Wracaliśmy akurat z kina. Był piękny i, mimo marcowej pory, dość ciepły wieczór. Dlatego cieszyłem się, że uległem namowom moich dziewczyn i dałem się wyciągnąć na powrót dłuższą drogą, przez park.
– Patrz, tatusiu – Majeczka pociągnęła mnie za rękaw płaszcza. – Jakiś pan tam leży!
Spojrzałem i faktycznie – pod krzewem zobaczyłem postać skulonego mężczyzny.
– Trzeba sprawdzić – córka nie odpuszczała. – Może ma zawał? Pani nam mówiła ostatnio o znieczulicy społecznej, chodź!
Na moje oko facet wyglądał jak zwykły pijak. Zerknąłem w bok, na żonę, ona na mnie, a potem oboje popatrzyliśmy na rozemocjonowaną Maję. „Chyba trzeba chociaż rzucić okiem, żeby nie dawać jej złego przykładu” – pomyślałem. Mimo zapadającego mroku od razu rozpoznałem Mirka – czy raczej to, czym się stał, odkąd widziałem go ostatni raz na pogrzebie Teresy.
Nie miałem ochoty się nim zajmować
– Czy to przypadkiem nie…? – dobiegł mnie szept żony.
– Tak – potwierdziłem cicho.
– Wrócimy same, to już niedaleko – Bożena złapała małą za rękę. – Zajmij się nim, Robert.
Boże, następna kobieta w moim życiu, która czuje słabość do tego palanta?! Aż się wzdrygnąłem na tę myśl, lecz żona wzruszyła tylko ramionami:
– On nie może tak tutaj zostać – powiedziała po prostu. – To byłaby znieczulica społeczna. No i może zamarznąć.
Odeszły, a ja ciągle stałem niezdecydowany przy Mirku. Byłem zły, najchętniej skopałbym dziada. No ale przecież jestem kulturalny, więc nie zrobiłem tego. Czy jednak nie byłoby miło zostawić go tutaj, żeby lodowaty chłód nocy dał mu w kość? Może włączyłoby mu się logiczne myślenie? Właśnie popuściłem wodze wyobraźni, gdy – najwyraźniej czując obok siebie czyjąś obecność – Mirek jęknął cicho:
– Teresa?
„Chciałbyś, sukinsynu!” – zakląłem w myślach i schyliłem się.
– Policja! – ryknąłem mu nad uchem. – Wstawać!
Mirek drgnął i przekręcając się na drugi bok, zajęczał:
– Zastrzelcie mnie, panowie, i będzie po problemie.
Był cynicznym draniem, draniem pozostał, nic nowego. I co ja miałem właściwie zrobić? Szkoda, że nie zapytałem Bożeny: skoro jest taką samarytanką, pewnie miałaby jakiś pomysł. Na dobrą sprawę nie wiedziałem nawet, czy Mirek nie zdążył już przepić wychuchanego domku, który kupili z Teresą zaraz po tym, gdy… Po ich ślubie. W kieszeni jego kurtki znalazłem klucze i postanowiłem zaryzykować. Co innego mogłem zrobić? Chyba że odwiózłbym go do izby wytrzeźwień… Przez chwilę cieszyła mnie ta idea – do momentu, gdy wyobraziłem sobie, jak po powrocie przyznaję się do tego wyczynu żonie. Zmyłaby mi głowę jak nic.
Pobiegłem na pobliski postój taksówek i po chwili pertraktacji popartej obietnicą sowitego napiwku ładowaliśmy z kierowcą mojego byłego przyjaciela na tylne siedzenie auta. Przed domem najpierw wysiadłem sam i, modląc się, aby nie był zabezpieczony alarmem, poszedłem sprawdzić, czy znalezione klucze pasują do drzwi. Otworzyły się bez problemu. Ze środka wionął zapach długo niewietrzonych pomieszczeń, starego jedzenia i jeszcze – choć możliwe, że tylko sobie to wyobraziłem – ulubionych perfum Teresy, słodkich i mocnych.
– Jest tam ktoś? – zawołałem, stając w przedpokoju. – Halo!
Zapłaciłem taksiarzowi i zacząłem targać Mirka w kierunku domu. Samemu mu było ciężko… Poddałem się na tarasie: zostawiłem go na fotelu, a sam wszedłem, tym razem zapalając po drodze wszystkie światła. Nigdy dotąd tutaj nie byłem, mimo wielokrotnych zaproszeń. Mogłem się zmusić do zdawkowych rozmów na ulicy, ale do niczego więcej, nawet po tym jak związałem się już z Bożeną. Jedyne, na co się zdobyłem w tamtym okresie, to postawienie grubej krechy w moim życiu. Ponad nią nie było już miejsca ani dla Teresy, ani dla Mirka.
W szkole byliśmy nierozłączni
Tylko jedno pomieszczenie w całym domu było czyste, prawdopodobnie dlatego, że Mirek go nie używał – ich dawna małżeńska sypialnia. Wycofałem się z niej. W ostatniej chwili zgarnąłem tylko ze stolika przy łóżku małą fotografię Teresy w prostej, drewnianej ramce, i włożyłem ją do wewnętrznej kieszeni płaszcza. Potem ogarnąłem trochę w salonie, zrzucając brudne łachy na jeden z foteli, i zawlokłem nieprzytomnego Mirka na sofę.
Dopiero w świetle lampy zobaczyłem, jak bardzo się zmienił. Był ledwo cieniem tego złotego chłopca, którego kiedyś znałem. Podłożyłem mu pod głowę poduszkę, nakryłem kocem… W kąciku ust przy każdym oddechu pojawiała mu się i pękała banieczka śliny; patrzyłem na nią zafascynowany, a wreszcie starłem ją rąbkiem serwetki.
Myślałem o tym, jak go poznałem. Był pierwszym chłopakiem, który zaakceptował mnie w nowej szkole, gdy przeprowadziłem się z rodzicami do miasta. Obrywałem od wszystkich, aż któregoś dnia Mirek po prostu odkleił się od ściany, jakby go to znużyło, nakładł hersztowi po pysku, i stałem się nietykalny. Kochałbym go na wieki, nawet gdyby to był jednorazowy kaprys, ale do tego zaprzyjaźniliśmy się. Dzięki niemu stałem się tym, kim jestem. W sumie to on mnie ukształtował: rozmowami, lekturami i wspólnymi przeżyciami. Czy gdyby nie Mirek, poszedłbym w ogóle do liceum, a potem na studia? Wątpię.
Teraz mój eks-przyjaciel leżał tu, a ja nie czułem do niego nic prócz nienawiści i obrzydzenia. Nasze drogi rozeszły się zaraz po obronie, bynajmniej nie z mojej inicjatywy – to on postanowił szukać szczęścia za oceanem. Bez jego wsparcia byłbym zagubiony jak dziecko we mgle, gdyby w moim życiu niczym cud nie pojawiła się Teresa.
Dotknąłem kieszeni płaszcza. Nawet nie musiałem wyjmować zdjęcia Teresy – jej obraz wciąż był ze mną: długie, ciemne włosy, ogromne, fiołkowe oczy, dołeczki w policzkach. I miała na sobie suknię w drobne kwiatuszki, którą kupiliśmy razem w czasie naszego pierwszego wypadu do Krakowa… Czy Mirek o tym wiedział? Czy by go to obeszło?
Kiedy napisałem mu, że się żenię, odpowiedział, że chciałby być świadkiem. Ameryka go rozczarowała, więc i tak myślał o powrocie, przynajmniej więc ustali konkretny termin. Jak zwykle traktował życie lekko, z tym wdziękiem i nonszalancją, które tak mnie zawsze pociągały. Co tu dużo mówić: gdyby go porównać do konia pełnej krwi, ja stanąłbym obok jak solidna szkapa pociągowa – zupełnie bez polotu! Może nie najbrzydszy, ale nudny, szary.
Kiedy dziś myślę o tamtym czasie, wydaje mi się, że nigdy – ani wcześniej, ani później nie byłem równie szczęśliwy. Jakby oko Boga spoczęło na mnie i Wszechmocny stwierdził nagle: „Robert! Taki porządny gość, a mnie zostało sporo łaski z zeszłego roku. Dam mu wszystko. Zasłużył, chłopina!”. No a naiwny Robert pławił się w tej idylli, myśląc, że tak będzie odtąd zawsze.
Zrozumiałem, jak bardzo ją kocham
Mirek chrapnął głośno i odwrócił się do mnie plecami. Może i lepiej – przynajmniej nie musiałem już dłużej patrzeć na tę jego zdradziecką gębę. Uświadomiłem sobie, że pora wracać do domu; zabezpieczyłem „zwłoki”, mogę zdać relację mojej Florence Nightingale. Zaraz, Bożena na pewno zrobiłaby jeszcze herbatę. To śmieszne, ale moja żona uważa ten napój za panaceum na wszelkie kłopoty, łącznie z duchowymi… Jeżeli powiem, że zostawiłem Mirkowi pełną szklankę, z pewnością uzna, że spełniłem zadanie. Ruszyłem do kuchni i wtedy usłyszałem głos Mirka:
– Żałuję, że wtedy wróciłem ze Stanów, Robert. Ciągle o tym myślę. Naprawdę żałuję.
Wcale się nie zdziwił, widząc mnie obok! Co właściwie mu się wydawało?! Że jestem jakimś jego aniołem stróżem?!
– Może ty byś lepiej Teresy dopilnował? – mówił dalej. – Bardziej dbał? Ciągał po lekarzach, walczył o dodatkowe badania? Zawsze byłeś taki zaradny, wiedziałeś, co należy robić.
– Nie dziwisz się, że tu jestem? – zapytałem, bo zabrakło mi pomysłu, co odpowiedzieć.
– A jesteś? – odwrócił się, spojrzał przytomniej. – Naprawdę? Ja ciągle z tobą gadam.
Usiadłem obok niego, zupełnie odruchowo, choć jeszcze chwilę temu wcale bym się o taki gest nie podejrzewał.
– Jedno jest pewne – sam ze zdumieniem słuchałem swoich słów. – Teresa nigdy nie byłaby ze mną tak szczęśliwa jak z tobą. Kiedy się zjawiłeś, rozpaliłeś w niej światło, o którego istnieniu nawet nie wiedziałem.
Zamknął oczy, a ja poszedłem zrobić tę nieszczęsną herbatę. Potem postawiłem ją na stoliku i rzuciłem w jego stronę:
– Trzymaj się, chłopie. Żyj tak, jakby wciąż tu była… Może jest?
Nie odpowiedział.
„Bożena pewnie się niepokoi, a skoro nie dzwoni, to tylko z delikatności” – pomyślałem. I nagle dotarło do mnie, jak bardzo ją kocham. To ona i Maja nadawały sens wszystkiemu! Idąc do drzwi, zajrzałem jeszcze do sypialni i odstawiłem na miejsce zdjęcie Teresy. W moim życiu teraz już nie ma na nie miejsca.
Czytaj także:
„Stałam się matką dla chłopca, który mnie okradł. To matka nauczyła go >>przerabiać<< ludzi na kasę”
„Przy dzieciach zapomniałam, co to sen, a mąż chce kolejne. Nie mam czasu iść do łazienki, bo ciągle słyszę >>mamo!<<”
„Sąsiadki plotkują, że moja lokatorka to puszczalska. Może i sypia z żonatym, ale za to w domu pomoże i płaci na czas”