Nie jestem już dzieckiem, no ale urodziny obchodzi się przez całe życie i człowiek ma prawo w tym dniu spodziewać się jakiejś frajdy, prawda? Mąż, po ubiegłorocznej awanturze, chyba zapisał sobie datę w tajnym kapowniku, bo zadzwonił z życzeniami z samego rana, obiecując mi prezent po powrocie z rejsu.
Podobno już nawet go kupił, w co raczej trudno uwierzyć, bo nie chciał powiedzieć, co to jest… Trochę później zatelefonowała moja mama, nie zapominając wspomnieć, jak to mało nie umarła przy porodzie, i szermując przebrzmiałym dowcipem, że niewiele brakowało, aby data urodzin była dla mnie również rocznicą jej śmierci.
Miałam nadzieję, że przynajmniej Roksana się spisze, w końcu po czternastolatce można się już spodziewać jakiejś inicjatywy, ale córka po prostu zapomniała! Wróciła ze szkoły i nic, potem poleciała z koleżankami na miasto, przyszła wieczorem i wystartowała spod lodówki prosto do łóżka.
Nawet nie raczyła zauważyć, że jestem smutna i z trudem powstrzymuję się od łez!
Kupić jej kurtkę na Dzień Dziecka? Tak, już lecę…
Dawno już nikt nie sprawił mi takiej przykrości jak rodzone dziecko. Gdzie te czasy, gdy ciułała groszaki na prezent dla ukochanej mamusi, i już tydzień wcześniej zaczynała robić laurkę? Co się stało, że tak się oddaliła ode mnie i teraz byle Sandra czy inna Nikola jest ważniejsza?
Wkrótce Dzień Matki i aż mi skóra cierpnie na myśl, że i ten dzień Roksana kompletnie zignoruje… Z tego wszystkiego nawet mi się gadać z nią nie chce.
– Mamo, czy ty mnie w ogóle słuchasz? – zapytała dzisiaj przy kolacji. – Zakochałaś się czy co?
No i cóż takiego moja córka ma do powiedzenia? Przekładki zaskoczyły, przypomniała sobie?
– Wiesz, ciotka Sandry jest krawcową i szyje zabójcze hipsterskie kurtki. Superkrój, ekstramateriały, wszystko prosto z Londynu.
– To miło – jakoś nie mogłam się przełamać, żeby z nią gadać.
– Miło?! – parsknęła zniecierpliwiona. – Te kurtki są odjazdowe!
Albo rybki, albo akwarium!
Mówi mi o tym, bo pomyślała, że może szukam jakichś inspiracji na Dzień Dziecka. Chyba lepiej, żeby prezent był trafiony, nie?
– Nie chcesz przecież, żeby było tak jak w tamtym roku? Znowu wydasz kasę na coś zupełnie passeé i jeszcze będziesz obrażona, że leży w kącie!
Coś się we mnie przełamało – jak udało mi się wychować takiego roszczeniowego gada na własnej piersi?!
– Słuchaj, Roksi, prawie każdego dnia masz do mnie żal, że traktuję cię jak dziecko. Może się zdecyduj wreszcie, kim jesteś? – ulżyłam sobie, z dziką satysfakcją rejestrując jej zaskoczoną minę. – Bo jeśli jednak młodzieżą, to twoje święto jest w sierpniu.
– A prezenty się wtedy dostaje?
– No nie – wyjaśniłam. – Prezenty są dobre dla maluchów, młodzież, jak wiadomo, powinna być nastawiona bardziej na naukę i dawanie, dlatego organizuje się dla niej różne sympozja i spotkania…
Pierwszy raz od dawna byłam świadkiem, jak moja córka jest rozdarta, i sprawiło mi to radość. Niech się uczy, że w życiu trzeba wybierać. Albo rybki, albo akwarium! Dyskusja zamarła w tym pełnym napięcia momencie, bo zadzwoniła przyjaciółka Roksi i moja córka zabunkrowała się z komórką u siebie.
A ja zabrałam się za tłumaczenia, plując sobie w brodę, że zdecydowałam się na pracę zdalną. Trzeba było zostać w firmie, ale chciałam mieć więcej czasu dla dziecka… Teraz „dziecko” ma mnie w nosie, chłop na morzu, a ja nawet nie mam koleżanek, żeby się poradzić!
Dobrze, pogadamy po moim święcie, córeczko
Mówi się, że czas leczy rany, lecz mój żal do córki zamiast maleć, rósł z każdym dniem. Czułam, że przesadzam, oskarżając ją o wszystko, łącznie z brakiem przyjaciół, ale i tak złe emocje brały górę za każdym razem, gdy próbowałam się przełamać.
Tak mnie złościło, że wszystko ma podetknięte pod nos, pyłki się zdmuchuje spod stóp księżniczki, a ona nie poczuwa się nawet do tego, żeby złożyć matce urodzinowe życzenia. Zapomniała albo ma to w nosie – obie możliwości były równie koszmarne. Moje własne dziecko!
Roksi jak zwykle nic nie zauważała, żyła sobie jak pączek w maśle, dzieląc czas pomiędzy szkołę a koleżanki, mnie traktując jak stały element wyposażenia domowego wnętrza.
– Mamuś… – wczoraj przysiadła na oparciu fotela, gdy oglądałam serial. – Nie przeszkadzam ci, możemy chwilę pogadać?
Natychmiast sięgnęłam po pilota i wyłączyłam telewizor. Ha, przypomniała sobie wreszcie
i chce przeprosić!
– To jak będzie z tą hipsterską kurteczką? Fakt, jestem już młodzieżą, ale przecież nadal twoim dzieckiem i tak będzie zawsze, prawda?
A to mała żmija!
– Dostanę tę kurtkę na Dzień Dziecka? Dostanę? – przymilała się.
– Nie wiem, trudno powiedzieć…
Postanowiłam, że skoro ma się za prawie dorosłą, i ja ją tak potraktuję.
– Powiem ci po Dniu Matki, dobrze?
Po raz pierwszy w życiu zobaczyłam jak to jest, gdy komuś opada szczęka.
– Chyba nie myślałaś, że zapomnę?! Mamuś, przecież ja zawsze pamiętam o twoich świętach!
– Doprawdy? O urodzinach, które miałam dwa tygodnie temu, zapomniałaś na amen! Życzeń nie złożyłaś, nawet badyla z blokowego klombu nie chciało ci się zerwać!
– Czemu mi nie przypomniałaś?! – córka spojrzała ze łzami w oczach. – To dlatego się do mnie prawie nie odzywasz… A ja myślałam, że masz jakieś kłopoty.
Ona „myślała”! Ciekawe, kiedy? Jakoś nie zauważyłam, żeby miała czas, lata jak kot z pęcherzem! A teraz widzi, że prezent znika jej sprzed nosa i próbuje brać mnie na litość.
Czułam jednak, że mięknę, więc czym prędzej powtórzyłam, że zdecyduję dopiero po dwudziestym szóstym maja. Trochę mi głupio, ale przecież wychowywanie nie zawsze jest przyjemne, ważne, żeby działało…
Czytaj także:
„Z dniem narodzin córki, straciłam męża. Wiktoria stała się centrum jego świata, a ja zostałam bezużytecznym odpadkiem”
„Starszy pan uświadomił mi, że jestem okropnym mężem. Choć mam pieniądze, nie stać mnie nawet na kwiaty dla żony”
„Okłamałam córkę, bo wstydziłam się przyznać, że jestem sprzątaczką. Wiem coś o upokorzeniu, byłam córką śmieciarza”