„Na widok szefa trzęsłam się z nerwów i bałam się o swoją pracę. Jeden moment w służbowym kantorku wiele zmienił”

smutna młoda kobieta fot. Getty Images, Francesco Carta fotografo
„Zawsze patrzył na mnie długo, dłużej niż na innych. Zawsze też, kiedy spotykaliśmy się przelotnie, miałam wrażenie, że chce mi coś powiedzieć, ale rezygnuje w ostatniej chwili. To było męczące. Jak mnie wyrzuci, wreszcie będę miała spokój”.
/ 07.11.2023 13:15
smutna młoda kobieta fot. Getty Images, Francesco Carta fotografo

Gdybym jej nie spotkała, moje życie wyglądałoby zupełnie inaczej. I na pewno byłoby strasznie smutne.

Przyjaciółka z  pociągu

Przez ponad dziesięć lat dojeżdżałam do pracy prawie dwie godziny w jedną stronę. Wstawałam o piątej rano, by zdążyć na pociąg o szóstej pięć do W. Na dworcu byłam kwadrans przed ósmą. I biegiem do tramwaju. Dzień w dzień to samo, z wyjątkiem jednego dnia w tygodniu. I wcale nie zawsze to była niedziela.

Nie może pani wynająć pokoju w W.? Na przykład z koleżanką? – spytała kiedyś pani Marzena, kiedy jadłyśmy wspólne śniadanie w wagonie.

– Nie stać mnie, pokojówki w hotelach zarabiają grosze – wyjaśniłam.

– To musisz znaleźć sobie bogatego męża – mrugnęła okiem. – W hotelach kandydatów chyba nie brakuje?

– Musiałabym nazywać się Jennifer Lopez i pracować w Nowym Jorku, a nie w Warszawie – odparłam, nawiązując do mojego ulubionego filmu. Widziałam go ze dwadzieścia razy.

Pani Marzena też codziennie dojeżdżała do pracy, ale krócej, bo wsiadała w K. i wysiadała w S.. Nie pamiętam, kiedy pierwszy raz na siebie wpadłyśmy. Pierwsze wymiany uśmiechów, kiwnięcia głową na dzień dobry i pewnego dnia usiadła naprzeciwko mnie.

Była starsza ode mnie o dwadzieścia lat. Miała męża i dwoje dzieci. Życie ją nieco przeczołgało, ale mimo to zachowała pogodę ducha i optymizm. I tak jak nie lubiłam opowiadać nikomu o sobie i swoim życiu, tak jej zwierzałam się bez żadnych oporów.

Pamiętam, jak opowiedziałam Marzenie o serii randek, które zaliczyłam, kiedy skończyłam trzydzieści lat i poczułam, że moja młodość to już czas przeszły. Niestety, żaden z mężczyzn, z którymi się spotkałam, nie miał w sobie nic, co by mnie choć w najmniejszym stopniu przyciągnęło. I chociaż mama i starsze siostry namawiały mnie, bym wzięła takiego, który mnie zechce, to patrząc na to, jak one na tym wyszły, powiedziałam im, że już wolę być sama, do końca życia mieszkać z mamą w S. i dojeżdżać do gównianej pracy w W..

Była mi bardzo bliska

Pani Marzena czasami też zwierzała mi się ze swoich kłopotów. Opowiadała ze smutkiem, jak jej starszy syn został złapany na kradzieży i groził mu poprawczak. Siedemnastoletnia córka zaszła w ciążę z katechetą, a ten zmusił ją do usunięcia ciąży i dopiero gdy dostała krwotoku, powiedziała o wszystkim matce. Męża miała szybkiego w pięściach, ale „na szczęście dostawał małpiego rozumu tylko raz, dwa razy do roku”.

– Da się wytrzymać – machnęła ręką. – Bez niego sobie nie poradzę, a te wszystkie oburzone, które krzyczą, żeby nie dawać sobą pomiatać, niech zarabiają tysiąc czterysta miesięcznie, to zobaczymy, jak wtedy będą śpiewać – powiedziała.

Da się wytrzymać… Nie wyobrażałam sobie, jak to jest, dostać pięścią w twarz od człowieka, którego się kocha. Czy ona kochała męża po tym, jak ją pierwszy raz uderzył? Drugi? Nie miałam śmiałości spytać. W końcu któregoś razu zobaczyłam, jak pani Marzena wsiada do pociągu, ale zajmuje miejsce na początku wagonu. Patrzyłam na nią i nie podobało mi się, jak się rusza. Powoli, tak jakby ją coś bardzo bolało. Wstałam i podeszłam do niej.

– Dzień dobry, pani Marzeno. Strasznie pani blada. Jak się pani czuje?

Próbowała się uśmiechnąć.

– Tak, dziękuję. Trochę brzuch mnie boli.

Usiadłam obok.

– Zjadła pani coś nieświeżego? Może dam pani coś przeciwbólowego, mam ze sobą.

– Nie – wyszeptała. – Dziękuję. Proszę mi coś opowiedzieć. Na przykład o tym nowym kierowniku zmiany. Wydaje się fajnym facetem.

– Nie powiedziałabym, że jest fajny – żachnęłam się. – Tyran jakich mało.

To był temat, jaki od pewnego czasu wałkowałam niemal każdego dnia. Drań siedział mi w głowie. Nowy kierownik zmiany, pan W., pojawił się w hotelu pół roku wcześniej. I zaczął robić porządki. Zwolnił już trzy pokojówki i dwóch recepcjonistów. Na personel padł blady strach. Kiedy zdarzało się, że spóźniłam się kilka minut, patrzył na mnie tymi swoimi ciemnymi oczami, jakby oceniał, czy już mnie wywalić, czy jeszcze poczekać.

Na sam jego widok dostawałam uderzeń gorąca. I coś mi się w żołądku robiło, jakby tam robale jakieś chodziły. Ja mówię, że ze strachu, a pani Marzena tylko się roześmiała i twierdziła, że przyszła kryska na Matyska. Nie miałam pojęcia, co miała na myśli, ale nie chciała wyjaśnić. Słuchając mojego narzekania na W., pani Marzena nagle zamknęła oczy i zbladła jeszcze bardziej. Pochyliłam się ku niej.

– Pani Marzenko, co pani jest?

– Nic, boli… Wytrzymam.

Była w fatalnym stanie

Kiedy dojechałyśmy do S., ledwo potrafiła ustać na nogach. Wysiadłam razem z nią. Pani Marzena musiała naprawdę źle się czuć, że nie zareagowała i nie kazała mi pojechać do pracy. Na peronie ledwo doszłyśmy do ławki, kiedy niemal zemdlała. Wezwałam pogotowie i zadzwoniłam do hotelu. Kiedy pan W. odebrał telefon, powiedziałam mu, że muszę zawieźć nieprzytomną przyjaciółkę do szpitala. I że się spóźnię.

– Jeżeli to coś poważnego, niech pani z nią zostanie, dopóki rodzina nie przyjedzie – powiedział. – Potraktujemy to jako wolny dzień na żądanie. Nigdy jeszcze go pani nie wzięła.

Zdziwiłam się. Szef zmiany objawił światu ludzkie oblicze. W szpitalu wyszło, że pani Marzena ma uszkodzoną wątrobę, nerki i złamane dwa żebra, bo została skopana.

– Ktoś ją zaatakował w tym pociągu? – zapytał lekarz.

– Nie, to mąż – powiedziałam bez wahania. – Jestem tego prawie pewna.

Pani Marzena miała operację, a potem spała. Poczekałam na jej starszą córkę, która przyjechała po pracy i opowiedziałam, co moim zdaniem się stało.

– Niech pani zadzwoni do mnie, kiedy mama się wybudzi. Chciałabym wiedzieć, czy wszystko w porządku – podałam jej kartkę z moim numerem komórki.

Młoda kobieta kiwnęła głową i odruchowo schowała kartkę do kieszeni, natychmiast zapominając o mojej prośbie.

Ucieszyłam się, że ją widzę

Przez kolejny rok nie widziałam pani Marzeny w pociągu. Martwiłam się. Zmieniła pracę? Ma kłopoty ze zdrowiem? Nie miałam, jak się dowiedzieć. Aż pewnego dnia podniosłam oczy znad książki i naprzeciwko siebie ujrzałam panią Marzenę. Wyglądała świetnie, jakby młodsza, mniej zmęczona. Uśmiechała się do mnie. Nie zauważyłam, kiedy siadała.

– Pani Marzenko, cudownie panią widzieć – zawołałam. – Świetnie pani wygląda.

– Dziękuję, Aniu. To miłe, co mówisz.

– Co się z panią działo tyle czasu?

– Och, znalazłam swoje miejsce. Zaraz wysiadam, a mam ci coś ważnego do powiedzenia. Weź dzisiaj do sprzątania pokój dwieście siedemnaście. A to, co tam znajdziesz, oddaj właścicielowi.

– Pokój dwieście siedemnaście? To nie moje piętro, i dlaczego mi pani o tym mówi?

Ale pani Marzena już wstała i odchodziła. Odłożyłam książkę i wstałam, by pójść za nią, ale jej ni znalazłam. A pociąg nawet nie dojechał do stacji.
To wydarzenie bardzo mnie poruszyło, nie mogłam o nim zapomnieć. Kiedy podczas odprawy przydzielano nam zadania, nie słyszałam, co mówi szef zmiany.

– Jasne, on będzie ludzi zwalniał, a my mamy harować podwójnie – mruknęła stojąca obok mnie Stenia.

– A co? – spytałam. – Nie usłyszałam.

– Zwolnił pokojówkę z drugiego piętra. I teraz chce ochotników. Sam niech zacznie sprzątać – szepnęła.

Drugie piętro. Pokój dwieście siedemnaście. Skąd ona wiedziała?

– Nikt się nie zgłosi? – pan W. patrzył na nas wyczekująco. – W takim razie…

– Ja pójdę – podniosłam rękę.

Popatrzył na mnie długo, a mnie zalała fala gorąca. Skinął powoli głową. Wzięłam grafik, wózek ze zmianą pościeli i środkami czystości, po czym skierowałam się w stronę wind dla personelu. Na piętrze miałam do zrobienia trzy pokoje. Kolejne cztery zwolnią się po dwunastej.

Chciałam znaleźć właściciela

Dwieście siedemnaście już był wolny. Kiedy go sprzątałam, w jednej z szuflad znalazłam obrączkę. Z pewnością o to chodziło Marzenie. Tylko skąd o tym wiedziała, na miłość boską?! Jest wróżką czy co? Normalnie znalezione rzeczy oddawało się kierownikowi zmiany, a on dzwonił do zapominalskich gości. Ale ja miałam to oddać osobiście.

No dobrze. Najpierw musiałam poznać nazwisko gościa i jego adres. A w tym mógł mi pomóc tylko recepcjonista, który ma dostęp do hotelowego komputera. Pomyślałam, że najlepszy będzie Tomuś. Od dwóch lat smali do mnie cholewki, namawiając na kino, wspólny wypad za miasto. Sympatyczny, problem w tym, że żonaty.

Zmianę kończyłam o siedemnastej. Tomuś tego dnia przychodził o osiemnastej, więc poszłam na spacer. To znaczy miałam taki zamiar, ale byłam tak zmęczona, że przesiedziałam godzinę na ławce na pobliskim skwerku. Czerwiec w W. wygląda zupełnie inaczej niż w moim miasteczku. Tam czuć zapach kwiatów, drzew i trawy. Tu – lepiej nie mówić.

Z ulgą wróciłam do hotelu. Tomuś był już na posterunku. Poczekałam, aż załatwi klientów i podeszłam do kontuaru. Poprosiłam, żeby sprawdził, kto wczoraj mieszkał w pokoju dwieście siedemnaście.

– W zamian kino? – nie rezygnował.

– W zamian się zastanowię, obiecuję – uśmiechnęłam się miło.

Poczerwieniał i zajrzał do komputera.

– Ciekawe – powiedział. – Ten facet…

– Możesz iść na papierosa – w drzwiach do biura na zapleczu recepcji stał pan W.

Serce mi zamarło i ostatkiem sił zwalczyłam odruch ucieczki. On wciąż jest w pracy? Tomuś zniknął jak duch, mamrocząc podziękowania, a pan W. podszedł do kontuaru i spojrzał na ekran.

– Po co pani adres tego gościa? – spytał.

No to przyszedł na mnie czas, pomyślałam. Za mniejsze przewinienia wyrzuca ludzi z roboty. Aż szkoda, powiedziała kiedyś Sylwia, jedna z recepcjonistek. Taki przystojny, samotny. Podobno wdowiec, a zatem do wzięcia. Ale drań. Ale cóż, dodała z westchnieniem, nikt nie jest idealny, a mąż na stanowisku nie musi.

– I tak pan nie uwierzy – odparłam. – Ale proszę mi uwierzyć, potrzebuję tego adresu.

– Dlaczego? – jego ciemne oczy przewiercały mnie na wylot.

Zawsze patrzył na mnie długo, dłużej niż na innych. Zawsze też, kiedy spotykaliśmy się przelotnie, miałam wrażenie, że chce mi coś powiedzieć, ale rezygnuje w ostatniej chwili. To było męczące, tak samo jak sny, które ostatnio mnie prześladowały prawie co noc. Jak mnie wyrzuci, wreszcie będę miała spokój.

– Jak powiedziałam…

– Nie uwierzę? Bywam dość naiwny.

Prychnęłam.

– Pan? – nie mogłam uwierzyć. – W życiu nie spotkałam nikogo, kto byłby tak przenikliwy. Nic panu nie umyka i rozpoznaje pan każdy szwindel.

Uśmiechnął się. Nigdy wcześniej nie widziałam, jak się uśmiecha. Serce zabiło mi mocniej i poczułam, że robale w brzuchu znów się obudziły.

– Cieszę się, że ktoś zauważył, że nie jestem z urodzenia złośliwy i wredny, tylko próbuję zaprowadzić porządek. Jeśli ma pani ważny powód, dogadamy się.

Ostatnie spotkanie z Marzenką

Wiedziałam, że tej przeszkody nie obejdę. Trudno, raz kozie śmierć. Pokazałam mu obrączkę i powiedziałam wszystko.

– Nie wiem, skąd ona wiedziała, że będę sprzątać ten pokój, ani że coś znajdę. Ale tym bardziej czuję, że muszę spełnić jej prośbę. To chyba nic złego?

Pomyślał chwilę, po czym znów spojrzał na ekran monitora.

– Ten pan jest z W. Wynajął pokój na jedną noc. Skoro zostawił obrączkę w szufladzie, to znaczy, że… – zawiesił głos.

– …że zdradził żonę – dokończyłam.

– To znaczy, że mu nie ufam, dlatego pojedziemy tam razem.

Patrzyłam na niego długo i nagle poczułam, że tego właśnie chcę. Iść tam z nim. Pan W. kończył pracę o osiemnastej. Pojechaliśmy jego samochodem do W. i oddaliśmy obrączkę do rąk własnych hotelowego gościa. Był przerażony, wdzięczny i chciał nam zapłacić za milczenie. Może gdybym była sama, wzięłabym ten tysiąc, bo to był dla mnie majątek, ale obok mnie stał pan W., zatem udawałam, że jestem ponad to.

Kiedy wracaliśmy do centrum, pan W. zaproponował pizzę, bo był głodny. Mnie też porządnie burczało w brzuchu. I tak to się zaczęło. Pół roku później Karol, znaczy pan W., poprosił mnie o rękę, a kiedy się zgodziłam, zaproponował, bym wprowadziła się do jego mieszkania. Koniec z dojazdami!

Tamtego dnia ostatni raz wracałam koleją do S. Patrzyłam na pasażerów i wspominałam ostatnie lata spędzone w podróży. Myślałam ciepło o mojej przyjaciółce z pociągu. Kiedy okazało się, że od pierwszego dnia pracy w hotelu wpadłam Karolowi w oko, tylko on jako szef nie miał śmiałości tego okazać, zrozumiałam, że pani Marzena od początku wiedziała, że mamy się z Karolem ku sobie. Ja też byłam w nim zakochana, tylko z jakiegoś powodu nie docierało to do mnie.

Tak bardzo mi jej brakowało. Chciałam ją spotkać i za wszystko podziękować. Wysiadłam na stacji w S. i chwilę stałam, patrząc na odjeżdżający z peronu pociąg. I wtedy w oknie naszego wagonu – tam, gdzie zawsze siadywałyśmy – zobaczyłam panią Marzenę. Patrzyła na mnie i uśmiechała się. Już wiedziałam. Odwzajemniłam uśmiech.

– Dziękuję – powiedziałam cicho.

Skinęła głową. A potem znikła.

Czytaj także:
„Wuj uknuł intrygę, by zemścić się na moim ojcu. Przyczyną spisku była moja matka, a główną ofiarą – ja”
„Nie byłem przekonany do sanatoryjnych miłostek ojca. Jego zauroczenie niemal zakończyło się wyprawą na tamten świat”
„Dla rodziców mój brat był majętnym człowiekiem sukcesu. Do momentu, gdy w drzwiach stanęli policjanci z listem gończym”

Redakcja poleca

REKLAMA