„Nakryłam męża, jak zabawiał się z kochanką. Puściłabym go z torbami, gdybym nie odkryła, że noszę jego dziecko”

Zdradzona kobieta w ciąży fot. Adobe Stock, JustLife
„Słuchałam, jak mówił, że to pierwszy i ostatni raz. Że nie wie, co go napadło, że absolutnie nie zamierza twierdzić, że to przez jakieś problemy w domu czy przeze mnie, że kocha mnie i pociągam go jak zawsze, że to była głupota, impuls i że bardzo tego żałuje”.
/ 27.06.2022 14:15
Zdradzona kobieta w ciąży fot. Adobe Stock, JustLife

O tym, że mój mąż ma kochankę, dowiedziałam się w najbardziej upokarzający sposób. Poczułam się gorzej, więc zwolniłam się z pracy. Uznałam, że to przeziębienie, które po prostu trzeba przetrwać i przeboleć – najlepiej pod kołdrą, w towarzystwie czosnku, witaminy C oraz środków przeciwgorączkowych. Pojechałam do domu. I stanęłam jak wryta w progu sypialni, bo na naszym małżeńskim łóżku mój mąż zabawiał się z jakąś brunetką.

Drwina posłużyła mi za tarczę

– Jestem chora. Czy mogę odpocząć we własnym łóżku? – spytałam na głos, przerywając im pocałunki.

Kobieta pisnęła, mój mąż odskoczył i próbował zasłonić kochankę własnym półnagim ciałem.

– Widocznie nie. No to bawcie się dalej. Ja pójdę.

Odwróciłam się na pięcie i wyszłam z mieszkania, potem z bloku. Wsiadłam do taksówki i pojechałam do przyjaciółki. Wysłuchała mnie, napoiła gorącą herbatą z lipy, którą posłodziła miodem, a potem skwitowała:

– Co za dupek! Jak mógł ci coś takiego zrobić? Po tylu latach? A przecież jeszcze we wrześniu obiecywał ci kolejne słodkie rocznice…

Fakt, we wrześniu obchodziliśmy piątą rocznicę ślubu. To było piękne wydarzenie, a Artur wygłosił wspaniałą, wzruszającą mowę. I nagle jakaś brunetka w naszej sypialni! Sprowadził ją do naszego domu, do naszego łóżka…

Ciągle miałam przed oczami ten obraz

– No dobra, trzeba znaleźć prawnika, który szybko to załatwi. I tak, żeby poszło mu w pięty.

– Tak, tak… – na razie nie chciałam o tym myśleć. Jedna rewelacja na dzień wystarczy.

Rozwód… To nie takie proste. Najpierw musiałam porozmawiać z Arturem. Nie mogłam udawać, że niczego nie widziałam, i przejść nad zdradą do porządku dziennego. Więc choć naprawdę kiepsko się czułam, pojechałam do domu.

– Aniu… – Artur stanął w drzwiach salonu. – Wróciłaś.

– To nadal moje mieszkanie – odparłam, zdejmując płaszcz.

– Aniu… Usiądź, porozmawiajmy… – poprosił.

– Porozmawiajmy – zgodziłam się.

Słuchałam, jak mówił, że to pierwszy i ostatni raz. Że nie wie, co go napadło, że absolutnie nie zamierza twierdzić, że to przez jakieś problemy w domu czy przeze mnie, że kocha mnie i pociągam go jak zawsze, że to była głupota, impuls i że bardzo tego żałuje.

Mówił wszystkie te bzdury, które ma na podorędziu ktoś, kto wie, że grunt pali mu się pod nogami, i chce się ratować, próbuje wybrnąć z mocno kłopotliwej sytuacji…

Co robić dalej? Nie wiem

Nagle zrobiło mi się niedobrze. Pobiegłam do toalety. Wiedziałam, co to oznacza. To nie było przeziębienie. Od dwóch tygodni spóźniał mi się okres. Jeszcze dwa dni temu, ba, jeszcze dziś rano, gdyby lekarz oznajmił mi, że jestem w ciąży, skakałabym z radości.

Teraz sama myśl o dziecku… o dziecku z nim… powodowała, że kręciło mi się w głowie bardziej i bardziej.

– Aniu, co się dzieje? – zaniepokoi się Artur.

– Przeziębiłam się – powiedziałam. Nie chciałam mu mówić. Nie teraz.

Musiałam się zastanowić. Sama. Co zrobić, jak to wszystko rozwiązać? Nie miałam pojęcia. Odejść i wychowywać dziecko ze świadomością, że jego ojciec wywinął mi taki numer? Zostać dla dobra dziecka i męczyć się całe życie, mając przed oczami wspomnienie tamtej chwili? Odejść, wykonać zabieg, póki jeszcze jest taka szansa, i zacząć od nowa?

Potrzebowałam czasu, aby wszystko przemyśleć i na spokojnie podjąć decyzję. Teraz wiedziałam jedno.

– Chcę, żebyś się wyprowadził. Natychmiast – zażądałam.

Kiedy wyszłam z łazienki, już go nie było. Zabrał trochę swoich rzeczy, tyle, ile mogło się zmieścić w podróżnej torbie. Wyjrzałam przez okno. Na gałązkach drzewa rosnącego przed domem pojawiły się zielone listki. We mnie też kiełkowało nowe życie, a moje stare życie rozpadało się w pył…

Spacerowałam ulicami miasta w drodze z pracy. Przyglądałam się parom, które okazywały sobie uczucia. Na trawnikach pojawiły się krokusy i moje ukochane przebiśniegi. Pierwsze zwiastuny ciepłych dni.

W moim życiu ciągle panowała zima

– Na twoim miejscu już złożyłabym papiery rozwodowe – przekonywała przyjaciółka. – Zdradził raz, to będzie zdradzał ciągle.

– Przysięga małżeńska jest święta! – grzmiała matka. – A poza tym niby nie wiesz, jacy są faceci? Trzeba czasem oko przymknąć.

Ani jedna, ani druga opcja nie podobała mi się na tyle, by natychmiast i bezwarunkowo z niej skorzystać. Były takie zero-jedynkowe. Bez wzięcia pod uwagę tego, że ludzie są różni, różne przydarzają im się sytuacje i różne emocje nimi kierują.

Dni mijały, temperatura na zewnątrz rosła, a mnie się wydawało, że ja od środka powoli zamarzam…
Kiedy pierwszy raz usłyszałam bicie serca mojego dziecka na USG, popłakałam się. Ze wzruszenia, z radości, z miłości do tej istotki, która pojawiła się tak nagle i niespodziewanie.

Z żalu za miłością, która została wystawiona na taką próbę. Z tęsknoty za mężczyzną, w którym zawsze miałam oparcie i o którego uwielbiałam dbać. Ze złości, że ojciec dziecka opuścił tak niezwykłą chwilę. Już wiedziałam, że o aborcji nie ma mowy. Pragnęłam otoczyć opieką i miłością dziecko, które nosiłam w sobie.

Artur nie dzwonił, nie pisał, nie przychodził

Nie tłumaczył się więcej, nie prosił o możliwość powrotu. Miałam wrażenie, że pogodził się z sytuacją. Nie było sensu udawać, że można coś naprawiać. Umówiłam się na wizytę u prawnika. Chciałam wiedzieć, co muszę zrobić, na co mogę liczyć, z czym będzie się wiązało podjęcie pewnych decyzji.

Po godzinie wyszłam z kancelarii jak ogłuszona. Kręciło mi się w głowie od nadmiaru informacji, w dodatku podanych w języku, którego niemal nie rozumiałam. Pozew, pozwany, wnioski, koszty utrzymania rodziny, wina za rozpad małżeństwa, alimenty, ustalenie miejsca pobytu dziecka, wyrok. To były twarde, przerażające słowa. Takie nieprzejednane. Ostateczne.

Zamyślona przeszłam przez bramę pobliskiego parku. Często przychodziliśmy tu na spacery. Zieleń, staw, łabędzie, wiewiórki, kwitnące kwiaty… Zawsze lubiliśmy to miejsce. Teraz powoli budziło się do życia.

Trawa zieleniała, odradzając się po zimie, na rabatach posadzono już bratki, którym nie powinny zaszkodzić ewentualne ostatnie przymrozki.

Usiadłam na ławce i patrzyłam przed siebie niewidzącym wzrokiem. Nie zauważyłam nawet, kiedy Artur usiadł obok mnie. Dłuższą chwilę siedzieliśmy w ciszy.

– To nawet nie jest tak, że trawa jest bardziej zielona tam, gdzie nas nie ma – zaczął. – Bo ona nie jest pod żadnym kątem lepsza od ciebie. Zupełnie nie wiem, co mi odbiło, że zdecydowałem się na coś takiego. To był jakiś głupi impuls, chęć sprawdzenia czegoś nowego, czegoś innego. A potem… Potem okazało się, że pełną wartość tego, co miałem, mogłem docenić dopiero wtedy, gdy to straciłem. Widziałem, że wyszłaś z kancelarii. Rozumiem. Nigdy nie zdołam ci wytłumaczyć, jak bardzo żałuję, i będę żałować do końca życia, ale rozumiem. Nie będę niczego utrudniał.

Pękało mi serce, gdy słuchałam tych słów wypowiadanych zrezygnowanym, spokojnym głosem.

– Jestem w ciąży – powiedziałam po prostu.

Nie spodziewałam się jednak takiej reakcji…

Artur płakał przy mnie dwa razy w życiu. Kiedy umierał mój ojciec, który od początku traktował go jak syna. I kiedy w wypadku samochodowym zginęła jego młodsza siostra. Teraz rozpłakał się po raz trzeci. Ukrył twarz w dłoniach.

Wiedziałam, co czuje. Znaliśmy się przecież tyle lat, nie mogłam nie wiedzieć. Opłakiwał to, co utracił, wszystkie chwile, których nie będzie mu dane spędzić ze mną i z dzieckiem.

– Pozwolisz mi je widywać? – spytał w końcu Artur szeptem zachrypniętym od płaczu.

I to pytanie sprawiło, że się zawahałam, że zwątpiłam w już niby podjętą decyzję. Bo poczułam, że słońce, które grzało coraz mocniej, roztapia lód, którym obrosło moje serce. Nie chciałam rozwodu. Nie chciałam też przymykać oczu na takie sytuacje. Ale nie wierzyłam, że nie istnieje inne rozwiązanie, wychodzące poza ramy tej zero-jedynkowej opcji.

– Chcę, żebyś je wychował. Tym razem bez tajemnic. Bez oszustw.

Życia we trójkę, ale już w zupełnie innym trójkącie. Nie powiem, że zawsze było łatwo. Nie powiem, że nie brakowało w nim łez czy zmartwień. Takie jest życie. Co roku jednak nowa wiosna przypomina nam, ile mogliśmy stracić i ile ostatecznie zyskaliśmy.

Czytaj także:
„Rodzice Ilony wstydzą się, że ich wnuk będzie bękartem i żyjemy na kocią łapę. Moja ukochana ma 35, a ja prawie 40 lat”
„Wymarzone greckie wakacje stały się piekłem. Zamiast plażować, musiałam niańczyć dwie zbuntowane smarkule”
„Tomek działał na 2 fronty. Na pierwszym ze mną, a na drugim z... moją matką. Przyłapałam ich na gorącym uczynku”
 

Redakcja poleca

REKLAMA