaczęli wtedy ze sobą chodzić. Wydawała się bardzo rozsądną i poukładaną dziewczyną, a jednocześnie umiała i lubiła się bawić. Konrad, ten mój kumpel, przez ostatnie lata zawsze miał pecha do dziewczyn. Co którą poznał, to się okazywała wredną su**. Przepraszam, ale inaczej tego nie można nazwać. Baśka go zostawiła dla jego najlepszego przyjaciela, i to w okropny sposób. Tak właściwie to zaprzyjaźniła się z Konradem i udawała wielką miłość tylko po to, żeby zbliżyć się do tego przyjaciela… Bardzo to przeżył.

Następna, Mariola, zwyczajnie go okradła. Przyjechała do Wrocławia ze wsi, na studia. I tak mu płakała, kiedy zwolnili ją z pracy, że nie ma jak zapłacić za kolejny semestr, aż chłopak wreszcie wziął kredyt i pożyczył jej tę kasę. No i tyle je widział – i Mariolę, i kasę. Ostatnia znowu była tak zaborcza, że Konrad nie miał chwili dla siebie. Nawet jak szedł do rodziców, to wydzwaniała do niego co pięć minut i go sprawdzała.

Anka przy tych pannicach wydawała się istnym aniołem. Podobnie jak Konrad była na ostatnim roku studiów i jednocześnie pracowała. Niezależna finansowo, nie wisiała na jego koncie. Co prawda, on zawsze za nią płacił w knajpach, ale sama słyszałam, jak Anka za każdym razem proponowała, że tym razem ona ureguluje rachunek. Chociaż i ona mieszkania nie miała – przyjechała na studia z miasteczka spod zachodniej granicy – to jednak wynajmowała pokój na spółkę z dziewczynami. Robiła wrażenie zaradnej. No i wszyscy naprawdę ją polubiliśmy.

Po tamtej imprezie, na której poznałam Ankę, przez jakiś czas nie miałam kontaktu z Konradem. Wszyscy skończyliśmy studia i wpadliśmy w wir nowych obowiązków. Każde z nas podjęło pracę, niektórzy wyjechali za granicę szukać szczęścia. Ja i jeszcze jedna koleżanka wyszłyśmy za mąż. Konrad czasem dzwonił do mnie, a ja do niego, lecz na spotkania nie było czasu.

To z mojej inicjatywy umówiliśmy się dwa lata później, podczas wakacji. Akurat wróciła z Anglii Magda, moja przyjaciółka, która studiowała na roku z Konradem, i wpadłyśmy na pomysł, że fajnie byłoby znowu zebrać wszystkich razem, dowiedzieć się, co u kogo słychać. Wszyscy przyklasnęli idei. Umówiliśmy się u Konrada – on jeden spośród nas miał dom i najwięcej miejsca. Okazało się, że większość znajomych już pozakładała rodziny, inni planowali zrobić to w najbliższej przyszłości. Tak naprawdę tylko trzy pary nie były jeszcze w formalnym związku, w tym Konrad z Anką.

– A ty, stary, co? – zapytał Konrada mój mąż. – Na co czekasz? Fajna jest ta Anka. Będziesz tak zwlekał, to ci jeszcze ucieknie!

– Co nagle, to po diable. A to decyzja na całe życie – powiedział Konrad jakoś tak poważnie, wpatrzony w drinka.

W ogóle podczas tego spotkania był nieobecny duchem. Pomyślałam, że może między nim a Anką nie jest najlepiej, i przestraszyłam się, że poznał kolejną lafiryndę. Z jego szczęściem wszystko było możliwe.

– Nie wygłupiaj się, Konrad, o co chodzi? – zapytałam. – Przecież znasz Ankę już tyle czasu, nad czym ty się chcesz zastanawiać? Wreszcie masz normalną dziewczynę!

– Tak naprawdę nigdy nie pozna się człowieka do końca – odparł filozoficznie.

– Zwariowałeś?! O co ci chodzi? Mądra babka, ładna, zgrabna, zaradna. Ma pracę, zdaje się, że nawet robi karierę. Na koncie wisieć ci nie będzie. No i nawiedzona też nie jest, fajnie się z nią gada i fajnie bawi.

Nic nie powiedział, a ja pomyślałam, że coś kombinuje. Zresztą, nie tylko ja – słyszałam, że na imprezie co chwila ktoś z nim gadał i namawiał, żeby wreszcie podjął decyzję, że teraz czas na niego i na Ankę. I wreszcie chyba go zamęczyliśmy tym naszym gadaniem, bo po niespełna miesiącu Konrad zadzwonił i powiedział, że się zaręczył. I zapytał, czy może przyjść i pogadać.

Na co czekasz, człowieku, chwytaj swoje szczęście

Oboje z mężem byliśmy jego najbliższymi znajomymi, nieraz radził się nas w różnych sprawach, w tym także tych męsko-damskich. Byłam więc przekonana, że chce rozwiać jakieś kolejne wątpliwości. No i rzeczywiście, okazało się, że Konrad ciągle się waha z ostateczną decyzją o ślubie. Nie do końca go rozumieliśmy, bo przecież takiej dziewczyny jak Anka ze świecą szukać! Mój Poldek wreszcie stwierdził, że to normalny strach kawalera przed utratą wolności. Otworzył flaszkę i zaczął z nim gadać, więc zostawiłam ich samych na te nocne Polaków rozmowy (które przeciągnęły się do rana).

Poldek najwyraźniej wreszcie przekonał Konrada, bo po kolejnym miesiącu dostaliśmy zaproszenie na ślub, i wszyscy odetchnęliśmy z ulgą. Anka naprawdę wydawała się najlepszą partią dla Konrada, a że wszyscy dziewczynę polubiliśmy, to cieszyliśmy się z tego ślubu. Potem znów na jakiś czas straciliśmy z nimi kontakt. Dopiero tak z rok po ich weselu dotarło do nas, że Anka i Konrad będą się przeprowadzać – nawet się zdziwiliśmy, bo przecież mieli gdzie mieszkać!

Rodzice Konrada wyprowadzili się na wieś i zostawili im dom, więc czego szukali? Poldek zadzwonił wtedy do Konrada i umówiliśmy się na spotkanie.

– Domek to obowiązki – wyjaśniła Anka. – Trzeba odśnieżać, wszystkiego samemu pilnować. Z drugiej strony, człowiek niby jest u siebie, bez sąsiadów, ale to też niedobrze. Ostatnio na naszej ulicy były włamania. Zamontowaliśmy alarm, ale jak wyjeżdżamy nawet na weekend, to ja się denerwuję.

– No i faktycznie, roboty mnóstwo – kiwał głową Konrad. – Wiesz, oboje pracujemy, kto ma przy tym chodzić? A płacić za każdą pierdołę to bez sensu.

– No to gdzie chcecie mieszkać? – zapytałam, bo dla mnie własny domek to było niedościgłe marzenie.

– Kupimy apartament – wyjaśniła Anka. – W nowym budownictwie, luksusowy. Ze sprzedaży domu stać nas będzie na pełne wykończenie i umeblowanie. Kredytu nie musimy brać, jeszcze coś zostanie.
Zazdrościliśmy im i byłam szalenie ciekawa tego apartamentu. Jednak zanim się przeprowadzili i urządzili, ja zaszłam w ciążę. Była zagrożona i musiałam leżeć, o żadnych wizytach nie było mowy. Potem urodziła się Lenka, więc nie miałam głowy do żadnych towarzyskich spotkań.

Dlatego o tym, co się stało, dowiedzieliśmy się dopiero niedawno od Magdy i jej męża, kiedy wpadli do nas z wizytą noworoczną. Otóż okazało się, że Konrad i Anka właśnie są w trakcie rozwodu!

– Ale jak to? – byłam w szoku. – Ostatnio jak ich widzieliśmy, to wyglądali na takich szczęśliwych… Mieli kupować ten apartament, Anka mówiła mi, że od razu zaplanuje tam pokój dla dziecka…

– A właśnie: apartament – moja przyjaciółka pokiwała głową. – Ty wiesz, o co chodziło z tą zamianą domku na mieszkanie? Jej wcale nie o wygodę chodziło! I żadnego pokoju dla dziecka tam nie planowała!

– To po co to było? – nic nie rozumiałam.

– Jak to, po co? Dla pieniędzy – Magda roześmiała się jakoś tak dziwnie. – Wiesz, że domek był własnością rodziców Konrada, i jeszcze przed ich ślubem zapisali wszystko na niego. Anka była tam tylko zameldowana, ale bez prawa do niczego, bez żadnej własności. Natomiast apartament we Wrocławiu kupili po ślubie, prawda? Więc proste: w razie rozwodu majątek do podziału na pół.

Musiała sobie to wszystko na zimno wykalkulować

– Okazało się, że to niezła s... – wtrącił się mąż Magdy. – Jak tylko Konrad sprzedał dom i kupili apartament, to Aneczka od razu walnęła mu papierek na stół. Dopilnowała wcześniej, żeby oboje byli właścicielami, i zażądała rozwodu. I jeszcze przedstawiła w sądzie wyciągi z banku – mieli wspólny rachunek… I powiedziała, że połowa tych pieniędzy też jej się należy. A! I jeszcze najlepsze! Jak się mieli przeprowadzać, to ona wszystkie rzeczy, co to niby mieli zabrać ze sobą – wiecie, biżuterię, prezenty ślubne, całą zastawę – wywiozła do swoich rodziców, że niby tam będą bezpieczne, nie pogubią się i nie potłuką podczas przeprowadzki. Mówię wam, Konrad został z niczym!

– Ale przecież to ich wspólne…

– A jak to udowodni? Anka to szczwana bestia. Kto zaświadczy, co dostali? Ty? Ja? Nikt tak naprawdę nie widział tych prezentów! Zadbała, żeby nawet rodzice Konrada wszystkiego nie wiedzieli. A jej rodzice zaświadczają, że to ich, i tyle.

– Matko jedyna! – jęknęłam ze zgrozą.

– A żebyś wiedziała! – pokiwała głową Magda. – Zostawi go gołego i wesołego. No, z połową majątku, ale przecież cały był jego. Co prawda, sprawa się jeszcze toczy, ale prawnicy mówią, że ona tak wszystko zaplanowała, że to nie do odkręcenia.

Anka? Wydawała się wręcz idealna dla Konrada. Mądra, zaradna, sympatyczna, kryształ, nie kobieta… Cóż, zaradna to na pewno jest, ale to jedyne, co w niej dobrze oceniliśmy. Jak mogliśmy się tak pomylić? Wszystkich nas wystawiła do wiatru!

Czytaj także:
„Moja 12-letnia córka była molestowana przez kolegę z klasy. Szkoła ignorowała jej cierpienie, była po stronie chłopaka”
„Kochałem swoją dziewczynę, ale wdałem się w romans ze starszą i urodziwą wdową, u której mieszkałem”
„Kochanek zostawił mnie i wrócił do żony. Kiedy jego syn potrzebował przeszczepu, poprosił mnie o zostanie dawcą”

Redakcja poleca

REKLAMA