Kiedy inni opowiadali o wczasach – wyjazdach nad morze, w góry, pod namiot czy do jakichś cudownych zagranicznych kurortów, ja tylko przewracałam oczami. Nie widziałam w tym kompletnie nic ciekawego. Wolałam skupić się na pracy i na tym, co miałam w domu.
Unikałam wakacji jak ognia
Poza tym, niby z kim miałam tam jechać? Nie związałam się z żadnym facetem, bo jakoś tak nie było mi z nikim po drodze, a sporo obowiązków i ważne stanowisko w korporacji nie ułatwiały poszukiwań. Właściwie to nawet się nie starałam, bo i nie miałam na to siły.
Mogłabym się wybrać z przyjaciółkami, ale zarówno Gosia, jak i Kalina miały mężów. Nie chciałam im psuć żadnych planów, a wiedziałam, że faceci na pewno poczuliby się odrzuceni, gdybym zaproponowała, żebyśmy pojechały gdzieś we trzy. Sama… jakoś nie miałam w sobie takiej motywacji, żeby się gdzieś wybrać.
I chociaż tęskniłam za plażami, którymi przechadzałam się w dzieciństwie, gdy rodzice zabierali mnie na wakacje, twardo trzymałam się wersji, że mam ważniejsze sprawy na głowie. Wieczorne wyjścia z dziewczynami musiały mi wystarczyć.
Tego lata było jednak inaczej. Gosia i Kalina uparły się, że muszę jechać z nimi. Ich mężowie znaleźli podobno jakąś świetną miejscówkę nad polskim morzem i obie nalegały, żebym zabrała się z nimi.
– No Kamila, nie daj się prosić – jęczała Gosia. – Nigdy z nami nigdzie nie jeździsz!
– Będzie fajnie – przekonywała Kalina. – Zobaczysz! Będziemy się świetnie bawić!
Co miałam robić? Gdybym odmówiła, wyszłabym na jakąś dzikuskę, a one byłyby rozżalone przez najbliższe pół roku. Chcąc nie chcąc, musiałam ustąpić.
Czułam się tam jak piąte koło u wozu
O ile w samochodzie, który prowadził Bartek, mąż Kaliny, było jeszcze w porządku, to na miejscu od razu poczułam, że ten wyjazd to był bardzo głupi pomysł. Miałam wrażenie, że wszędzie się za nimi ciągam – jak na doczepkę. Oni parami – ja dwa kroki za nimi. Przy stole w knajpie niby siedzieliśmy razem, ale zdawało mi się, że im przeszkadzam. Zwłaszcza Dawidowi, mężowi Gosi, który łypał na mnie co chwila z jawną niechęcią.
Posnułam się więc za nimi przez pierwszy dzień, drugiego posiedziałam z nimi na plaży, ale kiedy późnym popołudniem chcieli się wybrać na jakąś miejscową imprezę, wymówiłam się bólem głowy.
– Kama, no co ty! – żachnęła się Kalina. – Drugi dzień, a ty już odpuszczasz?
– Daj jej spokój – łagodziła Gosia. – Słońce takie mocne, może ją od niego głowa rozbolała. Tyle na tej plaży siedzieliśmy…
– Tak, tak – zawtórował żonie Dawid, wietrząc okazję do pozbycia się mnie choć na chwilę. – Niech lepiej zostanie w pokoju i sobie odpocznie.
Bartkowi było chyba wszystko jedno, bo tylko wzruszył ramionami i mruknął, że jak tam uważamy. Koniec końców udało mi się ich wysłać na imprezę samych. W gruncie rzeczy, wcale nie chciałam siedzieć w hotelu. Uznałam, że aby ochłonąć, a przy okazji rozruszać trochę zastałe kości, idealny będzie samotny spacer nad morze. Chciałam trochę połazić po plaży, może też obejrzeć nadchodzący zachód słońca.
W ten sposób zrobiłabym coś dla siebie, przekonując się, że ten wyjazd nie był kompletną pomyłką. Prawdopodobieństwo, że wpadnę na przyjaciółki, było raczej znikome. Zresztą, z daleka może nawet by mnie nie rozpoznały. Uspokojona, wyszłam z hotelu, by zrealizować swój plan.
Alvara zobaczyłam na plaży
Tak, on pierwszy zwrócił moją uwagę. Wysoki, czarnowłosy, o znacznie ciemniejszej karnacji Jego południowa uroda po prostu przyciągała. Z miejsca byłam pewna, że nie jest Polakiem. Nie spacerował, nie odpoczywał, tylko poszukiwał dobrego kadru, kierując obiektyw swojego aparatu na morze. Wyraźnie jednak coś mu nie pasowało, bo krzywił się i rozglądał wokół. W końcu jego wzrok wpadł na mnie. Dostrzegłam błysk w ciemnych oczach. A może tylko mi się zdawało?
– E… przepraszam? – zaczął, idąc w moją stronę. Mówił po polsku, jednak z wyraźnym akcentem.
– Tak? – Odchrząknęłam i ostrożnie wygładziłam sukienkę.
Podszedł do mnie i uśmiechnął się szeroko.
– Ja… jest pani taka piękna… – jego uśmiech jeszcze się poszerzył. – Mogłaby… zapozować? Tam, morze, żeby było za nią.
W pierwszej chwili pomyślałam, że to żart, ale mężczyzna wcale nie wyglądał na dowcipnisia. I bardzo mu zależało na tych zdjęciach. Mnie, na tle zachodu słońca. Czemu miałabym się nie zgodzić?
To, jak na mnie patrzył, gdy pozowałam, sprawiało, że motyle same budziły się w moim brzuchu. Sądziłam, że ten wakacyjny wyjazd to będzie totalna porażka, a tymczasem wpadłam prosto na egzotyczne ciacho. W dodatku, co zresztą najważniejsze, żywo mną zainteresowane. Tak mi się przynajmniej wydawało.
Gdzieś po drodze wyciągnęłam od niego jego imię, sama też się przedstawiłam, a potem zabraliśmy się do pracy. Nigdy nie podejrzewałam, że stanę się modelką. Bo Alvaro był fotografem, który przyjechał do Polski, bo miał tu dobrego kolegę. Dlatego też tak świetnie znał język. Podobno na żadnym wyjeździe nie rozstawał się ze swoim aparatem. I zawsze szukał dobrych ujęć.
– Ty jesteś piękna, Kamila – powiedział mi, gdy usiedliśmy obok siebie na piasku, by podziwiać rezultat jego pracy. – I zachód jest piękny. Cieszę się, że my się spotkali. Jesteś… wyjątkowa kobieta.
Poczułam się jego muzą
Z Alvarem czułam się bardzo swobodnie, co nieco mnie dziwiło, bo zwykle średnio dogadywałam się z facetami. Najpierw przyznał, że szedł plażą, urzeczony widokami i kompletnie nie wie, dokąd doszedł. Przekonałam go, że nie dam mu się zgubić i na pewno jakoś dojdziemy do tego, jak daleko się zapuścił w tej swojej wędrówce.
Dużo mi o sobie opowiedział – o swoim życiu w Hiszpanii, które jednak ostatnio strasznie go nużyło.
– Chcę zmian, Kamila – mówił. – Nie tak, jak teraz. Jestem sam. Rodzina… nie rozumieją. Nie wiedzą, że ja tam się duszę.
W rewanżu opowiedziałam mu o swojej pracy. O tym, że nie mam właściwie na nic czasu i boję się angażować w związki. Przyznałam, że całe moje życie to tak naprawdę kariera, od której nie mogę się oderwać, bo mam wrażenie, że to jedyne, co robię dobrze. Trochę mi było głupio zwierzać mu się z tego wszystkiego, ale on słuchał z zaangażowaniem, jakby doskonale mnie rozumiał i wcale nie uważał za niemądrą.
– Miłość ważna, Kamila – powiedział stanowczo i spojrzał mi głęboko w oczy. – A może ja… znaleźć miłość? Teraz?
Znów myślałam, że sobie ze mnie żartuje, ale on przez cały wieczór był szarmancki, romantyczny, prawił mi komplementy. Nikt nigdy dotąd mnie tak sobą nie oczarował. Nie potrafiłam oderwać od niego wzroku. Nie mogłam przestać słuchać jego czułych słówek, wesołych historii z jego ojczyzny i tego szczerego śmiechu.
Później nie myślałam już zupełnie, czy tak wypada, czy nie – po prostu zabrałam go do swojego pokoju. Nie miałam pojęcia, kiedy wróciły moje przyjaciółki z mężami – wtedy liczył się tylko Alvaro i nasza wspólnie spędzona, gorąca noc.
Może on zmieni dla mnie życie
Od moich upojnych chwil z Alvarem minął miesiąc. Lato powoli dobiega końca, ale to nie ma znaczenia. Wtedy, nad morzem, nie skończyło się na jednej nocy. Spędziliśmy ze sobą wspaniały tydzień. Dziewczyny były oburzone – uważały, że wikłanie się w taką znajomość, zwłaszcza z obcokrajowcem, to szczyt głupoty. Nie słuchałam ich. I nie pożałowałam ani przez chwilę.
Teraz czekam, aż Alvaro się odezwie. Obiecał, że uporządkuje swoje sprawy w Hiszpanii i przyjedzie na stałe do Polski. Do mnie. Przez jeden szalony moment miałam nawet pomysł, by się wyprowadzić do jego słonecznej ojczyzny, ale prędko przypomniał mi o pracy, która przecież też jest dla mnie całkiem ważna. On natomiast mógł robić zdjęcia wszędzie. No i podróżować, jak dotąd.
Wiem, że to wszystko zajmie mu trochę czasu, więc jestem cierpliwa. Kalina twierdzi, że dałam się głupio nabrać, a on nie wróci, jednak podejrzewam, że po prostu mi zazdrości. W końcu ja spędzę resztę życia u boku boskiego Hiszpana, a ona będzie skazana na tego swojego nudnego Bartka. Mimo to jestem wdzięczna przyjaciółkom, bo myślę sobie teraz, że większe szczęście niż ta wakacyjna przygoda nie mogło mnie spotkać.
Kamila, 32 lata
Czytaj także:
„Mój brat był człowiekiem sukcesu, lecz zamieszkał u mnie gdy podwinęła mu się noga. Zaproponował mi uczciwy układ”
„Żyłam w nieszczęśliwym małżeństwie, bo bałam się zmian. Gdy wymknęłam się na potajemną randkę, stało się najgorsze”
„Rozwiodłam się i przyjaciółki wzięły mnie w obroty. Chciałam świętego spokoju, a nie absztyfikantów na każdym rogu”