„Zerwałam kontakt z przyjaciółką, bo podróżowała i świetnie zarabiała. Potem zrozumiałam, że byłam zazdrosną jędzą”

kobieta, która jest zazdrosna o sukcesy przyjaciółki fot. Adobe Stock, pressmaster
Miałam kiepsko płatną pracę, a poza tym wolałam się skupić na dzieciach. Sukcesy Anity mnie nie cieszyły - zerwałam z nią kontakt. A jednak to ona zaoferowała mi nową pracę, gdy zostałam zwolniona podczas pandemii...
/ 28.06.2021 14:46
kobieta, która jest zazdrosna o sukcesy przyjaciółki fot. Adobe Stock, pressmaster

W liceum nie było lepszych kumpelek niż ja i Anita. Razem się uczyłyśmy, chodziłyśmy na imprezy, biegałyśmy po sklepach, przeżywałyśmy swoje pierwsze miłości. Gdy Anita miała jakiś problem, rzucałam wszystko i pędziłam jej na ratunek, a ona odwdzięczała mi się tym samym. Byłyśmy jak papużki nierozłączki. Po maturze nasze drogi nieco się rozeszły. Przyjaciółka poszła na studia menedżerskie, szybko znalazła pracę w korporacji z branży IT, awansowała.

Ja wybrałam inne życie – mąż, dzieci i może niezbyt dobrze opłacana, ale za to w miarę spokojna i, jak mi się wydawało, pewna praca w recepcji jednego z niewielkich hoteli w naszym mieście. Przez dziesięć lat (z przerwą na wychowywanie dzieci) trwałam za tym samym kontuarem i witałam gości, a w domu gotowałam, sprzątałam… Tymczasem Anita pięła się na szczyt, jeździła po świecie.

Nie powiem, wciąż do mnie dzwoniła, wpadała na pogaduchy, zapraszała na wspólne wypady do sklepów…

Ale te nasze spotkania zamiast, jak dawniej, sprawiać mi wielką przyjemność, coraz bardziej mnie denerwowały. Gdy opowiadała o swoich podróżach, karierze, kupowała markowe ciuchy, na które nie było mnie stać, czułam się jak uboga krewna. Zastanawiałam się, po co utrzymuje ze mną kontakt. Przecież żyłyśmy w zupełnie innych światach. „Czyżby chciała pokazać, że jest ode mnie lepsza?” – kołatało mi się coraz częściej po głowie. Gdy któregoś razu zadzwoniła i zaproponowała spotkanie w drogiej restauracji, nie wytrzymałam.

– Nie stać mnie! – warknęłam.
– O to się nie martw. Ja zapraszam.
– Obejdzie się, nie potrzebuję łaski!
– Jakiej łaski? Po prostu zarabiam więcej od ciebie, więc…
– Więc postanowiłaś mi to po raz kolejny przypomnieć? Żeby mnie zdołować?
– Przecież jesteśmy przyjaciółkami…
– Byłyśmy, moja droga, byłyśmy. Nie pasujemy już do siebie. Wielka pani dyrektor i szara mysz z recepcji. Mamy tyle wspólnego, ile boks z baletem! – burknęłam i się rozłączyłam.

Nie odbierałam od niej telefonów, nie odpisywałam na maile…

Nie miałam ochoty dłużej z nią rozmawiać ani się więcej spotykać. Byłam tak rozżalona i wzburzona, że aż poskarżyłam się na zachowanie Anity mężowi. Opowiedziałam mu o wszystkich swoich podejrzeniach i przemyśleniach. Byłam przekonana, że Jacek mnie zrozumie i, co najważniejsze, poprze. Tymczasem on dziwnie się uśmiechnął.

– Wiesz, co myślę? Że ty najzwyczajniej w świecie zazdrościsz Anicie sukcesów, podróży, drogich ubrań. I dlatego się tak na nią wściekasz – powiedział.
– Ja? Chyba żartujesz! Takie uczucia są mi obce! Po prostu nie pozwolę, by dłużej mną pomiatała! Mam swój honor!
– A ja jednak sądzę, że to zazdrość. I że jesteś dla niej niesprawiedliwa – odparł.

Miałam ochotę mu głośno wykrzyczeć, co myślę o takiej opinii, ale się powstrzymałam. Pomyślałam, że, jak to facet, niczego nie widzi i niczego nie rozumie. Poza tym, nie chciałam, by dzieci słyszały, jak się kłócimy. Są jeszcze małe, nic nie rozumieją. Do awantury więc nie doszło, ale ja nie zmieniłam zdania na temat Anity. Nie odbierałam od niej telefonów, nie odpowiadałam na maile. Z czasem przestała dzwonić i pisać. W duchu trochę żałowałam, ale szybko odpędzałam tę myśl. Złość była silniejsza.

No a potem pojawił się ten cholerny wirus i rząd nakazał zamknięcie hoteli. Wkrótce stało się jasne, że szybko ich nie pozwoli otworzyć i właściciele mojego od razu zwolnili wszystkich pracowników. Aż się popłakałam z żalu i bezsilności. Zdawałam sobie sprawę, że z pensji Jacka i „500 plus” nie zdołamy się utrzymać, opłacać rachunków i rat kredytu za mieszkanie. Zresztą, nie było przecież gwarancji, że i Jacka nie zwolnią.

Wiedziałam więc, że muszę znaleźć szybko jakieś nowe zajęcie, wszystko jedno gdzie

Obdzwoniłam znajomych, mówiłam, że jestem gotowa nawet sprzątać, byle tylko coś zarobić. Ale nikt nic dla mnie nie miał.

– Teraz zwalniają, a nie zatrudniają. Nie wiem już, co robić – pożaliłam się Jackowi.

Zastanawiał się chwilę.

– Słuchaj, a może zadzwonisz do Anity? Branży IT upadek nie grozi. Może ona coś dla ciebie znajdzie? – zaproponował.
– Zwariowałeś? To nadęta ważniaczka! Nawet palcem nie ruszy, by mi pomóc. Mój los w ogóle ja nie obchodzi! Gdyby było inaczej, już by do mnie zadzwoniła. Przecież ogląda wiadomości i pewnie się domyśla, że wylądowałam na zielonej trawce – prychnęłam.
– To ty zerwałaś z nią kontakty…
– No i co z tego?
– A to, że w tej sytuacji to ty powinnaś zrobić pierwszy krok.
– To bez sensu, pewnie nawet nie odbierze telefonu!
– Jak nie spróbujesz, to się nie dowiesz – podał mi komórkę.

Po rozmowie z Anitą długo siedziałam na kanapie czerwona ze wstydu

Z rozmową zwlekałam trzy dni. W wyobraźni już słyszałam, jak Anita udaje współczucie, niby użala się nad moim losem. A potem mówi, że nie ma dla mnie żadnej pracy. Mąż jednak naciskał. Wreszcie się poddałam. Ale obiecałam sobie, że jak tylko wyczuję najmniejszą nutkę fałszu w jej głosie, natychmiast zakończę rozmowę. Już dość miałam stresów.

Tego, co się potem stało, nie zapomnę do końca życia. Anita bardzo się ucieszyła z mojego telefonu. Nie robiła żadnych wymówek. Nie komentowała. Ba, nie musiałam jej nawet błagać o pomoc. Gdy wreszcie wydusiłam z siebie, co mi się przytrafiło, natychmiast mi przerwała.

– Szukasz pracy? – zapytała.
– Tak. Masz może jakiś pomysł? Bo ja wyczerpałam wszystkie możliwości.
– A wiesz, że chyba mam. Ale boję się zaproponować. Nie chcę, żebyś się obraziła.
– Wezmę wszystko! Nawet sprzątanie!
– Sprzątać na razie nie ma czego, bo większość z nas pracuje zdalnie, w domach. Zresztą tym się zajmuje zewnętrzna firma. Mam dla ciebie coś innego. Co prawda tylko na zastępstwo, ale przez półtora roku pracę masz pewną. A może nawet i dłużej.
– Co to takiego?
Moja asystentka jest w ciąży i za dwa tygodnie idzie na zwolnienie lekarskie. Zapowiedziała, że wróci do firmy najwcześniej po rocznym urlopie macierzyńskim. Jeśli więc chcesz, możesz ją zastąpić…
– Czy chcę? Pewnie!
– W takim razie wpadnij do mnie jutro. Wprowadzę cię w temat.
– Będę na pewno! I wiesz co? Bardzo ci dziękuję…
– Nie ma za co. Przecież jesteśmy przyjaciółkami. Prawda?
– Prawda – wymamrotałam tylko, bo na więcej nie było mnie stać.

Po rozmowie z Anitą długo siedziałam na kanapie czerwona ze wstydu. Zrobiłam w myślach rachunek sumienia. Zdałam sobie sprawę z tego, jaka byłam niesprawiedliwa wobec przyjaciółki, jak ją skrzywdziłam, źle oceniłam. Spojrzałam na męża. Także milczał, ale z jego oczu można było wyczytać: „A nie mówiłem? Zazdrość, kochanie, zazdrość”. Nie lubię mu przyznawać racji, ale wtedy musiałam…

Trochę się bałam, że sobie nie poradzę, ale okazało się, że ta praca przypomina pracę recepcjonistki. Najbardziej jednak cieszę się z tego, że między nami wszystko jest jak dawniej. W przerwach w pracy gadamy, śmiejemy się, wspominamy stare czasy. I snujemy plany, co zrobimy, gdy pandemia się skończy i życie zacznie wracać do normalności.

Czytaj także:
Zaszłam w ciążę z młodym kochankiem. Nie powiem mężowi
Dopiero po śmierci żony pogodziłem się z jedynym synem
Kiedy spalił się nam dom, dowiedzieliśmy się na kogo możemy liczyć

Redakcja poleca

REKLAMA