„Nakryłem kolegów z pracy na okradaniu firmy. Zagrozili, że jeśli pójdę do szefa, pociągną mnie ze sobą na dno”

Szef kazał mi pracować z jakąś wariatką fot. Adobe Stock, Drobot Dean
„Moje nowe stanowisko pozwoliło mi się dość szybko zorientować w przekręcie, jaki systematycznie robił Stefan z naszym księgowym Markiem. Wymyślili sposób, jak zarabiać na różnicy w cenie towarów w promocji, a tych sprzedawanych po normalnej cenie. Firma niby nic nie traciła, za to oni dwaj świetnie na tym zarabiali”.
/ 06.04.2023 17:15
Szef kazał mi pracować z jakąś wariatką fot. Adobe Stock, Drobot Dean

– Piśniesz choć słówko, to jesteś skończony – Stefan przycisnął mnie do ściany.

– Stary, daj spokój – próbował go mitygować Marek, nasz księgowy. – Adam na pewno jest rozsądny i nie poleci z tym do szefa. Jakoś się dogadamy. Na pewno pamięta, ile zawdzięcza twojej protekcji.

– To co, dogadamy się?

– Zastanów się, Adam. Jak my pójdziemy na dno, to pociągniemy cię za sobą – pogroził mi Marek.

Stefan tylko pokiwał twierdząco głową, puścił mnie i odeszli.

Zacisnąłem wargi

Marek miał rację, bardzo wiele zawdzięczałem Stefanowi. To był daleki znajomy moich rodziców, załatwił mi pracę w tej hurtowni, kiedy byłem już prawie rok bezrobotny i powoli kończyły mi się środki do życia. A potem, dzięki jego delikatnej protekcji, ale też i własnym zdolnościom, powoli awansowałem. W końcu zostałem zastępcą kierownika Działu Sprzedaży Wysyłkowej. Kierownikiem był Stefan. Na początku bardzo się cieszyłem z tego awansu, choć teraz go już tylko przeklinałem. Moje nowe stanowisko pozwoliło mi się dość szybko zorientować w przekręcie, jaki systematycznie robił Stefan z naszym księgowym Markiem. Nie ma sensu, żebym wdawał się tu w szczegóły. Najogólniej rzecz ujmując, wymyślili sposób, jak zarabiać na różnicy w cenie towarów w promocji, a tych sprzedawanych po normalnej cenie. Firma niby nic nie traciła, po prostu część towarów niesprzedanych „schodziła” później po zwykłej cenie. Za to oni dwaj świetnie na tym zarabiali. Ponieważ obaj byli bardzo sprytni i ostrożni, prawdopodobnie już od ładnych paru lat uchodziło im to na sucho. I dopiero moja dociekliwość doprowadziła do tego, że we wszystkim zorientował się ktoś więcej poza nimi.

Tyle tylko, że teraz kompletnie nie miałem pojęcia, co mam z tą wiedzą zrobić. Przez jakiś czas chciałem to ignorować, ale zdałem sobie sprawę, że w razie jakiejś wpadki, sam mogę być częściowo obciążony ich winą. Nikt nie uwierzy, że prawa ręka Stefana, jego protegowany, nie orientował się w procederze swojego szefa. A jeśli się orientował i nic z tym nie zrobił, to pewnie miał z tego zysk. Takie rozumowanie było jak najbardziej uprawnione, bo sam bym tak pomyślał. Co nie zmieniało faktu, że poczułem się jak złapany w jakąś straszliwą pułapkę, z której nie mam wyjścia. Bo co bym nie zrobił, byłoby źle. Gdybym doniósł na Stefana do prezesa, to i tak mógłbym nie zostać przez niego ułaskawiony. Prezes mógłby przecież pomyśleć, że o tym wiedziałem i tylko z jakiejś zemsty na wspólnikach mu doniosłem. Zostawiając swoją wiedzę dla siebie, ryzykowałem jeszcze więcej…. W końcu postanowiłem porozmawiać ze Stefanem. Początkowo próbował bagatelizować moje podejrzenia, mówił, że coś mi się chyba pomyliło w papierach. Potem zaczął się denerwować, że zamiast pracować interesuję się nie tym, co trzeba. W końcu przyszedł do mnie z Markiem i zaczęli grozić, że jak się nie dogadamy… O ile wcześniej moja sytuacja była nie do pozazdroszczenia, to teraz się wydawała zupełnie bez wyjścia.

Nie mogłem już udawać, że nic nie widzę

Mogłem albo wejść w ich przestępczy proceder, albo... donieść na nich naszemu szefowi. Ale to drugie było już teraz niemal samobójem, bo przecież grozili, że „pociągną mnie ze sobą na dno”. I nie wątpiłem, że potrafią to zrobić. Na coś się jednak musiałem zdecydować. Tej nocy, po rozmowie z nimi, nie miałem szans na sen. Następnego dnia, gdy przyszedłem do pracy, minąłem obojętnie Stefana, który chciał mnie zatrzymać i poszedłem prosto do gabinetu prezesa. Gdy stamtąd wychodziłem, pod drzwiami czekali już przestraszeni Stefan i Marek. Doskoczyli do mnie, ale zanim zdążyli o cokolwiek zapytać, z gabinetu wyszedł prezes.

– Stefan, do mnie – rzucił krótko.

To wszystko nieprawda, to on! – Stefan zaczął się rozpaczliwie bronić.

– Nie zrzucaj całej winy na Adama. Za dobrze cię znam.

– Ale ja naprawdę nie chciałem…. To nie był mój pomysł, tylko Marka – wskazał na księgowego.

– On kłamie! – oburzył się Marek. – Sam do mnie przyszedł. Przecież ja bym tego nie wymyślił, że towar tak może różnie schodzić, że da się zarobić na różnicy między promocjami, a zwykłą sprzedażą…

– Zaraz, o co tu chodzi? – prezes spojrzał na nich zdziwiony. – Adam przed chwilą złożył u mnie wypowiedzenie ze względu na różnicę charakterów ze Stefanem… – pokręcił podejrzliwie głową. – Ale widzę, że to coś znacznie poważniejszego. Wszyscy do mojego gabinetu. Chyba że chcecie, żebym wezwał policję?

Po tej rozmowie straciliśmy w trójkę swoje stanowiska. Stefan z Markiem wylecieli na dodatek dyscyplinarnie z firmy. Ja dostałem propozycję zostania Kierownikiem Działu Sprzedaży Wysyłkowej. Ale wolałem poszukać innej roboty, bo byłem pewien, że wszyscy w firmie posądzaliby mnie o zwykłe „wygryzienie” Stefana. A czułbym się fatalnie, gdyby współpracownicy uważali mnie za dupka. Dlatego z pomocą prezesa, znalazłem zajęcie gdzie indziej. Gorzej płatne, na niższym stanowisku, ale i tak cieszyłem się, że ta historia zakończyła się dla mnie tylko takimi stratami.

Czytaj także:
„Wiedziałam, że szef jest humorzasty, ale teraz przeciągał strunę. Chciałam mu pomóc, ale takiej odpowiedzi się nie spodziewałam”
„Wdałam się w romans z szefem wszystkich szefów. Czuję się jak Kopciuszek, który wreszcie spotkał swojego księcia”
„Szef dyskryminował mnie w pracy, bo jestem kobietą. Zaciągnęłam drania do łóżka, żeby dopiąć swego i dostać awans”

Redakcja poleca

REKLAMA