„Mój syn jest ode mnie młodszy o 13 lat. Jego biologiczna matka zginęła w wypadku, gdy zaczął się mój romans z jego ojcem”

kobieta, której pasierb poznał mroczną tajemnicę fot. Adobe Stock, silverkblack
„Staszek to mój pasierb - nie lubię tych słów, wolę o nim myśleć jak o synu. Uwielbiał mnie bezkrytycznie, dopóki nie dowiedział się, że ja i jego ojciec romansowaliśmy już od dawna. To było dla niego znieważenie czci zmarłej matki i wyprowadził się do dziadków”.
/ 04.10.2022 09:15
kobieta, której pasierb poznał mroczną tajemnicę fot. Adobe Stock, silverkblack

Staszek jest synem mojego męża z pierwszego małżeństwa. Jego mama zginęła w wypadku samochodowym, gdy miał 11 lat. Ja wzięłam ślub z jego tatą dwa lata później. Moja relacja z nim od początku układała się nie najgorzej. Pewnie dzięki temu, że był przekonany, że poznałam jego ojca dopiero kilkanaście miesięcy po śmierci jego mamy. Tylko że to nie była prawda.

Andrzeja poznałam na studiach

Chodziłam na jego zajęcia z zarządzania. Już wtedy iskrzyło, ale choć było blisko – do niczego nie doszło. Ja wiedziałam, że on ma żonę. On nie miał w zwyczaju uwodzić studentek. Rok po skończeniu uczelni znalazłam pracę w firmie konsultingowej. Rekrutował mnie dział HR, nie miałam pojęcia, kto będzie moim szefem. Dowiedziałam się dopiero z tabliczki na jego gabinecie. Andrzej.

– Proszę wejść, pani Aniu – usłyszałam jego głos. Zerwał się zza biurka, żeby podać mi rękę. – Anka? To pani? No proszę, jak miło. Nie mam pamięci do nazwisk, ale do twarzy jak najbardziej.

Przez pierwsze tygodnie Andrzej zachowywał się nienagannie. Zaczęłam się nawet zastanawiać, czy tego iskrzenia na studiach sobie nie wymyśliłam. Bo mój szef żadnym gestem ani słowem nie dał mi do zrozumienia, że coś między nami kiedyś było. Z jednej strony byłam zadowolona – tak było prościej. Z drugiej – moja duma była lekko urażona. No i prawda jest taka, że on mi się zawsze bardzo podobał. Wiedziałam, że ma rodzinę – ale liczyłam chociaż na jakiś niewinny flirt.

Wszystko zmieniło się w czasie delegacji do Wrocławia. Mieliśmy jechać we trójkę: Andrzej, ja i Tomek - kolega z działu. Tomek w dniu wyjazdu dostał grypy żołądkowej.

– No to będziemy walczyć we dwójkę – uśmiechnął się na dworcu Andrzej.

Pracę skończyliśmy około 18.

– To teraz możemy poświętować. Kolacja? – zaproponował Andrzej.

Umierałam z głodu, więc oczywiście się zgodziłam. Po kolacji i butelce wina wracaliśmy do hotelu. Wieczór był bardzo ciepły. Przechodziliśmy koło baru, z którego dobiegała nastrojowa muzyka.

– To może jeszcze się napijemy? Pociąg mamy o 11, możemy trochę zabalować.

Skinęłam głową. Po drugim drinku Andrzejowi zebrało się na wspominki.

– Twój rok na uczelni pamiętam doskonale. Bo zaraz potem porzuciłem wykładanie. Dostałem awans i już nie było czasu.

Słuchałam jednym uchem...

Bo też w myślach wróciłam do tamtych czasów. Raz, po zakończeniu zajęć, poszliśmy wszyscy na piwo. W pubie z jakimś facetem siedział też Andrzej. Kilka razy nasze spojrzenia się spotkały. Koło północy moje towarzystwo zaczęło się rozchodzić. Zobaczyłam, że Andrzej też jest już sam.

– Idziesz? – zapytał kolega z roku.

– Czekam na podwózkę. Brat po mnie jedzie – skłamałam.

Nie musiałam nawet patrzeć w jego stronę. Wiedziałam, że gdy tylko za Pawłem zamknęły się drzwi, Andrzej wziął swoją szklankę i ruszył w moją stronę. Prawie słyszałam jego kroki.

– Można się przysiąść? – zapytał swoim głębokim barytonem, a mnie ciarki przeszły od stóp do głowy.

Siedzieliśmy w tym pubie aż nas wyrzucili. Potem szliśmy w siąpiącym deszczu aż pod moje mieszkanie. Andrzej pocałował mnie na dobranoc. Ledwie udało nam się od siebie oderwać.

– Przepraszam, wiesz, to nie jest dobry pomysł – powiedział.

– Wiem, masz rację. Pójdę już. Dobranoc.

Kolejny raz spotkaliśmy się dopiero, gdy zapukałam do jego gabinetu. Tego wieczoru we Wrocławiu byłam już lekko wstawiona, pewnie inaczej nigdy bym tego nie powiedziała:

– Pamiętasz, był taki wieczór w pubie…

– Jak mógłbym go zapomnieć. Wiesz, że wziąłem z sekretariatu twój numer? I wiele razy już go nawet wybierałem. Ale nigdy się nie zdecydowałem. Wtedy jeszcze wierzyłem, że jakoś poukładam sprawy z Magdą i jeszcze będziemy szczęśliwi. Dziś już wiem, że to niemożliwe. Jesteśmy razem tylko z powodu Staszka.

Zastanawiałam się, czy Andrzej próbuje mi powiedzieć to, co ja słyszę. Położyłam mu dłoń na udzie. Wziął mnie za rękę i przyciągnął do siebie.

Tak zaczął się nasz romans

W pracy awansowałam i zmieniłam dział. W firmie widywaliśmy się dzięki temu rzadziej. A przy przypadkowym spotkaniach staraliśmy się zachowywać dystans. Jestem pewna, że nikt w pracy nie podejrzewał, że jesteśmy kochankami. 

Pamiętam tamtą chwilę. Pukanie do drzwi w środku nocy. Andrzej opierał się o framugę. Ledwie trzymał się na nogach, ale nie był pijany. Płakał.

– Magda nie żyje. Wypadek. W jej auto wjechał tir. Nie miała szans… W szpitalu walczyli, ale zmarła na stole operacyjnym. Staszek jest u dziadków. Jeszcze nie mam odwagi powiedzieć mu prawdy. Nie wiedziałem, gdzie iść. Mogę wejść?

Przez kolejne trzy godziny Andrzej opowiadał mi o żonie. Leżał na kanapie z głową na moich kolanach. Głaskałam go i słuchałam. Nic więcej nie mogłam zrobić.

– Anka. Nie kłamałem, że już nie kocham Magdy. Bo to prawda. Ale przecież przez lata byłem w niej zakochany do szaleństwa. To była najfajniejsza dziewczyna na roku. Ładna, mądra, przebojowa. To ona wybrała mnie, nie ja ją. Byliśmy razem prawie 20 lat. Staszek, tyle innych wspomnień… Nie mogę uwierzyć, że już jej nie ma… Była wspaniałą matką. Mieli ze Staszkiem doskonały kontakt. Ja krążyłem po orbicie wokół nich. Nie byłem częścią ich świata. Jak ja sobie teraz poradzę? Co zrobię?

Andrzej płakał przez ponad godzinę

W końcu zasnął. Wiedziałam, że teraz wszystko się zmieni. Jeszcze tylko nie wiedziałam jak. Kilka dni po pogrzebie Magdy spotkałam się z Andrzejem w kawiarni. Po raz pierwszy od tamtej nocy.

– Anka. Ja wiem, że zrozumiesz. Nie możemy się na razie spotykać. Muszę się skupić na Staszku. Muszę nawiązać z nim na nowo relację. Musimy sobie poukładać świat bez jego mamy. Nie chcę obietnic, że będziesz czekać. Nie mam do tego prawa. Ja dalej chcę być z tobą, ale nie wiem, kiedy będzie to możliwe. Za pół roku, za rok, za dwa lata… W tym czasie dużo może się wydarzyć. Tylko proszę, daj mi znak, jak spotkasz kogoś innego. Albo obudzisz się pewnego dnia z przekonaniem, że już mnie nie kochasz. Chcę wiedzieć. Dobrze?

Jasne, że zrozumiałam. Nie powiedziałam mu wtedy tego, ale wiedziałam, że będę na niego czekać jak długo będzie trzeba. Przez kilka miesięcy kontaktowaliśmy się tylko przez internet i telefon. Czasem zamieniliśmy kilka zdawkowych zdań na korytarzu w firmie. Aż w końcu Andrzej zadzwonił:

– Tak bardzo za tobą tęsknię. Staszek wyjechał na weekend z dziadkami. Mogę przyjechać?

Przez cały weekend nie wychodziliśmy z łóżka

Andrzej opowiedział mi wszystko, co się wydarzyło w ostatnich miesiącach. Że chodził ze Staszkiem na terapię. Że syn w końcu się otworzył. Że przełamali lody. Że grają razem w kosza i chodzą na mecze. Że Staszek znowu jest prymusem i że zaczął grać w szkolnej reprezentacji koszykarskiej. Że zaczął się uśmiechać…

– Wiesz, myślę, że za jakieś pół roku będę mógł mu powiedzieć, że kogoś poznałem. Ale jedno musisz mi obiecać. Staszek nie może się dowiedzieć, że mieliśmy romans, gdy żyła jego mama. Nigdy. Wiem, że tego mi nie wybaczy.

Zgodziłam się. Przez kolejne miesiące Andrzej od czasu do czasu wpadał do mnie na noc. Byłam cierpliwa. Czekałam.

– Hej. Masz czas w niedzielę? Żeby iść ze mną i ze Staszkiem do kina? Powiedziałem mu, że chciałbym, żeby kogoś poznał. Przyjął to spokojnie. Myślę, że jest gotowy.

Spotkaliśmy się przed kinem. Z daleka było widać, że Staszek jest koszykarzem. Miał 13 lat, a już był wzrostu ojca. Za to twarz miał bardzo dziecinną. I bardzo smutne, poważne oczy. Podał mi rękę, przedstawił się. Potem obejrzeliśmy film, poszliśmy na lody. Chłopak mało mówił. Ale czułam, że mnie obserwuje. Każdy gest, słowo. Zaskoczył mnie, gdy spotkaliśmy się po raz czwarty. Tym razem poszliśmy razem na mecz. Gdy Andrzej poszedł do toalety, Staszek przysunął się do mnie.

– Wiesz, lubię cię. Tata chyba też, pewnie nawet bardziej niż ja. A ja nie chcę, żeby już zawsze był sam.

Gdy Andrzej wrócił, Staszek jak gdyby nigdy nic wpatrywał się w parkiet. Pewnie pomyślałabym, że mi się ta jego deklaracja przyśniła, gdyby na pożegnanie nie mrugnął do mnie porozumiewawczo. Kilka dni później powiedziałam o tym Andrzejowi.

– Myślę, że musisz z nim porozmawiać. On jest chyba na to gotów.

Po ich rozmowie zaczęłam bywać u nich w domu

Ale nie spieszyliśmy się. Wprowadziłam się dopiero pół roku później. A po kolejnych miesiącach wzięliśmy ślub. Przez półtora roku byliśmy wszyscy we trójkę naprawdę szczęśliwi. Jasne, Staszek nie zawsze się mnie słuchał i nie we wszystkim ze mną zgadzał. Ale nigdy nie usłyszałam od niego tego argumentu, że „nie jesteś moją matką”. Gdy po jednym z jego meczów postanowił przedstawić mnie nowemu trenerowi, powiedział po prostu: moja mama. Było to bardzo miłe, ale wywołało na twarzy trenera lekkie zdziwienie. Czułam, że liczy w głowie, ile musiałam mieć lat, gdy go rodziłam. Staszek szybko się zreflektował:

Tak naprawdę to macocha, panie trenerze. Proszę już nie liczyć…

Wszyscy zaczęliśmy się śmiać. Staszek potem mi tłumaczył, że uznał, że tak będzie prościej. '

– Ale nie pomyślałem, że zrobię w ten sposób z ciebie matkę mocno nieletnią. Sorry.
– No i mnie postarzasz! – dodałam.

Wszystko wydało się w naprawdę głupi sposób. Staszek utopił swój telefon. Andrzej był niewzruszony.

– Sorry. Musisz na nowy odłożyć. Na razie możesz wziąć mój stary aparat. Leży w szufladzie. Szybka jest rozbita i strasznie szybko się rozładowuje, ale działa.

Tego aparatu Andrzej używał w czasach, gdy zostaliśmy kochankami. Potem wrzucił go do szuflady i o nim zapomniał. Nie zawracał sobie głowy wyczyszczeniem go. Staszek wyjął aparat. Minę miał nietęgą, ale w końcu zabrał go do pokoju. Nie wyszedł z niego przez godzinę. Andrzej zawołał go na kolację. Cisza. Jeszcze raz. Cisza. Andrzej wstał i poszedł do pokoju Staszka. Nagle usłyszałam wrzask.

Wyjdź stąd! Nie chcę cię znać. Ani tej twojej zdziry. Oszukaliście mnie! Zdradzałeś z nią mamę! Wynoś się!

Pobiegłam tam. Siedział skulony na łóżku z komórką w ręku. Od razu zrozumiałam, co się stało. Niech to szlag… W naszej sypialni zaczęłam pakować walizkę.

– Co ty wyprawiasz?! – zirytował się Andrzej.

– Tak będzie lepiej. Wyprowadzę się. Musicie to załatwić między sobą. Moja obecność będzie go tylko drażnić. Wiem, też będę musiała z nim porozmawiać i przeprosić, ale nie teraz.

Dwa dni później dowiedziałam się od męża, że Staszek zamieszkał z dziadkami. Rodzicami Magdy. Odmawiał rozmowy z ojcem przez dwa miesiące. Tamtego dnia uwierzyłam, że jeszcze będzie dobrze, że może to wszystko poukładamy…

– Andrzej, może napisz do niego i wszystko mu wyjaśnij. Już bez kręcenia. Pewnie jeszcze jest za młody, żeby zrozumieć. Ale może ci wybaczy?

– Mnie? A co z tobą?

– Już raz na ciebie czekałam, poczekam jeszcze raz. Możemy się spotykać u mnie, ale nie zamieszkam z tobą. Staszek musi wiedzieć, że to jego dom i że może w każdej chwili tam wrócić.

Udało się po wakacjach

Staszek w sierpniu pozwolił się Andrzejowi zabrać w góry. W czasie wędrówek dużo rozmawiali. O Magdzie, ale i o mnie. O życiu. O tym, że nie wszystko zawsze idzie zgodnie z planem. Nie wszystko jest czarno-białe. We wrześniu Staszek stanął z plecakiem na progu mieszkania.

– Anki nie ma? – upewnił się, zanim wszedł.

Wieczorem Andrzej zadzwonił.

– Staszek wrócił – powiedział i zamilkł, bo głos mu się załamał. – Zapytał o ciebie. Powiedziałem, że mieszkamy osobno, ze względu na niego. Ale że się spotykamy. Że jesteś moją miłością i tego nic nie zmieni. Wiesz co odpowiedział? „Dziękuję, że tym razem mówisz prawdę”. I tylko tyle. Ale mam wrażenie, że to dobry znak.

Teraz spotykaliśmy się jeszcze rzadziej. Głównie w ciągu dnia. Przez kilka tygodni Andrzej przyjechał do mnie raz, gdy Staszek był w kinie. Nagle zadzwonił w ubiegłą sobotę.

– Anka? Wpadam dziś na noc. Staszek mnie wyrzucił z domu. Powiedział, że zaprosił kolegów i będą w nocy oglądać NBA i że sobie poradzą, więc mogę pojechać do ciebie. No to jadę.

Tamtego dnia uwierzyłam, że jeszcze będzie dobrze. Że może to wszystko poukładamy. Wczoraj, gdy wyszłam z pracy, zobaczyłam go z daleka. Stał, garbiąc się i opierając o drzewo.

– Anka? Porozmawiasz ze mną? – zapytał, nie patrząc mi w oczy.

Poszliśmy do baru. Zamówił hamburgera i sałatkę.

– Widzę, że apetyt ci nie minął – zażartowałam.

Pokiwał głową. Zaczął mówić dopiero, gdy zaspokoił pierwszy głód.

– Bo widzisz, dużo ostatnio myślałem. I doszedłem do wniosku, że to głupie, że wybaczyłem tacie, a tobie nie. Bo jak się tak na to popatrzy z boku – to wobec mnie to on jest bardziej winny. Jest moim ojcem, a mnie okłamał. Ty do niedawna byłaś obcą mi osobą. Nie musiałaś się przejmować moimi uczuciami…

Dziwna to była logika, ale nie przerywałam mu. Bo czułam, że ten wywód zmierza w dobrym kierunku.

– To żeby już nie przedłużać, powiem, co mam powiedzieć. Tata jest nieszczęśliwy. I ja też tak naprawdę za tobą tęsknię. Wrócisz do domu? – na koniec Staszek łobuzersko się uśmiechnął. Pogroziłam mu palcem, a chwilę później rzuciliśmy się sobie w objęcia.

Czytaj także:
Babcia wprowadzała w domu pruski rygor. Zmuszała mnie do jedzenia wątróbki
Ukochany oczekiwał, że będę mu usługiwać. Ja nie umiałam nawet zaparzyć kawy
Gdy Wiesiek wrócił z USA, Zuza porzuciła mnie i syna. Pachniały jej dolary, czy dawna miłość?

Redakcja poleca

REKLAMA