„Moja ciotka odbiła męża innej. Zazdrosna żona okrutnie zemściła się na niej i swoim niewiernym małżonku”

Siostrzenica okradła mnie z mieszkania fot. Adobe Stock, alonaphoto
„Nikt nie podejrzewał zazdrosnej i zranionej do żywego Heleny. Odgrywała rolę nieszczęśliwej żony, a to była bezwzględna, kuta na cztery nogi kobieta. Wolała zostać wdową, niż być porzuconą dla >>byle kogo<<, jak się wtedy mówiło”.
/ 22.06.2023 13:15
Siostrzenica okradła mnie z mieszkania fot. Adobe Stock, alonaphoto

Urodziłam się za późno, by ją poznać osobiście, ale na sepiowym zdjęciu w srebrnej ramce, które zawsze wisiało u babci na ścianie, Julia, jej młodsza siostra wygląda jak prawdziwa, romantyczna piękność. W rodzinie mówiło się, że była najładniejsza ze wszystkich trzech sióstr. Wiotka sylwetka, włosy gładko zaczesane, ułożone w fale, regularne rysy twarzy.

I te oczy!

Ogromne, przepastne, ocienione długimi rzęsami. Tak ją wspominali ci, którzy znali ją z danych czasów. Zdjęcie robił fotograf w atelier, więc Julia jest na nim sztywno upozowana, ale mimo to robi oszałamiające wrażenie. Kilka innych fotografii, które ocalały z wojennej pożogi, pokazuje, że moja cioteczna babcia oprócz urody miała mnóstwo wdzięku.

– Na własną zgubę – jak czasem twierdziła babcia. – Była stworzona do lepszego życia, ale złośliwe fatum skazało ją na odsiadywanie wyroku wśród mętów i złodziei. Gdyby nie wyglądała jak gwiazda filmowa, mogłaby być szczęśliwa.

Kiedy indziej, spoglądając na fotografię Julii, babcia zauważyła filozoficznie, że w życiu Julii najważniejszą rolę odegrały miłość, zazdrość i wojna. W tej właśnie kolejności.

– Uparła się, że zostanie nauczycielką – wzdychała babcia, snując wspomnienia. – A przecież mogła wyjść za mąż. Poważni kawalerowie się o nią starali, chociaż nie miała żadnego posagu. Nasza matka rwała włosy z głowy, nie mogła przekonać Julki, żeby przyjęła właściciela sklepu kolonialnego. Jula na to mówiła, że za stary i wdowiec. I że go nie kocha. Bo miłość była dla naszej Julki najważniejsza. Naczytała się romansów, nabiła sobie głowę ckliwymi bzdurami i czekała na wielkie, szalone uczucie, takie jak w książkach. Tak twierdziła mama, ale ja zawsze uważałam, że Julka chciała być samodzielna. Pracować, robić coś pożytecznego, zdobyć trochę niezależności. Zawsze dobrze się uczyła, była ciekawa świata, nauczycielki ją chwaliły i namawiały na kontynuowanie nauki. I tak nasza Julka została nauczycielką.

Piękna Julia podjęła pracę w żeńskim gimnazjum z internatem.

Miała zaledwie 20 lat

Nie od razu pozwolono jej uczyć, z początku sprawowała nadzór nad zamiejscowymi wychowankami, które przyjechały do Warszawy ze wszystkich stron II Rzeczpospolitej. Dziewczęta poddane były surowym rygorom, oczekiwano, że będą ciche jak myszki, pracowite jak pszczoły i uprzejme jak prawdziwe damy. Taki był wzorzec dobrze wychowanej młodej panny, a Julia miała dopilnować, by dziewczęta wdrażały się do takiego zachowania. Większość młodych dam pochodziła z zamożnych ziemiańskich domów na Kresach. Do tej pory pędziły swobodne życie na wsi, od czasu do czasu robiąc rodzinne wypady do Grodna lub Wilna, jedne kształciły się na pensji, inne w domu, zaś do Warszawy zostały wysłane przez przewidujących rodziców celem ostatecznego „wypolerowania”, nabrania stołecznego szlifu i towarzyskiej ogłady przed zamążpójściem. Nauka matematyki i fizyki w tej akurat szkole nie była traktowana jako rzecz najważniejsza i nie tego oczekiwali rodzice dziewcząt. Gimnazjum, a może pensja, było rodzajem poczekalni, pierwszym krokiem, jaki panny stawiały na stołecznych salonach.

Julia, która marzyła o wlewaniu wiedzy w młode umysły, musiała być trochę zawiedziona. Była jednak niewiele starsza od podopiecznych, więc pewnie, pozorując surowość, dobrze się czuła w ich towarzystwie. Z jedną nawet się zaprzyjaźniła. Jadwinia pochodziła z Litwy, gdzie jej rodzina miała wielki majątek. Była równie nieokiełznana i rozhukana, jak konie pełnej krwi, które hodował jej ojciec. Dlatego rodzice oddali ją do szkoły z internatem, pokładając nadzieje w zbawczym wpływie surowego wychowania na ich córkę.

Jadwinia nic sobie nie robiła z nadziei rodziców

Roznosił ją temperament, chociaż oczywiście potrafiła, kiedy trzeba, z powodzeniem odgrywać młodą damę. Była zachwycona pobytem w Warszawie, młodą preceptorką, w której odnalazła bratnią duszę, i możliwościami, jakie się przed nią otwierały. Julia przyłapała ją kiedyś, jak wymykała się po cichu z internatu. Samotna panna na ulicy! Julia była przerażona, gdyby ten wybryk wyszedł na jaw, Jadwinia zostałaby surowo ukarana, a wychowawczyni zwolniona z pracy. W jaki sposób obie dziewczyny dogadały się, a potem zaprzyjaźniły, chociaż pochodziły z krańcowo różnych środowisk i miały odmienne oczekiwania od życia? Myślę, że ogromną rolę odegrała uroda Julii, jej wdzięk i miłe obejście. W towarzystwie kogoś takiego ma się ochotę przebywać, toteż Jadwinia zaprosiła wychowawczynię oraz kilka koleżanek, do spędzenia na Litwie letnich wakacji. Z dworca odebrał je szofer, który zapakował bagaż dziewcząt do przepastnego bagażnika czarnego daimlera. Panny, piszcząc, upchnęły się we wnętrzu samochodu i ruszono w drogę.

– Jadwiniu, mam nadzieję, że twoi rodzice nie zapomnieli o naszym przyjeździe – spytała zaniepokojona Julia.

Nie mieściło jej się w głowie, że można nie wyjść po własne dziecko na stację.

– I ja też! – odparła niefrasobliwie dziewczyna, obejmując nauczycielkę i ściskając ją ze wszystkich sił.

Nie traciła dobrego humoru, była widać przyzwyczajona do tego, że zajmowała się nią służba.

– O! Popatrzcie! To papcio! Jedzie do nas!

Julia spojrzała we wskazanym kierunku i zaparło jej dech w piersiach. Na spotkanie daimlera wypełnionego dziewczętami galopował postawny mężczyzna. Zrównał się z samochodem i silną ręką zawrócił niespokojnie drobiącego nogami ogiera. 

– Witam panie w Milewiszkach – wykonał przepisowy salut szpicrutą – czekamy z herbatą w salonie – krzyknął w ślad za oddalającym się daimlerem.

Dziewczęta odpowiedziały okrzykami i machaniem. Spotkanie na granicy majątku Milewiszki zaważyło na całym życiu Julii. Wakacje w kresowej posiadłości były bajkowe. Dziewczęta urządzały pikniki nad jeziorem, grały w tenisa, spacerowały po okolicy. Prędko okazało się, że tylko Julia nie może korzystać z największej atrakcji Milewiszek – jazdy konnej. Dziewczyna wychowana w mieszczańskiej rodzinie, nigdy nie siedziała w siodle. Zgodnie postanowiono, że trzeba temu zaradzić, zaś ojciec Jadwini podjął się roli nauczyciela. Pani Helena, matka Jadwini, zbyt późno zwróciła uwagę na rosnącą zażyłość męża i młodej nauczycielki. Dziewczyna pochodząca z gminu nie interesowała tej kobiety, niewinne flirty i małe romanse małżonka również. Ale w żadnym wypadku nie mogła dopuścić do towarzyskiej kompromitacji, która zniszczyłaby jej reputację, a na to się zanosiło.

Ojciec Jadwini zakochał się jak sztubak

Nie potrafił ukryć uczucia i stwarzał okazję do pikantnych plotek. Nie tracąc zimnej krwi, pani Helena w bardzo uprzejmy sposób zażądała wyjazdu Julii. Zaczęła obawiać się rywalki, którą do tej pory lekceważyła. Od jej życzenia nie było apelacji, dziewczyna została po cichu wyekspediowana do Warszawy. Zawsze zastanawiałam się, jak wyglądało rozstanie zakochanych. Julia płakała wyjeżdżając z Milewiszek, czy była zbyt dumna, żeby okazać słabość? Pytałam o to babcię, ale ona nie wiedziała. Julia nie zwierzyła się nikomu. Na czas wakacji wróciła do domu i czekała. Ojciec Jadwini zjechał za nią do stolicy kilka dni później. Idylla trwała kilka dni, potem wypadki potoczyły się błyskawicznie.

Przechodnie zauważyli chwiejącego się mężczyznę. Obok niego stała młoda kobieta. Starała się go podtrzymać, ale ciężar był ponad jej siły. Z daleka wyglądało, jakby szarpała się z mężczyzną.

– Obezwładnili ją i wezwali policję. Takie nieszczęście! Skąd on wziął się na naszej ulicy? Pewnie wracał do Julii. Po drodze spotkał swoją żonę. Zaczęli się kłócić, wywiązała się szarpanina, a ukochany Julki wpadł na krawężnik i niefortunnie upadł. Helena uciekła, a moją siostrę postawiono przed sądem, bo jej ukochany umarł w szpitalu. Pismaki osądziły Julię jeszcze przed wyrokiem, a to tylko dlatego, że była biedna. Ukuto historię o porzuconej kochance, która chciała się zemścić na znanym w towarzystwie ziemianinie, za to, że ją porzucił. A prawda była inna! On chciał uciec z Julią za granicę!

Nikt nie podejrzewał zazdrosnej i zranionej do żywego Heleny. Odgrywała rolę nieszczęśliwej żony, a to była bezwzględna, kuta na cztery nogi kobieta. Wolała zostać wdową, niż być porzuconą dla „byle kogo”, jak się wtedy mówiło.

– Co się z nią stało później? Po latach?

– Umarła w domu opieki. Luksusowo, ale samotnie. Córka zerwała z nią kontakty, więc może jednak prawda wyszła na jaw? 

Czytaj także:
„Mąż był całym moim światem, gdy zmarł, wpadłam w czarną rozpacz. Mimo to już na pogrzebie zakochałam się w sąsiedzie”
„Mój narzeczony zmarł miesiąc przed naszym ślubem. Zabrał do grobu nasze plany, marzenia, całą miłość i szczęście”
„Zaręczyłam się jeszcze w klasie maturalnej. Gdy ukochany przedwcześnie zmarł, nie umiałam się z nikim związać do 30-stki”

Redakcja poleca

REKLAMA