„Naciągacz tak nawinął mi makaron na uszy, że dałam się wrobić. Już miałam wyciągać kasę, lecz on sam zdezerterował”

Oszukana staruszka fot. Adobe Stock, Monkey Business
„Przez całą naszą rozmowę chłopak uśmiechał się do mnie serdecznie. Był naprawdę grzeczny i miły. Dlatego właśnie nie tylko postanowiłam go wysłuchać, ale też kupić od niego ten towar. Mam słabość do młodych ludzi, zwłaszcza gdy potrafią się właściwie zachować”.
/ 21.03.2023 18:30
Oszukana staruszka fot. Adobe Stock, Monkey Business

Szykowałam akurat naleśniki, kiedy ktoś zadzwonił do drzwi. Nie spodziewałam się gości, ale sąsiadkom zdarzało się już wpadać bez zapowiedzi. Opłukałam więc szybko ręce pod zlewem i poszłam otworzyć. Wyjrzałam przez wizjer, żeby upewnić się, że to jedna z nich, ale zamiast starszej pani zobaczyłam młodego chłopaka. Szczupły, niewysoki blondyn rozglądał się nerwowo dookoła. Twarz miał skupioną i przejętą, jakby się czymś mocno tremował. Otworzyłam.

– Dzień dobry – uśmiechnął się promiennie na mój widok.

– Dzień dobry – odpowiedziałam.

– Czy mogę zająć pani chwilkę, czy poświęciłaby mi pani dosłownie trzy minuty? – zapytał, rozciągając uśmiech jeszcze bardziej. Już prawie na siłę.

– Obiad akurat robię… – odparłam, nieprzekonana, czy naprawdę chcę słuchać tego, co ma do powiedzenia. Nie jestem głupia i domyśliłam się, że ten wesoły młodzieniec chce mi coś sprzedać.

Nie myliłam się, bo gdy tylko zobaczył na mojej twarzy wątpliwość, przeszedł do rzeczy.

Był bardzo miły

– Mam dla pani fantastyczną propozycję! Naprawdę niebywałą okazję – zaczął gmerać w plecaku. – Słyszała pani o nożach ceramicznych? Czy pani wie, co to za technologia, proszę pani?

– Coś tam mi się o uszy obiło – odparłam, walcząc sama z sobą, żeby nie zamknąć mu drzwi przed nosem. Syn od dawna przekonuje mnie, że na domokrążców i telemarketerów tylko tak należy reagować. Ale ja jakoś nie potrafię. W końcu to też ludzie, którzy próbują na siebie zarobić.

– Pozwoli pani, że wyjaśnię, co to za ostrza. Na pewno szanowna pani wtedy zrozumie, jaka stoi przed nią szansa! – wyciągnął plastikowe, przezroczyste pudełko, w którym leżały te cudowne noże, i zaczął je zachwalać. Stałam oparta o drzwi i słuchałam, co ma do powiedzenia, bo ujął mnie tą „szanowną panią”.

Przez najbliższe pięć minut dowiedziałam się więc, że noże sprzedawane przez niego są niezwykle lekkie i ważą znacznie mniej niż stalowe. Młodzieniec zaznaczył również, że są dużo trwalsze, bo nie łapią rdzy, a do tego można je ostrzyć raz na kilka lat, bo prawie wcale się nie tępią.

– A kroją z chirurgiczną wręcz precyzją! – zachwalał blondyn. – Ma pani może w domu pomidora? – zapytał.

– Mam.

– A może pani przynieść, to przekroimy? – dodał.

– Zaraz przyniosę. Niech pan wejdzie na chwilę. No, proszę, proszę, ja nie jestem z tych strachliwych.

Nie był zachwycony

Zaprosiłam go do środka, bo wyglądał naprawdę niewinnie. Gdy już wszedł, przyniosłam z kuchni pomidora, a chłopak przekroił go tym nożem lekko, szybko i bez żadnego zgniatania. Zaznaczył przy tym, że w moim wieku taka jakość krojenia ma wielkie znacznie, bo oszczędza wysiłku.

– Dobrze, a ile takie noże kosztują? – przeszłam do sedna sprawy i usłyszałam, że normalnie w markowych sklepach komplet czterech noży kosztuje od trzystu do czterystu złotych, a on sprzedaje je za jedyne sto dwadzieścia.

Przez całą naszą rozmowę chłopak uśmiechał się do mnie serdecznie. Był naprawdę grzeczny i miły. Dlatego właśnie nie tylko postanowiłam go wysłuchać, ale też kupić od niego te noże. Mam słabość do młodych ludzi, zwłaszcza gdy potrafią się właściwie zachować.

– Wezmę cztery. Ma pan przy sobie nieużywany komplet? – powiedziałam, a on nagle zamilkł. Zatrzymał się w pół słowa i patrzył na mnie z niedowierzaniem. – Ma pan, proszę pana? – musiałam powtórzyć.

– Mam, mam. Już wyciągam – znów zaczął gmerać w plecaku. – Już szukam, droga pani.

– Wezmę je tylko dlatego, że pan jest taki sympatyczny. Rzadko się teraz spotyka tak dobrze wychowanych młodych ludzi…

– Bardzo mi miło – powiedział, wyciągając zapieczętowane pudełko z nożami i uśmiechając się do mnie po raz kolejny. Tym razem jednak jego mina nie wyrażała entuzjazmu i szacunku, a jedynie coś w rodzaju zakłopotania.

– Tu mam stówę – przepatrywałam portfel. – Dwadzieścia powinnam mieć jeszcze w bilonie… To wszystkie pieniądze, które wyciągnęłam na weekend z bankomatu… – powiedziałam, a chłopak zamiast dalej się uśmiechać, nagle zaczął się krzywić. – Już, już, szukam. Niech się pan nie denerwuje… – uspokajałam go, bo myślałam, że to grymas niepokoju o moją wypłacalność.

– Ja się nie denerwuję, proszę pani… – odparł i zamiast podać mi tę paczkę noży, cisnął ją z rezygnacją z powrotem do plecaka. – Niech pani nie szuka tych pieniędzy. Niech pani tego badziewia nie kupuje… – jęknął i zwiesił ręce.

Popatrzyłam na niego ze zdziwieniem, bo nie takiej reakcji się spodziewałam. Bałam się, że zasypie mnie wyrazami wdzięczności, że będzie dziękował, przekonywał, że dobrze robię, a tu takie rozczarowanie. Chłopak stał naprzeciw mnie przez chwilę bez ruchu, a potem kucnął przy plecaku i zaczął się pakować do wyjścia.

– Przepraszam panią bardzo, ale nie mogę pani sprzedać tych noży. One nie są ceramiczne. One mają jedynie ceramiczną powłokę, która przez jakiś będzie działać, ale po kilku miesiącach zetrze się do gołego. Nóż będzie wtedy do wyrzucenia. Przepraszam panią… Pójdę już sobie.

– Rozumiem… – odparłam, bo zupełnie zgłupiałam. Pierwszy raz widziałam, żeby domokrążca poddał się na takim etapie transakcji.

– Dziękuję, do widzenia – powiedział.

– Zanim pan pójdzie, proszę mi powiedzieć – dlaczego się pan rozmyślił? Dlaczego nie wziął pan ode mnie tych pieniędzy?

– To jest, proszę pani, skomplikowana historia. Ja w ogóle nie chciałem brać tej roboty. To kolega z akademika mi ją polecił. Mówił, że można na niej zrobić grubą kasę, bo starsi ludzie łykają te noże jak pelikany. No i pomyślałem, że spróbuję. Ale to nie jestem ja! Ja tak nie umiem jak on. Nie umiem ludzi oszukiwać. W ogóle bym się za to nie zabierał, gdyby nie kasa. Rodzice nie są zbyt bogaci i już mi nie mogą pomagać, a tu trzeci rok studiów za pasem. Za coś trzeba żyć, proszę pani…

Chłopak stał tak w moim przedpokoju przez następne kilka minut i opowiadał mi o niewesołej sytuacji, w jakiej się znalazł. Pochodził z małej miejscowości i kiedy przyjeżdżał na studia, rodziców było jeszcze stać, żeby mu trochę pomagać, ale ostatnio mama straciła pracę i zrobiło się krucho z pieniędzmi. Wcześniej dorabiał przy sortowaniu przesyłek kurierskich, ale ta praca była zbyt zajmująca i nie miał czasu na naukę. Właśnie wtedy kolega podpowiedział mu ten sposób na zarabianie.

– Ale już wiem, że się do tego nie nadaję. Jak pani o tych nożach opowiadałem, to sam przez chwilę uwierzyłem, że są takie wspaniałe. Ale potem wyciągnęła pani pieniądze i pomyślałem, że tak nie można. Przepraszam panią…

Mam lepszy pomysł!

Zrobiło mi się go naprawdę żal. W pierwszej chwili pomyślałam, żeby i tak kupić od niego te noże, ale potem przyszedł mi do głowy lepszy pomysł. Skojarzyłam, że znam kogoś, kto szuka do pracy uczciwej osoby.

– Posłuchaj, kolego, czy ty mieszkasz gdzieś tu niedaleko?

– No, tak. W akademikach. Przystanek tramwajem, dziesięć minut na piechotę.

– A chciałbyś pracować w sklepie? Znam właściciela spożywczaka, który potrzebuje rozgarniętego pracownika. Może byśmy poszli z nim porozmawiać? Co ty na to? – zapytałam, a on przez chwilę się wahał, a potem odparł, że możemy spróbować.

Poszłam z nim do naszego sklepu osiedlowego. Kupowałam tam od dobrych dziesięciu lat i dobrze znałam właściciela. Poprosiłam chłopaka, żeby zaczekał na zewnątrz, a sama weszłam do środka, żeby pogadać z panem Zbyszkiem. Opowiedziałam mu, co młodzieniec zrobił, jak go ruszyło sumienie w ostatniej chwili, a on najpierw się uśmiał, a potem poprosił, żeby mu „tego delikwenta” przedstawić.

Dzieciak był mocno stremowany i  zaskoczony, ale zrobił na moim sąsiedzie dobre wrażenie. Jeszcze w czasie tej pierwszej rozmowy padła konkretna propozycja pracy, na którą przystał. W najbliższych dniach porobił wszystkie konieczne badania, nauczył się pracy w sklepie i został na dłużej. Od tego dnia mija właśnie ponad pół roku, a ja ciągle spotykam go albo na kasie, albo między półkami, rozkładającego towar. Zawsze mnie wita bardzo serdecznie, a i ja się cieszę, że znalazł miejsce, w którym może uczciwie zarobić.

Czytaj także:
„Moja babcia to kłamczucha. Wymyśla niestworzone historie ze swojego życia, by rodzina uważała ją za bohaterkę”
„Moja babcia prowadziła podwójne życie. Czuję się oszukana i zdradzona, ale najbardziej żal mi dziadka”
„Babcia całe życie nosiła tajemniczą obrączkę innego mężczyzny. Jak mogła to robić dziadkowi? Przecież to zdrada!”

Redakcja poleca

REKLAMA