„Najpierw mąż zrobił z jej życia piekło, potem syn. Przez nich moja przyjaciółka jest już jedną nogą po tamtej stronie”

Starsza, zatroskana kobieta fot. iStock by GettyImages, Mindful Media
„Klara całe życie bała się męża i dlatego nie stawała w obronie syna. Może dlatego teraz Marcin tak ją traktuje. Ale może gdyby spróbował zrozumieć matkę, mogliby się dogadać. Żal patrzeć na to wszystko”.
/ 04.10.2023 19:15
Starsza, zatroskana kobieta fot. iStock by GettyImages, Mindful Media

Klarą przyjaźnię się od ponad trzydziestu lat. Mieszkamy w tym samym bloku, odkąd nasze dzieci poszły do szkoły. Jej Maciek i moja Kasia chodzili do tej samej klasy i poza częstym mijaniem się na korytarzu przy skrzynkach na listy spotykałyśmy się na wywiadówkach. Mojej Kaśki było wszędzie pełno, więc do szkoły byłam wzywana regularnie.

Maciek zawsze był milczkiem i wydawało się, że nie ma z nim kłopotów. Dopiero jak dzieci poszły do czwartej klasy, domyśliłam się, co jest nie tak z tym chłopakiem.

Nie wiedziałam, jak to u nich wygląda

Po wywiadówce na początku roku zaprosiłam Klarę na sernik. Rozgadałyśmy się wtedy i Klara wyznała mi, że Maciek jest ciągle tresowany przez ojca, niczego mu w domu nie wolno – ani słuchać muzyki, ani oglądać telewizji, ani zaprosić kolegę do domu, ani nawet pograć w piłkę po szkole. Przyjaciółka mówiła, że przez ten wojskowy dryl, jaki Zygmunt zaprowadził w domu, ich syn zrobił się milczkiem, a do matki miał pretensje, że go przed ojcem nie broniła.

– A jak ja mam go bronić, kiedy mi Zygmunt zaraz awanturę robi, jak się wstawię za Maćkiem? – pytała, niemal płacząc.

Zrozumiałam, że Klara tak samo, jak ten biedny chłopak po prostu boi się męża. Przyjaciółka sama mi tego nigdy wprost nie powiedziała, ale nieraz sugerowała, że ją Zygmunt uderzył za coś, czym mu podpadła. Kilka razy widziałam, jak wychodzi z domu zapłakana. Mieszkam na parterze, to dobrze widziałam, jak umyka przed spojrzeniami.

Raz czy dwa wołałam za nią, żeby do mnie przyszła, ale i mnie się chyba wstydziła pokazywać swoją rozpacz.

Całe szczęście, że Maciek się dobrze uczył i nawet trudne studia skończył. Był chyba na drugim roku, jak z domu się wyprowadził. Nie brał od ojca pieniędzy, bo zaczął sam zarabiać udzielaniem lekcji z fizyki i matematyki.

– Mówi, że ma tylu chętnych, że nie musi o pieniądze żebrać u ojca. A mnie jest żal, że się wyprowadził…  – płakała.

Całkiem była zagubiona i nieszczęśliwa, bo Zygmunt im był starszy, tym gorszy. Coraz bardziej skąpił na wszystko. Nawet jak coś się popsuło w domu, mówił, że trudno, i pieniędzy na naprawy nie dawał.
Ale to skąpstwo chyba jemu samemu zaszkodziło. Trzy lata temu zaczął się źle czuć, coś go bolało w klatce piersiowej, ale do kardiologa nie poszedł, bo tylko prywatnie mógł na cito.

Stękał i stękał, więc Klara powiedziała, że trzeba do szpitala, ale ją zwymyślał. Jak następnego dnia złapał go ból, że nie mógł wstać z łóżka, Klara wezwała pogotowie. Zabrali go zaraz do szpitala, ale już nie odratowali. Miał podobno drugi zawał…

Dzieci się porozjeżdżały

Nie będę udawać. zmartwiłam się. Zresztą i Klara po pierwszym szoku otrząsnęła się i wyznała mi, że dobrze się stało, bo ona już od zmysłów odchodziła, jak ma dom prowadzić za te grosze, co jej Zygmunt wydzielał.

Myślałam, że w życiu Klary wreszcie się wszystko na dobre odmieni. Szczerze jej tego życzyłam.
Ona sama marzyła o tym, że Maciek z powrotem z nią zamieszka, ale on słyszeć o tym nie chciał. Co gorsza, nawet jej odwiedzać nie zamierzał.

– Jak ci się coś stanie, to przyjadę. Ale zdrowa jesteś, nic ode mnie nie potrzebujesz, i ja od ciebie niczego nie chcę.

Gdyby nie nasze codzienne pogaduszki, obie byłybyśmy już dawno w wariatkowie. Obie z samotności i zgryzoty. Moja Kaśka już od pięciu lat mieszkała w Kanadzie i nie planowała tu wracać. A Maciek?
Szkoda gadać, lepiej, żeby matki nie dręczył tą swoją zapiekłą złością na nią. Jedno trzeba przyznać, że regularnie raz na dwa tygodnie dzwonił i pytał, czy czegoś nie potrzebuje.

Mojej przyjaciółce nie było dane żyć w spokoju

To było krótko przed wybuchem pandemii. Zaproponowałam Klarze wyjazd do sanatorium, prywatnie… Obie mamy jakieś oszczędności, więc mogłyśmy sobie pozwolić. Klara aż zapiała z radości.

– Wiesz, gdyby Zygmunt żył, to nawet marzyć bym się bała o takim wyjeździe – zwierzyła mi się któregoś dnia.

Siedziałyśmy w Polanicy dwa tygodnie. Chodziłyśmy na spacery, piłyśmy zdrojowe wody, korzystałyśmy z zabiegów, krótko mówiąc, wypoczywałyśmy na całego.

Było fantastycznie. Moja przyjaciółka odżyła, zapomniała o dręczących ją problemach. Wyglądało na to, że pogodziła się z sytuacją.

– Dzięki, że mnie namówiłaś – powiedziała mi po powrocie, gdy siedziałyśmy przy kawie. – Tego mi było trzeba.

– Mnie też się podobało – odpowiedziałam.

– Wyobraź sobie, że ten młody mężczyzna, który mieszkał nade mną, wyjechał na stypendium naukowe – Klara szybko przeszła do naszych codziennych ploteczek. –  Danka, z piątego, mówi, że podobno do Szwajcarii… – zaczęła Klara.

– Ten taki ryżawy z brodą? – dopytywałam się. – A co z mieszkaniem?

– No ten z brodą…  A mieszkanie wynajął studentom. U Danki zostawiał zapasowe klucze, gdy wyjeżdżał, żeby mu kwiatki podlewała. No a teraz odebrał, bo obcy ludzie mieszkają…

– Skąd ty to wszystko wiesz? – zdziwiłam się.

– No właśnie od tej Danki. A poza tym mieszkanie tego ryżego to nade mną. No to ją spytałam.

I to była chyba nasza ostatnia spokojna rozmowa, kiedy Klara jeszcze patrzyła na wszystko z nadzieją.
Jak się spotkałyśmy trzy dni później, Klara wyglądała jak z krzyża zdjęta, jak mawiała moja mama.

– Co ci jest? – spytałam, bo wyglądała na chorą.

– Całą noc nie spałam. Moi nowi sąsiedzi urządzili imprezę. To już trzeci raz z rzędu. Muzyka grała do piątej nad ranem. Waliłam w sufit szczotką, byłam u nich dwa razy, obiecali, że będą ciszej, ale nic z tego. Jestem wykończona.

Kilka dni później, wracając z Klarą z zakupów, natknęłyśmy się na jej sąsiadów. Czterej młodzi chłopcy byli wyraźnie podpici. Było im bardzo wesoło, zachowywali się głośno, a przekleństwa fruwały w powietrzu jak ptaki na wiosnę. Klara się starała, ale nie wytrzymała:

– Panowie mogliby zachowywać się nieco ciszej – powiedziała. – Nawet na ulicy nie jesteście sami.

– Patrz pod nogi, babciu – odpowiedział jeden z młodzieńców. – Bo zrobisz bach…

– Nosem w piach – dokończył jego kolega i cała czwórka ryknęła śmiechem.

Przestraszone uciekłyśmy w bok, byle dalej nie iść w towarzystwie chuliganów.

– Sama widzisz, jakie to chamstwo – Klara była bardzo zdenerwowana – Ale nie dam się, jak tylko będą rozrabiać, wezwę straż miejską albo policję, już nie wiem.

 

Jeszcze tego samego wieczoru lokatorzy z siódmego piętra urządzili koncert połączony z tupaniem, wrzaskami, rzucaniem butelek przez okno i wylewaniem brudów na balkon Klary. Około drugiej nad ranem przyjaciółka wezwała straż miejską.

Gdy po interwencji mundurowi odjechali, ktoś zaczął pięścią walić w drzwi mieszkania Klary. Przez judasza zobaczyła, że dobija się do niej jeden z pijanych młodzieńców. Nie otworzyła. Następnego dnia znalazła przyklejoną na drzwiach kartkę: „Chcesz wojny, będziesz ją miała, stara ruro!”.

Po południu wpadł do Klary jej syn, Maciek. Klara pokazała mu kartkę z obelżywym napisem.

– Może byś coś zrobił, synku – poprosiła. – Może porozmawiasz z tymi chłopcami. Jesteś młody, wiesz, jak do nich przemówić – przekonywała syna.

– I co ja im powiem? – wymigiwał się Maciek. – Żeby byli ciszej, bo mamusia nie może spać? Wyśmieją mnie! Lepiej niech mama kupi sobie zatyczki do uszu i będzie po kłopocie – rzucił, mruknął pod nosem „do widzenia” i wybiegł.

To są jacyś bandyci!

Kika dni później zrozpaczona Klara zadzwoniła.

– Mira, przyjdź do mnie, błagam! – zapłakała.

Przestraszyłam się nie na żarty. Kilka minut później byłam już na szóstym piętrze. Klara stała przed drzwiami swojego mieszkania i płakała.

– Zobacz, co mi zrobili…

Wycieraczka i drzwi wysmarowane były ludzkimi odchodami. O mało nie zwymiotowałam.

– Klara, to są bandyci. Może trzeba wezwać wreszcie policję? – zaproponowałam

– Przecież nikogo nie złapałam za rękę, policjanci mnie wyśmieją. Ja się boję, mam już tego dosyć. Codziennie do drugiej nad ranem dudni ta ich muzyka. Codziennie znajduję na balkonie pety, resztki jedzenia, nawet rozbite butelki. Wyrzucają, co popadnie. Nie wiem, co jeszcze wymyślą. Ja już dłużej tego nie wytrzymam. Zwariuję albo co…

– Poproś Maćka, żeby z tobą zamieszkał chociaż na kilka dni. Może to uspokoi tych gówniarzy – powiedziałam i zaproponowałam przyjaciółce, że pomogę jej sprzątać.

Walcząc z odruchem wymiotnym, wymyłam drzwi, a wycieraczkę wyrzuciłam do śmieci. Godzinę później Klara wzięła tabletkę na uspokojenie i poszła spać.

Następnego dnia sama zatelefonowałam do Maćka. Miałam nadzieję, że jak mu opowiem, co się wydarzyło, zechce matce pomóc, może nawet z nią zamieszka.

– Pani sąsiadko – odpowiedział syn Klary. – Moja matka jest dorosła i samodzielna. Wie, jak takie sprawy się załatwia. Jest straż miejska, jest policja. Ja się nie będę się w to mieszał, mam swoje życie! – stwierdził.

Dalsza rozmowa z synem Klary nie miała sensu. Wiedziałam, że go nie przekonam. Nie mogłam zrozumieć, jak można być tak okrutnym dla własnej matki. Miałam dobre chęci, ale z pomocy przyjaciółce nic nie wyszło.

Tymczasem ku mojemu zdziwieniu zatelefonowała moja córka z Kanady.

– Mamo, tak dawno się nie widziałyśmy. Ja do Polski teraz nie mogę przyjechać, ale ty możesz nas odwiedzić. Przecież nawet nie znasz swojej wnuczki – kiedy to powiedziała, łzy wzruszenia zaczęły mi spływać po twarzy.

To prawda, od roku na świecie była moja wnusia, Zosia, a ja nie miałam dotąd okazji jej zobaczyć.

Miesiąc później wylądowałam na lotnisku w Toronto. Byłam u córki dwa miesiące. Nareszcie poznałam zięcia i wnusię. To był cudowny pobyt.

A to drań!

Telefonowałam z Toronto kilka razy do Klary, ale nie odbierała telefonu. Po powrocie natychmiast pobiegłam na szóste piętro. Po kilku dzwonkach drzwi otworzyła młoda kobieta.

– Kim pani jest? – spytałam zaskoczona.

– A pani? Ja tu mieszkam?

A gdzie Klara? To jej mieszkanie!

– Nie mam pojęcia, wynajmuję to mieszkanie.

Od sąsiadki dowiedziałam, że ponad miesiąc temu syn wywiózł Klarę do domu opieki, a mieszkanie wynajął. Drań!

– „Lokal musi na siebie pracować”, tak powiedział – powtórzyła mi sąsiadka.

Od kilku dni zbieram się, żeby kolejny raz odwiedzić Klarę. Nie jest to dla mnie proste, bo Maciek wywiózł ją do ośrodka za miastem, żeby było taniej.

Poza tym, wcale nie jest mi łatwo z Klarą rozmawiać, bo ona jakby się całkiem wycofała ze świata żywych. Jest apatyczna, coraz słabsza, chudnie, nie chce jeść. Ostatnio nawet czekoladek ode mnie nie chciała spróbować, chociaż się wystarałam o takie z marcepanem…

– Ja już się na drugą stronę szykuję. Tylko wiesz co, Mira? Ja nie chcę tam spotkać Zygmunta…

O Maćku wcale nie mówiła. Od czasu, jak ją tam umieścił, był ją odwiedzić tylko raz, a i to tylko na parę minut.

A tak chciałabym móc ją jakoś pocieszyć, że ma dla kogo żyć. Ale ona i mnie za bardzo chyba nie potrzebuje.

Owszem, dzwonimy do siebie, ale to zwykle tylko ja gadam i gadam. Próbuję zagadać tę piekielną ciszę, jaka zapada po każdym moim zdaniu.

Czytaj także:
„W obcej dziewczynce widziałam swoją zmarłą córkę. Kiedy chciałam się do niej zbliżyć, odkryłam rodzinne tajemnice”
„Zazdrosny chłopak zmienił moje życie w piekło. Życie z nim mnie zahartowało i odpłaciłam się pięknym za nadobne”
„Moja ciotka odbiła męża innej. Zazdrosna żona okrutnie zemściła się na niej i swoim niewiernym małżonku”
 

Redakcja poleca

REKLAMA