„Na własnej skórze przekonałem się, że syn to nieodpowiedzialny szczeniak. Drań chciał prowadzić auto na podwójnym gazie”

zawiedziony ojciec fot. Adobe Stock, Pixel-Shot
„Oskar tak prosił, że nie mogłem odmówić, dałem mu kluczyki. Syn odjechał, a ja o mało nie oszalałem ze zdenerwowania, nie mogłem sobie znaleźć miejsca, dopóki nie wrócił. Tak było za każdym razem, kiedy Oskar siadał za kierownicę”.
/ 10.04.2023 10:30
zawiedziony ojciec fot. Adobe Stock, Pixel-Shot

– Mam dla ciebie prezent – Ola z tajemniczą miną chowała coś za plecami.
Przestraszyłem się. O czym tym razem zapomniałem? O rocznicy ślubu, jej urodzinach czy imieninach?

– Przepraszam, kochanie – wymamrotałem, a ona zaczęła się śmiać.

– Otwórz – zachęciła, podając mi małe pudełeczko.

– Znów nic dla ciebie nie mam, ale nadrobię to, obiecuję – powiedziałem, zdejmując górne wieczko. – Kupiłaś medalik? Nie wystarczy ten, który noszę? – zdziwiłem się na widok podarunku.

– To Święty Krzysztof, będzie cię strzegł na drodze – powiedziała poważnie Ola. – Niech ci towarzyszy w samochodzie. Ustrzeże cię od wypadku i wszelkiego złego, a ja będę spokojniejsza, kiedy będzie się tobą opiekował.

– Przecież jestem dobrym kierowcą. Naprawdę nie musiałaś…

– Nie obraź się, ale robisz się coraz bardziej roztrzepany. Przyznaj, przed chwilą myślałeś, że zapomniałeś o ważnej rocznicy, nie wiesz nawet, że żadnej dziś nie obchodzimy. Chodzisz z głową w chmurach, a ta ostatnia stłuczka na skrzyżowaniu utwierdziła mnie w przekonaniu, że przyda ci się pomoc Świętego Krzysztofa.

– Skoro tak mówisz… Dobrze, będziemy patrzeć na drogę we dwóch – uśmiechnąłem się. – Zawieszę go na samochodowym lusterku, w ten sposób zawsze będzie na miejscu. Bo gdybym zaczął nosić medalik przy sobie, to nie ręczę, że go nie zgubię.

– Wiem, wiem, w twoim wypadku lusterko będzie właściwym miejscem – zakończyła Ola.

– Zaczekaj – zatrzymałem ją.

– No, co? – uśmiechnęła się.

Zrobiło mi się ciepło na sercu

– Dziękuję, że o mnie myślisz. Ten wisiorek wiele dla mnie znaczy, nie będę się z nim rozstawał.

Oplątałem łańcuszek wokół wstecznego lusterka, skracając go, by dobrze widzieć wygrawerowane oblicze świętego. Od tej pory patron kierowców towarzyszył mi w trasie, a przejeżdżałem codziennie niemało kilometrów w drodze do pracy. Jadąc znajomymi ulicami, miałem zwyczaj zamyślać się, co wcale nie przeszkadzało mi prowadzić, ale medalik ze Świętym Krzysztofem szybko wyleczył mnie z tego nałogu.

Srebrna blaszka z wizerunkiem patrona kierowców kołysała się miarowo w trakcie jazdy i tak się jakoś składało, że zawsze kiedy pozwoliłem myślom odpłynąć, odbijała zabłąkany promień słońca prosto w moją twarz. Trochę zirytowany wracałem do rzeczywistości i na drogę, ale w końcu pojąłem, że patron podróżnych żąda ode mnie poświęcenia całej uwagi prowadzeniu samochodu.

Tymczasem nasz syn Oskar zapisał się na kurs i, rzecz niebywała, zdał egzamin na prawo jazdy za pierwszym podejściem. Chodził dumny jak paw, do czego miał pełne prawo, przy okazji jednak wymyślił, że teraz powinienem pożyczać mu samochód. Nieba bym mu przychylił, przecież to mój syn, ale dać dziecku do ręki kierownicę? Konia z rzędem rodzicowi, który nie żywi podobnych obaw. Zdawałoby się, że jeszcze przed chwilą odprowadzałem Oskara do szkoły, a tu nagle syn wydoroślał i chce jeździć samochodem. Nie mogłem się do tej myśli przyzwyczaić.

– Boję się o ciebie, jazda w miejskim ruchu to nie przelewki – powiedziałem szczerze.

– Tato, przecież zdałem egzamin, mam prawo jazdy. Kiedyś muszę zacząć jeździć. Pożyczysz mi jutro samochód? Pojechałbym do kumpla.

Oskar tak prosił, że nie mogłem odmówić, dałem mu kluczyki. Syn odjechał, a ja o mało nie oszalałem ze zdenerwowania, nie mogłem sobie znaleźć miejsca, dopóki nie wrócił. Tak było za każdym razem, kiedy Oskar siadał za kierownicę. Musiało upłynąć wiele czasu, zanim trochę przywykłem do myśli, że mamy w domu drugiego kierowcę, ale tak naprawdę obdarzyłem syna zaufaniem dopiero wtedy, gdy sam się przekonałem, jak dobrze jeździ. Rozegrałem to sprytnie, poprosiłem Oskara, by zawiózł mnie do dentysty.

W życiu się tak nie zmęczyłem, prowadząc w myślach razem z nim. Mięśnie miałem boleśnie napięte, uwagę wyostrzoną do granic możliwości. Całą drogę wbijałem prawą nogę w dywanik samochodowy, naciskając wyimaginowany hamulec. Oskar całkiem dobrze sobie radził, ale nie mogłem się powstrzymać, odruch kierowcy był silniejszy niż zdrowy rozsądek.

Byłem na granicy śmierci

– Tato, przestań. Przebijesz na wylot podwozie – zażartował syn, który zauważył, co wyprawiam.

– Dobrze ci mówić. Jak będziesz miał własne dzieci, to się przekonasz, co przeżywam – burknąłem.

Czułem się taki bezsilny, pragnąłem uchronić Oskara przed czyhającymi na niedoświadczonego kierowcę niebezpieczeństwami i nie wiedziałem, jak to zrobić. Nagle mój wzrok padł na kołyszący się przy lusterku medalik. Błagam, strzeż mojego chłopca, opiekuj się nim – z całego serca poprosiłem Świętego Krzysztofa. – Jest jeszcze taki młody, boję się o niego.

Modlitwa trochę mnie uspokoiła, a widoczne gołym okiem umiejętności Oskara natchnęły ostrożnym optymizmem. Rozumiałem, że powinienem mu zaufać, ale resztki ojcowskiej potrzeby sprawowania kontroli wciąż się we mnie kołatały. Dlatego nie byłem zadowolony, gdy Oskar znowu pożyczył mój samochód w sobotę.

– Co tak chodzisz po pokoju? – spytała Ola. – Usiądź, denerwujesz mnie.

– Oskar pojechał po dziewczynę?

– Tak, umówił się na randkę, powiedział, że późno wróci. Dlatego wziął samochód, żeby później odwieźć Zuzę do domu. Rozsądnie, prawda?

– Młodzi ludzie rzadko bywają rozsądni. Jeszcze pamiętam, co robiłem, jak byłem w jego wieku. Mam nadzieję, że nie będzie pił nic mocniejszego niż kawa – powiedziałem.

– Na pewno nie, skąd ci to przyszło do głowy? Przecież prowadzi, wie, że nie może.

– A mój szwagier? Nie może się powstrzymać, wypija piwo, które – jak twierdzi – przestaje działać po dwóch godzinach, a potem siada za kółkiem. Mam nadzieję, że Oskarowi podobne sztuczki nie przyjdą do głowy. Chociaż kto wie. Dość się napatrzył na osuszającego szklankę wujka.

– Oskar jest rozsądniejszy niż mój brat, nie martw się o niego.

Żeby to było takie łatwe!

Wyobraźnia ruszyła z miejsca, podrzucając mi straszne sceny z udziałem syna, których nie chciałem oglądać. Przechodziłem tradycyjne katusze ojca, który wypuścił dziecko w pełen zagrożeń świat. Oskar wrócił bardzo późno, ale twardo na niego czekałem. Nie mogłem w tym stanie ducha położyć się do łóżka.

– Nie śpisz? – zdziwił się na mój widok i lekko zawahał. – Zostawiłem samochód na strzeżonym parkingu, nie gniewasz się? Jutro go przyprowadzę.

– Dlaczego tak zrobiłeś? – spytałem pełen najgorszych przeczuć.

– Nie dało rady odjechać. Głupio wyszło, niefarta miałem. Wydawało mi się, że zgubiłem kluczyki, ba!, nawet byłem pewien. W każdym razie nie mogłem wsiąść do samochodu. Dziwne, co?

– Zgubiłeś kluczyki? – rzuciłem się ku niemu.

– No właśnie nie, dlatego mówię, że głupio wyszło. Okazało się, że mam je w kieszeni, weszły za dziurawą podszewkę. Dopiero teraz je znalazłem, jak już byłem pod domem. A mógłbym przysiąc, że dokładnie wszystko obszukałem, lepiej to już tylko celnicy na rewizji osobistej potrafią. Nigdzie ich nie było, zapadły się pod ziemię. Myślałem, że przepadły, i strasznie się martwiłem.

Pił i chciał jechać?!

Oskar opowiadał, a ja pociągnąłem nosem i wyczułem delikatny zapach piwa.

– Piłeś i chciałeś siadać za kółkiem? Co za brak odpowiedzialności! – aż podskoczyłem na krześle.

– Spoko, tata. Wszystko pod kontrolą. Wziąłem jedno małe piwo na początku wieczoru, żeby miało czas wywietrzeć. Kumpel ma alkomat, sprawdziłem, wszystko grało. Nie jechałbym przecież na podwójnym gazie.

– Jesteś nieodrodnym siostrzeńcem wujka Kazika. Będziemy musieli o tym porozmawiać. Alkohol i kierownica nie idą w parze, chyba zdążyłeś się o tym przekonać.

– Przecież byłem trzeźwy – oburzył się Oskar.

– A jednak nie udało ci się wsiąść do samochodu, ktoś czuwał nad tobą – uśmiechnąłem się z wdzięcznością. – Specjalnie go o to prosiłem.

Po tych emocjach nie mogłem zasnąć, więc wziąłem taksówkę i pojechałem po samochód. Wracałem powoli, medalik z wizerunkiem świętego kołysał się miarowo w czasie jazdy. Dobrze jest wiedzieć, że ktoś się nami opiekuje.

Czytaj także:
„Mój syn jest ode mnie młodszy o 13 lat. Jego biologiczna matka zginęła w wypadku, gdy zaczął się mój romans z jego ojcem”
„Mój syn zaharowywał się dla pieniędzy i statusu. Pracował po nocach, by spełniać zachcianki żony, a jej ciągle było mało”
„Nie wierzyłam synowej, gdy mówiła, że mój syn pije. Przecież nie śpi po rowach i awantur nie urządza. Dziewucha wymyśla”

Redakcja poleca

REKLAMA