„Najbliższą rodziną męża był... telewizor. Wnuki ciągle pytały, dlaczego dziadek woli patrzeć w ekran niż się z nimi bawić”

Dla męża najważniejszy był telewizor fot. Adobe Stock, pololia
„Niestety często okazywał im zniecierpliwienie albo wręcz wprost mówił, że mu przeszkadzają, bo >>ogląda<<. Kiedy dziadek oglądał, nie wolno było do niego mówić, a najlepiej nie przebywać w tym samym pomieszczeniu. Tylko że on siedział przed telewizorem przez jakieś dwanaście godzin na dobę! Dzieci tego nie rozumiały. Ja w sumie też nie”.
/ 20.07.2022 13:15
Dla męża najważniejszy był telewizor fot. Adobe Stock, pololia

– Hania, otwórz, ktoś dzwoni! – krzyknął Miecio z głębi swojego fotela.

To była nasza córka i dwoje wnuków, Agatka i Maciek. Mieliśmy z Mietkiem się nimi zająć przez sobotę.

Dzieciaki oczywiście szalały z radości

– U babci zawsze jest super i fajnie! – oznajmiały matce za każdym razem, kiedy odbierała je z sakramentalnym pytaniem „i jak było?”.

Było w tym sporo mojej zasługi, to ja wymyślałam im gry i zabawy, pozwalałam rujnować kuchnię podczas prób wspólnego gotowania, piekłam ciasto bananowe i śpiewałam z nimi piosenki. Dlatego chyba mówiły „u babci”, a nie „u babci i dziadka”. Ledwie za córką zamknęły się drzwi, Maciek pobiegł do dużego pokoju, przywitać się z dziadkiem.

– Dziadziuś, a jak byłeś mały, to miałeś konsolę? Bo ja właśnie dostałem!

Za nim podążała Agatka, piszcząc coś o piesku, którego widziała.

– Cicho, zaraz skacze Kamil Stoch! – zareagował mąż. – Hania, zabierz ich stąd! Oglądam!

Dzieci spojrzały na mnie rozczarowane, ale to nie był pierwszy raz, więc po prostu wycofały się do kuchni. Niestety Mietek często okazywał im zniecierpliwienie albo wręcz wprost mówił, że mu przeszkadzają, bo „ogląda”. Zawsze wymawiał to słowo tak, jakby oznaczało, że co najmniej rozmyśla nad lekarstwem na raka albo przepisem na pokój na świecie. Kiedy Miecio „oglądał”, oznaczało to, że nie wolno do niego mówić, a najlepiej nie przebywać w tym samym pomieszczeniu. Tylko że on siedział przed telewizorem przez jakieś dwanaście godzin na dobę!

– Mógłbyś wyłączyć chociaż na czas, kiedy wnuki są tutaj – sugerowałam. – Wiesz, że chcą spędzić z tobą trochę czasu. No i jaki ty im dajesz przykład z tym nosem ciągle w telewizorze?

– Cicho! Mówią o podatkach dla banków! – syczał, a potem sięgał po pilota, żeby pogłośnić. – Daj mi pooglądać!

Czasami udawało mi się wzbudzić w nim poczucie winy

Wtedy wyłączał telewizor. Ale częściej okazywało się, że po programie publicystycznym był dobry film, a po dobrym filmie transmisja sportowa – i tak w kółko. Mietek potrafił nawet wstać od kuchennego stołu i jeść zupę, trzymając talerz na kolanach, żeby nie stracić odcinka jakiegoś serialu. Jakby nie dawali powtórek po dziesięć razy w tygodniu! Kiedy byłam z nim w domu sama, jakoś umiałam sobie z tym poradzić. Po prostu zjadałam obiad w dużym pokoju, żeby zachować choć trochę pozorów, że jemy razem. Wieczorami siadywałam z szydełkiem na kanapie i razem z Mietkiem oglądałam filmy, rano smarowałam bułki przy telewizji śniadaniowej.

Bolało mnie tylko, kiedy mąż ignorował wnuki, które tak bardzo chciały coś mu opowiedzieć, pokazać, pobyć z nim.

– Babciu, dlaczego dziadek zawsze ogląda telewizję, jak przychodzimy? – zapytała kiedyś Agatka. – Nam mama każe wyłączać, jak przychodzą goście.

Odpowiedziałam coś wymijająco, że akurat wtedy lecą jego ulubione programy czy coś, no bo jak miałam wytłumaczyć zachowanie dorosłego mężczyzny? Kiedyś jednak Maciek zapytał mnie wprost, czy jest jakaś pora w ciągu dnia, kiedy dziadek nie ogląda telewizji. Kiedy „jest wolny”.

– Bo my możemy poprosić mamę, żeby nas przyprowadzała wtedy, kiedy nie ma ulubionych programów dziadziusia – zasugerował z nadzieją.

To był cudowny, spokojny wieczór

Biedak, nie wiedział, że nie było takiej pory nigdy! Dzieci musiały to w końcu jakoś zrozumieć. Żeby im to wynagrodzić, starałam się je jak najlepiej zająć, kiedy były u nas. Sporo graliśmy w gry planszowe, a któregoś dnia córka przyniosła tor dla pociągów i karton modeli do sklejania.

Dostali to od drugiej babci. Zaczęliśmy już w domu… – wyjęła całkiem udany kartonowy model stacji kolejowej i drewnianą lokomotywę z dwoma wagonikami. – Ale tutaj u was, mamo, jest więcej miejsca. Może się pobawicie razem w sklejanie? Tata kiedyś sklejał modele, pewnie mu się spodoba ta kolejka.

Dzieciom więcej nie było trzeba. Natychmiast pomknęły do dużego pokoju, błagać dziadka, żeby usiadł z nimi do sklejania. Obie z córką patrzyłyśmy z żalem na ich smutne minki, kiedy Mietek praktycznie wyrzucił wnuki do kuchni, bo „ogląda”.

– Dziadek ogląda program – oznajmił ponuro Maciek.

Tym razem dzieciaki miały u nas zostać na cały weekend, bo córka i zięć jechali na wesele na drugi koniec Polski. Wnuki cieszyły się na trzy dni u dziadków, miało być „super i fajnie”, jak zawsze. Tyle że chwilowo Agatka walczyła ze łzami, a Maciek nerwowo wierzgał nogą na wysokim stołku.

– Może dziadziuś potem z wami poskleja – próbowała pocieszyć je ich mama. – Albo jutro?

Na szczęście jakimś cudem Mietek usiadł z nami do kolacji w kuchni, zostawiwszy wyłączony telewizor. Zjedliśmy parówki i kanapki, dzieciaki opowiedziały, co w przedszkolu i zerówce, Agatka zademonstrowała po kolacji krok krakowiaczka, którego nauczyła się na rytmice. Wydawało się, że Mietek nawet dobrze się czuje, rozmawiając z wnukami, bo został z nami aż do momentu, kiedy dzieci miały się kąpać, a potem słuchać w łóżku bajek.

– Czekajcie, najpierw ja wezmę szybki prysznic, bo zaraz mam dobry film – rzucił jednak na koniec.

Czar prysł.

Znowu stało się jasne, co jest dla niego najważniejsze…

Jednak tego wieczoru Mietek nie pooglądał filmu. Telewizor nie chciał się włączyć, nerwowe naciskanie przycisku na pilocie nic nie dało.

– Maciek, zajrzyj no, czy przypadkiem wtyczka nie wypadła z gniazdka – polecił mąż wnukowi.

Chłopiec posłusznie się położył na podłodze, żeby zajrzeć pod regał.

– Wtyczka siedzi na miejscu – zakomunikował, wstając. – Pewnie się zepsuł. Tacie zepsuł się raz komputer, tak samo się nie włączał. Trzeba było oddać do naprawy.

– Ale jak ja oddam do naprawy telewizor w piątek wieczorem? – zmartwił się Mietek. – Hania, musimy rano zadzwonić i kogoś wezwać.

Kiwnęłam głową, ale prawdę mówiąc nie zamierzałam nigdzie dzwonić. Mnie pasowało, że telewizor się zepsuł. W domu wreszcie była cisza, nikt się nie kłócił o podatki bankowe ani o kwestię imigrantów we Francji, nikt nie wydzierał się „Leeeeci!” albo „Goooool!”. Nareszcie. Kiedy dzieci poszły spać, Mietek, chyba z nudów, zaczął ze mną rozmawiać, a potem zaproponował, żebyśmy posłuchali muzyki. Dawno tego nie robiliśmy. Dawno też się nie przytulaliśmy i nie piliśmy wina w łóżku…

Ale rano Mietek rozpoczął dzień od szukania numeru do serwisu. Przestraszyłam się, że zaraz go znajdzie, ktoś przyjdzie, naprawi pudło i mąż znowu zniknie w swoim fotelu.

– Mam! – zawołałam, wybierając na telefonie stary numer mojej siostry, od miesięcy zupełnie głuchy. – Dzień dobry, chciałam wezwać kogoś do zepsutego telewizora… Dopiero w poniedziałek? Ale jak to? – udałam oburzenie, odwracając się plecami do Mietka. – No tak, rozumiem, jest weekend. No dobrze, to zadzwonię jeszcze raz w poniedziałek rano.

Taki też miałam plan

Chciałam przeżyć spokojny weekend z mężem i wnukami, bez telewizji. A potem jakoś to załatwić, żeby Mietek się nie dowiedział o moim małym oszustwie. Miecio nagle stał się innym człowiekiem! Sam z siebie zaproponował sklejanie modeli, potem poszliśmy wszyscy na spacer, zjedliśmy pyszny obiad, który pomógł mi gotować. W niedzielę on i dzieci dokończyli budowanie kolejki i przed kilka godzin bawili się w puszczanie pociągu po torach i zawiadowanie stacją.

Graliśmy też w gry i oglądaliśmy albumy z czasów, gdy byliśmy młodzi. Kiedy córka przyjechała po dzieci, ja cieszyłam się na kolejny spokojny wieczór tylko z mężem. W lodówce już chłodziło się białe wino, a w kuchni Miecio właśnie dekorował kanapeczki. Aż westchnęłam na myśl, że to pewnie nasz ostatni taki romantyczny wieczór na długi czas. Bo rano przyjdzie serwisant i…

– Wiesz co? – szepnął mi na ucho przy pożegnaniu Maciek. – Nie musisz nigdzie dzwonić. Wystarczy, że włożysz wtyczkę do gniazdka, bo to my z Agatką ją wyjęliśmy. Telewizor działa, tylko chcieliśmy po prostu pobawić się z dziadziem…

Wyprostowałam się, zaskoczona. Więc oni to wymyślili?! Przedszkolaki? Przecież to było genialne! I jakim cudem ja na to wcześniej sama nie wpadłam? W nocy wstałam i włożyłam wtyczkę do gniazdka. Rano niby przypadkiem nacisnęłam przycisk na pilocie i telewizor cudownie ożył.

Świetnie, nie trzeba nikogo wzywać – ucieszył się Mietek.

Westchnęłam ciężko. Mąż wrócił do rutyny przed telewizorem, a ja do swojej „samotności we dwoje”. Ale potem przyszło mi do głowy, że przecież nasz telewizor jest już dość stary. Może jeszcze nie raz tak się zepsuje. Raz na jeden wieczór, innym razem na cały weekend? A jeśli mąż odkryje, jak to się dzieje, powiem mu bez ogródek i wtedy niech się zastanowi, dlaczego wnuki i żona wyciągają wtyczkę z gniazdka.

– Zobacz, leci program o japońskich dzieciach! – zawołał mnie koło południa. – Niesamowite, jakie te dzieci mądre! Potrafią zbudować robota!

„Nasze wnuki mądrzejsze – pomyślałam i uśmiechnęłam się pod nosem. – Potrafią zbudować makietę stacji kolejowej z dziadkiem, który wcale, ale to wcale, tego nie planował!”.

Czytaj także:
„Gdy zmarł teść, teściowa się zmieniła. Obsesyjnie interesowała się naszym życiem, nieproszona cerowała moje majtki”
„Czułam, że to dziecko musi żyć. Próbowałam odwieść Kasię od usunięcia ciąży i miałam rację. To dziecko uratowało jej życie”
„Adrian miesiącami mnie dręczył i prześladował. Policja mnie zbyła. Zainteresują się dopiero, gdy zrobi mi krzywdę”

Redakcja poleca

REKLAMA