„Niby na weselu byli sami swoi, a i tak relacja z imprezy trafiła do sieci... Nie dostałam przez to awansu”

Szef znalazł zdjęcia z imprezy w internecie fot. Adobe Stock, Magryt
W dobie internetu, nawet gdy się jest zwykłym człowiekiem, nie żadnym celebrytą, trzeba uważać na fotografów. Za dobrą zabawę na uroczystości rodzinnej nie otrzymałam upragnionego awansu, a panna młoda, która wrzuciła zdjęcia do sieci... nawet nie zapytała mnie o zgodę.
/ 29.06.2021 09:49
Szef znalazł zdjęcia z imprezy w internecie fot. Adobe Stock, Magryt

- Dawno się tak nie wybawiłam! – powiedziałam do męża po powrocie ze ślubu swojej bratanicy.

Agnieszka urządziła wesele w starym stylu, sprosiła chyba ponad setkę gości. Dzięki temu miałam okazję zobaczyć po latach dalekie kuzynki. To był świetni pomysł. Kto by pomyślał, że wciąż całkiem żwawe z nich babeczki.

Szalałyśmy z mężami, swoimi i nie swoimi, do białego rana. Dobrze, że wzięłam buty na przebranie, bo inaczej bym chyba wracała do domu na bosaka, tak mnie stopy bolały po tych tańcach. Całe były opuchnięte, nawet kiedy już się trochę przespałam.

Mąż przygotował mi miednicę z wodą z dodatkiem pachnącej soli, abym je sobie dobrze wymoczyła. Trzymałam je w wodzie przez pół niedzieli, bo w poniedziałek trzeba było iść do pracy.

Dobrze, że do tego czasu i alkohol mi z głowy wywietrzeje – śmiałam się.

– Oj, popiliśmy sobie, popiliśmy – wtórował mi mąż gromkim śmiechem. - Trunków państwo młodzi nie poskąpili, a my za kołnierz nie wylewamy. W końcu na weselu byli sami swoi, prawda?

– Jakby co, to wszystko zostanie w rodzinie – stwierdziła moja bratowa, która po północy zrzuciła niewygodne pantofle i pląsała po parkiecie boso.

Nikt już o tej porze nie zwracał uwagi na fotografaktóry wciąż jeszcze plątał się między gośćmi, sam już nieźle podchmielony i pstrykał, pstrykał, pstrykał…. Kto by się tam nim przejmował, w końcu takich zdjęć państwo młodzi na pewno nie wkleją do weselnego albumu.

Szef wezwał mnie i zaczął, nie owijając w bawełnę

Jestem osobą starej daty, dla mnie album ślubny to wydrukowane odbitki włożone starannie w przegródki z folii.

Internet ledwo w ogóle ogarniam, nie miałam więc pojęcia o żadnych portalach społecznościowych czy też wrzucaniu zdjęć do „chmury”.

Sama, jak wracałam z wakacji i chciałam się podzielić z przyjaciółmi wrażeniami, to ich po prostu zapraszałam do siebie na wino i oglądanie fotografii. Okazało się jednak, że teraz takie zachowanie przechodzi już do lamusa. A zdjęcia prywatne może teraz obejrzeć każdy, o czym przekonałam się dość boleśnie.

W niecały miesiąc po weselu Agnieszki poczułam w biurze wokół siebie dziwną atmosferę. Jakieś szepty i uśmieszki za moimi plecami... A nawet bezczelnie bezpośrednie komentarze.

– Pani Haniu, pani to się dopiero potrafi bawić – powiedział do mnie jeden kolega.

– A poprawiny były? – dodał inny.

„O czym oni mówią?” – zastanawiałam się zaniepokojona i naprawdę nic sensownego nie przychodziło mi do głowy, dopóki nie wezwał mnie szef na poważną rozmowę. On już nie owijał w bawełnę.

– Pani Haniu, jako nasza najstarsza księgowa była pani brana na poważnie jako kandydatka na stanowisko głównego księgowego w centrali. Ale w tej sytuacji…

– Nie rozumiem... – bąknęłam.

– No cóż, nie mogę polecić na to stanowisko kogoś, kto lubi wypić i nie w każdej sytuacji potrafi się zachować.

Ja lubię wypić? – byłam w szoku. – Nie mam pojęcia, o czym pan mówi, panie dyrektorze. Jeśli ktoś coś o mnie naopowiadał, to mogę przysiąc, że to bzdura.

– No cóż, pewnie także bym tak sądził, gdybym nie zobaczył na własne oczy… – dyrektor wzniósł spojrzenie do nieba, po czym pochylił się do mnie i stwierdził dość poufale: – Pani Haniu, na przyszłość mogę pani jedynie doradzić, aby nie umieszczała pani swoich zdjęć w sieci. Ja rozumiem wszelkie słabości, ale im mniej ludzie wiedzą o tym, co robimy prywatnie, tym lepiej. Zwłaszcza gdy chodzi o tak delikatne kwestie jak... picie dużych ilości alkoholu.

Bratanica nie zapytała, czy sobie tego życzę

Wyszłam z gabinetu dyrektora zdumiona i przerażona. Niemal oskarżył mnie o to, że jestem alkoholiczką! Dlaczego? Naprawdę nie rozumiałam, co się dzieje. Złapałam w korytarzu jednego z handlowców, takiego, co to go zawsze lubiłam, i zapytałam otwarcie, o co chodzi, i dlaczego ludzie się ze mnie śmieją.

– To pani nie wie? – zrobił wielkie oczy, po czym pokazał mi w sieci… stronę weselną mojej bratanicy, a na niej pełną relację zdjęciową z wesela.

– O matko... – tylko jęknęłam, widząc siebie z rozwianym włosem i czerwoną twarzą, jak wykonuję rozmaite wygibasy na parkiecie to z jednym, to z drugim facetem.

Kto z pracy mógł wiedzieć, że mężczyzna, z którym tańczę ogniste tango, jest moim szwagrem, mężem, albo bratem? I kogo to obchodziło w biurze? Dla nich zwyczajnie brałam udział w czymś, co wyglądało na pierwszy etap jakiejś orgii.

Ale to był ślub mojej bratanicy. Ciekawe, jak sami się zachowujecie na weselach. Na pewno nie jak zakonnicy” – chciałam wszystkim wykrzyczeć, ale czułam, że to by tylko pogorszyło moją sytuację.

Pretensje mogłam mieć jedynie do Sandry, że nawet nie zapytała, czy sobie życzę, aby moje zdjęcie znalazło się sieci. Przez moment rozważałam, czy jej nie uświadomić, że ta fotorelacja z wesela kosztowała mnie awans. I może powinnam to zrobić, aby pilnowała się na przyszłość, jednak po namyśle z tego zrezygnowałam. Po co jej robić przykrość „w prezencie ślubnym”? Co się stało, to się nie odstanie.

Pstryk i po awansie...

Czytaj także:
„Nie szukałam miłości, panicznie bałam się dzieci. Wtedy w moim życiu pojawił się on i… jego córka”
„Dostałam pracę tylko dlatego, że nie grzeszę urodą. Żona prezesa bała się, że ze ślicznotką ją zdradzi”
„Zerwałam kontakt z przyjaciółką, bo podróżowała i świetnie zarabiała. Potem zrozumiałam, że byłam zazdrosną jędzą”

Redakcja poleca

REKLAMA