„Naiwna Jadzia uwierzyła bratanicy i przepisała jej mieszkanie za opiekę. Smarkula robi wszystko, by wykończyć staruszkę”

Kobieta, która dała się wykorzystać fot. Adobe Stock, Pixel-Shot
„Jej życie przez ostatni rok mogło posłużyć za scenariusz do telewizyjnego serialu. Mimo że ja przewidywałam problemy, nie chciała mnie słuchać. Nazywała pesymistką i zarzucała brak wiary w ludzi i w więzi rodzinne”.
/ 25.04.2022 16:05
Kobieta, która dała się wykorzystać fot. Adobe Stock, Pixel-Shot

Panią Jadzię z drugiego piętra znam bardzo dobrze, bo przyjaźniła się z nią moja nieżyjąca już mama. Starsza pani mieszka w naszej kamienicy „od zawsze”. Ma dziewięćdziesiąt lat i nadal cieszy się dobrym zdrowiem, oczywiście jak na swój wiek.

W ubiegłym roku, gdy założyłam firmę i zaczęłam pracować w domu (jestem tłumaczką), zaproponowałam, że będę jej gotować obiady. Dla mnie to żaden problem, zwłaszcza że gotowanie dla dwóch osób jest bardziej racjonalne niż dla jednej.

Pani Jadzia ma kłopoty ze stawem biodrowym i stanie przy kuchni było dla niej od jakiegoś czasu męczące. Nie ukrywam, że dodatkowe, nawet tak niewielkie pieniądze, bardzo mi się przydały. Po rozwodzie zostałam z przysłowiową jedną walizką…

Pani Jadzia jednak odmówiła. Podziękowała mi i zapewniła, że tu nie chodzi o pieniądze ani o inne względy, i że jest mi bardzo wdzięczna za tę propozycję.

– Ewuniu, słonko, już niedługo będę miała kogoś, kto się o mnie zatroszczy – powiedziała z tajemniczą miną.

„O rany, znalazła sobie jakiegoś faceta?” – przeleciało mi przez głowę.

– A kto to jest? – spytałam ostrożnie.

– To córka mojej bratanicy – wyjaśniła pani Jadzia. – Właśnie rozpoczęła studia w Warszawie i wynajmuje z dwoma koleżankami mieszkanie. Bratanica zaproponowała mi, że gdybym podarowała Kasi swoje mieszkanie, to Kasia w zamian będzie się mną opiekować. To znaczy będzie robić zakupy, coś ugotuje, zaprowadzi do lekarza. Właściwie to ja mam jeszcze dwóch takich krewnych, ale to są mężczyźni – przypomniała sobie staruszka. – Ja nie chcę w domu żadnych mężczyzn, bo nie dość, że nie mają cierpliwości do starych ludzi, to jeszcze lubią piwo…

A jednak pani Jadzia nie ustrzegła się kłopotów

Jej życie przez ostatni rok mogło posłużyć za scenariusz do telewizyjnego serialu. Mimo że ja przewidywałam problemy, wynikające z takiej sytuacji, nie chciała mnie słuchać. Nazywała pesymistką i zarzucała brak wiary w ludzi i w więzi rodzinne.

„Jakie więzi istnieją pomiędzy wiekową panią, a jej dwudziestoletnią daleką krewną, w dodatku mieszkającą dotąd 150 kilometrów od Warszawy! – myślałam. – Ale to przecież jej sprawa. Powiedziałam swoje i nie będę się więcej wtrącać”.

Akt notarialny darowizny został podpisany zgodnie z prawem, u notariusza. A czego w nim nie było! Pani Jadzia miała zapewnione dożywocie w tym mieszkaniu. Kuzynka Kasia miała mieszkać w jednym pokoju, z używalnością kuchni i łazienki, pani Jadzi zapewniono dwa pokoje.

Kasia zobowiązała się do sprawowania opieki nad starszą panią, a w zakres opieki wchodziły te wszystkie sprawy, o których mówiła mi pani Jadzia. W zamian mieszkanie stawało się własnością Kasi. Pani Jadzia w dalszym ciągu miała opłacać czynsz i media. Stać ją było na to, pobierała dość wysoką rentę po mężu wojskowym.

Pierwsze zgrzyty pojawiły się przed sesją egzaminacyjną nowej lokatorki. Raz w tygodniu przynosiłam pani Jadzi przeczytane tygodniki, a ona zapraszała mnie wtedy na kawę. Tego dnia siedziała jakaś smutna, na stole stał talerz z resztką obiadu: ryżem z musem jabłkowym.

– Teraz Kasia nie ma czasu. Pracuje co prawda tylko na pół etatu, ale uczy się do egzaminów – usprawiedliwiała dziewczynę.

Sesja egzaminacyjna szczęśliwie się zakończyła, lecz zauważyłam, że starsza pani już nie okazuje takiego entuzjazmu, jak przed podjęciem decyzji o darowiźnie.

– Bałaganiara ta moja Kasia – narzekała nieraz. – Nie zmywa naczyń po sobie, pewnie uważa, że jak ja jestem w domu, to z nudów powinnam to za nią robić. – Piżamę zostawia stale na pralce, w kuchni są niedomknięte szuflady i otwarte drzwiczki do szafek. Ech, no ale w moim wieku trudno się przyzwyczaić do czyjejś obecności w swoim domu.

„A nie mówiłam?!” – cisnęło mi się na usta, ale oczywiście nic nie powiedziałam.

– Jakoś się dotrzecie – pocieszałam.

– Trzeba jej tylko spokojnie zwrócić uwagę raz i drugi, a będzie po sobie sprzątać.

To było jednak nic, w porównaniu z tym, co miało nastąpić. Któregoś dnia pani Jadzia przyszła do mnie bardzo zdenerwowana.

– Kasia przyprowadziła wczoraj swojego chłopaka i powiedziała, że będzie z nami mieszkał – powiedziała przygnębiona.

– No cóż, to już jest Kasi mieszkanie. Trzeba się pogodzić z jej decyzją. Wie pani, mężczyzna w domu też się przyda.

– Tak, raz w roku wbije gwóźdź w ścianę albo zmieni uszczelkę. Jeśli oczywiście będzie potrafił – pani Jadzia była sceptycznie nastawiona do korzyści wynikających z mieszkania z facetem. – Trudno, muszę się z tym pogodzić. Ale… – zawahała się. – Chyba jednak zrobiłam głupstwo – przyznała jakby ze wstydem.

Wkrótce pani Jadzia praktycznie została pozbawiona dostępu do dużego pokoju, bo młoda para stale w nim przesiadywała. Pokój Kasi był mały, a w dodatku Paweł przywiózł swoje rzeczy. Na pociechę kupili telewizor do pokoju staruszki.

Z utrzymaniem czystości w mieszkaniu było coraz gorzej. Pani Jadzia skarżyła mi się, że na pralce pojawiły się różne męskie akcesoria, na półce pod lustrem rozmazana pianka do golenia, żel do włosów, no i nieświeże skarpetki porozrzucane po mieszkaniu!

Była skrępowana obecnością obcego mężczyzny, który rano lubił chodzić w samych slipach… Zauważyłam, że sąsiadka jest coraz smutniejsza i każdą prawie wizytę u mnie kończyła słowami:

– Pora umierać, Ewuniu.

Jak długo potrwa ta sielanka? Miesiąc?

Po kilku tygodniach od wprowadzenia się Pawła, przyszłam jak zwykle z kilkoma czasopismami. W mieszkaniu pani Jadzi był spory ruch. Na środku dużego pokoju stały wielkie torby, meble zmieniły swoje położenie, a w przedpokoju kręciła się jakaś dziewczyna, wieszając w szafie ubrania.

– Niech pani zamknie drzwi – szepnęła słabym głosem staruszka.

– Kim jest ta dziewczyna? – spytałam zaintrygowana, ściszając głos.

– To siostra Pawła. Ona też tu będzie mieszkać – usłyszałam.

Z wrażenia aż przysiadłam na krześle. Co ja właściwie miałam powiedzieć tej biednej staruszce, która miała nadzieję na poprawę swojej sytuacji i opiekę na starość, a spotykały ją tylko kłopoty i uciążliwości?

– Pani Jadziu, może pani jeszcze odwołać tę darowiznę. Kasia przecież nie przestrzega zobowiązań zawartych w akcie darowizny, tym samym jest jej niegodna. To można przeprowadzić, tylko niestety na drodze sądowej – poradziłam jej.

– Gdzie ja się będę na starość włóczyć po sądach. Ani siły na to nie mam, ani zdrowia! – machnęła ręką.

– Ale na pewno można coś na to zaradzić! Na pewno… – upierałam się, choć wcale nie byłam tego taka pewna.

Pani Jadzia tylko pokręciła głową. Była przybita i ręce jej się trzęsły z nerwów. Informacje o nowej lokatorce wcale nie były optymistyczne. Zainstalowała się w pokoju Kasi, a Kasia z chłopakiem wprowadzili się do dużego pokoju.

Dziewczyna była bezczelna. Zwróciła pani Jadzi uwagę, że za głośno nastawia telewizor, a jej to przeszkadza w nauce. Odtąd moja udręczona sąsiadka praktycznie nie wychodziła ze swojego pokoju.

– Kasia chce mnie chyba wykończyć – biadoliła, popijając melisę, którą jej zaparzyłam dla poratowania nerwów.

Aż któregoś dnia wieczorem zadzwoniła do mnie i krzyknęła tylko:

– Niech pani przyjdzie zaraz do mnie!

Prawie zbiegłam z czwartego piętra na drugie i bez pukania chwyciłam za klamkę. Drzwi były otwarte. W dużym pokoju meble były poustawiane tak jak dawniej, a na wersalce siedziała pani Jadzia, z uśmiechem na twarzy.

– Paweł wyprowadził się razem z siostrą! – oznajmiła z triumfem. – Kasia straciła chłopaka, a ja odzyskałam spokój. Oj, jak mi dobrze, Ewuniu miła.

Ja też się ucieszyłam. Staruszka jakby odżyła. Pomogłam jej doprowadzić mieszkanie do porządku. Wyrzuciłam z balkonu kilkanaście butelek po piwie, a z kuchni jakieś kartony i pojemniki. W pokojach powycierałam kurze i umyłam mopem podłogi. Poprasowałam jej rzeczy. Uznałam, że na Kasię i tak nie ma co liczyć.

– Ewuniu, dziecko, nie chciałabym ci sprawiać kłopotu, ale gdyby ta propozycja odnośnie gotowania dla mnie obiadu była jeszcze aktualna, to ja bardzo chętnie… – powiedziała pani Jadzia.

Wciąż jednak martwię się o swoją sąsiadkę… Ale czy da się wychować tę samolubną smarkulę?

Czytaj także:
„Iwona zrobiła mi pranie mózgu i oskarżyłam męża o zdradę. Nagadała mi, że zamiast ryb, na pewno łowi inny gorący towar”
„Nie wierzyłam w przyjaźń damsko-męską Darka i tej Anki. Czułam, że łasa na cudzych facetów jędza zagięła na niego parol”
„Ojciec zaplanował mi życie. Ślub, małżeństwo bez miłości i wysoki posag. Nie było tu miejsca na mnie i moje potrzeby”

Redakcja poleca

REKLAMA