„Na studiach mieli mnie za bohatera, bo zagrałem na nosie komunistycznej władzy. Zrobiłem to... z miłości”

szczęśliwe zakochane starsze małżeństwo fot. Adobe Stock, WavebreakMediaMicro
„Przed pierwszym maja wracaliśmy nad ranem z imprezy, dobrze zrobieni. Zobaczyliśmy, że znowu rozwieszają na latarniach to czerwone, sowieckie paskudztwo, zamiast naszych barw narodowych. No i postanowiliśmy pozrywać wszystkie flagi...”.
/ 02.03.2022 07:38
szczęśliwe zakochane starsze małżeństwo fot. Adobe Stock, WavebreakMediaMicro

Niespodziewane spotkanie z kumplem ze studenckich czasów otworzyło skrzynię ze wspomnieniami. Mam ich wiele, lecz jedno wyjątkowe: patriotyczno… krawieckie.

W sobotnie przedpołudnie wybrałem się razem z Jurkiem, moim zięciem na giełdę rowerową. Chciałem rozeznać rynek, bowiem zbliżały się urodziny mojego pierworodnego wnuka, a mały wymarzył sobie właśnie rower. Taki już prawdziwy, bez bocznych kółek, w końcu – co podkreślał z dumą – skończyć miał siedem lat.

Toteż zabrałem właśnie jego ojca jako eksperta, ja już nie za bardzo nadążałem za rowerową modą, a chciałem kupić wnukowi coś naprawdę wypasionego. Chodziliśmy przez dłuższą chwilę między błyszczącymi chromem cudeńkami, musiałem się naprawdę dobrze zastanowić. Żeby nie było, że dziadek już wypadł z obiegu i na niczym się nie zna.

Właśnie pochylałem się nad rowerem, który wpadł mi w oko, gdy poczułem mocne klepnięcie w ramię. Zdziwiony odwróciłem się i zobaczyłem stojącego za mną wysokiego faceta w ciemnych okularach, z potężnym, piwnym brzuchem.

– Witaj, stary, kopę lat! Co tam? – zaśmiał się tubalnie i głośno.

Patrzyłem na niego z lekkim dystansem, bo zupełnie nie umiałem skojarzyć go z nikim znajomym.

– No, przecież ty jesteś Patriota, no nie? – facet zdjął ciemne okulary i dopiero w tym momencie go poznałem.

To był Wacek, kumpel ze studenckich czasów, mieszkaliśmy razem w akademiku. No i to przecież właśnie on ochrzcił mnie tą ksywką.

– Witaj, Wacek – roześmiałem się i serdecznie uścisnąłem mu dłoń. – Sorry, że cię nie poznałem, ale trochę się zmieniłeś… A to mój zięć, Jerzy. Właśnie szukam z nim czegoś dla wnuka…

– Słuchaj, trzeba uczcić takie spotkanie – Wacek nie pozwolił mi skończyć i popatrzył na mojego zięcia. – Serdecznie zapraszam obu panów na browarek i może na jakiego śledzika.

Widziałem, że zięć nie za bardzo był zadowolony z tego zaproszenia, ale okazja rzeczywiście była niecodzienna. Całe lata nie widzieliśmy się z Wackiem, nasze drogi po skończeniu studiów rozeszły się. A wspominać rzeczywiście było co, bo tym, co myśmy razem za naszych młodych lat przeżyli, obdzielić by można niejednego dzisiejszego młodziana, takiego chociażby jak Jurek…

– Ja za browarek dziękuję, bo prowadzę – zastrzegłem i popatrzyłem na zięcia. – Ale ty sobie wypij piwko, Juruś, posiedzimy trochę w ogródku jakimś, odsapniemy, pogadamy chwilę… Dobra?

Gdy usiedliśmy pod parasolem, Wacek zamówił napoje.

– A dla ciebie to co, mineralna tylko? – popatrzył na mnie i puścił oczko. – Dawniej nie pogardzałeś procentowymi napitkami, co, Patriota?

– Dawniej to były inne czasy, chłopie – mruknąłem. – A teraz, sam wiesz, dom, rodzina, trzeba dobry przykład młodym dawać – roześmiałem się. – No i nie nazywaj mnie już tak, przecież to już dawno nieaktualne.

– A właśnie, tato – zięć popatrzył na mnie uważniej. – To twój pseudonim jakiś jest? Ale czemu właśnie taki?

– Długo by gadać, a nie ma o czym za bardzo – chciałem go zbyć, lecz uparty Wacek nie pozwolił.

Zdążył wyżłopać już dobre pół kufla zimnego piwa i oczy mu się śmiały.

– Jak to nie ma o czym? – obruszył się. – Wiesz, młody, z twojego teścia to niezły był zawodnik, kiedy chodziło o zagrywki przeciw władzy ludowej! – kumpel z powagą popatrzył na Jurka. – Jak trzeba było jaką akcję zorganizować, manifestację przeprowadzić, ulotki roznosić, flagi zerwać… to on był pierwszy – pokiwał głową. – Działaliśmy wtedy w uczelnianym podziemiu i nawet jakoś nam się udawało. Nigdy nas milicja ani ZOMO nie zwinęli. Poza tym jedynym razem, podczas akcji przed świętem majowym… – uniósł kufel do góry.

– Dałbyś spokój, Wacek – przerwałem mu, bo wcale nie chciałem, aby kumpel opowiadał o tamtej nocy.

Zacząłem podjudzać kolegów

Właściwie to nikt o niej nie wiedział z moich bliskich. I dobrze, bo po prawdzie, wcale nie było się czym chwalić. Ale Wacek tak się rozochocił, że nie byłem w stanie go powstrzymać. A Jurek też już patrzył na niego z wielkim zainteresowaniem.

– Wiesz, chłopie, w tamtych czasach, za komuny, to na wszystkich lampach, na tramwajach, na bramach, przed każdym świętem państwowym, wisiały nie tylko nasze flagi państwowe, biało-czerwone, ale przede wszystkim te ichniejsze, czerwone – zaczął opowiadać Wacek. – No, komunistyczne. I nawet ich było więcej niż tych naszych. Nie wszystkim się to podobało, bo czerwone szmaty podkreślały nasze zniewolenie od sowietów. Więc jak tylko się dało, tośmy je zrywali! A wiesz, głowy mieliśmy wtedy młode, pełne ułańskiej fantazji, nie trzeba było nas do żadnego szaleństwa długo namawiać. Ot, wystarczyło, że jeden dał hasło – Wacek puścił do mnie oko. – Tak jak ty wtedy…

Pokiwałem głową, pomyślałem, że pewnie, zapał zawsze mieliśmy, zwłaszcza jak się wracało z jakiejś zabawy albo z imprezki w sąsiednim akademiku.

– No i pamiętasz, Edek, jak żeśmy wtedy wracali przed pierwszym maja z imienin Piotrka? – Wacek jakby czytał w moich myślach. – Świtało akurat, ciepło się już robiło, ptaki świergoliły jak szalone, a nam w duszy graaało!

– I ze łbów się kurzyło! – parsknąłem śmiechem, przerywając kumplowi.

– A tam, trochę się wypiło, wiadomo – skinął głową Wacek. – Ale ulice jeszcze puste były, jak to o świcie, tylko jakieś ekipy zawieszały na latarniach czerwone flagi na to majowe święto. No i nas złość taka porwała, że znowu to czerwone paskudztwo, a nie nasze barwy narodowe… I popatrzyliśmy jeden na drugiego, bez słów się rozumieliśmy – Wacek spojrzał na mnie, znowu puścił oko.

– To prawda – pokiwałem głową.

– Zwłaszcza tobie się nie podobały te ich czerwone szmaty, tak nas podjudzałeś, żebyśmy je pozrywali wtedy… Wszedłem ci na bary, pamiętasz? A na mnie wszedł Wiesiek, no i zerwaliśmy kilka. Więcej jeszcze zebrać by się nam pewnie udało, gdyby nas nie zwinął patrol milicji. Wpakowali nas wtedy do suki, zawieźli na komisariat, nawet pałą raz oberwałem, bo za głośno coś chciałem im tłumaczyć. I przesiedzieliśmy całe majowe święto w areszcie! Dobrze, że nas w ogóle do paki nie wsadzili, na kolegium się tylko skończyło. I wtedy do ciebie przylgnęła ta ksywa – Patriota.

Uśmiechnąłem się do tamtych młodzieńczych wspomnień.

Rzeczywiście od naszego powrotu z milicyjnego aresztu, kumple nie powiedzieli o mnie inaczej jak Patriota. I tak już zostało, do końca studiów. Gdybyście znali prawdziwy powód mojej odwagi!

Pogadaliśmy z Wackiem jeszcze chwilę, dobrze nam się wspominało dawne czasy. Ale widziałam, jak zięć się niecierpliwi, jak raz po raz spogląda na zegarek. No cóż, moja córka trzyma go krótko, zresztą nie tylko ona jego. W naszej rodzinie wszystkie kobiety silne.

Więc z żalem pożegnałem starego kumpla, wymieniliśmy się telefonami, obiecaliśmy sobie następne spotkanie. Czas było wracać do domu, nasze panie na pewno już z obiadem czekały.

Gdy siedzieliśmy w samochodzie, zięć nagle popatrzył na mnie z uwagą.

– Ale że ty, tato, byłeś taki dzielny, no, no – pokręcił głową z podziwem. – I z tych latarni flagi zdzierałeś dla idei. Jakbym w jakiejś książce czytał! Kto by pomyślał, że taki patriota z ciebie był wielki.

– Nie ma o czym gadać – uciąłem krótko. – Inne czasy były.

– Ale że w pace za komuny siedziałeś, o tym mógłbyś wspomnieć, chociażby dzieciakom. Byłyby dumne z takiego dziadka – nie dawał mi spokoju Jurek.

I w tym momencie zacząłem się śmiać. Bo gdyby mój zięć znał prawdziwą przyczynę, dla której ja tak dopingowałem wtedy kumpli do zrywania sowieckich flag z latarni, to nie zachęcałby mnie już do opowiadania tej przygody chłopcom. Bo nie było się czym chwalić wcale.

Chciałem zyskać w jej oczach

To były ciężkie czasy, wszystko na kartki, w sklepach pustki. Ale byliśmy młodzi, wiosna szła, dziewczyny chciały się ubrać jakoś modnie… Czego to one nie wymyślały, żeby uszyć sobie jakąś fajną kieckę, według szablonu wyciętego z przywiezionego z Zachodu żurnala. Sam byłem świadkiem, jak Basia, dziewczyna, w której się podkochiwałem, uszyła sobie kolorową spódnicę z pozszywanych męskich chustek do nosa, oczywiście nowych. Nawet takie chusteczki trudno było wtedy dostać!

Wiedziałem, że Basia marzy o czerwonej, letniej spódnicy, miała już do niej jakąś kupioną na bazarze amerykańską bluzeczkę na ramiączkach. Ale czerwony materiał, jak i żaden bardziej atrakcyjny, był nie do dostania w tamtych czasach w normalnym sklepie.

Kiedy więc zobaczyłem te powiewające w porannym wietrzyku flagi, w swej ułańskiej fantazji wymyśliłem sobie, że byłaby z nich świetna spódnica dla Basi. No i zyskałbym w jej niebieskich oczach dobre kilka punktów. Zwłaszcza że to płótno, z którego szyło się flagi, było naprawdę doskonałego gatunku…

Rzeczywiście po tej akcji, po nocy spędzonej w areszcie, zyskałem nie tylko ten patriotyczny przydomek, ale i wiele uznania w Basi oczach. I została moją żoną, chociaż nie przyniosłem jej wtedy materiału na spódniczkę. Nigdy jej też nie opowiedziałem tamtej historii. Po prostu się wstydziłem.

Ale teraz, po latach, doszedłem do wniosku, że może powinienem wreszcie zdradzić tajemnicę nocy w milicyjnym areszcie i prawdziwą przyczynę mojej niezwykłej determinacji w zrywaniu tamtych flag. Bo chociaż ta przyczyna była bardzo prozaiczna i niewiele wspólnego miała z bohaterskimi wyczynami, to może spodobałaby się Basi?

W końcu ten wariacki czyn świadczył wyłącznie o wielkim oddaniu wobec ukochanej kobiety, ryzykowałem, żeby zaskarbić sobie jej względy. Tym chyba nie każdy mężczyzna mógłby się poszczycić? I znowu zyskałbym kilka dodatnich punktów na swoim koncie…

Czytaj także:
„Zatrudniłam chłopaka z domu dziecka i pokochałam go jak syna. Już nie boję się o to, kto mi poda szklankę wody na starość”
„Żona odeszła bez uprzedzenia. Poszła do sklepu i nie wróciła. Nie zrobiła mi nawet kolacji przed wyjściem”
„Mąż zamiast na wakacje, zabrał mnie do letniskowego domku byłej żony. Wszystko przypominało mi, że jestem od niej gorsza”

Redakcja poleca

REKLAMA